Symbol degradacji FC Barcelony. Takich piłkarzy “Duma Katalonii” musi się pozbyć w pierwszej kolejności

Symbol degradacji Barcelony. Takich piłkarzy “Duma Katalonii” musi się pozbyć w pierwszej kolejności
Edward F. Peters/Pressfocus
Ilaix Moriba staje się symbolem wszystkich najgorszych cech, które w ostatnim czasie uosabiają FC Barcelonę. Początkowo wydawało się, że pomocnik jest oddanym wychowankiem, który marzy jedynie o grze w bordo-granatowym trykocie. Okazało się, że najwyraźniej dla nastolatka nie liczy się herb na sercu, ale grubość pliku pieniędzy w kieszeni.
Gdy Moriba debiutował w Barcelonie, zarzekał się, że spełniło się jego największe marzenie. Jego ojciec przyznał, że chce, aby syn spędził na Camp Nou całą karierę. Kataloński sen nie potrwał długo. Wszystko zmieniło się, kiedy ruszyły negocjacje w sprawie nowej umowy. Nagle ulotniły się miłość, uwielbienie i oddanie. Dziś przez 18-latka przemawia jedynie chciwość.
Dalsza część tekstu pod wideo

W szponach kapitalizmu

Moriba właściwie od momentu przybycia do La Masii był przymierzany do gry w pierwszej drużynie. Trenerzy z ekip młodzieżowych zwracali uwagę na jego gigantyczny talent przy nieprzeciętnej budowie ciała, która stanowi kolejny z szerokiego wachlarza atutów zdolnego pomocnika. Naturalne predyspozycje fizyczne w połączeniu z barcelońskim wychowaniem, opartym w dużej mierze na technice, sprawiły, że w efekcie otrzymano właściwie gotowy piłkarski produkt. Problemem okazała się jego metka.
Dwa lata temu włodarze “Dumy Katalonii” rozpoczęli rozmowy z Moribą i jego ojcem w sprawie przedłużenia kontraktu. W międzyczasie doszło jednak do spotkania z Txikim Begiristainem, dyrektorem sportowym Manchesteru City. “Obywatele” byli zakochani w umiejętnościach chłopaka, a ojciec-agent w końcu doszedł z nimi do wstępnego porozumienia. Ilaix miał już zarezerwowany lot do Manchesteru, gdzie czekała na niego gotowa umowa. “Barca” miała zostać wystawiona do wiatru, z którym przeminą marzenia o kolejnym wychowanku odnoszącym sukces.
Finalnie Hiszpan nie zmienił barw klubowych, ale nie ze względu na nagłe przebudzenie i chęć dalszego rozwoju w barcelońskim duchu, zgodnie z filozofią Cruyffismo, u stóp monumentalnego Camp Nou. Nie miłość do bordo-granatowych barw, a liczba zer na koncie sprawiła, że Moriba w ogóle kontynuował przygodę w stolicy Katalonii. W ostatniej chwili udaremniono jego przejście do Manchesteru. W 2019 roku został on najlepiej zarabiającym zawodnikiem spośród wszystkich nastolatków w Barcelonie. Otrzymał pensję w wysokości dwóch milionów euro netto rocznie oraz premię za podpis - kolejne dwa i pół miliona. Bajońska umowa godna gotowego i ukształtowanego piłkarza, a nie perspektywicznego chłopaka. Na tyle wtedy wyceniono wierność wychowanka.

Obiecujący początek



Lot w celu podpisania kontraktu z City został odwołany w ostatniej chwili. Już gra na dwa fronty i potajemne negocjacje mogły wzbudzić pewne podejrzenia wobec 16-letniego wówczas dzieciaka, który nawet nie posmakował jeszcze futbolu na poważnym poziomie. Moriba jednak pozostał w Barcelonie, gdzie w końcu doczekał się oficjalnego debiutu w pierwszej drużynie. Wąska kadra “Dumy Katalonii” sprawiła, że kilka miesięcy temu Ronald Koeman skierował wzrok w stronę piłkarzy z klubowych młodzieżówek. 13 lutego Moriba zanotował premierowy występ na poziomie La Liga, który w dodatku okrasił asystą.
- To dla mnie jak sen. Oby on się nigdy nie skończył. Zawsze daję z siebie wszystko w koszulce “Barcy”, bo to klub, który dał mi wszystko. Jestem najszczęśliwszy na świecie, kiedy mogę wyjść i grać tu, na Camp Nou - twierdził wtedy 18-latek.
Nie można Moribie odbierać tego, że na seniorski poziom wkroczył bez żadnych uprzedzeń. Nie bał się brać gry na siebie, był aktywny i sprawiał wrażenie, jakby nie notował występów nr 4 czy 5, ale przynajmniej 40 lub 50 w trykocie “Blaugrany”. Najbardziej pamiętnymi momentami był strzał poprzeczkę z Realem Madryt oraz zjawiskowa bramka przeciwko Osasunie. Wydawało się, że to dopiero początek pięknej przygody na Camp Nou. Niewykluczone, że niedługo nastąpi jej koniec.

Symbol upadku

- Kiedy Ilaix podpisywał ostatni kontrakt, powiedziałem, że chcę, aby był wzorem dla innych w La Masii. Mieliśmy oferty z innych klubów, ale klub postawił na mojego syna, jestem bardzo wdzięczny trenerowi Koemanowi. Mogę mu tylko podziękować. Mam nadzieję, że Ilaix nigdy nie odejdzie z Barcelony i będzie przykładem dla następnych pokoleń wychowanków klubu - odważnie zapowiedział jego ojciec, Mamady Moriba, na antenie “Cadena SER”.
Ilaix jest przykładem, ale tego jak nie powinien, a jak działał ten klub w ostatnim czasie. Po dymisji Josepa Marii Bartomeu i wygraniu wyborów przez Joana Laportę jednym z celów nowego zarządu było przedłużenie kontraktu z 18-letnim pomocnikiem. Aktualna umowa wygasa w przyszłym roku. Mówimy o zawodniku, który na poziomie seniorskim rozegrał raptem 18 spotkań, zatem mało kto mógł się spodziewać, że negocjacje będą szły, jak po grudzie. Otóż młody gracz ma oczekiwać horrendalnej podwyżki i pensji w wysokości 6 mln euro rocznie. Jak słusznie zauważyli hiszpańscy dziennikarze na mniejsze zarobki zgodzili się Memphis Depay i Sergio Aguero. A chyba są oni lepszymi piłkarzami i osiągnęli w karierze trochę więcej od Ilaixa Moriby. Tak ociupinkę.
Pomocnik został ukształtowany nie jako adept La Masii, ale jako adept zgubnej drogi, jaką obrał poprzedni prezes. Pod wodzą Josepa Marii Bartomeu klub został zadłużony i poprowadzony za rączkę na skraj finansowej przepaści. Spełnianie nieadekwatnych żądań nastolatków byłoby kolejnym krokiem w kierunku upadku. Potężną czkawką odbiła się decyzja sprzed lat o ozłoceniu Moriby, żeby ten przypadkiem nie wybrał oferty Manchesteru City. Johan Cruyff słusznie powiedział kiedyś, że jeśli musisz się zastanawiać dwa razy, czy chcesz grać w Barcelonie, to już nie jesteś tej drużynie potrzebny.
Jedynymi nastolatkami w mieście Gaudiego, którzy mogliby zasługiwać na 100 tys. euro tygodniowo, są Ansu Fati i Pedri. Obaj inkasują trzy razy mniej i wydaje się, że jakimś cudem starcza im do pierwszego. Moriba miał serię udanych spotkań, jednak Barcelona naprawdę przetrwa, jeśli w jej szeregach zabraknie 18-latka z jednym golem i trzema asystami na zawodowym poziomie. Problemy z dalszym funkcjonowaniem klubu mogłyby się pojawić, gdyby zarząd nadal spełniał chciwe zachcianki drugoplanowych zawodników.

Konieczny ostracyzm

Kilkanaście dni temu Moriba, podobnie jak inni piłkarze, którzy nie uczestniczyli w mistrzostwach Europy ani Copa America, miał się stawić w siedzibie klubu, żeby przejść rutynowe badania i rozpocząć treningi. Piłkarz nie pojawił się na Camp Nou, co miało być zachętą dla Barcelony, aby zwiększono proponowaną ofertę. “Blaugrana” obecnie szuka oszczędności przy każdej możliwej okazji, a na obniżkę zarobków zgodzili się już choćby Gerard Pique czy Sergio Busquets. Moriba z pewnością nie dostanie swoich sześciu milionów. Zmienił się prezydent i jednocześnie sposób zarządzania budżetem. Barcelona nie ma zamiaru iść pomocnikowi na rękę. Ilaix nie został powołany ani przez Ronalda Koemana, ani trenera drużyny rezerw. Ostatnie sparingi mógł sobie pooglądać z trybun.
Według ostatnich doniesień katalońskich mediów klub rozważa trzy opcje: Moriba może zgodzić się na niższą pensję, zmienić zespół, jeśli ktoś zapłaci za niego minimum 25 mln euro lub spędzić najbliższy sezon w Juvenilu A, rywalizując na poziomie juniorskim. Twarde warunki, które jednak stanowią idealną odpowiedź na sztubacką niesubordynację. Joan Laporta dobrze wie, że to Moriba ma wiele do stracenia. Po straconym sezonie raczej w kolejce po jego podpis nie ustawią się Manchester City i Chelsea.
Tymczasem na Camp Nou nikt nie zapłacze, jeśli wychowanek zostanie odsunięty od składu. Oczywiście, że 18-latek zanotował ciekawy start w seniorskim zespole, jednak nie grał aż tak dobrze, żeby naginać dla niego zasady. Takich jak on przez Barcelonę przewinęło się już bardzo wielu. Ot, choćby w ostatnich sparingach błyszczał inny utalentowany rozgrywający. Niewykluczone, że 16-letni Gavi zajmie miejsce Moriby w pierwszej drużynie Katalończyków.
Przykład 18-latka może być małym ostrzeżeniem dla innych zawodników w akademii “Barcy”. W obliczu finansowego kryzysu nikt w klubie nie marzy jeszcze o tym, aby żółtodzioby próbowały wywrócić drabinkę płac do góry nogami. Już w stolicy Katalonii był taki jeden krnąbrny nastolatek, który nie chciał przedłużyć umowy, bo ta godziła w jego finansową godność. Wybrał PSG, gdzie na razie zanotował tyle samo występów, co Marcin Bułka. Moriba najwyraźniej woli iść w ślady Xaviego Simonsa niż Xaviego Hernandeza.

Przeczytaj również