Reprezentacja Polski. Przegląd wojsk przed Łotwą. Polacy w nierównej formie, ale są powody do optymizmu

Przegląd wojsk przed Łotwą. Biało-Czerwoni w nierównej formie, ale są powody do optymizmu
MediaPictures.pl / shutterstock.com
Jeszcze nie wybrzmiały ostatnie słowa znanej przyśpiewki „Nic się nie stało…” po porażce ze Słowenią, jeszcze nie umilkły odgłosy ziewania po bezbramkowym remisie z Austrią, a nasza kadra znów wraca do gry. Już jutro Biało-Czerwoni staną naprzeciw Łotwy w meczu wyjazdowym. W jakiej formie znajdują się podopieczni Brzęczka przed starciem z ostatnią drużyną w naszej grupie?
Miesiąc, który minął pomiędzy jednym zgrupowaniem, a drugim naprawdę wiele zmienił. Sytuacja kilku kadrowiczów uległa diametralnej poprawie, ale nie można też zapominać o przypadkach zawodników, którzy najpewniej chcieliby szybko zapomnieć o minionych dniach z powodu spadku swojej formy. Ale zacznijmy od początku…
Dalsza część tekstu pod wideo

Szczęsny numerem 1

Chyba tylko najstarsi górale pamiętają zgrupowania, przed którymi nie toczył się szereg debat w kwestii pozycji bramkarza. Tym razem takie dyskusje nie będą miały miejsca, ponieważ kontuzji uda w trakcie spotkania przeciwko Bournemouth doznał Łukasz Fabiański.
Uraz golkipera West Hamu sprawia, że bez wątpienia w nadchodzących spotkaniach drogi do bramki reprezentacji Polski będzie strzegł Wojciech Szczęsny. Z całym szacunkiem do Skorupskiego oraz Majeckiego, ale trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której Brzęczek decyduje się posadzić Szczęsnego na ławce w obliczu absencji „Fabiana”.
Zwłaszcza, że 29-letni golkiper znajduje się w bardzo dobrej dyspozycji. W ostatnim miesiącu Polak zanotował czyste konta w starciach z Fiorentiną i Bayerem Leverkusen, a jego interwencje np. w spotkaniu przeciwko Interowi pozwoliły „Starej Damie” powrócić na fotel lidera Serie A.

Dziurawa defensywa

Miejmy nadzieję, że Szczęsny przełoży dobrą formę z włoskich boisk na występy z „orzełkiem” na piersi, ponieważ pozostali członkowie naszej linii obrony, delikatnie mówiąc, nie imponowali dyspozycją w ostatnich tygodniach. Rywalami Biało-Czerwonych będą „tylko” Łotysze i Macedończycy, aczkolwiek nawet przeciwnicy z tej półki mogą sprawić pewne problemy polskim defensorom.
Wszak Kamil Glik wraz z Monaco okupuje dopiero 16. miejsce w Ligue 1. Trudno, żeby było inaczej skoro mówimy o klubie, który w ciągu dziewięciu kolejek stracił 19 (!) bramek. Przykro to pisać, ale głównym winowajcą tego fatalnego stanu rzeczy w drużynie z Księstwa jest właśnie Kamil Glik. Choćby za ostatni mecz przeciwko Montpellier Polak otrzymał najniższą ocenę od magazynu L’Equipe.
Dyspozycja partnera Glika ze środka obrony, czyli Jana Bednarka również nie napawa optymizmem. 23-latek fatalnie prezentował się przeciwko Chelsea, gdzie w większym lub mniejszym stopniu maczał palce we wszystkich traconych golach, czy w starciu z Bournemouth, gdy, choć brzmi to komicznie, zanotował asystę do Calluma Wilsona. Równie próżno szukać pozytywów w grze Bartosza Bereszyńskiego. O dyspozycji Polaka oraz jego partnerów najlepiej mówi pozycja Sampdorii w tabeli - 20.
I w tej beczce dziegciu, zwanej inaczej polską linią obrony, jedyną łyżką miodu jest Arkadiusz Reca. 24-latek wreszcie odnalazł miejsce w pierwszym składzie Spal oraz przede wszystkim dobrą formę. Były zawodnik Wisły Płock w pełni wykorzystuje minuty, którymi obdarowuje go Leonardo Semplici.
Do regularnej gry wrócił także Maciej Rybus, którego od pewnego czasu wreszcie omijają kontuzje. Od ostatniego zgrupowania zawodnik Lokomotivu zagrał niemal 500 minut, z czego 180 w Lidze Mistrzów przeciwko nie byle jakim rywalom - Bayerowi i Atletico.
W ostatnich latach główną bolączką polskich selekcjonerów była pozycja lewego obrońcy, jednak teraz sytuacja obróciła się o 180 stopni. Brzęczek będzie musiał głowić się nad tym czy wystawić Recę czy Rybusa, podczas gdy forma Glika, Bednarka i Bereszyńskiego pozostaje niewiadomą.

Druga młodość weteranów linii pomocy

Przechodzimy nieco wyżej, do formacji, w której ostatnimi czasy dzieli i rządzi Grzegorz Krychowiak. Po latach marazmu, sinusoidalnej formy i borykania się po różnych klubach Europy 29-latek wreszcie osiadł na stałe w Rosji, gdzie bryluje w niemal każdej kolejce.
Drugim doświadczonym reprezentantem, który w ostatnich tygodniach wręcz zachwyca swoją dyspozycją jest Kamil Grosicki. Od meczu z Austrią skrzydłowy rozegrał 5 spotkań w Hull City, które okrasił aż trzema trafieniami. Niezależnie od taktyki, którą obmyśli Jerzy Brzęczek, wigor i energia jaką oferuje Grosicki z pewnością się przydadzą.
Z jednej strony 31-latek jest zabójczy przy okazji wyprowadzania szybkich kontrataków, ale jego szybkość z pewnością przyda się także w momencie, gdy Polska będzie budowała ataki pozycyjne. Skrzydłowy Hull potrafi także stworzyć ogromne zagrożenie po stałych fragmentach gry.
Cieszy wysoka forma Grosickiego i Krychowiaka, jednak nieco martwi zapaść pozostałych zawodników drugiej linii. Sebastian Szymański od momentu transferu nie zanotował ani jednej bramki oraz asysty, Linetty wraz z całą Sampdorią szura po dnie Serie A, Klich już nie jest tak skuteczny, jak w poprzednim sezonie, a Błaszczykowski z powodu kontuzji nie otrzymał powołania.
W obliczu tych wszystkich problemów, faworytem do wywalczenia sobie miejsca w pierwszej jedenastce reprezentacji Polski stał się Przemysław Frankowski. 24-latek wraca do kadry po kilkumiesięcznej absencji spowodowanej wyłącznie niechęcią Jerzego Brzęczka. W obecnych okolicznościach selekcjoner nie mógł pominąć zawodnika, który w ostatnich pięciu meczach zdobył aż 4 bramki.

W ataku Lewandowski i długo, długo nikt

Przeglądu linii ofensywnej nie dało się zacząć od innego zawodnika, niż Robert Lewandowski. Snajper Bayernu wspiął się na tak niebotyczny poziom, że aż brakuje słów, aby opisać jego wyczyny. Kapitan Polaków strzela z regularnością godną maszyny, która po prostu wykonuje zaprogramowane wcześniej zadania. 15 bramek w 11 spotkaniach Bayernu to wynik kosmiczny.
Niestety nasza linia ataku właściwie rozpoczyna i kończy się na Lewandowskim. Jego potencjalni partnerzy, czyli Piątek i Milik w ostatnich tygodniach grali źle albo bardzo źle. Poprzedni sezon na Półwyspie Apenińskim zdecydowanie należał do polskich snajperów, ale nadejście rozgrywek 2019/20 niezwykle negatywnie wpłynęło na napastników Milanu i Napoli.
O ile wątłą, ale jednak zaletą Milika jest łatwość w dochodzeniu do sytuacji bramkowych, tak Piątek w tym sezonie nie wnosi nic do gry Milanu. „Pio” nie strzela (1 gol zdobyty z karnego przeciw Hellasowi Verona to raczej lichy bilans), nie asystuje, nie drybluje, nie tworzy kolegom szans. Patrząc na niektóre statystyki można nawet dojść do wniosku, że Piątek nieco hamuje grę „Rossonerich”.
***

Podsumowując, można dojść do wniosku, iż dyspozycja reprezentantów nie jest dobra, ale też nie jest tragiczna. Siły naszej kadry w nadchodzących spotkaniach trzeba będzie upatrywać w najbardziej doświadczonych reprezentantach - Szczęsnym, Krychowiaku, Grosickim czy Lewandowskim.
Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że pozostali zawodnicy, którzy w ostatnich tygodniach na ogół cieniowali, czyli m.in. Bednarek, Glik, Bereszyński, Milik i Piątek, dostosują się poziomem do lepiej dysponowanych kolegów. W przeciwnym razie nawet pozornie niegroźni rywale w postaci Łotwy i Macedonii mogą przysporzyć naszej kadrze multum problemów.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również