Solskjaer wreszcie chce coś wygrać, Conte gra o posadę. Wraca Liga Europy, wielkie firmy w walce o awans

Solskjaer wreszcie chce coś wygrać, Conte gra o posadę. Wraca Liga Europy, wielkie firmy w walce o awans
MDI / Shutterstock.com
Zanim w piątek o awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów zagrają Juventus, Lyon, Real Madryt oraz Manchester City, szlaki przetrą im ekipy celujące w zwycięstwo w rozgrywkach Ligi Europy. Dwa mecze, których nie rozegrano w marcu, odbędą się na neutralnym terenie, i to one budzą najwięcej emocji. Najciekawiej zapowiada się hit Sevilla - AS Roma.
Prawie pięć miesięcy czekaliśmy na powrót międzynarodowej rywalizacji klubowej. Ostatnie spotkania Ligi Europy odbyły się 12 marca, choć już wtedy nie udało się przejść suchą stopą przez wszystkie zaplanowane starcia. Dziś uboższa krewna Champions League wraca na salony. W nowej rzeczywistości, na zmienionych zasadach rywalizacji, ale dalej w naprawdę mocnym składzie, na czele z Manchesterem United i Interem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Złoty środek

Sześć rozegranych 12 marca meczów 1/8 finału LE było jednym z ostatnich powiewów normalności w poważnym futbolu, tuż przed zawieszeniem prawie wszystkich rozgrywek na świecie. Sześć, bo dwa z zaplanowanych ośmiu zdecydowano się rzutem na taśmę odwołać. Na boisko nie wybiegli ani piłkarze Sevilli i AS Romy, ani Interu i Getafe. UEFA musiała zatem wymyślić, w jaki sposób uczciwie doprowadzić do rywalizacji w obu tych przypadkach, jednocześnie nie faworyzując żadnego klubu i mieszcząc się w napiętym terminarzu. Zadecydowano, że wszystkie cztery ekipy wcześniej zameldują się w Niemczech, gdzie zaplanowano dokończenie Ligi Europy od fazy ćwierćfinału.
I w ten sposób Inter i Getafe zagrają w Gelsenkirchen, a Sevilla i Roma zmierzą się na stadionie w Duisburgu. Ćwierćfinalistów wyłoni jedno starcie. Zwycięzca zostanie na miejscu, przegrany będzie mógł wracać do siebie. Wydaje się, że europejska federacja znalazła skuteczny złoty środek na uczciwe rozwiązanie całej sytuacji. Pozostałe drużyny, które mają za sobą pierwszy pojedynek, pojawią się w zachodniej części Niemiec dopiero od następnej rundy. Najpierw powalczą o awans na obiektach zgodnych z pierwotnym terminarzem. Ekipy grające w marcu na wyjeździe staną więc przed szansą odwrócenia lub podtrzymania losów dwumeczu na własnym stadionie.
Harmonogram turnieju finałowego ułożono tak, by daty i godziny spotkań nie pokrywały się z Ligą Mistrzów, a jego uczestnicy mieli kilka dni na oddech. Obecna faza rozgrywek zostanie dokończona dziś i jutro (po 4 mecze na dzień).
Terminarz Ligi Europy
Meczyki.pl
Co dalej? Ćwierćfinały zaplanowano na 10 sierpnia, półfinały na 16 sierpnia, a finał na 21 sierpnia. Poza wspomnianymi Gelsenkirchen i Duisburgiem, na gospodarzy wybrano Duesseldorf oraz Koeln, gdzie odbędzie się decydujący mecz o trofeum. Walka o złote medale zapowiada się iście emocjonująco.

Hiszpańsko-włoskie nadzieje

Można się zastanawiać, czy w lepszej sytuacji są ostatnio odpoczywające od gry zespoły z Niemiec i Hiszpanii, czy jednak ci w rytmie meczowym, którzy dopiero co zamknęli rozgrywki “u siebie”. Na pewno zaś zakończony sezon ligowy oznacza, że kluby mogą rzucić wszystkie siły na Ligę Europy. W normalnych warunkach nie byłoby to możliwe, a historia zna sporo przypadków, gdy boje na własnym podwórku uznawano za większy priorytet od tych na arenie międzynarodowej. A teraz nikt już nie stara się o mistrzostwo, nikt nie jest uwikłany w pojedynek o awans do pucharów. Doskonały przykład to Inter, w marcu mający jeszcze nadzieje na Scudetto, a aktualnie będący na fali po udanym finiszu rozgrywek, bez zaprzątania sobie głowy próbą zdetronizowania Juventusu.
Mediolańczyków można by zresztą uznać za tych stojących na czele kolejki chętnych do końcowego triumfu, gdyby nie prawdopodobna dymisja Antonio Conte. Włocha nie od dziś znamy z trudnego charakteru, który znów może być przyczyną pożegnania się go ze stanowiskiem trenera. Czy ewentualny triumf w Lidze Europy zwiększyłby szanse Conte na utrzymanie posady? Doskonale poinformowany włoski dziennikarz Fabrizio Romano podawał, że decyzja zostanie podjęta właśnie po zakończeniu przygody Interu w turnieju finałowym.
Porażka w meczu z Getafe na pewno nie pomogłaby menedżerowi “Nerazzurrich”. Hiszpanie po wznowieniu rozgrywek w czerwcu spisywali się bowiem fatalnie. Wygrali zaledwie jeden mecz z jedenastu, koncertowo wykładając się na ostatniej prostej w drodze do zapewnienia sobie miejsca premiowanego pucharami. Pewnie woleliby rozgrywać to spotkanie w marcu, gdy zajmowali czwarte miejsce w lidze i byli świeżo po wyeliminowaniu Ajaxu Amsterdam. Jeśli Inter, który ma wystąpić w najmocniejszym składzie, odpadnie, trener Conte może tego nie wytrzymać. A dla kopciuszka z Półwyspu Iberyjskiego byłby to ogromny sukces.
Druga hiszpańsko-włoska para tworzy z kolei materiał na najlepszy mecz 1/8 finału. Chrapkę na końcową wygraną mają i w Sewilli, i w Rzymie. Zwycięzca meczu Sevilla - Roma z automatu uzyska łatkę faworyta do zdobycia krążków z najcenniejszego kruszcu. Reprezentanci La Liga grali po “odwieszeniu” sezonu jak natchnieni. Nie przegrali żadnego spotkania i z przytupem zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów. Ich rywale zanotowali zaś niezwykle udany finisz Serie A, triumfując w siedmiu z ostatnich ośmiu pojedynków i strzelając w nich 21 goli. “Sevillistas” wyróżniali się solidną, szczelną defensywą, więc możemy być świadkami wyjątkowego spotkania.

Trofeum zostanie w Anglii?

Włochów i Hiszpanów mogą pogodzić Anglicy. Manchester United ma dwie zalety, których próżno szukać u wyżej opisanych konkurentów. Po pierwsze, “Czerwone Diabły” nie muszą się martwić o obecność w “Final 8”. W marcu rozbili LASK Linz 5:0 na wyjeździe i rewanż na Old Trafford to właściwie formalność, okazja na rozbieganie i eksperymenty taktyczne dla Ole Gunnara Solskjaera. Po drugie, w ćwierćfinale czeka ich starcie ze zwycięzcą pary FC Kopenhaga-Basaksehir (pierwszy mecz u siebie 1:0 wygrali Turcy), która wydaje się najsłabsza w całej stawce. To spory kapitał. Może, posługując się terminologią motoryzacyjną, nie jest to autostrada do grona najlepszej czwórki, ale na pewno droga o solidnej, przyjaznej i niezbyt trudnej nawierzchni. - Byliśmy w półfinale Pucharu Anglii, półfinale Pucharu Ligi, zajęliśmy trzecie miejsce w Premier League. Teraz chcemy coś wygrać - zapowiada Solskjaer. No cóż, przydałoby się.
Kogoś z dwójki Sevilla-Roma może zresztą wyeliminować w następnej fazie inny angielski klub, Wolverhampton. “Wilki” na własne życzenie pogrzebały szanse na awans do przyszło-sezonowych europejskich pucharów poprzez ligę, więc będą wyjątkowo zdeterminowani do załatwienia sprawy w LE. Wszystko wskazuje na to, że do ostatniego meczu ich piłkarzem pozostanie najlepszy strzelec Raul Jimenez, który notabene jest na celowniku Manchesteru United. Najpierw jednak podopieczni Nuno Espirito Santo muszą uporać się z Olympiakosem Pireus, bo pierwsze spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Na łatwą przeprawę się nie zanosi - rywale są na fali po wywalczeniu mistrzostwa Grecji z dużą przewagą, a już przed pandemią pokazali swoją siłę, eliminując Arsenal.

Drugi szereg

W blokach startowych do pokrzyżowania szyków faworytom stoją pozostałe zespoły. Najprawdopodobniej do ćwierćfinałów awansuje trio Leverkusen-Szachtar-Basel. Niemcy przystąpią do meczu z Rangersami z dwoma bramkami zaliczki, w dodatku zdobytymi na wyjeździe (3:1). Ekipa z Ukrainy też wygrała na obcym stadionie - jednym golem z VfL Wolfsburg (2:1). W najlepszej sytuacji są Szwajcarzy, którzy ograli Eintracht - również na ich obiekcie - 3:0. Taka przewaga może im się przydać, bo ich bieżąca forma pozostawia wiele do życzenia. W lidze zanotowali kiepską końcówkę sezonu. Tylko jedno zwycięstwo w pięciu ostatnich kolejkach chluby im nie przynosi, podobnie jak zajęcie miejsca dopiero na trzecim stopniu podium. “RotBlau” zresztą są po najkrótszym odpoczynku. W poniedziałek kończyli sezon Super League, a już w czwartek podejmą Eintracht.
A może Ligę Europy wygra Basaksehir lub FC Kopenhaga? Przecież to by było idealne podsumowanie tego szalonego sezonu, w którym logika dawno rozpłynęła się w oparach koronawirusa. Zapinamy pasy i startujemy. Lepszej przystawki do piątkowego dania głównego o smaku Champions League być nie mogło.

Przeczytaj również