Przed nimi kłaniał się cały świat. FC Barcelona nigdy nie będzie sobą bez najlepszego trio w historii

Przed nimi kłaniał się cały świat. Barcelona nigdy nie będzie sobą bez najlepszego trio w historii
Christian Bertrand/shutterstock.com
Ostatnie tygodnie nie są miłym okresem dla sympatyków FC Barcelony. Klub stracił mistrzostwo Hiszpanii na rzecz Realu Madryt, Quique Setien zawodzi wszelkie oczekiwania, a Leo Messi otwarcie demonstruje bezsilność. Gdzieś na Camp Nou ulotniła się magia, która jeszcze kilka lat temu potrafiła oczarować cały świat. Gdy w Katalonii rządził tercet Messi-Suarez-Neymar, wszystko układało się pomyślnie.
Niespełna miesiąc temu minęła szósta rocznica ogłoszenia transferu urugwajskiego snajpera do “Blaugrany”. Wszyscy zdawali sobie sprawę ze sporej jakości przybysza z Liverpoolu, jednak chyba nikt nie przypuszczał, co zainicjuje przybycie “El Pistolero”. Luis Suarez stanowił ostatni element misternie skonstruowanego tercetu, który zaprowadził “Dumę Katalonii” na szczyt. Miejsce znajdujące się obecnie jedynie w sferze odległych i niedostępnych marzeń sympatyków “Barcy”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Złe dobrego początki

Nim południowoamerykańska ofensywa maszyna podbiła Europę, Barcelona - podobnie jak dzisiaj - znajdowała się w ogromnym kryzysie na wszystkich płaszczyznach. Postawienie w roli trenera na Gerardo “Tatę” Martino zakończyło się fiaskiem, a klub po raz pierwszy od odejścia Franka Rijkaarda zakończył sezon z zerowym dorobkiem pucharowym. Nawet przyszli członkowie magicznego trio znajdowali się na wirażu własnych karier.
Pod względem sportowym Leo Messi mógłby nazwać rok 2014 jednym z najgorszych. Poza klęskami na arenie klubowej, Argentyńczyk poległ w finale mundialu. Nie udało mu się dorównać osiągnięciom Diego Maradony. Leo zawiódł w najważniejszym meczu, po którym wyglądał na zdruzgotanego przegapioną okazją. Do klubu wracał z łatką przegranego.
Również Neymar i Suarez borykali się z wielkimi problemami. Ten pierwszy zanotował stosunkowo słaby debiutancki sezon po przeprowadzce do Europy. Nie potrafił utrzymać wysokiej formy, często wypadał z powodu urazów. Z kolei Urugwajczyk nie mógł należycie celebrować wymarzonego transferu na Camp Nou. Słynny incydent z ugryzieniem Giorgio Chielliniego spowodował, że napastnik został wręcz wyklęty w środowisku piłkarskim. Wskutek zawieszenia, na boisko wrócił dopiero pod koniec października.
Pierwsze mecze ofensywnego tercetu nie napawały optymizmem. Pozbawiony rytmu meczowego Suarez bezsilnie błąkał się po murawie. Nie przypominał samego siebie z czasów gry na Anfield. Mierne wyniki spowodowały, że w Katalonii po raz kolejny zawrzało. Real przewodził w tabeli, Luis Enrique siedział na walizkach, czekając na zwolnienie, a w dodatku nasiliły się plotki o prawdopodobnym odejściu Messiego do Premier League. Oblicze zespołu powoli kierującego się w stronę dna odmienił jeden mecz.

Narodziny MSN

Kibice Barcelony zapewne dobrze pamiętają styczniowy wieczór sprzed pięciu i pół roku. Stawką spotkania przeciwko Atletico było utrzymanie stanowiska przez “Lucho” Enrique. Wszystko albo nic. Przekonujące zwycięstwo lub pożegnanie się z trenerem i start nowego projektu. Właśnie wtedy do głosu doszli najwięksi. Trio MSN po raz pierwszy zaprezentowało się jako zgrany kolektyw, w którym każdy trybik zapewnia prawidłowe funkcjonowanie katalońskiej układanki. Do historii przeszła celebracja uradowanych napastników.
W kolejnych meczach widoczne było niesamowite zgranie tego trio. Messi wiedział kiedy wypuścić prostopadłą piłkę do Neymara, ten znał na pamięć ruchy Suareza. I vice versa. Atak Barcelony przypominał niezmordowany trójkąt bermudzki, w którym nie giną statki czy samoloty, ale nadzieje rywali na korzystny rezultat. Chemia między tą trójką objawiała się w praktycznie każdym spotkaniu. Nieważne, czy naprzeciw stawał Eibar, czy ekipa “Los Blancos” z Madrytu. Oni umieli bawić się piłką. Przypominali grupkę przyjaciół, którzy wychodzą na murawę i dla zabawy pokonują najlepsze kluby świata.
- Świetnie radziliśmy sobie z Messim, a potem dołączył jeszcze Suarez. On był wisienką na torcie. Staliśmy się nierozłączni, wiedzieliśmy co robić w trakcie meczów, znaliśmy swoje ruchy. Jeśli chodzi o Barcelonę, to najbardziej tęsknię za grą z nimi - wyznał niedawno Neymar.

“Abrakadabra”

Sezon 2014/15 spokojnie zasługuje na miano szczytu formy brazylijskiego atakującego. Wychowanek Santosu został - ex-aequo z Messim i Cristiano Ronaldo - królem strzelców Ligi Mistrzów. “Blaugrana”, z fenomenalnym trójzębem na przedzie, dokonała konkwisty Starego Kontynentu, nie biorąc żadnych jeńców. Na drodze do najważniejszego europejskiego trofeum pokonała Manchester City, PSG, Bayern i Juventus, czyli czterech ówczesnych mistrzów krajowych rozgrywek. W międzyczasie odzyskała też prym w Hiszpanii, zdobywając dublet. Potrójna korona była uhonorowaniem i zwieńczeniem popisu latynoskiej mieszanki wybuchowej.
Chociaż w następnych latach nie udało się ponownie zdobyć Ligi Mistrzów, linia ofensywna nadal demonstrowała wielką siłę. W sezonie 2014/15 zdobyli we trzech 122 bramki, czym ustanowili europejski rekord. Po roku pobili to osiągnięcie, notując aż 131 trafień. Parafrazując pewną znaną przyśpiewkę o Willu Griggu, fani “Dumy Katalonii” mogli wówczas skandować “MSN’s on fire, your defence is terrified”.
- Jak motywuję moich napastników? To proste, mówię “abrakadabra” i dzieje się magia. Przed każdym meczem jedno “abrakadabra” i to wystarczy. Zawsze pracowałem z dobrymi napastnikami, ale tutaj mam najlepszych na świecie. Chcemy dostarczać im piłkę, a potem wszystko staje się łatwe - wyznał na jednej z konferencji Luis Enrique, którego dziennikarze zasypywali pytaniami o przepis na sukces MSN.
Sekret być może tkwił w tym, że cała trójka znalazła nić porozumienia nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. Messi, Suarez i Neymar stali się dobrymi przyjaciółmi, spędzali ze sobą mnóstwo czasu, niejednokrotnie nawet jeździli jednym samochodem na mecz. Ich współpraca nie kończyła się wraz z ostatnim gwizdkiem.
- Mamy podobne charaktery, często się śmiejemy, panuje znakomita atmosfera. Ludzie zwykle nie zwracają na to uwagi, ale to poprawia nasze wyniki. Moje dzieci i dzieci Leo często grają ze sobą. Neymar jest młodszy, więc czasem traktujemy go trochę jak młodszego brata - mówił kilka lat temu Suarez cytowany przez “Bleacher Report”.

Było miło, ale…

Wszystko mogłoby się toczyć spokojnym rytmem do dzisiaj, gdyby nie szokująca decyzja Neymara o przejściu do PSG. Przypieczętowanie hitowego transferu oficjalnie zakończyło autorytarne panowanie MSN. Po magicznym tridente pozostało dziewięć zdobytych pucharów oraz wybitne statystyki. Choć brzmi to jak dorobek z gry komputerowej, Messi, Suarez i Neymar w ciągu trzech sezonów strzelili 364 goli oraz dołożyli do tego 173 asysty. Kosmos. Rekord, który jeszcze przez długie lata może nie znaleźć nowych właścicieli.
Na Camp Nou z nutką nostalgii i melancholii mogą wspominać osiągnięcia tej trójki. Messi i Suarez nieprzerwanie brylują w bordowo-granatowych trykotach, jednak ofensywa jest pozbawiona ostatniego elementu. Jak w brydżu brakuje czasem czwartego gracza, tak w Barcelonie ewidentnie nie ma trzeciego napastnika na odpowiednim poziomie. Na występy Philippe Coutinho i Ousmane’a Dembele pozostaje spuścić zasłonę milczenia. Antoine Griezmann także nie wynagrodził utraty Neymar. Nowy tercet dobrze prezentował się wyłącznie na papierze.
Koniec MSN zapoczątkował ofensywne problemy zespołu, które ciągną się do dzisiaj. Za dwa dni piłkarze Barcelony podejmą w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Napoli i wcale nie można ich uznać za jednoznacznego faworyta. "El Pistolero" coraz częściej zacina się w Lidze Mistrzów, Griezmann miewa zaledwie przebłyski, tylko Messi jest gwarantem jakości. A jeszcze parę lat temu neapolitańczycy nie mieliby z Barçą żadnych szans. Zjawiskowy tercet rozszarpałby defensywę złożoną z Elseida Hysaja czy Mario Ruiego. Te czasy już nie wrócą.
Messi, Suarez i Neymar dokonywali czegoś historycznego. Nikt wcześniej, ani później, nie kolekcjonował bramek z taką łatwością i intensywnością. Obserwując ich, trudno było uwierzyć, że znają się od ledwie paru lat, a nie od dzieciństwa. Uczynili z murawy prywatny cyrk, gdzie co tydzień serwowano nowy repertuar spektakularnych i niepowtarzalnych zagrań. Wystarczy odświeżyć w pamięci legendarny rzut karny z Celtą, gdy Messi chciał wyłożyć piłkę Neymarowi, a akcję sfinalizował Urugwajczyk. La zabawa w najlepszym wydaniu.
Z nimi w składzie Barcelona obchodziła święto Trzech Króli praktycznie w każdym meczu. Dziś celebrować mogą jedynie 6 stycznia.

Przeczytaj również