Przykry upadek Sergio Busquetsa. Archaiczny piłkarz FC Barcelony zagubiony w nowoczesnym futbolu

Przykry upadek Sergio Busquetsa. Archaiczny piłkarz zagubiony w nowoczesnym futbolu
Christian Bertrand / Shutterstock.com
Swego czasu był bezapelacyjnie najlepszym defensywnym pomocnikiem świata. Stanowił wzór do naśladowania. Przez niektórych niedoceniany, przez innych wskazywany jako ostoja FC Barcelony i mistrzowskiego składu Hiszpanii. Dziś po Sergio Busquetsie pozostał tylko cień minionych lat. Dawny wirtuoz coraz bardziej przypomina karykaturę piłkarza.
32-latek stał się pewnego rodzaju symbolem upadku “Dumy Katalonii”. Teraz ani o nim, ani o całej drużynie Barcelony nie myślimy w kontekście futbolowych półbogów, jak to miało miejsce jeszcze kilka lat temu. Gdy u progu nowego sezonu Bayern pręży muskuły, a inne zespoły w pocie czoła pracują nad wyrzeźbieniem każdego mięśnia, sylwetka Busquetsa wzbudza tylko uśmiech politowania. Idealnie odwzorowuje aktualne kłopoty klubu. Z takim chucherkiem “Blaugrana” nie ma szans wrócić na szczyt.
Dalsza część tekstu pod wideo

Uczeń Pepa

Oczywiście, “Busi” nigdy nie brylował pod względem postury. Problem jednak tkwi w ogólnej zmianie futbolowych trendów. To już nie są czasy, gdy tym, co tkwi w umyśle, można nadrobić wszelkie braki w przygotowaniu fizycznym. Topowi zawodnicy nadal są kreatywni, uzdolnieni technicznie, ale jednocześnie zwykle przypominają współczesnych gladiatorów. A Busquets jakby zatrzymał się w okresie, kiedy stawiał pierwsze kroki w seniorskiej piłce. Wtedy rzeczywiście boiskową inteligencją tuszowało się inne niedoskonałości.
- Gdybym mógł się odrodzić jako inny piłkarz, chciałbym być Busquetsem. To jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. Jest bezcenny - powiedział w 2012 r. Pep Guardiola. To właśnie Katalończyk stworzył i ukształtował pomocnika, którego potem sam zaczął traktować jak ideał. Trener wypatrzył go w czwartej lidze i od razu pragnął uczynić z niego podstawę swojej barcelońskiej układanki. Regularnie stawiał na Sergio w rezerwach “Barcy”. Nic się nie zmieniło, gdy objął pierwszy zespół. A warto zauważyć, że już wtedy kwestionowano przydatność Busquetsa.
Na Camp Nou rządził wówczas Yaya Toure. Boiskowe monstrum. Tur, który przestawiał rywali jak chciał. A tu nagle Pep chciał postawić na z pozoru mizernego, nieznanego i niepozornego wychowanka. Jednak wystarczył jeden mecz, aby kibice zrozumieli w czym tkwi sekret Sergio. W debiucie na Camp Nou zanotował dziesięć odbiorów. 48 z jego 50 podań znalazło adresata. Przypominał starego wyjadacza. Guardiola przyznał później, że po pierwszym treningu Busquetsa w seniorskiej ekipie, Leo Messi podszedł do niego i poprosił, żeby “ten chudy, wysoki” zawsze był z nim w jednej ekipie. Argentyńczykowi tak mocno zaimponowały wizja gry, czucie przestrzeni, odporność na pressing w wykonaniu “Busiego”.

Ze szczytu na dno

Dalsze losy adepta La Masii obfitują w sukcesy. Busquets to mistrz świata, triumfator Euro, i spoiwo dream-teamu z Camp Nou, który pod okiem Pepa dwukrotnie sięgnął po Ligę Mistrzów. Krytycy zapamiętają Busquetsa ze słynnego teatrzyku przeciwko Interowi https://www.youtube.com/watch?v=dkvCr3ys_So, ale jednorazowy wybryk nie może przykryć kilku lat gry na najwyższym poziomie. W peaku formy nikt nawet nie stał nie potrafił nawiązać do jakości prezentowanej przez pomocnika Barcelony.
- Gdy oglądasz mecz, nie widzisz Busquetsa. Gdy obserwujesz Busquetsa, widzisz cały mecz. Sergio sprawia, że wiele rzeczy wydaje się prostych. Przez to nie każdy docenia jego klasę - chwalił były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii, Vicente del Bosque.
Zachwycaliśmy się bramkami Messiego, asystami Xaviego, rajdami Daniego Alvesa, ale wszystko zaczynało się od Busquetsa. To on narzucał tempo gry. Tłamsił rywali. Działał zgodnie z filozofią Guardioli, który uważa, że przeciwnikom trzeba zabrać futbolówkę maksymalnie w trakcie pięciu sekund. On to robił, a później bez przeszkód ich ośmieszał. Wszystko z elegancją, wyczuciem, jak gdyby przed pierwszym gwizdkiem otrzymał scenariusz każdej akcji.
- Wszyscy w Barcelonie mówią o innych, ale nie o nim. Jestem ciekaw, jak Barcelona poradzi sobie bez Busquetsa. Myślę, że wszyscy zdziwią się jak mocno zespół odczuje jego brak - zapowiadał Johan Cruyff.
Przepowiednia legendarnego Holendra połowicznie się sprawdziła. “Blaugrana” faktycznie straciła blask wraz z utratą Busquetsa. Bo zawodnik, który dziś biega po Camp Nou z “piątką” na plecach, nijak nie przypomina samego siebie sprzed lat. Po hiszpańskim maestro nie został nawet ślad. Aktualnie, zamiast udanych zagrań, można mu wyliczać błędy, niecelne podania, stracone piłki, rywali, których nie dogonił.
Kilka lat temu Tomasz Ćwiąkała w trakcie komentowania “El Clasico” powiedział, że Busquets porusza się w slow-motion, ale myśli w 4K. I rzeczywiście, do niedawna tak to funkcjonowało. Problem w tym, że wraz z technologią, rozwinął się też futbol. Dziś nie wystarczy przetwarzać informacji szybciej niż inni. Trzeba wyprzedzać rywali zarówno myślą, jak i uczynkiem. Zanim Busquets włoży kluczyk do stacyjki, inni wrzucą piąty czy szósty bieg.

Lost: Zagubiony

Guardiola stwierdził kiedyś, że nie rozumie, dlaczego trenerzy go wystawiali, skoro jako piłkarz był zbyt chudy, za wolny i pod względem motoryki nie dorównywał partnerom. Identyczne rozterki mogą mieć kibice Barcelony w stosunku do Busquetsa. Na tę chwilę nie ma żadnych podstaw, żeby stawiać na zawodnika, który nie oferuje dosłownie nic. Kierunek ewolucji futbolu sprawia, że dla 32-latka po prostu nie ma miejsca. Dziś na boiskach rządzi atletyzm, siła, dynamika.
Wystarczy spojrzeć na wyróżniających się pomocników. Naturalnie, Kevin de Bruyne może wyłożyć asystę na tacy, jednak potem ten sam zawodnik haruje w pocie czoła, aby odebrać piłkę. Thiago notuje po 90 podań na mecz, jednocześnie znajdując się w ścisłej czołówce pod względem liczby odbiorów. A w Bayernie wyjściowa jedenastka powoli przypomina skład kulturystów. Pół żartem, pół serio - Robert Lewandowski, Alphonso Davies czy Leon Goretzka w ciągu tygodnia spędzają na siłowni więcej czasu, niż Busquets w trakcie całej kariery.
Niedawne pojedynki Hiszpana z linią pomocy Bayernu czy rok wcześniej przeciwko Liverpoolowi zakrawały o śmieszność. Konfrontacji witalności, rozmachu, temperamentu z apatią, gnuśnością i niemocą. Gdyby Busquets miał się zmierzyć z Adamą Traore z Wolverhampton, prawdopodobnie trzeba byłoby wzywać księdza, żeby udzielił ostatniego namaszczenia.
Co najgorsze, sam zawodnik chyba nie czuje, że coś jest nie tak, że odstaje od kolegów, stąpa po równi pochyłej. W przeciwieństwie do Xaviego czy Andresa Iniesty, nie wyczuł momentu, aby zejść ze sceny niepokonanym. Okazji na godne pożegnanie nie brakuje. Tegoroczna rewolucja na Camp Nou objęła Ivana Rakiticia, Arturo Vidala czy Luisa Suareza. A Busquets wciąż pozostał, tak naprawdę działając na własną niekorzyść.
Z każdym kolejnym nieudanym występem burzy pomnik, który zbudował w latach 2008-2015. Powoli zapominamy o jego umiejętnościach czytania gry, chirurgicznej precyzji, przerzutach z laserową dokładnością, penetrujących podaniach łamiących linię. Tego od kilku lat nie ma. Z roku na rok kurczy się nie tylko jego tkanka mięśniowa, ale także wachlarz możliwości.

Przeczytaj również