Szaleństwo w Szkocji, Gerrard wreszcie został mistrzem. Zanim wróci do Liverpoolu FC ma jeszcze jedno zadanie

Szaleństwo w Szkocji, Gerrard wreszcie został mistrzem. Zanim wróci do Liverpoolu ma jeszcze jedno zadanie
https://twitter.com/RangersFC
W tym roku mija dekada od ostatniego sezonu ligi szkockiej bez mistrzostwa Celtiku. Po dziesięciu latach historia zatoczyła koło. “The Bhoys” właśnie stracili tytuł na rzecz Rangersów. W niebieskiej części Glasgow zapanował szał. Klub, który jeszcze niedawno upadł na samo dno, znów jest na szczycie.
Kiedy w maju 2011 roku “The Gers” zdobywali mistrzostwo kraju, sytuacja w Wielkiej Brytanii była zgoła odmienna niż teraz. Na Wyspach nikt nie myślał nawet o Brexicie, Manchester City był zaledwie kilka miesięcy po porażce z Lechem Poznań, a liga szkocka nazywała się nie Premiership, a podobnie jak rozgrywki sąsiadki z południa - Premier League.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po niecałym roku od tamtego sukcesu Rangersi grali już natomiast w Scottish Football League, a więc na czwartym poziomie rozgrywkowym. Trafili tam ze względu na ogromne długi, które doprowadziły klub na skraj upadku. Jak pokazują ostatnie wydarzenia, takie “katharsis” (gr. “oczyszczenie”) okazało się dla klubu z Ibrox więcej niż zbawienne.

Plan i motywacja kluczem do sukcesu

Choć do końca zmagań pozostało aż sześć kolejek, a sezon zasadniczy się jeszcze nie skończył, mistrzostwa Rangersom już nikt nie odbierze. Po tym, jak w weekend pokonali St. Mirren 3:0, a Celtic bezbramkowo zremisował z Dundee United, stało się jasne, że tytuł na kolejkę przed Old Firm Derby powrócił w ręce protestanckiej części Glasgow. “The Gers” mają nad lokalnym rywalem 20 punktów przewagi.
Mistrzostwo jest poniekąd ukoronowaniem starań o odbudowę tego najbardziej utytułowanego klubu na świecie. Ten proces trwał długo, ale i problemy finansowe Rangersów były swego czasu ogromne. Według raportów ówczesnego zarządu na początku 2012 roku ich dług wynosił ponad 130 milionów funtów!
Zespół, już z nowymi władzami i przebudowanym pionem sportowym, rozpoczął wtedy mozolne starania o powrót na ligowy szczyt. Droga ta wcale nie była usłana różami. Po dwóch łatwych awansach, kolejne dwa sezony Rangersi spędzili na zapleczu Premiership. Gdy już wreszcie uzyskali bilet do elity, mieli przygotowany dokładny plan działania.
- Oni już po powrocie do Premiership wiedzieli dokładnie, w którym kierunku zmierzają, robili mądre transfery, nie powielali błędów z kominami płacowymi i to zaskoczyło. Piłkarze byli głodni sukcesów. Poza tym w Glasgow atmosfera między tymi dwoma klubami jest naprawdę napięta i myślę, że Rangersi byli po prostu maksymalnie zmotywowani, aby w końcu przerwać zwycięska passę Celticu - uważa Karol Koczta, autor profilu “Szkocki Futbol” na Twitterze.

Wyjątkowy architekt sukcesu

Być może władze Rangersów strategię miały opracowaną do perfekcji, lecz kluczową decyzją w drodze do sukcesu okazało się ściągnięcie do Glasgow Stevena Gerrarda. Legendarny były piłkarz Liverpoolu w 2018 roku zamienił juniorskie drużyny “The Reds” na samodzielną pracę z seniorami na Ibrox.
- Na pewno mistrzostwo dla “The Gers” jest także jego zasługą. Zaowocowało doświadczenie Gerrarda z pracy z Rafą Benitezem czy Gerrardem Houllierem, a musimy też pamiętać, że on wciąż polepsza swój warsztat, jest dobrym motywatorem. W kuluarach mówi się te, że ogromną rolę na rozwój zarówno samego Gerrarda, jak ogólnie postawy zespołu, miał Michael Beale, którego Gerrard ściągnął z akademii Liverpoolu i mianował swoim asystentem - twierdzi Koczta.
Były kapitan ekipy z Merseyside postawił na zgoła inną ścieżkę kariery niż choćby inni klasowi pomocnicy, Frank Lampard oraz Andrea Pirlo, którzy niemal z miejsca trafili do pracy z seniorami. “Stevie” poczekał, postanowił najpierw się uczyć, trochę jak kiedyś Pep Guardiola, a teraz odbiera zewsząd gratulacje i jest wymieniany w gronie kandydatów na przyszłego następcę Juergena Kloppa na Anfield.

Czas na zdrową rywalizację

Gdyby Celtic obronił mistrzostwo, na szkockim tronie panowałby nieprzerwanie przez dziesięć kolejnych sezonów i byłaby to pierwsza taka sytuacja w historii. Przerwanie dominacji “The Bhoys” sprawia, że być może w Szkocji znów będziemy mieli do czynienia ze zdrową, zaciętą, a przez to też emocjonującą rywalizacją na najwyższym poziomie.
- Mam nadzieję, że rywalizacja między Rangers i Celtikiem wróci do tej z najlepszych lat, gdzie właściwie co rok-dwa mistrz był inny, a walka o prymat toczyła się do ostatnich kolejek. W życiu nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że tegoroczne zwycięstwo Rangers zamieni się w monopol - mówi Koczta.
Ponowny duopol jest już jednak dużo bardziej prawdopodobny. Wszak oba kluby z Glasgow rządzą niepodzielnie szkockim futbolem od połowy lat 80., kiedy to Sir Alex Ferguson i jego Aberdeen, a wcześniej Dundee United na chwilę przełamali dominację Celticu i Rangersów.
- Osobiście chciałbym, żeby szkocka liga wyrównała się i żeby do walki o tytuł włączyły się: Hibernian, Hearts, Aberdeen i Motherwell. Wtedy liga lepiej by się sprzedawała, a co za tym idzie, kluby miałyby więcej możliwości na zatrudnienie lepszej klasy piłkarzy - uważa Koczta.

Początek czegoś większego

Na razie niewiele jednak wskazuje na to, żeby mistrzostwo w kolejnych latach wymknęło się z Glasgow. W ciągu najbliższych lat raczej należy obstawiać powrót do zaciętej rywalizacji w Old Firm Derby. Do tych nadchodzących, które odbędą się 21 marca, zdecydowanie dumniej podejdą Rangersi.
- Jeśli zapytasz po zachodniej stronie rzeki Clyde, to na pewno w stu procentach usłyszysz, że to świetnie, że Rangers zostali mistrzami. Gorzej będzie na wschód, bo fani Celticu zostali w obecnym sezonie po prostu upokorzeni. Wszyscy obiektywni obserwatorzy są oczywiście zachwyceni, bo to po prostu świetna historia. Klub, który został zdegradowany za długi, wrócił do elity i po raz 55. może szczycić się tytułem mistrza - podsumowuje Koczta.
Ta historia wciąż jednak trwa. Rangers nadal rywalizują w Lidze Europy, mają też szansę na Puchar Szkocji. Przygoda Gerrarda i jego podopiecznych nie kończy się na mistrzostwie, a jej prawdziwym zwieńczeniem będzie zapewne ewentualny awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie. W Szkocji na swojego przedstawiciela w europejskiej elicie czekają już bowiem od 2017 roku.

Przeczytaj również