Ranking niewypałów transferowych FC Barcelony. Philippe Coutinho w topie listy najbardziej rozczarowujących

Ranking niewypałów transferowych Barcelony. Coutinho w topie listy najbardziej rozczarowujących
fcbarcelona.com
FC Barcelona jest klubem, który posiada prawdopodobnie taką samą liczbę wiernych fanów, jak i zaprzysiężonych wrogów. Niezależnie od kibicowskich sympatii trzeba przyznać, że na Camp Nou od lat występują jedni z najlepszych zawodników na świecie. Jednak możliwość gry w bordowo-granatowym trykocie nie przez wszystkich będzie wspominana kolorowo. Samo zostanie zawodnikiem „Blaugrany” jeszcze nie jest synonimem odniesienia wielkiego sukcesu.
Ogromne oczekiwania w połączeniu z presją dziesiątek tysięcy fanów na stadionie oraz milionów przed telewizorami potrafiły spętać nogi już nie jednej gwieździe, która zatraciła swój blask w stolicy Katalonii. Inni piłkarze z kolei nawet nie mieli czego zatracać, ponieważ od początku było wiadome, że są zbyt słabi, aby reprezentować barwy Barçy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niezależnie od powodów, lista zawodników, których sprowadzenia żałuje zapewne każdy sympatyk „Dumy Katalonii" jest stosunkowo okazała. Oto 10 graczy, którzy okazali się największymi pomyłkami transferowymi klubu z Camp Nou.

10. Henrique

Zaczynamy od zawodnika, którego myślę, że wielu kibiców może nawet nie pamiętać, czyli Henrique. Ale nie pamiętać o istnieniu akurat tego Brazylijczyka nie jest jakimś wielkim powodem do wstydu, ponieważ nawet zarząd katalońskiego klubu najchętniej już nigdy więcej nie wracałby do transakcji związanej ze sprowadzeniem stopera.
Wszystko rozegrało się w roku 2008, gdy dopiero zaczynający przygodę na ławce trenerskiej Pep Guardiola kompletował kadrę, która 12 miesięcy później sięgnęła po potrójną koronę. Na okazały sukces klubu nikły, a dokładniej rzecz ujmując zerowy wpływ miał Henrique, którego sprowadzono za 8 mln euro.
22-letni wówczas gracz był zapowiadany jako kolejny wielki brazylijski stoper, który po paru latach zbierania doświadczenia wskoczy w buty Puyola czy choćby Rafy Marqueza, ale wszelkie plany spaliły na panewce. Po paru latach Henrique mógł sobie wpisać do CV mnóstwo klubów, do których był wypożyczany (Bayer Leverkusen, Racing Santander, Palmeiras). Tych drużyn było więcej niż okazji do gry w bordowo-granatowej koszulce.

9. Douglas

Pozostajemy w brazylijskim kręgu, ponieważ kolejny transferowy niewypał Barcelony również pochodzi z Kraju Kawy. Mowa oczywiście o Douglasie, którego przygoda na Camp Nou do dzisiaj wydaje się nieprawdopodobna.
W 2014 roku Barcelona oficjalnie została ukarana sankcją transferową na dwa kolejne okienka. W obliczu starzejącego się Daniego Alvesa oraz niezbyt obiecującego Martina Montoyi klub z Katalonii musiał sprowadzić prawego obrońcę, aczkolwiek wybór akurat Douglasa był lekko mówiąc zaskakujący.
Przed ogłoszeniem zakupu Douglasa o Brazylijczyku słyszeli prawdopodobnie tylko najwięksi fanatycy południowoamerykańskiego futbolu. Kilka miesięcy wystarczyło, aby o niezbyt wysokiej klasie defensora przekonali się również ludzie odpowiedzialni za jego transfer.
Po dwóch latach wygrzewania trybun na Camp Nou, Douglas został odesłany na wypożyczenia do kolejno Sportingu Gijon, Benfiki i Sivassporu. Tego lata wygasł kontrakt łączący 29-latka z Barçą. Douglas zostanie w klubie zapamiętany z dwóch powodów. Po pierwsze jako jeden z najdziwniejszych ruchów transferowych, a po drugie jako gracz, który może się pochwalić taką samą liczbą rozegranych spotkań i zdobytych pucharów w barwach Barcelony. Tego osiągnięcia nie przebije nawet Leo Messi.

8. Alaksandr Hleb

Wracamy na moment do letniego okienka 2008 roku, które zdecydowanie nie było majstersztykiem w wykonaniu włodarzy Barcelony. Poza ściągnięciem kompletnie niepotrzebnego Henrique, na Camp Nou trafił także inny niezbyt jakościowy gracz – Alaksandr Hleb.
Białoruski napastnik przybył do Barcelony, aby pełnić rolę zmiennika, który w razie potrzeby pozwoli na odpoczynek Messiemu, Eto'o czy Bojanowi. Najczęściej odpoczywał jednak sam Hleb, który grywał sporadycznie, a gdy już wybiegał na boisko, kompletnie zawodził. W sezonie 2008/09 były zawodnik Arsenalu FC uzbierał na swoim koncie piorunujące 0 bramek. Zero.
Jeden nieudany rok wystarczył, aby Guardiola, co raczej oczywiste, na dobre skreślił Białorusina, który musiał szukać szczęścia w innych klubach. W słabszych drużynach pokroju Bate czy Konyasporu Hleb też zawodził, czym tylko potwierdził swoją jakość, a raczej jej brak. 17 milionów wydanych na tak miernego napastnika to prawdziwa katastrofa Barcelony.

7. Keirrison

Rok po sprowadzeniu Hleba Barcelona po raz kolejny próbowała znaleźć napastnika, który mógłby pełnić rolę solidnego rezerwowego. Wybór padł na następnego w naszym zestawieniu Brazylijczyka, czyli Keirrisona, za którego zapłacono 14 milionów euro. Przed przybyciem na Camp Nou 21-letni wówczas napastnik zgromadził na swoim koncie 11 bramek i liczono, że jego bilans w „Blaugranie” będzie jeszcze bardziej okazały.
Niestety jego pobyt na Camp Nou również nie będzie zbyt ciepło wspominany. Hleb zdobył dla Barcelony 0 bramek, a Keirrison poszedł o krok dalej i rozegrał dla Dumy Katalonii okrągłe 0 spotkań. Brazylijski napastnik, podążając drogą naszych poprzednich bohaterów, nieustannie tułał się po wypożyczeniach. Benfica, Fiorentina czy Santos to tylko kilka klubów, które zwiedził w czasie, gdy obowiązywał go kontrakt z Barceloną. Aktualnie 30-latek pozostaje bez klubu.
Nieco dziwić może fakt, iż zarówno Keirrison, jak i Henrique przychodzili do Barcelony z tego samego klubu – Desportivo Brazil. Na obu graczy, którzy nawet nie zadebiutowali na Camp Nou, „Blaugrana” wydała ponad 20 milionów. Brzmi to dosyć zastanawiająco.

6. Alex Song

W 2012 roku Barcelona pilnie potrzebowała wzmocnienia pozycji środkowego obrońcy. Carles Puyol coraz częściej łapał urazy i nie przypominał już niezniszczalnego wojownika z poprzednich lat, Marc Bartra był dopiero melodią przyszłości, a wspominany już Henrique odwiedzał kolejny klub na zasadzie wypożyczenia. Dodatkowo próby pozyskania Inigo Martineza czy Jerome'a Boatenga zakończyły się fiaskiem.
Zarząd Barcelony podjął zatem ryzyko, które zdecydowanie się nie opłaciło. Postawiono na Alexa Songa – defensywnego pomocnika Arsenalu, którego w Barcelonie planowano przemianować na solidnego stopera. Niestety ani śp. Tito Vilanowie, ani Gerardo Martino nie udało się wkomponować Kameruńczyka w linię defensywną. 2 lata prób i błędów, z przewagą tych drugich, wystarczyły, aby na Camp Nou powiedziano „dosyć".
Songa odesłano na 2-letnie wypożyczenie do West Hamu. Mało przekonujące występy Kameruńczyka w drużynie „Młotów" skłoniły działaczy Barcelony do przedwczesnego zerwania kontraktu z defensywnym pomocnikiem. Dzięki temu przynajmniej zaoszczędzono na jego pensji, ale 19 mln euro zainwestowane w Songa nigdy się nie zwróciły.

5. Thomas Vermaelen

Transakcje na linii Arsenal-Barcelona przypominają rzut monetą. Albo wypada orzeł i „Duma Katalonii" zyskuje znakomitego zawodnika pokroju Henry'ego czy Fabregasa, albo na Camp Nou trafiają gracze typu Hleb i Song, którzy zawodzą na całej linii. Do tej drugiej kategorii z pewnością można zaliczyć także Thomasa Vermaelena, za którego Bartomeu i spółka zapłacili aż 19 mln euro.
Ta transakcja od początku wyglądała na niezwykle ryzykowną, biorąc pod uwagę skłonność Vermaelena do łapania przeróżnych kontuzji. Już w Arsenalu Belg nie był okazem zdrowia, ale na Camp Nou nastąpiło prawdziwe apogeum łamliwości doświadczonego stopera. Vermaelen w stolicy Katalonii złamał, naciągnął lub zerwał chyba każdą kość, mięsień i ścięgno.
O niespotykanej wręcz podatności na kontuzje najlepiej świadczy fakt, iż Vermaelen do Barcelony trafił latem 2014 roku, a zadebiutował...niemal rok później w ostatniej kolejce ligowego sezonu. W kolejnych latach niewiele się zmieniło. Vermaelen przynajmniej 3 razy w roku doznawał urazów wykluczających go z gry na kilka tygodni, bądź nawet miesięcy.
Gdy Thomas już wychodził na boisko prezentował się bardzo dobrze, ale od stopera, za którego zapłacono 20 mln euro wymagać trzeba nieco więcej niż kilku dobrych meczów przeplatanych wizytami w szpitalu.

4. Dmytro Czyhrynski

Środkowi obrońcy zdecydowanie nie mają łatwego życia na Camp Nou. Przekonał się o tym Dmytro Czyhrynski, który przybył do Barcelony w 2009 roku za niebagatelną wówczas kwotę 25 mln euro. Dla ukraińskiego stopera transfer na Camp Nou był spełnieniem najskrytszych marzeń.
Niestety dla Barcelony gra Ukraińca nie była wymarzona. Początkowo Pep Guardiola wykazywał dużą cierpliwość w stosunku do rosłego stopera, jednak Czyhrynski nie odwdzięczał się postępami na boisku. Ukraińcowi brakowało przede wszystkim umiejętności wyprowadzania piłki, co w Barcelonie jest uznawane za absolutną podstawę.
Pół roku niezbyt dobrej gry wystarczyły, aby Guardiola niemal całkowicie zrezygnował z usług Czyhrynskiego. W rundzie wiosennej Ukrainiec rozegrał tylko 180 minut w lidze po czym opróżnił szafkę na Camp Nou i wrócił do Szachtara. Barcelona straciła na tej transakcji 10 mln euro.

3. Arda Turan

O wiele więcej, ponieważ ponad 30 milionów klub ze stolicy Katalonii stracił, pozyskując Ardę Turana. Miało to miejsce w 2015 roku, chociaż z powodu zakazu transferowego Turek mógł zadebiutować w nowych barwach dopiero w styczniu 2016 roku.
Pierwszy mecz zakończony asystą oraz dalsza dobra gra w ogóle nie zwiastowały nadchodzącego regresu. Jeszcze na starcie sezonu 2016/17 Turan był, co może teraz brzmieć absurdalnie, jednym z liderów drużyny Luisa Enrique.
Wszystko przekreślił uraz mięśni przywodzicieli, który wyeliminował Ardę z gry na ponad 3 miesiące. W decydujących momentach sezonu Turek pełnił rolę rezerwowego, ponieważ nie był w rytmie meczowym.
Dalsze losy tandemu Turan-Barcelona przypominają już równię pochyłą. Przed startem sezonu 2017/18 Arda przybył do klubu w fatalnej formie fizycznej, zatem nowy szkoleniowiec – Ernesto Valverde postawił na Turku kreskę. Były zawodnik Atletico przez pół roku nie otrzymał ani jednego powołania po czym odszedł do ligi tureckiej, w której jego regres tylko postępuje.
Barcelona nie odzyska już ani centa z 34 mln euro wydanych na Ardę. Turan został wypożyczony do końca obecnego sezonu, czyli jednocześnie do końca czasu trwania kontraktu z „Blaugraną”.

2. Zlatan Ibrahimović

Drugie miejsce w naszym zestawieniu zajmuje gracz, którego teoretycznie nie dało się zmarnować, a jednak Barcelonie się to udało. Zlatan Ibrahimović, bo o nim mowa, został w 2009 roku bohaterem jednego z najgłośniejszych transferów w historii, ale to był dopiero początek niezbyt udanej historii.
O ile Vermaelenowi można zarzucić zbytnią podatność na kontuzję, a Czyhrynskiemu czy Hlebowi brak odpowiednich umiejętności, tak Zlatan pod względem sportowym prezentował się na Camp Nou znakomicie. Niestety to nie wystarczyło.
Ponad 20 bramek szwedzkiego snajpera nie przekonały Guardioli, któremu Zlatan ewidentnie nie pasował do koncepcji. Pep wolał filigranowego napastnika, który mógłby operować na skrzydle zostawiając centralną strefę Messiemu. Dlatego pod koniec sezonu 2009/10 Bojan grywał częściej niż „Ibra", a następnie do klubu trafił David Villa.
Ibrahimović oczywiście nie mógł pogodzić się z rolą rezerwowego, zatem jego przygoda z „Blaugraną” zakończyła się już po 12 miesiącach i to na bardzo niekorzystnych dla Barcelony warunkach. Szwed przybył do stolicy Katalonii za ponad 40 mln euro + Samuel Eto'o po czym po roku odszedł za ledwie 24 mln euro. To bez wątpienia jedna z największych klęsk włodarzy Barcelony.

1.Philippe Coutinho

Do największej porażki zarządu katalońskiego klubu doszło stosunkowo niedawno, a konkretnie w momencie, gdy Philippe Coutinho udał się do Bayernu Monachium na roczne wypożyczenie.
Przypominam, że mówimy o zawodniku, który 1,5 roku temu został najdroższym zawodnikiem w historii Barcelony oraz trzecim najkosztowniejszym transferem w dziejach futbolu. Kilkanaście miesięcy wystarczyło, aby Bartomeu, Valverde i wszyscy w środowisku Barcelony dostrzegli swój ogromny błąd.
Zapłacenie ponad 145 mln euro za Coutinho było ruchem równie ryzykownym, co nieprzemyślanym. Liverpool wykorzystał moment, gdy Brazylijczyk znalazł się w szczytowym momencie swojej kariery i brutalnie wykorzystał Barcelonę, która dała się nabrać na wielkość 27-latka. Wszak w ubiegłym sezonie Coutinho zawiódł wszelkie oczekiwania, grał niechlujnie, nieskutecznie. Przypominał największe gwiazdy NBA, którym w filmie „Kosmiczny Mecz" odebrano umiejętności.
Z jednej strony wypożyczenie było potrzebnym ruchem, jednak nie wiadomo czy w Monachium Coutinho zdoła wrócić do dyspozycji sprzed dwóch lat. Działaczom Barcelony pozostaje jedynie modlić się o nagły wystrzał formy Brazylijczyka w nowym otoczeniu.
W przeciwnym razie Coutinho zostanie kolejnym zawodnikiem, na którego włodarze Barçy wyłożyli bajońską sumę, z której nie odzyskano nawet drobnego ułamka. W ostatnich latach tego typu wpadek w stolicy Katalonii było zdecydowanie zbyt wiele
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również