Sochana już porównują do legendy NBA. Jest tak dobry, że Anglicy chcą go podebrać. "Zrobił furorę"

Sochana już porównują do legendy NBA. Jest tak dobry, że Anglicy chcą go podebrać. "Zrobił furorę"
fot. Brad Penner/Pressfocus.com
Żaden Polak w historii NBA nie wywoływał takiego poruszenia. Jeremy Sochan wszedł do świata NBA razem z futryną. Reprezentant "Biało-Czerwonych" był jednym z najgorętszych nazwisk tegorocznego Draftu - powszechnie uznaje się go za wielki talent, a na licznych amerykańskich portalach to właśnie twarz 19-latka reklamowała wspomniane wydarzenie. Nic więc dziwnego, że Anglicy Sochana nam po prostu zazdroszczą.
Gdy pojawiły się pierwsze informacje dotyczące udziału Jeremy'ego Sochana w tegorocznym Drafcie, polscy kibice NBA nie posiadali się z radości. Od czasów Marcina Gortata nie mieliśmy w koszykarskiej elicie żadnego przedstawiciela. Co więcej, były zawodnik Orlando Magic nigdy chyba nie wywoływał takiego poruszenia, co Jeremy. Zamieszanie związane z młodym, 19-letnim Polakiem wynikało nie tylko z powodu umiejętności, ale też szumu medialnego, który wykroczył daleko poza granice naszego kraju.
Dalsza część tekstu pod wideo
Sochan ma bowiem dość nieszablonowy życiorys. Urodził się w 2002 roku w Stanach Zjednoczonych, ale związek jego rodziców nie przetrwał długo. Mama koszykarza, Aneta, została z dzieckiem sama i wróciła do rodzinnego kraju. W Polsce nie została jednak na długo, bowiem już wkrótce przeprowadziła się do Southampton, gdzie później poznała swojego obecnego partnera, Wiktora Lipieckiego. Wówczas rodzina kolejny raz się przeniosła - tym razem osiadła w Milton Keys.
Tam Jeremy trenował pod kątem rozmaitych dyscyplin. Nie był chłopcem nastawionym na konkretną grę. W znakomitym tekście opublikowanym na portalu "PostPrime.pl" możemy przeczytać, że przyszły zawodnik NBA zajmował się piłką nożną, koszykówką, badmintonem, jazdą na nartach, biegami oraz skokami w dal, w których osiągał pierwsze sukcesy. Tak szeroki zakres zainteresowań zawdzięczał rodzicom. Aneta Sochan podkreśla, że w początkowo jej syn nie był przygotowywany do profesjonalnego zaangażowania się w koszykówkę.
Sytuacja ta zmieniła się, gdy Jeremy miał około 12 lat. Wówczas zdecydował, że to właśnie zmagania na parkiecie są czymś, co pociąga go najbardziej. Kilka lat później wszedł w świat koszykówki na poważnie. Zapisał się do akademii Southampton i w tym momencie rozpoczął się wyimaginowany spór, który tworzą brytyjskie media. Sochan bardzo szybko został doceniony przez skautów, którzy dostrzeli jego wielki talent.
Nastolatek otrzymał wówczas możliwość gry dla reprezentacji Anglii oraz Polski. Jego decyzja była jednak jednoznaczna - chciał występować dla kadry swoich przodków. Wkrótce otrzymał zaproszenie do drużyny U-16, co właściwie zamknęło wątek traktowania Jeremy'ego jako Anglika lub Amerykanina. Sochan zawsze uważał się za Polaka i Polakiem zostanie.

Ziemia przodków

Związki 19-letniego zawodnika z nadwiślańskim krajem nie kończą się na pochodzeniu jego mamy. Rodzina Sochanów ma duży wkład w lokalny sport oraz historię naszego państwa. Dziadek koszykarza, Juliusz, sam uprawiał ten sport i był prężnie działającym prezesem WOZKosz. Pradziadek natomiast grywał dla Warszawianki oraz brał w kampanii wrześniowej, po której został wtrącony do piekła na ziemi zwanego również obozem Stutthof.
- Przeżył wojnę i wrócił do sportu - został trenerem i dyrektorem hali sportowej na Torwarze. Podobno to on zaraził całą rodzinę pasją do sportu i ta miłość w rodzinie rozciąga się poprzez wszystkie kolejne pokolenia. Nawet ciocia Jeremy’ego była lekkoatletką, a chłopak był po prostu skazany na sport - czytamy w tekście na "PostPrime.pl".
Nasz świeżo upieczony przedstawiciel w NBA sam dbał również o to, by nawiązać bardziej osobiste relacje z krajem przodków. Regularnie przyjeżdżał do ojczyzny, grywał dla reprezentacji młodzieżowych oraz uczył się języka polskiego, którym posługuje się na tyle pewnie, że nawet podczas pierwszej konferencji w San Antonio Spurs postanowił zaskoczyć zgromadzonych i na swój sposób przejść do historii "Ostróg".
W Polsce spędzał kilka miesięcy w roku, korzystając głównie z opieki babci, Lucyny. Jednocześnie odwiedzał krajowe obozy, gdzie cały czas szlifował swoje umiejętności. Już wtedy Sochan robił wrażenie przez wzgląd na swoją atletyczność. Szybko przeniesiono go do starszych roczników, gdzie miał większe szanse na rywalizację z zawodnikami dysponującymi podobnymi warunkami.
Nigdy zatem nie było mowy o tym, aby Jeremy poważnie rozważał grę dla Anglii. Był to kraj, który dał mu dużo, ale też kraj, z którym nie czuł związku na tyle silnego, aby porzucać biało-czerwone barwy. Zresztą Wyspy ostatecznie opuścił, bowiem swoją naukę w liceum kontynuował już w Stanach Zjednoczonych. Był to jeden z serii dobrych kroków, które Sochan wykonał, aby ostatecznie zapukać do bram NBA.

Imponujący rozwój

Polak początkowo trafił do La Lumiere, prestiżowego programu koszykarskiego, który wyłonił już kilku przyszłych liderów amerykańskiego basketu. To właśnie tam swoje pierwsze kroki stawiali Jaren Jackson Jr. (Memphis Grizzlies) czy Jordan Poole (Golden State Warriors). Szkolenie Sochana przerwała jednak pandemia, która skłoniła go do szybkiego wyjazdu z USA. Trafił wówczas do Niemiec.
Zaczął się przygotowywać w Ratiopharmie Ulm, czyli klubie, który jest traktowany jako szkoła przyszłych zawodników NBA. Okres ten był jednak dla naszego młodzieżowego reprezentanta wyjątkowy nie tylko przez wzgląd na powrót do Europy, ale także powołanie do dorosłej kadry "Biało-Czerwonych". Szkoląc się w Niemczech Sochan zadebiutował w pierwszej reprezentacji Polski, zbierając kolejne doświadczenie.
Największy przeskok w jego grze zaobserwowano po powrocie do Ameryki. Sochan wybrał się na Uniwersytet Baylor, który również miał swoje ścisłe powiązania z NBA. To właśnie na tej uczelni swoją karierę zaczynali tacy zawodnicy jak Vinnie Johnson, David Wesley, Terry Teagle oraz Brian Skinner. Każdy z nich ma na swoim koncie ponad 600 występów w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Wspomniany Johnson zdobył nawet dwa tytuły mistrzowskie w barwach Detroit Pistons, a klub zastrzegł jego "15" w podzięce za dekadę gry dla ekipy z Michigan.
Początkowo jednak wydawało się, że Sochan ma dość nikłe szanse na błyskawiczne pójście w ślady swoich poprzedników. Zakładano, że Polak weźmie udział w Drafcie 2023. Zaczął jednak zyskiwać coraz większe uznanie, w czym pomagał świetny sezon zasadniczy w barwach Baylor Bears. Z zawodnika, o którym słyszano i mówiono sporo, lecz w kontekście przyszłości, Jeremy stał się kimś, kogo zaczęto prognozować do miana jednego z najciekawszych zawodników tegorocznego Draftu.
- Jeremy zrobił furorę, przeskakując od bycia postrzeganym jako prospekt na draft 2023, do klasy 2022 i przewidywane miejsca w drafcie między 40 a 50. Następnie wszedł w mockach do końcówki pierwszej rundy, a na końcu urósł wokół niego duży hajp w trakcie spotkań wewnątrz bardzo mocnej Konferencji NCAA Big 12 i eksperci zaczęli typować go do loterii draftu - pisze Maciek Wooden na portalu "PostPrime.pl".
Przewidywania amerykańskich ekspertów okazały się słuszne. Sochan starannie selekcjonował kluby, do których jeździł na testy, natomiast w nocy poprzedzającej Draft było niemal pewne, że Polak wyląduje w pierwszej dziesiątce wybranych zawodników. Tak też się stało, bowiem 19-latek został wyselekcjonowany z "9", a jego nowym klubem zostało San Antonio Spurs. Klub wyjątkowy w skali całej NBA.

Najbardziej wyjątkowy klub NBA

San Antonio Spurs należą do grona najlepszych drużyn w ostatnich 25 latach. Zespół, którym niezmiennie od 1994 roku dowodzi Gregg Popovich, sięgnął w tym czasie po pięć tytułów mistrzowskich i wychował całą plejadę gwiazd koszykówki. Liderami drużyny były takie postaci jak Kawhi Leonard, Tony Parker czy Tim Duncan. Jednak "Ostrogi" cieszą się uznaniem nie tylko przez wzgląd na swoje dawne dni chwały.
To zespół chwalony przede wszystkim za swoją stabilność, pod względem której można go zaliczyć do ścisłej czołówki NBA. Poza wspomnianym Popovichem w klubie od blisko 30 lat pracuje również CEO, RC Buford. Gwarantuje to spokojne kontynuowanie myśli i sposobność do spokojnego realizowania celów, które, nie ma co ukrywać, nie zawsze są największe. Obecnie San Antonio Spurs przeżywa bowiem delikatny regres.
"Ostrogi" są średniakiem w skali NBA, lecz nie doprowadzają do żadnych drastycznych ruchów. Zespół przechodzi stopniową przebudowę, dzięki której z kandydata do gry w play-offach mają stać się zespołem regularnie awansującym do tej fazy sezonu. Będzie to zadanie trudne, lecz za sprawą sprowadzanych zawodników nie wydaje się niemożliwe. W minionym sezonie ekipa z Teksasu wyprzedziła nawet pogrążonych w kryzysie LA Lakers i zajęła 10. miejsce w Konferencji Zachodniej.
Poza wieloletnią współpracą Buforda i Popovicha Spurs słyną również ze stawiania na graczy z Europy. To ruch, który w NBA wykonuje się coraz częściej, lecz "Ostrogi" można traktować jako ekipę, która myśl tę kontynuuje, a nie jedynie ulega chwilowym trendom. To wątek, którego nie powinno się bagatelizować w kontekście Sochana.
- Optymistyczne dla Polaka jest to, że SAS są znani z pracy z talentami spoza USA. Na tym oparli swoją dynastię wybierając dalej w drafcie Francuza Tony’ego Parkera i Argentyńczyka Manu Ginobiliego. Poza nimi klub zawsze ma kilku graczy, których RC Buford wyłuskał za granicą - twierdzi Mateusz Babiarz, polski kibic "Ostróg".
- RC i Pop podejmują kluczowe decyzje odnośnie tego jakich graczy klub pozyskuje i mimo oczywiście posiadania siatki skautów często obaj są widywani osobiście na spotkaniach w Europie - dodaje.
I faktycznie, 73-letni szkoleniowiec, żywa legenda amerykańskiej koszykówki, nawet przerwy między sezonami spędza w pracy - ostatnio był widziany na trybunach podczas europejskich rozgrywek. To jednak tylko jedna z cech, która stworzyła wizerunek trenera stawianego przez "Bleacher Report" w jednym rzędzie z Patem Rileyem, Redem Auerbachem i Philem Jacksonem.

W świecie Popovicha

Popovich odegra kluczową rolę w karierze Sochana, to rzecz oczywista. Amerykanin będzie nie tylko pierwszym trenerem Polaka w NBA, ale też cieszy się mianem jednego z najwybitniejszych fachowców. Dotyczy to między innymi pracy z młodzieżą. 73-latek przez kilkadziesiąt lat udowadniał, że znakomicie zna się na rozwijaniu koszykarzy. Sochan trafił zatem pod skrzydła prawdopodobnie najlepszego możliwego szkoleniowca, przynajmniej ze swojej perspektywy.
- Pop jest cholerykiem i perfekcjonistą na boisku, ale jednocześnie bardzo ciepłym facetem poza nim. Koszykówka jest całym jego życiem. Klasyczne są jego tyrady przy linii bocznej, ale też zespołowe kolacje, na które sam wybiera najlepsze restauracje - przekonuje Mateusz Babiarz na Twitterze.
- Debiutanci nie mają u niego lekko, ponieważ Gregg nie patrzy w kartotekę, ale tylko na to ile możesz dać drużynie. Dobre dla Sochana jest to, że u rookies największą uwagę przykłada do obrony i błędy w niej są tym, co najczęściej wysyła młodych na ławkę - dodaje kibic SAS.
O tym, jak wyjątkowym szkoleniowcem jest 73-latek, przekonał się szereg zawodników. Wspominany Tim Duncan nawiązał relację, którą można nawet określić mianem relacji ojca z synem. W wypadku Sochana bardziej miarodajne mogą być jednak stosunki, które łączyły trenera z Tonym Parkerem. Dawna gwiazda "Ostróg" trafiła do zespołu mając 19-lat, czyli tyle samo, co Jeremy.
Co więcej, Parker również pochodzi z Europy, chociaż - co warto zaznaczyć - początkowo nie postrzegano go jako materiału na przyszłą gwiazdę. W Drafcie 2001 został wybrany z 21. numerem. Dopiero przy Popovichu, który w San Antonio Spurs miał właściwie pełnię władzy, Francuz rozwinął się do miana jednego z najlepszych zawodników NBA w historii.
Sochana czeka zatem prawdziwa szkoła przetrwania, która może zaowocować w przyszłości. Nie powinniśmy jednak podchodzić do Jeremy'ego jak do zawodnika, który z miejsca będzie stanowił o sile "Ostróg". Polak ma jeszcze mnóstwo czasu, aby dobrze się rozwinąć. W ciągu kilkunastu miesięcy wykonał gigantyczny przeskok, lecz to dopiero początek jego drogi.
- Moim wymarzonym kierunkiem dla Sochana byli Toronto Raptors, ale numerem dwa, a właściwie jeden i pół, byli Spurs. To rewelacyjna organizacja. Z zewnątrz, wygląda na nudną, bo praktycznie nic się tam nie zmienia - trener Popovich pracuje tam od 1994 roku, tak samo jak CEO RC Buford. To gwarantuje ciągłość i stabilizację, która pozytywnie odbija się na zawodnikach - na przestrzeni lat Spurs pomogli rozwinąć się wielu koszykarzom, a wśród nich będzie pewnie też Sochan. Nie spodziewam się, by Jeremy od początku odgrywał kluczową rolę w zespole, może czekać go nawet okres w G-League, ale kluczowe będzie zachowanie spokoju i cierpliwa praca, przede wszystkim nad rzutem - mówi nam Jakub Kręcidło.
Dziennikarz "Canal+" zwrócił przy tym uwagę na jedną bardzo ważną kwestię. Przy całych superlatywach, którymi cechuje się 19-latek, jego największą bolączką pozostają rzuty. W tej materii Sochan ma jeszcze mnóstwo miejsca, aby się rozwinąć, a właściwie poprawić. Polak wygląda nieźle, gdy otrzymuje piłkę na czystej pozycji i musi "jedynie" wykończyć akcję. Inaczej sprawy mają się, gdy 19-latek rzuca po koźle - w tej materii bywał nawet określany jako fatalny.
Na swoje szczęście trafił do klubu, który specjalizuje się w wyciąganiu zawodników z dołka. Według portalu "PostPrime.pl" trzy najlepsze sztaby trenerskie, które zajmują się pracą nad rzutami, znajdziemy w New England Pelicans, Toronto Raptors oraz... San Antonio Spurs. Specjaliści Popovicha pomogli między innymi Leonardowi - Amerykanin po zakończonych treningach gros swoich spotkań kończył z dorobkiem ponad 25 punktów.
- Sochan w tym kontekście trafił w idealne miejsce - Chip Engelland to najlepszy w NBA specjalista od rzutu. Potrafił "uratować" lub "naprostować" kariery Tony’ego Parkera czy - przede wszystkim - Kawhiego Leonarda, więc powinno mu się udać także z Polakiem, który ma wszystkie atrybuty potrzebne do zatriumfowania w lidze - od rewelacyjnych warunków fizycznych, przez inteligencję, szybkość czy wybitne zdolności defensywne, aż po wszechstronność. Naprawdę, jest się czym ekscytować! - przekonuje Kręcidło.

"Przemiana" Sochana

Tegorocznemu Draftowi towarzyszyły wielkie emocje. Polscy fani koszykówki otrzymali bowiem w prezencie kogoś, na kogo czekali przez lata. Młodego, ekscytującego zawodnika, który bardzo szybko trafił na usta nie tylko naszego kraju, ale też USA i Anglii. Taki rodzaj ekscytacji stał się również okazją do tego, by Sochana z marszu zacząć porównywać do ikon amerykańskiego basketu.
W wypadku reprezentanta "Biało-Czerwonych" wybór mógł być tylko jeden - Dennis Rodman. 19-latka i legendarnego gracza łączy nie tylko fizis, ale też przynależność klubowa. W końcu Rodman, jeszcze przed przejściem do Chicago Bulls, występował właśnie w San Antonio Spurs. Co więcej, Amerykanin nosił na plecach "10", czyli ten sam numer, który trafił w ręce Polaka.
Eksperci zwracają również uwagę, że "Robaka" i Sochana łączy również świetna gra w defensywie. Z takimi tezami wypada być jednak ostrożnym - 61-latek należy do grona najwybitniejszych zbierających w dziejach NBA. Nasz debiutant dopiero stawia pierwsze kroki na najwyższym poziomie. Co więcej, prawdopodobnie pójdzie on w zupełnie inną stronę niż Rodman - Sochan ma stać się bardziej uniwersalny.
- Kolorowe włosy i numer – na razie, tyle łączy w Spurs Jeremiego Sochana z Dennisem Rodmanem. Obyśmy do tego porównania dołożyli jeszcze rewelacyjną grę w obronie czy wybitną pracę na deskach, które Polak musi jeszcze potwierdzić na parkietach NBA, i... tyle, bo pozaboiskowe przygody Amerykanina negatywnie wpłynęły na jego karierę. Jeremy ma znacznie bardziej poukładane w głowie, ma lepsze warunki fizyczne i jest bardziej uzdolniony fizycznie od Rodmana. Ale też trzeba pamiętać, że Dennis jest członkiem koszykarskiej galerii sław, dlatego byłbym ostrożny z porównaniami czy oczekiwaniem od Polaka, by miał tak samo wielki wpływ na grę, jak jeden z najlepszych zawodników końcówki XX wieku - twierdzi Jakub Kręcidło.
Wątpliwe zatem, aby Sochan poszedł w ślady Gregora Samsy i pewnego dnia obudził się w swoim łóżku jako "Robak". Reprezentant Polski na parkietach NBA musi pracować przede wszystkim na swoje nazwisko. Nam pozostało trzymać kciuki, aby za kilka lat było o nim co najmniej równie głośno jak teraz, gdy zaczyna swoją przygodę z profesjonalnym basketem w USA. Będzie to znakiem tego, że kariera tego niezwykłego chłopaka zmierza w dobrą stronę.

***

Poniżej lista artykułów i materiałów, które posłużyły mi jako baza do napisania powyższego tekstu. Świetnie uzupełniają i rozszerzają poruszone wątki.
  • Kim jest i kim będzie Jeremy Sochan? - Maciek Wooden, "PostPrime.pl",
  • Jeremy Sochan scouting report: Meet the Spurs’ pick at No. 9 - Alex Schiffer i Sam Vecenie, "The Athletic",
  • Draft prospect Jeremy Sochan isn’t typical. He may be perfect for modern NBA - Mike Vorkunov, "The Athletic",
  • What Jeremy Sochan brings to the San Antonio Spurs: ‘His passion is contagious’ - CJ Moore, "The Athletic",
  • Globetrotting Sochan eager to find home with Spurs - Jeff McDonald i Staff Writer, "Express News",
  • JAK GRA JEREMY SOCHAN? POLAK W NBA! | SCOUTING REPORT - Roster, "YouTube".

Przeczytaj również