Pukki i znajomi z Ekstraklasy chcą stworzyć historię. Finlandia na dobrej drodze do Euro 2020

Pukki i znajomi z Ekstraklasy chcą stworzyć historię. Finlandia na dobrej drodze do Euro 2020
Laszlo Szirtesi / shutterstock.com
Mówisz Finlandia, myślisz: wódka, zimno, Janne Ahonen, hokej na lodzie. Na pewno nie piłka nożna. Ona zawsze była tu na uboczu, schowana w cieniu wspomnianego hokeja, co w sumie dziwić nie może, skoro to aktualni mistrzowie świata w tej dyscyplinie. Dla porównania, na piłkarskim mundialu nigdy nie byli. Na Mistrzostwach Europy zresztą też. Teraz jednak pojawiła się iskierka, a może nawet całkiem spora iskra nadziei.
Nie tylko hokej jest tu popularniejszy od futbolu. Finowie mają też bzika na punkcie Formuły 1, gdzie jednym z topowych kierowców jest Valtteri Bottas, aktualnie ustępujący w klasyfikacji generalnej tylko Lewisowi Hamiltonowi. Większe zainteresowanie budzi nawet lekkoatletyka.
Dalsza część tekstu pod wideo

Miesiąc prawdy

Kamieniem milowym w popularyzacji piłki nożnej może okazać się historyczny awans na imprezę rangi mistrzowskiej. Na cztery kolejki przed końcem eliminacji do przyszłorocznego Euro, Finowie zajmują w swojej grupie drugie miejsce, ustępując tylko Włochom.
“Squadra Azzurra” to zresztą jedyna drużyna, która była w stanie z Finlandią wygrać i strzelić jej bramki (2:0 i 2:1 dla Italii). W pozostałych czterech spotkaniach podopieczni Markku Kanervy wygrywali bez straty gola, kolejno z Armenią, Bośnią i Hercegowiną, Liechtensteinem oraz Grecją.
Walka o drugie miejsce rozstrzygnie się najprawdopodobniej między Finami (12 punktów), Armenią (9) i Bośnią (7). Właśnie z tymi drużynami bohaterowie tego tekstu zmierzą się już w najbliższych dniach. 12 października czeka ich wyjazdowe starcie z Dżeko i spółką, a trzy dni później w Tampere zagrają z Armenią.
Jeśli oba te mecze wygrają, marzenia staną się rzeczywistością, Finlandia po raz pierwszy w historii pojedzie na wielki turniej. Jeśli nie, kolejna szansa nadarzy się za nieco ponad miesiąc. Wtedy zmierzą się z Grecją i Lichtensteinem.

Kiedyś Litmanen, dzisiaj Pukki?

Prawdziwą legendą fińskiego futbolu jest oczywiście Jari Litmanen, niegdyś reprezentujący barwy Ajaxu Amsterdam czy FC Barcelony. Gdyby takich jak on było więcej, futbol na pewno cieszyłby się w tym kraju większą popularnością.
Nikt poza Jarim nie osiągnął jednak topowego poziomu, nie porwał tłumów. Nawet Sami Hyypia, zdobywający z Liverpoolem Ligę Mistrzów, nie budzi w Finlandii takich emocji jak wspomniany Litmanen.
Kimś takim może być jednak Teemu Pukki. Napastnik Norwich City robi w Anglii prawdziwą furorę. W poprzednim sezonie zdobył na zapleczu elity 29 bramek, prowadząc “Kanarki” wprost do Premier League, a w obecnej kampanii ma już na koncie 6 goli w 8 meczach. Co istotne, trafiał do siatki w spotkaniach z takimi firmami jak Liverpool i Manchester City.
Pukki nie ma też problemu z przeniesieniem znakomitej formy na spotkania reprezentacji. W trwających eliminacjach zdobył już pięć bramek i dołożył do tego jedną asystę.
Jeśli gracz Norwich faktycznie poprowadzi Finlandię do przyszłorocznego Euro, może stać się prawdziwym bohaterem narodowym. Kimś, kto zmieni rzeczywistość i preferencje mieszkańców tego kraju. Kibice już teraz zdają sobie sprawę z historycznej szansy, wypełniając do ostatniego miejsca stadion podczas spotkań eliminacyjnych.
Nawet wspominany Litmanen nigdy nie osiągnął z reprezentacją tego typu sukcesu, choć w 2007 roku był niezwykle blisko. Finlandia zdobyła wtedy w eliminacjach do Euro 2008 aż 24 punkty, co dało jej jednak dopiero czwarte miejsce. O cztery oczka więcej zdobyła Polska, o trzy Portugalia, a bilansem bramkowym Finowie przegrali też z Serbią.
Choć były to dla nas niezwykle udane eliminacje, akurat spotkań z Finlandią dobrze wspominać nie możemy. Na inaugurację zmagań przegraliśmy bowiem w Bydgoszczy 1:3, a dwie bramki strzelił nam właśnie Litmanen. W Helsinkach padł natomiast bezbramkowy remis.

Znajomi z Ekstraklasy

Za strzelanie bramek odpowiada Pukki, a za trzymanie defensywy w ryzach… Paulus Arajuuri, były stoper Lecha Poznań, a obecnie piłkarz duńskiego Brondby. Jak widać, wychodzi mu to całkiem nieźle, bo Finowie w sześciu meczach aż cztery razy zachowali czyste konto. We wszystkich spotkaniach Arajuuri grał pełne 90 minut.
Jego partnerem w środku obrony jest natomiast Joona Toivio, czyli były zawodnik Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. On akurat Ekstraklasy nie zawojował. Zagrał tylko w dziewięciu spotkaniach i zmył się do szwedzkiego Hacken, gdzie z powodzeniem występuje do dziś. Pamiętając jednak jego występy w pomarańczowej koszulce można być w lekkim szoku, że w jakiejkolwiek reprezentacji może on być podstawowym zawodnikiem. Delikatnie mówiąc, Ferdinandem to ten Toivio nie był.
W dwóch marcowych spotkaniach zagrał też Kasper Hamalainen. Były gracz Lecha Poznań i Legii Warszawa tworzył z Pukkim fiński atak w wyjazdowym starciu z Włochami. Później zagrał jeszcze 56 minut w spotkaniu z Armenią.
No i czwarty z naszej ekstraklasowej wyliczanki, a więc Petteri Forsell. Wypożyczony aktualnie z Miedzi Legnica do HJK Helsinki pomocnik zagrał jednak tylko w spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną, które jego kadra wygrała 2:0.

Być jak Islandia

Kilka lat temu prawdziwym objawieniem w piłkarskiej Europie zaczęła być Islandia. Lata temu postawiono tam na rozwój szkolenia i infrastruktury, co po pewnym czasie dało rewelacyjne efekty, a reprezentacja awansowała na Euro 2016 i Mundial 2018.
Chociaż w Finlandii są dyscypliny popularniejsze, futbol zdecydowanie nie jest zaniedbywany. W rozmowie z “Łączy nas piłka” opowiadał o tym Tomasz Arceus, polski piłkarz występujący wiele lat na fińskich boiskach.
- Dużo rzeczy się zmienia i to w pozytywną stronę. Przynajmniej jeśli chodzi o infrastrukturę. W każdym większym mieście jest bardzo dużo hal sportowych czy typowo piłkarskich, pełnowymiarowych boisk pod dachem, ze sztuczną nawierzchnią, gdzie są wyśmienite warunki do treningu. W okresie zimowym drużyny z najwyższego poziomu rozgrywkowego grają w tych halach Puchar Ligi. Spory wpływ na budowę tego typu infrastruktury mają warunki atmosferyczne, ale faktem jest, że Finowie sporo w tę sferę inwestują. Jak ktoś z Polski tu do mnie przyjeżdża, to nie może uwierzyć, że jest tutaj tak dużo tego rodzaju obiektów - mówił.
Stadion Filandia
J-P Kärnä / Wikipedia
Awans Finlandii na mistrzostwa Europy mógłby być fajną, nawet trochę romantyczną historią. Jeśli ponadto może znacząco wpłynąć na rozwój futbolu w tym kraju, pozostaje tylko po cichu trzymać kciuki za ekipę ze Skandynawii. Droga nie wydaje się wcale mocno skomplikowana. Nie jest to może autostrada, ale całkiem przyjemna trasa, którą Finowie na pewno są w stanie przemknąć do mety zwanej Euro 2020. A kto wie, może ta meta okaże się nowym początkiem?
Dominik Budziński

Przeczytaj również