Rosyjska ruletka Realu Madryt. Jak "Królewscy" pozazdrościli Legii Warszawa sprawy Bereszyńskiego

Rosyjska ruletka Realu Madryt. Jak "Królewscy" pozazdrościli Legii sprawy Bereszyńskiego
rtve.es
O konsekwencjach papierowych niedopatrzeń przekonał się każdy kibic polskich klubów w europejskich pucharach. Chyba wszyscy mamy w pamięci słynną aferę w dwumeczu Legii z Celtikiem, gdy opieszałość Marty Ostrowskiej doprowadziła do porażki "Wojskowych". Wydawałoby się, że casus Bereszyńskiego nie ma prawa powtórzyć się w bardziej renomowanych drużynach, na przykład pokroju Realu Madryt. A jednak. Wróćmy do 2015 roku.
- Nie umiem sobie wyobrazić, jak w nowoczesnym świecie futbolu można wystawić piłkarza, który nie ma prawa grać. To niedopuszczalne. U nas (w Realu Madryt) czuwa nad tym cały sztab ludzi - grzmiał w 2014 r. Emilio Butragueño. Kilkanaście miesięcy później los brutalnie zakpił z wypowiedzi byłego napastnika "Los Blancos".
Dalsza część tekstu pod wideo

Pewny (?) awans

W sezonie 2015/16 los skrzyżował w Pucharze Króla ścieżki Realu Madryt z feralną ekipą Cadiz. Chociaż Andaluzyjczycy większość sezonów spędzili w niższych dywizjach, historia ich pojedynków ze stołecznymi sięga jeszcze lat 70. Co ciekawe, z pierwszej konfrontacji tych drużyn w historii zwycięsko wyszli właśnie reprezentanci Cadiz.
W grudniu 2015 r. nikt nie przypuszczał, że historia może się powtórzyć. Cadiz zajmował wówczas piątą lokatę na poziomie trzeciej ligi. Największą gwiazdą drużyny był kapitan, Josete, który obecnie reprezentuje barwy CD Lugo. Samo dojście do fazy 1/16 finału odbierano jako ogromny sukces podopiecznych Claudio Barragana.
Jadąc na Estadio Ramón de Carranza, Rafa Benitez zdawał sobie sprawę, że Real jest murowanym faworytem. Hiszpański szkoleniowiec postanowił dać oddech swoim największym gwiazdom, ponieważ drugi garnitur również przerastał piłkarzy Cadiz o minimum kilka klas.
Ronaldo, Bale, Benzema, Kroos, Modrić, Ramos i pozostałe filary "Los Blancos" dostały wolne. Szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności otrzymali ówcześni etatowi rezerwowi pokroju Kiko Casilli, Alvaro Arbeloi, Jese i nieszczęsnego Denisa Czeryszewa. Skrzydłowy nieoczekiwanie został bohaterem jednego z najbardziej kuriozalnych wydarzeń na hiszpańskich boiskach.

Rosyjska ruletka

Początek spotkania raczej nikogo nie zaskoczył. Podopieczni Beniteza już w trzeciej minucie udowodnili, że brak największych gwiazd nie stanowi żadnej przeszkody, a Cadiz może zapomnieć o awansie. Co najśmieszniejsze, prowadzenie zapewnił "Królewskim" nie kto inny, ale Denis Czeryszew.
Jeszcze w pierwszej połowie boiskowe wydarzenia zeszły na dalszy plan. Hiszpańscy dziennikarze zaczęli podawać informacje jakoby Rosjanin nie mógł grać w tym spotkaniu z powodu zawieszenia, którego nie odbył. Kampanię 2014/15 Czeryszew spędził na wypożyczeniu w Villarreal, gdzie zebrał trzy żółte kartki w rozgrywkach Pucharu Króla. Według przepisów musiał pauzować jedno spotkanie, czego nikt w Realu nie dopilnował. Sztab, którym buńczucznie chwalił się Emilio Butragueño, chyba zrobił sobie malutki urlop.
O tym, że to nie przelewki świadczyła choćby reakcja Rafaela Beniteza, który po ostatnim gwizdku pierwszej połowy od razu podszedł do skonsternowanego Czeryszewa. Obaj ze skwaszonymi minami zeszli do szatni. Na kolejne trzy kwadranse Rosjanin już nie wyszedł. "Królewscy" chcieli nieco zatuszować całą sprawę, lecz na to było już zdecydowanie za późno. Zwłaszcza, że kibice Cadiz nie odpuścili do ostatniej minuty.

Zabawa na trybunach

Największe stadiony na Półwyspie Iberyjskim znane są raczej ze spokojnej atmosfery. Na Camp Nou czy Santiago Bernabeu nikt nie zdziera gardeł, a większość trybun zajmują futbolowi koneserzy. Publika, niczym w teatrze, wyczekuje kolejnych aktów wybitnego spektaklu. Zupełne przeciwieństwo fanów zgromadzonych na Estadio Ramón de Carranza. Ultrasi Cadiz doznali katharsis, serwując prawdziwy popis kreatywności.
"Benitez, spójrz na Twittera" - to była tylko uwertura niemal dwugodzinnego występu Andaluzyjczyków. Ówczesny trener Realu stał się głównym obiektem ich drwin. "Benitez, zostań w Realu na zawsze", grzmiała trybuna najbardziej zagorzałych sympatyków Cadiz. Hiszpanowi oberwało się nawet z powodu jego tuszy:
- Rafa, grubasku, kogoś ty powołał - śpiewano przez kilka minut. Pod koniec meczu kibice hucznie zaintonowali "Wpuść de Geę, hej, Rafa, wpuść też de Geę". Było to oczywiście nawiązanie do słynnej afery z faksem, która zrujnowała przenosiny bramkarza z Old Trafford.
Kamery uchwyciły również kobietę sympatyzującą z Realem, która tańczyła w rytm kolejnych przyśpiewek. Fani z Kadyksu już po chwili dodali do swojego obfitego repertuaru kolejną linijkę krzycząc: "Spójrzcie, oto matka Czeryszewa".
Tymczasem rosyjski skrzydłowy momentalnie stał się ulubieńcem trybun. Kilkakrotnie krzyczano "Czeryszew, kochamy cię, Czeryszew kochamy cię". Skrzydłowy Realu przez przypadek został jedną z największych legend klubu z Kadyksu.
"Ofiarą" kibiców został nawet Alvaro Arbeloa. Boczny obrońca Realu toczył wówczas otwarty konflikt z Gerardem Pique, który notorycznie punktował jakość, a raczej jej brak u zawodnika Realu. Z trybun Cadiz tubalnie niosło się:
"Chcemy grać przeciwko jedenastu takim, jak Arbeloa. Alvaro, złota piłka, Alvaro, złota piłka".

W oparach absurdu

O ile piłkarze Kadyksu nieco zawiedli, ponieważ na boisku ulegli 1:3, tak ich sympatycy stanęli na wysokości zadania. A i podopiecznym Claudio Barragana wszystko uszło na sucho. Tuż po zakończeniu spotkania włodarze Cadiz wnieśli oficjalną skargę do hiszpańskiej federacji RFEF o zdyskwalifikowanie "Los Blancos".
- Federacja i Villarreal nie poinformowały nas o zawieszeniu Denisa. Nie wiedzieliśmy, że nie może zagrać. Gdy się o tym dowiedzieliśmy, zszedł z boiska, aby uniknąć kłopotów - tłumaczył się zakłopotany Benitez.
Pech chciał, że dociekliwi koneserzy iberyjskiego futbolu szybko odkryli, że dla szkoleniowca Realu to nie pierwszyzna. W czasie prowadzenia Valencii nieuwaga Hiszpana także doprowadziła do dyskwalifikacji z Pucharu Króla. W dwumeczu z Noveldą Benitez zapomniał o limicie zawodników spoza Unii Europejskiej. Z powodu niedopatrzenia "Nietoperze" odpadły.
Za to niezmordowany Emilio Butragueño nie składał broni, hucznie ogłaszając, że Cadiz powinno zachować się po męsku. Były snajper otwarcie prosił, aby Andaluzyjczycy wycofali skargę i przystąpili do rewanżu z trzybramkową zaliczką w ramach pojedynczego walkoweru.
Żądania Butragueño nie miały jakichkolwiek podstaw, ponieważ przepisy mówiły jasno, że karą za tego typu czyn jest bezapelacyjna dyskwalifikacja. W tej samej edycji Osasuna odpadła z Mirandes, właśnie z powodu wystawienia nieuprawnionego zawodnika. Piwo zostało uwarzone, a Real musiał je wypić do dna. RFEF wykluczyło "Królewskich" z rozgrywek, a Cadiz awansował do fazy 1/8 finału.
Konsekwencje odczuł także sam Czeryszew. Kilka dni później Real rozgrywał grupowe spotkanie w Lidze Mistrzów przeciwko Malmoe. Rosjanin pojawił się na boisku na kilkanaście minut, a kibice na Santiago Bernabeu zgotowali mu festiwal gwizdów.
To był jego ostatni mecz w barwach "Los Blancos". Już w zimowym oknie transferowym został wypożyczony do Valencii, która w późniejszym terminie pozyskała go na stałe. Kolejnym groteskowym elementem całej historii jest fakt, że Czeryszew jeszcze w tej samej edycji Pucharu Króla wrócił na boisko w barwach "Nietoperzy". Ekipa z Mestalla co prawda odpadła z Barceloną, ale sam zawodnik zyskał uznanie wśród wszystkich sympatyków "Dumy Katalonii". Przyjęcie godne Messiego, Ronaldinho czy Iniesty.
Groteskowe zdarzenia sprzed kilku lat posłużyły za solidną nauczkę dla Realu Madryt. Zastęp specjalistów, o których Butragueño wspominał po sytuacji z Bereszyńskim, z pewnością dba obecnie o nawet najmniejszy detal w kwestii zawieszeń. Próżno oczekiwać, aby tego typu wydarzenia kiedykolwiek się powtórzyły, ale historii Czeryszewa już raczej nikt nie zapomni. A zwłaszcza rozśpiewani kibice Cadiz.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również