Szacunek! Polska pokazała mentalność wojowników. To zespół, który chcemy oglądać. Ze Szwecją o wszystko

Szacunek! Polska pokazała mentalność wojowników. To zespół, który chcemy oglądać. Ze Szwecją o wszystko
Press Focus
Gdy po uderzeniu Karola Świderskiego piłka trafiła w słupek, a Robert Lewandowski nie wykorzystał dobitki, można było rozłożyć ręce i pomyśleć: "To się nie ma prawa udać". Biało-Czerwoni spełnili jednak to, co zapowiadali przez ostatnie dni. Na boisku walczyli na śmierć i życie, co dało im remis pozwalający dalej wierzyć. Ze Szwecją gramy o wyjście z grupy i znów chcemy zobaczyć taką kadrę jak w Sewilli. Bijącą się ramię w ramię o zwycięstwo.
Po porażce ze Słowacją wiara w narodzie przed wyjazdem do Hiszpanii spadła do minimum. Piłkarze nie mogą mieć o to pretensji. W Sankt Petersburgu widzieliśmy zespół ospały, który powtarzając taki występ na stadionie La Cartuja nie miał prawa przeciwstawić się piłkarskiej jakości, jaką dysponuje La Furia Roja.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ale w sobotni wieczór widzieliśmy inną drużynę Paulo Sousy. Drużynę, która wyszła na boisko jakby to miał być ich ostatni wspólny mecz. A przecież scenariusz układał się na kolejny dramat z naszym udziałem. Najpierw Daniele Orsato nie podyktował rzutu karnego po wydawało się faulu na Piotrze Zielińskim. Potem do siatki trafił Alvaro Morata, na którego za nieskuteczność wylewała się w ostatnich dniach ogromna fala krytyki. I musiał się przełamać właśnie na nas.
Mieliśmy swoje okazje, ale piłka nie chciała wpaść do bramki. Najpierw Karol Świderski nie wykorzystał podania Roberta Lewandowskiego, potem uderzył w słupek, a kapitan prosto w bramkarza. Ciągle wiatr w oczy - ilu z Was tak pomyślało przed telewizorami? Jeśli nie wykorzystujesz takich okazji przeciwko Hiszpanom, musi być źle.
Wbrew tym czarnym myślom Polacy jednak nie składali broni. Każdy walczył za każdego. W meczu wagi ciężkiej nie spuścili głowy w naprawdę trudnych momentach. I już następną okazję zamienili na bramkę. Lewandowski dostał świetne podanie od Kamila Jóźwiaka i pokazał, jak gra napastnik w polu karnym - przestawił jak dziecko Aymerica Laporte'a i kapitalnie uderzył głową.
Ale chwilę później znów dramat - rzut karny dla Hiszpanii - i wtedy pierwszy raz do Sousy uśmiechnęło się szczęście. Jedenastki nie wykorzystał Gerard Moreno, a potem Morata fatalnie przestrzelił dobitkę. Czy byliśmy pod ścianą? Oczywiście. Kilka razy staliśmy nad przepaścią. Ale wreszcie nie wszystko układało się przeciwko nam.
Kilka razy pisałem, że selekcjoner może popełniał błędy. Dużo eksperymentował i nie wszystkie decyzje, jak zmiana na grę jednym napastnikiem ze Słowacją, rozumieliśmy. Ale los też nie pomagał jak np. liczba kontuzji kluczowych piłkarzy, problemy COVID-owe gdy zaczynał pracę z drużyną narodową czy wydarzenia boiskowe psujące jego plan.
Być może był to mecz założycielski tego zespołu? Nie chcę przesadzać z optymizmem, ale dobrze po meczu powiedział Kamil Glik: - Czasem trzeba zrobić dwa kroki w tył, aby nastąpił progres.
Miejmy nadzieję, że tak się stanie. Trzeba pochwalić, że mecz udźwignęli liderzy. Świetny byli Lewandowski, Glik czy Wojciech Szczęsny, który miał kapitalną interwencję ratującą nas przed utratą gola. Wszedł Kacper Kozłowski, najmłodszy piłkarz EURO w historii, który zupełnie nie przestraszył się presji. On może być przyszłością kadry.
Inni? Możemy mieć uwagi do Tymoteusza Puchacza za kilka strat, ale dziś też oddał serducho. Ma taką charakterystykę, że po oszlifowaniu w Unionie Berlin może wiele zyskać i być wahadłowym z krwi i kości. Oby, potrzebujemy dynamicznych piłkarzy na bokach, którzy nie boją się prowadzić piłki przy nodze. Nie chciałbym pomijać zaangażowania żadnego z zawodników. Tu należy im się wielki szacunek. To była mentalność wojowników.
Pamiętajmy tylko, że na razie podaliśmy sobie tlen. Zadanie się nie kończy. W Sankt Petersburgu czeka nas kolejna walka o życie. Ze Szwecją trzeba wygrać. Znów musi być walka na sto procent, kompaktowa gra w defensywie, skuteczność Lewandowskiego i dobry plan selekcjonera.
Żyjemy! Jesteśmy w EURO 2020, mamy mecz o wszystko i oby nie kończyło się ono na fazie grupowej. Jeśli wygramy, czy taki scenariusz awansu nie będzie smakował jeszcze lepiej?

Przeczytaj również