Szacunek dzieci ulicy i błogosławieństwo legend. Holandii rośnie kolejny diament. Czas na wielki transfer?

Szacunek dzieci ulicy i błogosławieństwo legend. Holandii rośnie kolejny diament. Czas na wielki transfer?
screen youtube
Nie jest jednym z talentów wynalezionych przez skautów na ulicznych boiskach. Ale on sam, już jako długoletni adept szkółki słynnego PSV Eindhoven, dołączał do gry dzieciaków, dla których futbol pośród bloków był codziennością. Kochał rywalizację. To się nie zmieniło do dziś. Różnica polega na tym, że zaraz może walczyć w koszulce Arsenalu czy Interu. Poznajcie Cody’ego Gakpo.
Gakpo trafił do szkółki PSV w wieku sześciu lat. Wówczas serca kibiców ekipy z Eindhoven podbijali Ismail Aissati oraz Ibrahim Afellay. Plakat z wizerunkiem tego drugiego nawet zdobił ścianę pokoju Cody’ego, który miał nadzieję, że w przyszłości podąży śladami idola. Nieustępliwość nad wyraz uzdolnionego dzieciaka w dążeniu do realizacji wyznaczonych celów okazała się kluczem otwierającym wrota ku wielkiemu futbolowi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Gakpo zdobył mistrzostwo z ekipą trampkarzy „Boeren” w 2008 roku, gdy miał 11 lat. Warto dodać, że wtedy wraz z nim występowali utalentowani Armando Obispo czy Jordan Teze, którzy również przebojem wdarli się do składu pierwszego zespołu. Cody’emu powierzono opaskę kapitana, a ten piął się po szczeblach juniorskiej piłki nożnej, sięgając po kolejne tytuły na poziomie młodzieżowym i rozmaitych turniejach, aż wreszcie skosztował smaku rywalizacji wśród seniorów.

Szacunek dzieci ulicy

Wydaje się, że mając do dyspozycji piękną bazę obiektów piłkarskich, gdzie zawodnicy mogą do znudzenia kopać futbolówkę, nie trzeba poszukiwać żadnych dodatkowych jednostek treningowych. Jednak Cody wraz z bratem Sidneyem uwielbiali współzawodnictwo. I nowe wyzwania. Dlatego często zapuszczali się w rejony okolicznych, betonowych boisk, żeby rozgrywać mecze z nastolatkami, których los nie obdarzył zaszczytem bronienia barw klubu z wielopokoleniowymi tradycjami, jakim jest PSV Eindhoven.
- Przyjeżdżałem na boisko „Edison” dwa razy w tygodniu, kiedy miałem czternaście lat, poza sesjami treningowymi w akademii PSV. Było dość tłoczno w środowe popołudnie lub w niedziele, zwłaszcza podczas Ramadanu. W mediach społecznościowych pojawiała się wiadomość informująca nas, gdzie i kiedy możemy zagrać w piłkę nożną. Graliśmy po cztery lub pięć osób dla zabawy, czasami dla pieniędzy. To były prawdziwe bitwy. Bywało, że trzymaliśmy się z daleka przez kilka dni, aby dać innym szansę na zabawę. Nie zawsze grałem w zwycięskiej ekipie. Na ulicznych boiskach roiło się od talentów - wspomina Gakpo.
Grając w piłkę nożną na betonie, Gakpo szybko zauważył, że na ulicy panują inne zasady i przystosował się do nich. Kompletnie nie miało znaczenia, w jakim środowisku kto się wychował. Futbol w tym wydaniu weryfikował wszystkich. Bez wyjątków, bez wymówek. Pewnego razu zebrało się czterech chłopców i trzy dziewczyny. Najpierw uskutecznili rozgrzewkę plastikową piłką, a później klubową futbolówką PSV, którą podarował im Cody.
- Spójrz, ta piłka jest dużo lepsza niż twoja - powiedział Gakpo, podając piłkę grupie.
- Nie, nie jest! - wrzasnął jeden z dzieciaków.
Wtem jego przyjaciel nachylił się nad uchem chłopca, który zdecydowanie wolał plastik od skóry, szepnął coś na ucho, po czym grupka przyjęła prezent od Gakpo. Dziesięć sekund później kopali nowiutką, nieśmiganą futbolówką wprost z boisk wspaniałej szkółki „Boeren”.
- Kim ty właściwie jesteś? - zapytała jedna z dziewcząt.
- Gram dla PSV - odpowiedział z uśmiechem Cody.
- Naprawdę? - dociekała.
- Tak.
- W porządku, jesteś swój człowiek - stwierdziło uliczne grono, zapraszając Gakpo do wspólnej gry.

Pomoc van Bommela i zaufanie Cocu

Tym oto sposobem obecny skrzydłowy PSV nie tylko wkupił się w łaski ulicznego, futbolowego gremium, ale przede wszystkim stał się dokładnym odwzorowaniem Ibrahima Afellaya dla młodych adeptów piłkarskiego rzemiosła. Gakpo, swoją charakterystyką porównywany przez holenderskich ekspertów do Heunga-min Sona, świecił przykładem. Udowodnił, że marzenia są na wyciągnięcie ręki, a bezlitosna ulica to wyłącznie przystanek na drodze do chwały.
Problemy zaczęły się, gdy Cody złapał kontuzję w trakcie występów w drużynie do lat 19. Siedząc uziemiony na kanapie przed telewizorem, rozmyślał nad dalszym losem. Nastolatek obawiał się, że może nie wrócić do futbolu, ale na szczęście pomocną dłoń podał mu wtedy słynny Mark van Bommel, który otoczył zawodnika należytą opieką oraz wsparciem.
- Nigdy nie wątpiłem we własne umiejętności, jednak wskutek doznanego urazu przez głowę przechodziło mi mnóstwo ponurych myśli. Potem nie dogadywałem się z młodymi trenerami odnośnie terminu mojego powrotu, aż pewnego dnia trafiłem na Marka van Bommela. To były trudne chwile, a on dodał mi otuchy. W końcu otrzymałem od szkoleniowca informację, że Phillip Cocu włączył mnie do szerokiej kadry na towarzyskie spotkanie przeciwko RKC Waalwijk. Byłem dumny jak paw - podkreśla Gakpo.
Rodzice też byli z niego dumni, aczkolwiek - jak wspomina sam zainteresowany - nie uczcili tego w jakiś specjalny sposób. Po prostu mu pogratulowali, mając świadomość, że ich syn wykonał dopiero pierwszy ogromny krok w kierunku zrobienia wielkiej kariery. Cieszyli się, ponieważ Cody kontynuował sportowe tradycje rodu Gakpo. Jego ojciec to dawny piłkarz togijskiej ekstraklasy, natomiast matka to była zawodniczka holenderskiego rugby.
- Po meczu trener Cocu zaproponował mi wyjazd na przedsezonowy obóz przygotowawczy. Miałem mieszane uczucia. Z jednej strony byłem zachwycony, że dołączyłem do pierwszej drużyny, ale z drugiej strony był stres: czułem chęć udowodnienia swojej wartości. Oto życie zawodowego piłkarza w pigułce: trenuj, sprawdzaj się, daj z siebie wszystko. Chciałem pokazać każdemu, że zasłużyłem, by być członkiem pierwszego zespołu - mówi gracz PSV.

Duet siejący postrach

Na europejskich arenach można znaleźć całą masę kapitalnych duetów, które rozumieją się bez słowa i są w stanie rozmontować prawie każdą defensywę. W Eredivisie do tego grona śmiało zaliczamy tandem Donyell Malen - Cody Gakpo. We wszystkich rozgrywkach ubiegłego sezonu ta dwójka strzeliła 25 goli i zanotowała 18 asyst, co stanowi naprawdę przyzwoite wyniki, jeśli weźmiemy pod uwagę ich wiek (Manel też ma 21 lat) oraz gwałtowne postępy.
- Kocham życie piłkarza. Nie wydaje mi się, żebym wiele stracił. Nigdy nie chodzę na imprezy, ale jestem wdzięczny za szlak, który obrałem. Klub uczynił mnie tym, kim jestem dzisiaj. Zawsze byłem zagorzałym fanem PSV. „Boeren” świętowali swój tytuł mistrzowski na paradzie z otwartego autobusu na oczach tysięcy fanów, a ja byłem jednym z nich. Poszedłem na rynek, aby zobaczyć, jak gracze podnoszą trofeum. Już wtedy wiedziałem, że pragnę znaleźć się wśród bohaterów dla tej wspaniałej publiki - zaznacza Gakpo.
Skrzydłowy ekipy z Eindhoven już jest łączony z wielkimi klubami. W kuluarach, jeszcze zimą, dużo mówiło się na temat transferu Gakpo do Interu, Newcastle, Lyonu czy Arsenalu. Póki co, piłkarz PSV zostaje wiernym wychowankiem klubu, zarzekając się, że odda holenderskiej drużynie wszystko. Niemniej, nie ma co się oszukiwać - we współczesnym futbolu rządzi pieniądz. I jeżeli Gakpo pragnie dobić do najlepszych z najlepszych, będzie musiał podjąć decyzję o zmianie pracodawcy. A jeśli dalej będzie grał tak, jak na początku tego sezonu (5 goli w 6 meczach), to mega transfer jest kwestią czasu.

Przeczytaj również