Pożegnanie legendy Premier League. Jedyny piłkarz w swoim rodzaju. "Był, jest i będzie ideałem"

Pożegnanie legendy Premier League. Jedyny piłkarz w swoim rodzaju. "Był, jest i będzie ideałem"
Paul Chesterton/Fot.Pressfocus.pl
"Farewell, miss Iza, farewell", wołał Stanisław Wokulski na pożegnanie swojej miłości. Podobnie w minioną niedzielę reagowali kibice West Hamu United, którzy dziękowali swojej legendzie. Izabelę Łęcką i Marka Noble’a różni jednak kwestia zasadnicza, czyli przyczyna wzniosłych uczuć i powód okrzyków na rozstanie. Bo "The Hammers" nadal mają kogo kochać i swego ideału nigdy nie stracili.
Kiedy kibice West Hamu podążali na stadion w minioną niedzielę, łzy na ich twarzach były tak codziennym widokiem, jak gdyby byli pogrążeni w wielkiej żałobie. Nie płakali bowiem z powodem nadchodzącego starcia z Manchesterem City, przynajmniej nie w sensie dosłownym.
Dalsza część tekstu pod wideo
Faktycznie, mecz z "The Citizens" był do tego pretekstem, lecz na miejscu podopiecznych Pepa Guardioli mógł wtedy znajdować się Liverpool, Southampton, Burnley albo Norwich City. Nie o rywala szło, a o ostatni mecz Marka Noble'a przed własną publicznością. Mr. West Ham United zagrał swój ostatni akord i był to dźwięk piękny, czysty.
Tego święta nie ośmielił się zepsuć nawet Manchester City, który walczy przecież o mistrzostwo Anglii. O godne uhonorowanie Anglika zadbali także jego koledzy, którzy w tym meczu grali z pasją wynikającą z czegoś więcej niż tylko boiskowej potrzeby wygrywania każdego meczu. Oni w tym niedzielnym starciu grali dla swojego kapitana, legendy, mentora i człowieka, który w najtrudniejszych momentach potrafił wyciągnąć pomocną dłoń.
Czy to nadużycie? Bynajmniej. W końcu sam Łukasz Fabiański przyznał, że obroniony rzut karny, który mógł dać zwycięstwo Manchesterowi City, był nie dla niego, lecz dla Marka Noble'a, który nie mógł kończyć kariery jako przegrany.
Istnieje jednak zasadne podejrzenie, że nawet gdyby "The Hammers" się wówczas potknęli, to i tak każdy mniejszą wagę przykładałby do wyniku niż do pożegnania człowieka, który londyński klub wielbił całym sobą. Zawodnicy i piłkarze WHU żegnali swój ideał. Być może Mark Noble nie był najlepszym piłkarzem w historii tej wyjątkowej dyscypliny, ale dla londyńczyków był kimś, kim chciałby być każdy z nas. Wszystkim.

Złoty pierścionek

Nie ma słów, które we właściwy sposób oddałyby pasję, która łączyła obie strony. W żyłach Marka Noble'a po prostu płynął West Ham United. Pokazywał to przez wszystkie 18 lat, które spędził w londyńskim klubie. Zaliczył z nimi dwukrotne boje w Championship, był współautorem pamiętnego utrzymania w sezonie 2006/07, przeszedł ze swoją drużyną przez lata ligowego przeciętniactwa do momentu, w którym "The Hammers" bili się o finał Ligi Europy.
Po 549 spotkaniach dla WHU i 62 golach w barwach tej ekipy został postacią pomnikową, którą pod koniec traktowano z niemal boską czcią. Status ten Noble, dość paradoksalnie, osiągnął w sposób najprostszy z możliwych. Jeśli istnieje jakiś antyprzykład piłkarza wzniosłego, traktującego ludzi z góry, to doświadczony Anglik idealnie wpisuje się jego ramy. On całym sobą udowadniał, że futbol i West Ham są dla niego najważniejszymi kwestiami w życiu. Jego prawdziwymi miłościami. A o miłość dba się każdego dnia, nawet po 18 latach.
Miłość w sensie ogólnym odgrywała zresztą dość osobliwą rolę w historii Marka Noble'a. W końcu 15 maja, gdy doszło do jednego z najbardziej emocjonalnych pożegnań w ostatnich latach Premier League, Anglik zszedł do swojego miejsca, chwycił za miotłę i ten prawdopodobnie ostatni raz zrobił coś, co stało się jego nawykiem ale i symbolem wielkiej klasy. Zadbał o to, by szatnia lśniła czystością.
Noble nierozerwalnie kojarzy się z charakterystyczną fryzurą i bieganiem ze skrzyżowanymi młotami na piersi, lecz równie mocno z obrazkami po meczach, gdy kapitan bierze sprawę w swoje ręce i porządkuje szatnię. Można tutaj mówić o kindersztubie, o dawaniu przykładu młodszym, lecz właściwego powodu należy upatrywać we wspomnianej już miłości. Tym razem do żony.
- Kilka lat temu graliśmy z Sheffield United. Zostawiłem swoją obrączkę w szatni i kiedy tam wszedłem, zobaczyłem niesamowity bałagan. Od tego dnia obiecałem sobie, że to już się nigdy więcej nie powtórzy - tłumaczył Noble, cytowany przez "The Ahtletic".

Rzeczy, które robimy z miłości

Mark Noble jest dla West Hamu postacią pomnikową, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. W końcu, paradoksalnie, niewielu było piłkarzy w erze Premier League, którzy całą karierę poświęcili jednej drużynie. Oczywiście, były wypożyczenia do Hull City i Ipswich Town, gdy Anglik był na początku swojej drogi, ale transferu definitywnego do innej ekipy - nie. Takim osiągnięciem nie mogą się przecież pochwalić nawet Frank Lampard czy Steven Gerrard.
Noble należy zatem do generacji piłkarzy starej daty, którzy są szalenie przywiązani do jednego zespołu. Oczywiście, legendom Chelsea i Liverpoolu nie można niczego odbierać, lecz to doświadczony pomocnik "The Hammers" trwał przy swoim zespole do samego końca. Być może to podejście naiwne, lecz miłość łącząca Noble'a z 60 tysiącami kibiców, którzy gromadzą się na London Stadium, była miłością czystą.
Anglik dbał bowiem nie tylko o to, by jego drużyna miała dobrą opinię wśród obsługi rozmaitych obiektów. Nie tylko grał dla jednego klubu przez 18 długich lat. Nie tylko przyczynił się do sukcesów oraz obronną ręką wychodził z sytuacji nader trudnych. Mark Noble przy tym wszystkim dbał o ludzi, którzy go otaczają, bo to oni nierozerwalnie tworzą West Ham United.
W całym londyńskim klubie nie ma osoby, która nie darzyłaby wieloletniego kapitana wielkim szacunkiem. Jakże mogłoby być inaczej, skoro 35-latek często był głosem szatni. Głosem uczciwym, który nie bał się bezpośredniej konfrontacji z włodarzami. Gdy do WBA sprzedany został Grady Diangana, to właśnie Mark Noble zabrał głos i skrytykował decyzję zarządu.
Świadectw na oddanie Noble'a jest oczywiście więcej. Byłym kolegom z zespołu pomagał w otrzymaniu lepszej pracy, pozostałym organizował mecze towarzyskie z West Hamem. Przyjaciele z dzieciństwa otrzymywali przez niego mieszkania, natomiast każdy zawodnik, który dołączył do "The Hammers" za jego kadencji, był witany z otwartymi ramionami. Na pewnym etapie swojej kariery Mark Noble wyszedł daleko poza kwestie boiskowe. Pełnił rolę najlepszego specjalisty od HR, marketingu, działał też niemal jak dyrektor sportowy i społecznik.
W kwietniu 2020 roku przekazał 35 tysięcy funtów na rzecz osób, które zostały poddane izolacji z powodu COVID-19. Po treningu, jak podaje "The Athletic", Anglik rzadko decydował się na natychmiastową podróż do domu. Zamiast tego jechał do Stratford Circus Arts Centre, by wydawać gorące posiłki głodnym dzieciom, które dla Noble'a zawsze były szczególnie ważne.
- Pamiętam, gdy ty i Robert Snodgrass odwiedziliście Islę w szpitalu w Barcelonie. Byliście w okolicy i zadzwoniliście z zapytaniem, czy możecie przyjść. Oboje bawiliście się z Islą przez kilka godzin i zawsze będę za to wdzięczna. Kiedy West Ham grał mecz po śmierci Isli, klub nosił różowe opaski. Podpisałeś niektóre i wysłałeś je do mnie. To tylko pokazuje, jak dobry jesteś - napisała matka małej Isli w liście, który został opublikowany na łamach "The Athletic".
- Większość pieniędzy, które dostaliśmy na opłacenie leczenia Isli, była związana z tym, że wziąłeś ją na boisko. To dało nam tak wiele, ale co najważniejsze, dało nam trzy kolejne lata z Islą. Teraz zaczynam o tym myśleć emocjonalnie. Miała na sobie małą różową czapkę i miała wtedy tylko dwa lata. To jest coś, czego nie można kupić za pieniądze. Bardzo ci dziękuję - dodała Nikki Caton.

Piłkarski mózg

W całej karierze Marka Noble'a jest tylko jeden brakujący element. Lata wiernej posługi dla West Hamu United i gry, która często wykraczała poza ligową średnią, nie przyniosły pomocnikowi występów w reprezentacji Anglii. Chociaż teraz liczni trenerzy i eksperci rozpływają się nad piłkarską i człowieczą klasą Noble, to przez lata nie było nikogo, kto byłby w stanie dać mu szansę występu dla "Synów Albionu".
Powołania otrzymywali Fabian Delph, Danny Drinkwater, ale Noble tego zaszczytu nie dostąpił. Czy to błąd? Możliwe, w końcu mówimy o jednej z legend Premier League, a tego statusu nie da się wypracować za zaczesane włosy i przyklejenie się do jednego klubu na kilkanaście lat.
Tu nigdy nie chodziło o to, aby Noble'a stawiać na piedestale. Zdecydowanie byli zawodnicy lepsi od niego, ale trafiał się też szereg graczy znacznie gorszych. Kilka lat temu był etap, na którym Anglik na powołanie zwyczajnie zapracował. Tak się jednak nie stało i doświadczony pomocnik trafił do pierwszego szeregu piłkarzy, którzy nigdy nie zagrali w angielskiej kadrze, chociaż na to zasługiwali.
- Gdyby mój chłopak był tylko nieco szybszy, pewnie zagrałby dla reprezentacji Anglii. Z pewnością miał piłkarski mózg - stwierdził ojciec Marka Noble'a.
- Piłka nożna to sport, który znacznie łatwiej wygląda z boku niż kiedy rzeczywiście gramy. Szczególnie na poziomie Premier League. Warto o tym pamiętać - napisał Gary Lineker, który bronił futbolowej klasy Noble'a.
Z ich podejściem zgadza się Pep Guardiola. Jeśli ktokolwiek w piłkarskim świecie może mieć nosa odnośnie przyszłych trenerów i zawodników, którzy rzeczywiście rozumieją tę dyscyplinę, to Katalończyk należy do tego wąskiego grona z całą pewnością.
- Niestety Noble będzie też jednym z ostatnich takich przypadków w naszym świecie. Dlatego mam nadzieję, że pozostanie przy piłce. Jego doświadczenie, jego wiedza mogą być niezwykle przydatne dla całego angielskiego futbolu - powiedział trener po meczu WHU - Manchester City.
Tak, Mark Noble nigdy nie zagrał dla reprezentacji Anglii. Nie oznacza to jednak, że 35-letni piłkarz nie przyczyni się do dalszego rozwoju futbolu na Wyspach. W pewnym sensie już to zrobił, bo dla całkiem pokaźnego grona kibiców West Hamu United jest odniesieniem nie tylko w kwestiach boiskowych, lecz także moralnych.
Pożegnania Marka Noble'a i Izabeli Łęckiej łączą jedynie łzy osób rozstających się i wielkie emocje, które ulatywały wówczas spomiędzy warg. Jednak Stanisław Wokulski rozstawał się wówczas ze swoimi ideałami, zrywał z imaginacją, którą wytworzył sam i sam starał się utrzymywać. Kibice West Hamu United z niczym zrywać nie muszą, bo dla nich pewien pomocnik z Canning Town ideałem był, jest i będzie.

Przeczytaj również