PSG i Arsenal nie były dla niego. Cichy bohater tej edycji LM. "Emery jest jednym z najlepszych na świecie"

PSG i Arsenal nie były dla niego. Cichy bohater tej edycji LM. "Emery jest jednym z najlepszych na świecie"
ph.FAB / Shutterstock.com
Porażka Villarrealu z Liverpoolem, patrząc na potencjał obu drużyn, była wkalkulowana. Piękna przygoda hiszpańskiego klubu zakończyła się zimnym prysznicem, ale nie sposób docenić pracy i wkładu piłkarzy oraz trenera Unaia Emery’ego. Półfinał Ligi Mistrzów to przede wszystkim jego zasługa.
Dla drużyny takiej jak Villarreal wspólna płaszczyzna pomiędzy ambicjami klubu, pomysłami trenera i wartością ekipy jest podstawą sukcesu bez konieczności dokonywania wielkich inwestycji. Jeśli na początku XXI wieku “Żółta Łódź Podwodna” zdobyła sławę wyłącznie dzięki heroicznym bitwom w Lidze Mistrzów i kultowym zawodnikom, to ostatnie dwa lata są z pewnością szczytowym okresem jej historii po zdobyciu pierwszego trofeum - wygraniu Ligi Europy w 2021 roku. Oraz dzięki tytanicznej pracy włożonej przez jednego z najlepszych fachowców na ławce trenerskiej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Daleko od zgiełku

Unai Emery przybył do Villarrealu latem 2020 roku po tym, jak został zwolniony przez Arsenal w listopadzie 2019. Kilka miesięcy wcześniej przegrał decydujące starcie o Ligę Europy przeciwko Chelsea, co było pierwszym europejskim finałem “The Gunners” od dobrych 12 lat. Następnie szkoleniowiec spędził cały pierwszy okres lockdownu bezrobotny, zamknięty w swoim domu w Walencji. Wtedy rękę wyciągnął duży klub z małego miasteczka. Prezes Fernando Roig wspomina:
- Myśleliśmy, że Unai może nam dać coś ekstra. Chciał wrócić do pracy w Hiszpanii. Zobaczyliśmy szansę i cieszyliśmy się, że podpiszemy umowę z trenerem z dorobkiem, z tak bogatym CV.
Villarreal zaoferował mu wszystko, czego nie miał w PSG i Arsenalu. Spokojne środowisko, w którym mógł poświęcić się wyłącznie na zawodnikach, taktyce, przygotowaniu, nie myśląc zbyt wiele o polityce czy zarządzaniu klubem. I choć w La Liga jego podejście nie przyniosło oczekiwanych rezultatów (siódme miejsce, a w tym sezonie raczej nie będzie poprawy tego wyniku), to już na europejskich boiskach nastąpił skok jakościowy, który potwierdza, że puchary i bezpośrednia konfrontacja z najlepszymi na Starym Kontynencie to naturalne miejsce dla 50-latka.
W europejskich rywalizacjach w fazie pucharowej Emery prowadził drużyny w 33 meczach, wygrywając 28 i przegrywając 5. Od sezonu 2013/14 awansował w 22 z 24 przypadków. W swojej karierze pięciokrotnie dotarł do finału Ligi Europy w trzech różnych ekipach, czterokrotnie ciesząc się z końcowego triumfu. Oczywiście zawsze pozostanie plama po porażce 1:6 z Barceloną po wygraniu pierwszego meczu 4:0, gdy prowadził PSG, ale z biegiem czasu wydaje się, że to raczej przekleństwo i mental piłkarzy paryskiego klubu niż kwestia metod Emery’ego. Do tej pory tylko Pep Guardiola i Rafa Benitez, wśród aktywnych hiszpańskich trenerów, zdobyli więcej trofeów niż on.

Piękny umysł

Dzięki tym sukcesom Emery buduje sobie trudną do wytłumaczenia reputację czarodzieja rozgrywek pucharowych. W takich sytuacjach, zwłaszcza w końcowej części sezonu, kiedy wystarczy jeden szczegół, aby zniweczyć całą wykonaną robotę, on zawsze znajduje właściwe rozwiązanie. Jego drużyny w ciągu 180 minut pierwszego meczu i rewanżu poruszają się po boisku jak wytrawny pięściarz w ringu. Wyprowadzając decydujący cios w kluczowym momencie, nokautując rywala i pnąc się w turniejowej drabince.
Villarrealowi udało się w tym roku wyjść bez szwanku z oblężenia Juventusu, a potem Bayernu. Emery’emu udało się stworzyć skuteczny plan gry, ale ważniejszy jest jego talent do dostrzegania właściwych ruchów, pozwalających zmienić toczące się widowisko na swoją korzyść. To trener proaktywny, w tym sensie, że skupia się nie tylko, by skomplikować życie przeciwnikom, ale w najważniejszej chwili wie, jak przełamać tendencję i stworzyć “momentum” dla swojej drużyny.
Kilka przykładów z tego sezonu. 1/8 finału LM, rewanż z Juventusem. W 74. minucie nastąpiło decydujące wejście Gerarda Moreno, natomiast w ćwierćfinale z Bayernem w 84. minucie wszedł Samuel Chukwueze. Dwóch napastników o różnych charakterystykach, którzy po chwili mieli udział w dwóch najważniejszych golach. To ruchy, które wywarły wpływ w klinicznych momentach obu dwumeczów.
“Żółta Łódź” Emery’ego to zespół reaktywny, w najbardziej klasycznym tego słowa znaczeniu. Zespół, który chce odpowiedzieć na plan przeciwnika, w razie czego zamykając się trzema liniami obrony przed szesnastką. To również ekipa, która ma więcej niż jedną wypracowaną akcję, przygotowaną na szybko, tak, aby w razie czego zaskoczyć nawet dużo silniejszego konkurenta. Nawet na etapie cierpienia Villarreal potrafi odnaleźć właściwą ścieżkę, aby stworzyć jakąś okazję. Siłą ducha przejść od nawałnicy we własnym polu karnym do presji na przeciwniku. Coś takiego widzieliśmy wczoraj na Estadio de la Ceramica.
Pozwala się miażdżyć, ale nie udusić, oddaje inicjatywę, ale jest świadomy, co zrobić, żeby w sekundzie zaatakować. Emery dawkuje atutami zespołu, wiedząc, które przeważą w danej chwili spotkania. Wszystko to zarządzając grupą zbudowaną z osobliwej mieszanki starzejących się wojowników, wschodzących gwiazd i odrzutów z Premier League, co na papierze wygląda nietypowo, ale w rzeczywistości przynosi znakomite efekty.

Od neurotyka do pożądanego fachowca

Do jego metod należą m.in. wielogodzinne narady ze sztabem, a także tylko trochę krótsze odprawy z piłkarzami. Z przeraźliwie rozbudowaną analizą wideo. Joaquin, który miał do czynienia z Emerym w Valencii, pamięta głównie to.
- Jego kompilacje i rozważania nad kilkusekundowym filmikiem trwały tak długo, że któregoś dnia wziąłem ze sobą popcorn - ocenił piłkarz Betisu.
Być może Emery nigdy nie będzie nadawał się do zarządzania superklubem. Nie byłoby w tym nic wstydliwego. Niektórzy menedżerowie są po prostu lepsi w okiełznaniu słabeuszy niż w ujarzmianiu wielkich bestii europejskiego formatu. To samo można powiedzieć np. o Davidzie Moyesie, a przecież nikt nie kwestionuje jego jakości.
Dla Unaia Vila-real, miasteczko oddalone o 100 kilometrów od Walencji, to idealne otoczenie. Z dala od rozdmuchanego ego piłkarzy, z którymi musiał się zmagać w Paryżu i Londynie. Bez oczekiwań, że będzie rutynowo dominował nad wszystkimi innymi w lidze i seryjnie zdobywał trofea. Narzędzia, jakimi posługuje się w szatni Villarreal, po prostu nie sprawdziły się na Parc des Princes i Emirates. Zmuszanie piłkarzy PSG do spędzania godzin na oglądaniu filmów z pewnością nie mogło być najlepszym sposobem na zyskanie szacunku. Trener zawsze musiał sprawiać wrażenie, że doskonale panuje nad sytuacją w każdym momencie, a nie mógł przebić się charyzmą niedbale wysławiając się w języku angielskim, stając się memem od “good ebening”.
I w Londynie, i w Paryżu sprawiał wrażenie neurotyka, lękliwego i niepewnego ciamajdę. Jednak w Villarreal prezentuje wszystko to, z czego był znany wcześniej. Z ciężkiej pracy od podstaw i dobrego podejścia do ludzi. Zbudował swoją karierę na umiejętności myślenia wytrawnego szachisty, być ciągle jeden ruch przed przeciwnikiem. Honorowa porażka z Liverpoolem niczego nie zmieni. Emery to nadal tylko jedna półka niżej od najlepszych trenerów na świecie: Kloppa, Guardioli czy Flicka.

Przeczytaj również