"Sroki" czekają na 260 miliardów saudyjskiego księcia. Jak bogacze przejmowali kluby za wielką kasę

"Sroki" czekają na 260 miliardów saudyjskiego księcia. Jak bogacze przejmowali kluby za wielką kasę
Mitch Gunn/shutterstock.com
Newcastle United może stać się lada moment najbogatszym klubem piłkarskim na świecie. A przynajmniej należącym do najbardziej zamożnego człowieka władającego futbolowym przedsiębiorstwem. Bogactwom księcia Mohammeda bin Salmana, Roman Abramowicz, szejk Mansour i Qatar Sport Investments naprawdę mogą się tylko grzecznie pokłonić.
Równowartość 260 miliardów funtów - tyle ma wynosić fortuna księcia i następcy saudyjskiego tronu, Mohammeda bin Salmana, spośród której 300 milionów funtów ma kosztować go wykupienie od Mike’a Ashleya Newcastle United Football Academy. Umowa została zawarta. Mimo protestów dotyczących łamania praw człowieka czy piractwa telewizyjnego na terenie Arabii Saudyjskiej, w każdej chwili oczekuje się ostatecznego potwierdzenia transakcji przez władze Premier League.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kibice Newcastle nerwowo obgryzają paznokcie. Ich wiecznie niespełniony klub może znajdować się o krok od zostania “nowym Manchesterem City”. A nawet czymś znacznie większym.
Czas pokaże, czy napędzane saudyjskim kapitałem Newcastle United rzeczywiście pójdzie drogą wyznaczoną przez Chelsea, Manchester City i Paris-Saint-Germain. Zanim doczekamy się wyczekiwanego potwierdzenia, przypomnijmy sobie na razie okoliczności, w jakich wcześniejsze strumienie ogromnych pieniędzy - z Rosji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru - w ogóle pojawiły się w europejskim futbolu. I dlaczego akurat w tych, konkretnych klubach.

Gol wart fortunę

- Byłem na wakacjach w swoim domku letniskowym w Danii, kiedy usłyszałem o przejęciu [klubu] - wspominał lato 2003 roku Jesper Gronkjaer. - Nie wyobrażałem sobie, że [Roman Abramowicz] będzie miał tyle pieniędzy i że wszystko się zmieni. Nikt sobie nie wyobrażał.
Przez cztery lata gry na Stamford Bridge nieco zapomniany już duński skrzydłowy zdobył dla Chelsea zaledwie 11 bramek. To nie Didier Drogba w finale Ligi Mistrzów w 2012 roku, ale właśnie Gronkjaer, dziewięć lat wcześniej strzelił jednak najważniejszego gola w historii klubu. Kompletnie nie zdając sobie wówczas z tego sprawy.
W ostatniej kolejce sezonu 2002/03 w Premier League o ostatnim miejscu dającym prawo gry w eliminacjach Champions League miał rozstrzygnąć bezpośredni mecz pomiędzy Chelsea i Liverpoolem. Po trafieniu Samiego Hyypii goście prowadzili w zachodnim Londynie. Wtedy Gronkjaer wziął sprawy w swoje ręce (a w zasadzie nogi). Najpierw dośrodkował piłkę na głowę Marcela Desailly’ego, który doprowadził do wyrównania, a później sam pokonał Jerzego Dudka, zapewniając swojej drużynie kluczową wygraną.
Piłkarze Chelsea doskonale wiedzieli, że w przypadku braku awansu do Ligi Mistrzów - wartego wówczas “marne” jak na dzisiejsze czasy 20 milionów funtów - przyszłość zmagającego się z poważnymi problemami finansowymi klubu stanie pod znakiem zapytania. Nie mieli natomiast pojęcia, że zwycięstwo nad Liverpoolem stanowiło kluczowy warunek przejęcia klubu przez rosyjskiego miliardera, który kilka tygodni później kupił Chelsea FC od Kena Batesa za 134 miliony funtów.
- A to wszystko dzięki mnie - mógłby śmiało powiedzieć Gronkjaer kilkanaście krajowych i trzy europejskie trofea później.

Stadion z nieba

- To zawsze było moje pytanie wokół pomysłu wydania około 400 milionów funtów na organizację Igrzysk Wspólnoty Narodów, w tym 127 milionów funtów na nowy stadion i przeprowadzkę na niego Manchesteru City - zastanawiał się w swojej książce pt. “Bogatszy niż bóg: Manchester City, piłka nożna i dorastanie” David Conn. - Czy naprawdę miało to doprowadzić do regeneracji tamtej części miasta?
Chelsea miała latem 2003 roku szczęście. Poniekąd zawdzięczała je jednak samej sobie. Awans do Ligi Mistrzów wywalczyła przecież na boisku. To, że nieco ponad pięć lat później Roman Abramowicz stracił “tytuł” najbogatszego, a przynajmniej najwięcej wydającego na transfery właściciela klubu Premier League na rzecz szejka Mansoura było już jednak zwyczajnym zrządzeniem losu. Z korzyścią dla Manchesteru City.
Żeby zrozumieć, dlaczego bajecznie bogaty członek rodziny królewskiej Abu Dhabi zdecydował się we wrześniu 2008 roku na zakup akurat klubu, który wcześniejszy ligowy sezon zakończył na dziewiątym miejscu w ligowej tabeli, należy cofnąć się aż do końcówki lat… osiemdziesiątych XX wieku. Wtedy po raz pierwszy pomyślano bowiem w Manchesterze o budowie nowego, dużego, nowoczesnego stadionu. Tamtejsza rada miasta starała się bowiem o organizację letnich igrzysk olimpijskich najpierw w 1996, a następnie w 2000 roku.
Ostatecznie Manchester musiał zadowolić się zwycięstwem dopiero w staraniach o zostanie gospodarzem Igrzysk Wspólnoty Narodów, które odbyły się latem 2002 roku. Budowę City of Manchester Stadium zainaugurowano na przełomie lat 1999 i 2000. Rok po igrzyskach na wybudowany, a później przebudowany głównie z pieniędzy podatników obiekt przeniósł się ze swojego starego Maine Road Manchester City.
To właśnie “obecność” nowoczesnego stadionu miała przekonać szejka Mansoura, że to kupno Manchesteru City - klubu z wielkiego miasta w historycznej kolebce futbolu - będzie dla niego właściwą, piłkarską inwestycją. Jeżeli budowa stadionu nie przyczyniła się do ożywienia gospodarki wschodniej części miasta, przeznaczonymi również na ten cel środkami zadbał o nią w kolejnych latach obecny właściciel City. Choć to wcale nie on, a nowy stadion spadł czterokrotnemu od tamtej pory mistrzowi Anglii jakby z nieba.

Wystarczył Paryż

- To zawodnik, który pobudził odnowienie PSG i kulturę zwyciężania - mówił po zakończeniu sezonu 2010/11 ówczesny trener paryskiego klubu, Antoine Kombouare. - Mam nadzieję, że młodzi piłkarze, którzy uczyli się u jego boku, będą w stanie go zastąpić.
Claude Makelele mógł liczyć na bardziej radosne zakończenie swojej piłkarskiej kariery. Jeden z jego partnerów ze środka pomocy Paris Saint-Germain, Mathieu Bodmer, doprowadził strzałem z rzutu karnego do wyrównania w doliczonym czasie gry meczu ostatniej kolejki sezonu Ligue 1 na Stade Geoffroy-Guichard w Saint-Etienne. Było to jednak za mało, by paryżanie zakończyli rozgrywki na podium i zapewnili sobie awans do eliminacji Ligi Mistrzów. Olympique Lyon, który pokonał na wyjeździe Monaco 2:0, wyprzedził PSG o cztery punkty.
Tamten sezon, mimo zakończenia kariery przez Makelele, można było śmiało uznać jednak w Paryżu za udany. A nawet bardzo. PSG zakończyło go na najwyższym miejscu w ligowej tabeli od siedmiu lat. Dotarło też aż do finału Pucharu Francji, gdzie dopiero gol w 89. minucie meczu strzelony przez Ludovika Obraniaka zapewnił Lille krajowy dublet. W Lidze Europy paryżanie odpadli w 1/8 finału po zaciętym dwumeczu z Benfiką. Przez całe rozgrywki błyszczał Brazylijczyk Nene. Świetnie grali wychowankowie klubu - Mamadou Sakho i Clement Chantome.
W odróżnieniu od Chelsea osiem lat wcześniej, Paris Saint-Germain nie musiało awansować do Ligi Mistrzów. Stadion Parc des Princes nie robił na nikim takiego wrażenia jak City of Manchester Stadium na szejku Mansourze. Historia i sukcesy klubu w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia, a nawet dobry dopiero co zakończony sezon mogły się oczywiście “przydać”. Nowym, katarskim właścicielom klubu, działającym pod szyldem Qatar Sport Investments, 30 czerwca 2011 roku wystarczył jednak zapewne jeden, oczywisty czynnik, by nabyć od firmy Colony Capital 70% udziałów w kapitale PSG. Wystarczyło, że siedziba klubu znajdowała się w Paryżu. Czy można było wyobrazić sobie lepsze miejsce do poszerzania swojej strefy wpływów?
Nawet “Ibra” się skusił.
Dlaczego książe Arabii Saudyjskiej ma zostać właścicielem akurat Newcastle United? Opcja “Chelsea” (wynik sportowy) odpada. Opcja “Manchester City” (stadion) raczej też. St James’ Park jest obiektem pięknym, choć od dawna nie modernizowanym. Opcja “PSG” (miasto) wykluczona. Nieprzypadkowo nowi zarządcy klubu zapowiedzieli już udział w odnowie Newcastle na wzór tej przeprowadzonej we wschodniej części Manchesteru. Czy chodziło zatem o przepełnionych pasją do klubu kibiców? A może - co wielce prawdopodobne - saudyjczycy musieli po prostu wreszcie stanąć w szranki ze swoimi sąsiadami ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru? Tymczasem Newcastle United akurat było na sprzedaż.
Może zresztą w każdym przypadku było tak naprawdę tak samo.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również