Ronaldo winnym rozstania z United. Wybuch zgorzkniałego egocentryka. To nie mogło się inaczej skończyć

Ronaldo winnym rozstania z United. Wybuch zgorzkniałego egocentryka. To nie mogło się inaczej skończyć
Russell Hart/Pressfocus
To koniec. Cristiano Ronaldo oficjalnie odchodzi z Manchesteru United. Tym samym kończy się historia, która miała być piękną opowieścią dla piłkarskich romantyków, a przyniosła jedno z najbardziej gorzkich rozstań w dziejach futbolu, rodem z opery mydlanej. A przy okazji mocno naruszyła jeden z wielkich piłkarskich pomników.
We wtorek 22 listopada Manchester United potwierdził rozwiązanie kontraktu z Cristiano Ronaldo za porozumieniem stron. To oczywiście pokłosie kontrowersyjnego wywiadu udzielonego przez Portugalczyka Piersowi Morganowi, w którym CR7 zaatakował m.in. władze klubu, a także Ralfa Rangnicka, Erika ten Haga oraz Wayne’a Rooneya.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niektórzy mogą bronić Ronaldo, mówiąc, że obnażył problemy trawiące klub od środka. Z drugiej strony dopuścił się jednak gigantycznego grzechu - wykazał rażący brak szacunku dla swojego szkoleniowca. Nie było innego wyboru. Musiał zostać pożegnany. 20-krotni mistrzowie Anglii zrobili to, co musieli.

Brak argumentów

Obrońcy Cristiano mogą zwracać uwagę na jego zdecydowaną wypowiedź na temat zaniedbań władz Manchesteru United. Brak inwestycji, stagnacja, polityka nastawiona na zysk, a nie na osiąganie sportowych sukcesów - to wszystko grzechy rodziny Glazerów. Problem w tym, że chyba każdy fan “Czerwonych Diabłów” bardzo dobrze zdawał sobie z nich sprawę. 37-latek nie powiedział w tym temacie nic odkrywczego. To, co nowe, najbardziej interesujące dla odbiorcy, dotyczyło przede wszystkim jego wypowiedzi na temat współpracowników.
Tutaj oberwało się trenerom oraz dawnym kolegom z boiska, wypowiadającym pod jego adresem krytyczne słowa. Trudno więc dziwić się, że w świat poszedł obraz zadufanego w sobie egocentryka, niezadowolonego ze zmiany układu sił na Old Trafford. W końcu feralnego wywiadu udzielił dopiero, gdy stracił miejsce w składzie i spadł niżej w hierarchii.
Chyba nawet jego najbardziej zagorzali fani stracili cierpliwość. Już w ostatnich rozgrywkach pojawiały się głosy, że pojawienie się Portugalczyka miało negatywny wpły w na grę zespołu. Liczby przemawiały jednak na jego korzyść, więc do pewnego stopnia był usprawiedliwiony.
Pojawienie się Ten Haga zmieniło sytuację. Ekipa Holendra wygląda na lepszą, gdy CR7 nie ma na boisku. On sam z kolei niespecjalnie działał na swoją korzyść postawą na murawie. Frustrował, wymachiwał rękami, a jego skuteczość kulała. Strzelił zaledwie trzy gole - w dwóch meczach przeciwko Sheriffowi Tyraspol (w tym jednego z karnego) oraz z Evertonem w lidze. Musiał więc czuć frustrację.

“Homelander”

Z wypowiedzi Ronaldo aż biło przesadne przekonanie o własnej wielkości. Twierdził, że trener go nie szanuje, choć mimo nieprzepracowania powodu problemów osobistych pełnego okresu przygotowawczego regularnie dostawał szanse. Wyglądał na przekonanego, że to kwestia uprzedzeń Holendra, a nie własnej słabej postawy. Jeśli jednak uważnie oglądało się jego poczynania na boisku, to trudno było mieć wątpliwości. Cristiano po prostu nie przystawał poziomem do ekipy walczącej o europejskie puchary w Premier League. W kontekście jego słów zaskakiwać może jeszcze bardziej fakt, że w ligowym starciu z Aston Villą założył opaskę kapitańską. Czy to brzmi jak brak szacunku?
Bardzo trafne okazały się GIF-y z serialu “The Boys”, z twarzą Portugalczyka wklejoną w postać głównego antagonisty - Homelandera. W pewnym sensie 5-krotny zdobywca Złotej Piłki właśnie go przypomina. Egoistyczne samozauroczenie i przekonanie o własnej wielkości sprawiły, że przestał dostrzegać szerszy obraz. Kilkukrotnie powtarzał w toku rozmowy z Morganem, że szanuje kibiców, że mu na nich zależy, ale tylko ich rozsierdził, bo okazał elementarny brak profesjonalizmu, odmawiając wejścia na boisko z ławki i publicznie piorąc osobiste brudy.
Dla niego nadrzędną wartością jest zaspokojenie własnego ego. Idea własnych obowiązków, reprezentowanych barw schodzi na dalszy plan. Poprzez absurdalny wywiad stał się czarnym charakterem, ale i bohaterem tragicznym - zagubionym we własnej, złudnej wizji, niedostrzegającym generowanych przez siebie problemów i konsekwencji własnych przywar. Tutaj wystarczy wspomnieć o tym, że sam przekonuje, iż odrzucił ofertę Manchesteru City, chociaż właściwie wszystkie doniesienia prasowe przedstawiają zgoła odmienny obraz - to “Obywatele” mieli mu podziękować.
Nazywał samego siebie “najlepszym na świecie”, lecz nie odnosił się do boiska - a więc tego, co rzeczywiście determinuje wielkość piłkarza. Tak, to wielka postać. Tak, ma ogromne dziedzictwo. Ale ostatnio nie potrafił tego potwierdzić poprzez argumenty sportowe. Zamiast zrobić wszystko, by to naprawić, postanowił narobić bałaganu we własnym gnieździe. Trudno szukać logiki w takich działaniach.

Nie będzie płaczu

Gdy Cristiano Ronaldo wracał do Manchesteru niespełna półtora roku temu, chyba każdemu fanowi “Czerwonych Diabłów” musiało szybciej zabić serce. Ten transfer dość szybko spolaryzował kibiców, błyskawicznie pojawiła się frakcja głośno mówiąca, że to ruch nieprzemyślany, ryzykowny i najprawdopodobniej doprowadzi do destabilizacji zespołu. To, do czego doszło to absolutnie ekstremalny rezultat, ale należy powiedzieć jasno - mieli rację.
Jeszcze niedawno brzmiałoby to absurdalnie, ale po jednym z najlepszych piłkarzy w historii futbolu nie tylko nie będzie nikt płakał, ale znajdzie się niewielu fanów United, którzy chcieliby w ogóle pożegnać go oklaskami. Słynny wywiad okazał się strzałem w stopę CR7. Strzałem potencjalnie brzemiennym w skutkach, bo trudno wyobrazić sobie, że po podpis Portugalczyka ustawi się kolejka chętnych.
Wszyscy bowiem widzą, w jakich relacjach rozstawał się z Juventusem i co stało się po powrocie do Anglii. Zamiast zarażać profesjonalizmem i “mentalnością zwycięzcy”, 37-latek poszukuje przede wszystkim miejsca, gdzie znowu spotka się z kultem swej jednostki i wszystko zostanie mu podporządkowane. Na to zgodziłby się jednak tylko szaleniec. W tym momencie przyjęcie CR7 na swoją tratwę oznaczałoby nie tyle wzięcie na pokład walizki, co kontenera pełnego cegieł - graniczyłoby z przyzwoleniem na zatopienie łajby.
Trudno więc zakłamywać rzeczywistość. Cristiano Ronaldo sam zniszczył swój wizerunek. Twierdził, że jest upokarzany, a tymczasem sam się upokorzył i pokazał twarz kreowaną przez jego największych antyfanów, twarz wyolbrzymioną i, jak się okazało, realną. Tak narcystycznego, egoistycznego i absurdalnie nieuzasadnionego narzekania na brak umiejętności wywalczenia sobie miejsca w składzie.
Postawa Portugalczyka budzi zniesmaczenie i zapewne zmieniło spojrzenie wielu jego fanów. Mógł odnieść się tylko do problemów klubu, ale to wydaje się być tylko zasłoną dymną. Cały wywiad brzmi jak chęć wyrzucenia osobistych żali, w której pojawił się dodatkowy wątek, mający na celu przypudrowanie całości. Kibice protestują przecież przeciwko Glazerom od dawna. I to regularnie!
Horacy pisał, że “wybudował pomnik” - wieczny, pozostający na tysiąclecia. Ronaldo właśnie poważnie naruszył fundamenty swojego pomnika i tym samym zmienił romantyczną historię powrotu do miejsca, w którym stał się wielki w opowieść zakończoną wybuchem zgorzkniałego egocentryka. Tak dziecinnego zachowania po jego osobie naprawdę trudno było się spodziewać. A zaakceptowanie go jest niemożliwe.

Przeczytaj również