Robi furorę, zabierze Lewandowskiemu kolejny tytuł? "Wielki transfer za grube pieniądze jest kwestią czasu"

Robi furorę, zabierze Lewandowskiemu kolejny tytuł? "Wielki transfer za grube pieniądze jest kwestią czasu"
Ulrich Hufnagel / Xinhua / PressFocus
To on może zagrozić Robertowi Lewandowskiego w walce o koronę króla strzelców Bundesligi. Patrick Schick robi furorę w Niemczech i przeżywa aktualnie najlepszy okres w karierze. Jeśli dalej będzie tak grał, wielki transfer za grube pieniądze to kwestia czasu.
Jest wiosna 2016 roku. Patrik Schick wraz ze swoim agentem próbują wynegocjować nową umowę ze Spartą Praga - klubem, któremu pochodzący z południowej części miasta rodowity prażanin kibicuje od dzieciństwa. Choć sam zawodnik jest zakręcony na punkcie futbolu, chce być też za to sprawiedliwie wynagradzany. Nie rozumie, dlaczego po całkiem udanym sezonie spędzonym na wypożyczeniu w biednym jak mysz kościelna Bohemians jego macierzysty klub proponuje mu naprawdę drobne w porównaniu do tego, ile zarabiają inni piłkarze “Kasztanowych”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dochodzi do przepychanek między obiema stronami. Gdy agent piłkarza na oczach działaczy Sparty wyrzuca propozycję umowy do kosza, staje się jasne, że dni Schicka na Letnej są już policzone. Czech ma na stole konkretne oferty z Niemiec i Włoch. Choć “Bordowi” wcale nie muszą go nigdzie puszczać, zdają sobie sprawę, że za rok po wygaśnięciu kontraktu odejdzie za darmo. Dlatego ostatecznie w czerwcu decydują się go sprzedać za cztery miliony euro do Sampdorii. Schick triumfuje i, jak zaznacza po latach ceniony czeski magazyn “Reporter”, wygrywa być może swój najważniejszy dotychczas mecz poza boiskiem.

Słodko-gorzkie początki

Tak rozpoczyna się zagraniczna przygoda syna właścicieli dwóch cukierni w Pradze, która jednak wcale nie zawsze będzie słodka i przydarzą się w niej również te bardziej gorzkie rozdziały. Początek we Włoszech ma jednak niezły - mimo że trener Marco Giampaolo na początku nawet nie wie, jak nazywa się jego nowy podopieczny, z czasem się do niego przekonuje. Czech jesienią strzela gola Juventusowi, ale więcej zaczyna grać dopiero od grudnia. Ostatecznie sezon kończy z 11 golami oraz czterema asystami w Serie A i jego postać przewija się w kontekście wzmocnienia największych w lidze - wspomnianego Juve, a także Interu oraz Romy. Koniec końców trafia do tej ostatniej w ramach najpierw wypożyczenia z obowiązkiem wykupu. Cała operacja łącznie wynosi 42 miliony euro i młody napastnik staje się tym samym drugim po Pavle Nedvedzie najdroższym piłkarzem w historii czeskiego futbolu.
- Roma nie była pierwszym wyborem Schicka. Czech był już dogadany z Juventusem i czuł się przez moment zawodnikiem "Starej Damy", ale do transferu nie doszło. Testy medyczne wykazały drobne problemy z sercem, które spaliły transfer. Roma zdecydowała się podjąć ryzyko i pobiła swój rekord transferowy. “Giallorossi” wcześniej nie byli klubem, który był skóry do wydawania dużych kwot na pojedynczych piłkarzy. Liczby Schicka w Sampdorii pokazują, że umiejętności miał od początku - wspomina w rozmowie z nami Marcin Ostrowski z “Calcio Merito”.
Na Stadio Olimpico od początku mu się jednak nie układa. Początek sezonu 2017/2018 traci ze względu na uraz uda. Później powoli wchodzi do składu, znów szczęśliwy może okazać się dla niego mecz z Juventusem, ale w doliczonym czasie gry grudniowego spotkania nie wykorzystuje sytuacji na sam i Roma przegrywa 0:1. Potem trener Eusebio Di Francesco daje mu trochę minut, ale coraz częściej decyduje się go też rzucać na prawe skrzydło. Rozgrywki kończy z zaledwie dwoma golami i to strzelonymi w spotkaniach z przeciwnikami, którzy do ostatnich kolejek musieli drżeć o utrzymanie - SPAL i Chievo.

Przeszkoda

W drugim sezonie w Romie nie narzeka już aż tak mocno na urazy, ale wciąż nie gra od deski do deski. Dla Di Francesco bezapelacyjnym numerem jeden na szpicy jest będący wciąż w niezłej formie Edin Dzeko. Czech znów w niektórych meczach ląduje na skrzydle. Ale jak już pokonuje bramkarzy przeciwników, to jedynie grając na swojej nominalnej pozycji. To jednak nie zdarza się aż tak często i sezon ponownie kończy z marnym dorobkiem - w samej Serie A to zaledwie trzy gole i dwie asysty. W Romie powoli zdają sobie sprawę, że z transferem Schicka po prostu “przestrzelili”.
- Najczęstszym wytłumaczeniem niepowodzenia jakiegoś piłkarza w Romie jest ogromna presja. Rzym jest zakochany w piłce i w Romie. Portale, radia, gazeta poświęcona tylko klubowi. Specyficzne środowisko. Gdy zagrasz dobrze w swoich pierwszych meczach, zakochają się w tobie. Gdy po dobrym początku złapiesz zadyszkę, zaczynają na ciebie gwizdać. Tak było w obecnym sezonie z Tammym Abrahamem, który wszedł do klubu z futryną, a potem się zaciął. Nie pomogło mu wówczas nawet nagranie z początku meczu, na którym widać jak podśpiewuje hymn, choć kibice Romy uwielbiają zawodników, którzy identyfikują się z klubem. Moim zdaniem, w przypadku Schicka to właśnie jego słaba mentalność odegrała największą rolę - uważa Ostrowski.
“Giallorossi” próbują odzyskać część w zainwestowanych w Czecha pieniędzy. Długo szukają potencjalnego kontrahenta. Dyrektor sportowy Monchi, który przy okazji przyjścia Schicka do klubu z “Wiecznego Miasta” nazywał go “jednym z największych talentów w futbolu”, ostatecznie decyduje się go oddać do klubu, w którym takie talenty często się solidnie rozwija - do RB Lipsk. “Byki” wypożyczają go za 3,5 miliona euro ostatniego dnia okienka transferowego we wrześniu 2019 roku i mają przy tym opcję wykupu definitywnego po sezonie.

Kluczowa zmiana trenera

Schick czas spędzony w Lipsku może zaliczyć do udanych. Strzela dziesięć goli i jest solidnym wzmocnieniem drużyny Juliana Nagelsmanna. RB wraz z nim w ataku dociera do półfinału Ligi Mistrzów i zajmuje trzecie miejsce w Bundeslidze. Biorąc pod uwagę problemy z “dziewiątką” w zespole ze wschodnich Niemiec, trudno zrozumieć, dlaczego działacze w Lipsku tak łatwo odpuszczają i nie decydują go ostatecznie wykupić. To właśnie wtedy z pomocą Schickowi, który nie widzi już dla siebie przyszłości w Romie, przychodzi Bayer Leverkusen. “Aptekarze” płacą za niego 26,5 miliona euro, a on w pierwszym sezonie u Petera Bosza gra sporo i notuje niezłe liczby - w 36 meczach strzela 13 goli i do tego dokłada dwie asysty. Jego forma wystrzeliwuje jednak tak naprawdę dopiero wtedy, gdy drużynę obejmuje trener Gerardo Seoane, który zameldował się na BayArena przed rozpoczęciem obecnego sezonu.
- Trener Seoane ma zdecydowanie duży wpływ na formę prezentowaną przez Schicka. Jego poprzednik, Peter Bosz, długo rotował między Czechem a Lucasem Alario. W dodatku napastnik z Argentyny trafił z bardzo dobrą formą i momentami kibice Bayeru byli rozczarowani postawą Schicka, który grał w kratkę, psuł dobre sytuacje, a przede wszystkim nie było widać w nim lidera ataku, na którego go kreowano. Trafił on na BayArenę za 26,5 miliona euro, co jest sporą sumą jak na to, co zazwyczaj wydaje Bayer - w końcu to drugi najdroższy transfer w historii klubu, dlatego kibice wiele po nim oczekiwali - mówi Martin Huć z “BayerLeverkusen.pl”.
Do pewnego stopnia w Bayerze powtarza się więc historia z Romy. I w tym przypadku fani nowego zespołu oczekują po nim sporo, a on znów plasuje się na szczytach w klubowych rekordach transferowych. Na BayArenie, szczególnie u Seoane, strzela jednak jak na zawołanie. W obecnym sezonie ma już na koncie 17 trafień w 15 występach w Bundeslidze. Do prowadzącego w klasyfikacji strzelców Lewandowskiego traci więc zaledwie trzy bramki. A gdyby nie kontuzja kostki, która wyeliminowała go na prawie miesiąc, ten dorobek mógłby być jeszcze okazalszy.

EURO go zmieniło

Dziś widać już jednak, że Schick jest nieco innym piłkarzem, niż kiedy po raz pierwszy wyruszał na podbój Europy. Bez wątpienia jednym z kolejnych kluczowych momentów jego kariery okazało się EURO 2020. To był dla niego pierwszy duży turniej reprezentacyjny w karierze. Niezwykle udany. Jako lider reprezentacji Czech dotarł z nią aż do ćwierćfinału, przy okazji zdobył też wraz z Cristiano Ronaldo tytuł najlepszego strzelca mistrzostw.
- Wydaje mi się, że to właśnie EURO sprawiło, że Schick jest w tak genialnej formie. Zbudował pewność siebie, pokazał swoją grą, że nie jest typowym snajperem, który tylko dobija piłkę do bramki. Ta jego kapitalna bramka, wybrana najładniejszym trafieniem turnieju, to tylko potwierdza. Nowy trener zdecydowanie postawił na Schicka, a ten podtrzymał rewelacyjną formę z lata. W dodatku doskonale rozumie się z Florianem Wirtzem - widać, jak doskonale się dogadują na boisku, grają na pamięć, współpraca sprawia im wiele radości i przede wszystkim przynosi korzyści drużynie. Mistrzostwa Europy zbudowały Patricka Schicka, pozwoliły mu wznieść się na poziom czołowego europejskiego napastnika, do którego wcześniej ciągle aspirował i chyba mu to ciążyło, że brakuje mu dobrego dorobku bramkowego w jednym sezonie - mówi Huć.
Nic dziwnego, że tak dobra forma Schicka nie umyka klubom bogatszym od Bayeru. Szczególnie spore zainteresowanie wykazują ekipy z Anglii - nowobogackie Newcastle, a także według doniesień medialnych takie ekipy jak Manchester City, Arsenal, Tottenham, West Ham czy Everton. Wydaje się jednak, że zimą Czech raczej nie opuści zespołu “Die Werkself” i wiosną powalczy z nimi o podium Bundesligi, a sam o koronę króla strzelców. W tym wyścigu, podobnie jak być może w walce o mundial w Katarze, jego największym przeciwnikiem będzie oczywiście Robert Lewandowski.

Przeczytaj również