Strzelał dużo goli, zgadza się. Krytycy go jednak nie oszczędzają. “W jakich czasach! Przeciwko jakim rywalom! W ilu meczach!”. Pele spada w wielu rankingach, przegrywa z czasem i z porównaniami do współczesnych gwiazd. Dlatego po ponad 50 latach koniecznym stało się potwierdzenie jego fenomenu. Tak - to był geniusz.
Kiedy strzelał gola, często świętował w ten sam sposób. Robiąc kilka kroków, skacząc, wykonując półobrót i wyrzucając jedną pięść w powietrze. Jednak kiedy 19 listopada 1969 roku umieścił piłkę w siatce w świątyni piłki nożnej na Maracanie, dając swojemu Santosowi prowadzenie 1:0 nad Vasco da Gamą, nie miał żadnych szans na celebrację zdobytej bramki. Rzucił się, by jak najszybciej dorwać futbolówkę, ucałować ją, ale dosłownie chwilę później jego sylwetka zniknęła w tłumie, świętującym wielkie wydarzenie. Tak bóg futbolu zanotował tysięczne trafienie w karierze.
W cieniu aktualnych mistrzów?
To, co dzisiaj pochłania sprawę Pelego, to fakt, a właściwie domniemanie: czy naprawdę jego licznik zatrzymał się na 1283. Gdy wrzuci się hasło “Pele 1000 goli” dostaniemy tyle samo artykułów. Wiele z nich to wykpiwające teksty, np. z “Guardiana”, że Pele “słynął ze zdobytych bramek podczas kąpieli w wannie”. Zostało to oczywiście napisane żartem, ale wskazuje na stosunek do osiągnięć wielkiego, jakby nie było, człowieka. Modne stało się bagatelizowanie niezwykłych osiągnięć reprezentanta “Canarinhos”. W miarę upływu czasu i zanikania wspomnień, pojawiają się nowi bohaterowie.
Diego Maradona. Ci, którzy dorastali na jego wyczynach w latach 80., dziś są poważanymi komentatorami i opiniotwórcami współczesnego świata. Wielkość “Boskiego Diego” będzie rosła wprost proporcjonalnie do czasu, który będzie mijał po jego śmierci. Niedawne osiągnięcia Leo Messiego (rekord strzelonych goli w jednym klubie) oraz Cristiano Ronaldo (który oficjalnie miał wyprzedzić Pelego w liczbie trafień w całej karierze) zdominowały przestrzeń i każą szukać “najlepszego piłkarza wszech czasów” w gronie tej dwójki.
Świętowanie sukcesów jednych to bardzo często obrzucanie błotem drugich. 1283. Liczba, która stała się synonimem przesady. Że nie miał prawa tyle strzelić. “Dziadek zwariował” i “niech to udowodni”. Wejście Brazylijczyka w piękny wiek (skończył 80 lat w październiku) upoważnia mnie, by podjąć próbę obrony jego dorobku. Nie jestem naiwny, nie uda mi się zwrócić mu korony “najwspanialszego”, zwłaszcza przy silnych pro-maradońskich sentymentach i chwilach, jakie przeżywają teraz kibice Leo i CR7, ale wypada przynajmniej przedstawić sprawę w korzystniejszym świetle.
“Towarzysko” dziś i wczoraj
Oficjalna suma uzgodniona przez FIFA to 757 bramek w 812 meczach. Skąd wzięły się więc 1283? Oczywiście z meczów towarzyskich, nieoficjalnych, ze spotkań charytatywnych, które rozgrywał w Santosie. Ignorowanie tych indywidualnych popisów, bagatelizowanie historii i ocenianie jej według standardów nowoczesności to typowe błędy biorące się z nieznajomości czasów, w których żył Pele.
Santos, aby opłacić pensję piłkarza (nie należała do małych), a także by utrzymać wokół niego silny zespół, zdolny do zdobycia dwóch tytułów Copa Libertadores, dwóch Pucharów Interkontynentalnych i 21 trofeów krajowych, zdany był na rozgrywanie meczów towarzyskich. W czasach, gdy sprzedaż biletów była jedyną formą zarobku dla klubu, wielokrotni mistrzowie Brazylii musieli podróżować po całym świecie, aby zmaksymalizować liczbę widzów i liczyć na zyski. Taki piłkarski Harlem Globetrotters. Bardziej jednak z ekonomicznej potrzeby, aniżeli z chęci. M.in. dlatego Santos zrezygnował z jednej z edycji najważniejszych klubowych rozgrywek w Ameryce Południowej. Gratyfikacje za końcowy triumf nie satysfakcjonowały szefów klubu. Gdyby nie wycofali się z Libertadores w 1963 roku, Pele niewątpliwie miałby więcej trofeów i, co za tym idzie, zwiększyłby też dorobek zdobytych bramek w oficjalnych zawodach.
Nazywanie też meczów, w których rywalizowali, “towarzyskimi”, to spore nadużycie. Wywołuje fałszywe wrażenie, że nie miały żadnej wagi. To fałszywy wniosek, który bierze się rzecz jasna z naszej wiedzy o sparingach, jakie widzimy przed każdym sezonem. To zupełnie różne materie. Nierzadko Santos mierzył się ze znacznie gorszymi rywalami, ale również rywalizował z najlepszymi klubami na świecie. Zwycięstwo było powodem do dumy narodowej, a wracających mistrzów w Brazylii witało się jak bohaterów, honorowano, przyznawano nagrody, np. “Fita Azul” dla drużyn, które w danym okresie pozostawały niepokonane za granicą.
W 1959 roku drużyna Pelego zrobiła tournee po Europie, bardzo wymagające i nie do zrealizowania we współczesnych czasach. Rozegrała 22 mecze w 43 dni. Na boisku średnio co drugi dzień, a zdarzały się partie co 24 godziny. Do tego długie podróże i brak czasu na trening. Odpoczynek? Zapomnijmy.
Pomimo tak trudnych warunków udawało się wygrać z potęgami ze Starego Kontynentu. Inter został zmiażdżony 7:1, a Barcelona prowadzona przez legendarnego Helenio Herrerę zeszła z boiska pokonana 1:5. Pele w tym jednym roku strzelił 126 goli. Ile z nich “ważyło” mniej niż dziurawienie bramkarza Alaves przez Messiego czy Benevento przez Ronaldo? Nie da się tego określić. Można za to wyliczać: 8 goli przeciwko Interowi, 6 przeciwko Romie, trzy z Lazio, po 2 wbite Milanowi i Juventusowi. W Niemczech dwukrotnie zanotował hat-tricka w starciu z Eintrachtem Frankfurt. Na listę wpisał się także na Santiago Bernabeu. W Brazylii z kolei demolował przeciwnika po przeciwniku.
Miał łatwiej? Niekoniecznie
Płynnie przechodzimy więc do kolejnego zarzutu: jakoby wiele goli padło przeciwko słabym rywalom oraz że grał w lidze, która dosyć niefrasobliwie podchodziła do zagadnienia defensywy. Wyjątkowo wysoka średnia bramkowa w ligach stanowych Brazylii może sprawiać wrażenie, że Pele grał w czasach, gdy łatwiej pokonywało się golkiperów. To pułapka, którą trzeba unikać. Średnia liczba goli w lidze brazylijskiej w latach 1961-65 wynosiła 3,07. Średnia w ostatnich pięciu latach w Lidze Mistrzów to 3,02 gola na mecz. Podobne liczby, nawet jeśli połowiczną rację będą mieć ci, krytykujący poziom TAMTYCH rozgrywek. Problem w tym, że nie tak łatwo porównać dwóch różnych epok.
Można wyliczać i wyliczać. Wskazać 77 trafień w reprezentacji, w tym 12 na czterech mistrzostwach świata, czego dokonało tylko trzech innych graczy w historii. Można przedstawić statystyki, z których wynika, że Pele “odpalał” zwłaszcza w decydujących spotkaniach, gdy w finałach potrafił strzelać po dwa, trzy i cztery gole. Podobnie jak Maradona, miał niezwykły dar przewidywania i wizji. Tak jak Messi, był światowej klasy dryblerem. I niczym Cristiano Ronaldo górował nad innymi w powietrzu, przez 90 minut napierając na rywala.
Nie mam wątpliwości co do tego, że tylko kilka z bogatego arsenału argumentów “za Pele” nie zakończy trwającej od lat debaty. Może jednak pozwoli spojrzeć na wspaniałego piłkarza z trochę innej strony? Pomoże poszerzyć kontekst? To, czego nam nie wolno robić, to “zmniejszać” jego historii, ulegając pokusie osądzenia zawodnika z pomocą wskaźników z teraźniejszości. Wybierasz kogoś z pozostałej trójki? W porządku. Ale w wieku 80 lat Pele zasługuje na to, by zostać zapamiętany na wieki.
A czym się te towarzyskie mecze różniły od dzisiejszych towarzyskich meczy np reprezentacji czy Ligi Narodów? Santos był w Polsce i np. rozegrał kilka meczy towarzyskich z reprezentacją Polski. Stadion był nabity, a chętnych na bilety było kilka razy więcej.
A kogo dziś obchodzą mecze towarzyskie naszej repry, czy też te z Ligi Narodów. kompletnie bez znaczenia. Cięzko wypełnić stadion.
Nawet większa presja była wtedy na Santos żeby wygrać z tymi 'ogórkami' z Polski niż na Włochów żeby wygrać jakiś towarzyski mecz z Polakami. Gdyby Santos przegrał wtedy z naszą reprezentacją to sensacja byłaby na całą Europę. I wstyd dla Brazylijczyków w domu.
Nie no naprawdę 3-4 bramki versus Barcelona, czy Juventus są mniej warte niż 3-4 bramki Ronaldo vs Andora? Zawodowcy vs zawodowcy (Santos vs Barcelona), a zawodowcy vs amatorzy (Portugalia vs Andora)?
Przynajmniej Santos nie grał z Andorą (amatorami) jednak.
To po prostu niezrozumienie czasów i zwyczajów daje ci prawo stawiać wyżej oklepywanie amatorów z Andory, czy Lichtensteina przez Ronaldo dzisiaj, od bicia Barcelony przez Santos wtedy.
To pokazuje jak zmienia się znaczenie słowa 'osiągnięcie' w czasie. Coś co wtedy znaczyło wiele, dzisiaj nie znaczy za wiele, więc to deprecjonujemy. W przyszłości równie 'znacząca' będzie Liga Narodów na przykład w rozumieniu przyszłych pokoleń. Różnica jest taka, że dzisiaj też nikogo nie obchodzi LN, mało kto pamięta kto ją wygrał poprzednio. A wtedy te spotkania Santosu to było 'coś'. Prestiż, sława i pieniądze.
Zapytam, bo na serio nie wiem: czy Messi, Lewy albo Ronaldo, biorąc udział w towarzyskim Audi Cup zaliczają sobie zdobyte tam bramki do oficjalnego rekordu?
Przecież dostałeś pod nos wypracowanie, które wyraźnie mówi
"wartość tamtych spotkań towarzyskich była ZNACZNIE WIĘKSZA niż obecnych"
Twoje porównanie do audi cup jest NIE NA MIEJSCU. Obecne mecze przedsezonowe nie mają kompletnie znaczenia, jednak w tamtych czasach miały znaczenie OGROMNE.
Dlatego też umniejszanie Brazylijczykowi jest trochę bezpodstawne, głownie z powodu nie uwzględniania tego kontekstu.
Polecam w razie wątpliwości jeszcze raz przeczytać artykuł.
Jelon przeczytaj ze zrozumieniem artykuł. Wartość była większa, ale TYLKO dla Santosu, który miał z tego kasę na kontrakty. Nikt nie traktuje poważnie sparingów a tym bardziej strzelonych w nim bramek
Przede wszystkim nie musisz KRZYCZEĆ, każdy Cię ROZUMIE również bez CAPS LOCKA:) Santos, jeżdżąc po świecie jako taki trochę cyrk objazdowy w stylu Harlem Globetrotters, grał z różnymi przeciwnikami. Lepszymi i gorszymi. Np. w 1961 grali m. in. ze Stadardem Liege, Basel czy Karlsruhe. Niby dlaczego "wartość tamtych spotkań towarzyskich była ZNACZNIE WIĘKSZA niż obecnych"? W czym była większa od meczu Bayern - Real w Audi Cup? Bo pan Kubocz i Ty tak uważacie? To raczej przykładowy Audi Cup jest bardziej prestiżowym turniejem towarzyskim, niż tamte mecze z ogórkami. Nie umniejszam Pelemu, że był wybitnym piłkarzem, ale jego problem polega na tym, że to on zawsze umniejsza innym. Ostatnio CR7 wyprzedził Pelego w liczbie zdobytych bramek, na co Pele musiał deprecjonować ten rekord. Tak samo było w reprezentacji: "poprowadziłem Brazylię do 3. mistrzostw świata." OK, ale w '58 zawodnikiem turnieju był Didi, a w '62 Garrincha. Kreując się na największego piłkarza w historii w nieładny sposób umniejsza swoim kolegom, dlatego trzeba też w uczciwy i krytyczny sposób traktować słowa Pelego i jego samouwielbienie.
Ronaldo ma tą mentalność zwycięzscy, Messi choć jest jednym z najwspanialszych piłkarzy, tego nie ma. To mnie przekonuje że Cristiano jest lepszy może nie na poziomie sportowym bo tego nie da sie rozstrzygnąc ale na poziomie mentalnym i jako ogólny przywódca i piłkarz bo bycie kopaczem to nie tylko gra w pilke ale cala ta otoczka też.
kurwa ale wiesz ze to o niczym nie swiadczy, jak messi zdobywal puchary to w druzynie mial kogos takiego jak puyol, iniesta, xavi, wiec messi mimo tego ze byl wspanialym pilarzem to nie byl przywodca tych sukcesow chociaz odgrywal glowna role niekiedy. A na przyklad z Argentyna nie moze nic wygrac, a Ronaldo nie mial najlepszej kadry na euro a i tak ich pociagnal do zwyciestwa czaisz juz. Ja rozumiem ze masz swoje zdanie, szanuje to ale ja tez mam swoje argumenty i tyle, chcesz to mozesz uwazac inaczej wykurwione w to mam. Pozdrowionka wariacie
Ronaldo pociągnął repke do zwycięstwa? Ciekawych rzeczy się tu dowiaduje. Anyway dobrze że Puyol,Xavi,Iniesta wybiegali tyle słynnych rajdów i goli Messiemu. Nawet jak odeszli xD Ronaldo to dopiero kocur jest. Nikt mu w realu nie podawał. Po prostu strzelał ze środka boiska po gwizdku i bramki wpadały. Pozdro wariaty.
Naprawdę myślisz, że ktoś bierze w pełni poważnie Messiego? Chłopak byl chory, leczony w sposób który jest mocno dyskusyjny. A teraz gra trochę na zasadzie ,, tyle chłop się nacierpiał, to dajmy mu trochę pograć w piłkę,,. Niech kopie sobie piłkę, ale nazywaniem go najlepszym jest... dość zabawne. Ja rozumiem, że to wszystko aby trochę mu ulżyć w cierpieniu no ale mości panowie bez przesady.
Trup ,Messi jest lepszy od Ronaldo ,poprosze argumenty ,bo wydaję mi się ,że mówisz tak bo jesteś kibicem barcelony. Z tym Ronaldo "ma to coś" ,a Messi nie zapewno chodziło ,że Ronaldo sprawia ,że inni grają przy nim lepiej. Przykłady z Realu Isco ,James ,Bale ,Varane (przykładów jest wiele więcej) topowi piłkarze w erze Ronaldo ,a teraz? Cienie samych siebie. Messi niby najlepszy piłkarz na świecie ,a Barcelona gra piach ,jak to? Przecież jest najlepszy na świecie twoim zdaniem. Juve bez Ronaldo grali bardzo słabo mieli ogromną stratę w lidze przegrali z Barceloną ,a po powrocie Cristiano wygrali z Barceloną i w lidze nadrabiają straty ,Pozdrawiam.
Juve gra lepiej z Ronaldo? A kto bez niego wygrywał ligę latami tak czy siak? Kto grał bez niego w finale LM? A teraz Juve mając wielkiego Cristiano ledwo ligę miała w tamtym sezonie i w LM szybko odpada. No k...a rzeczywiście xD A Barca ekspercie, pierwszy raz w tamtym sezonie nic nie wygrała i co? To juz znaczy że Messi jest słaby tak? I jego 34 wcześniejsze trofea nie mają znaczenia? :P
Zobacz sobie obecną kadrę Juve ,a kadrę z przed kilku lat. Kiedyś biegali tam piłkarze typu Pirlo teraz jakieś Arthury. Nie powiedziałem ,że Messi jest słaby ,tylko ,że jest gorszy od Ronaldo i podałem argumenty ,ale widzę u ciebie brak czytania ze zrozumieniem.
Dla ciebie argumentem, dlaczego ronaldo jest lepszy jest to, że inni przy nim lepiej grają? XD No więc mój argument za Messim jest taki: więcej trofeów, więcej asyst ( goli Messi ma mniej, ale jest o 2 lata młodszy a i tak nie o dużo) więcej goli z rzutów wolnych, rekordy typu 91 goli w roku itp. Całkiem nieźle jak na krasnala z gorszymi warunkami fizycznymi 😏
NIe tylko to ,że inni przy nim grają lepiej. Jego mental ,dowodzonie. Messi to typowy indywidualista. Messi jak przegrywa spuszcza głowę w dół ,Ronaldo motywuje itd. Z tym się nie możesz nie zgodzić nawet będąc tak zaślepionym przez miłość do klubu. Co do statystyk to Ronaldo króluje w lm ,Messi króluje na ogórków z La liga. Messi zdobywa więcej bramek z rzutów wolnych za to Ronaldo z przewrotki czy z rzutów rożnych. Messi ma 2 więcej trofea drużynowe gdzie przez całe życie grał w Barcelonie ,a Ronaldo w takim Sportingu w klubie ,którym ciężko zdobyć jakieś trofeum. Można porównywać statystyki ,trofea indywidualne ,drużynowe ,ale to nie ma sensu. +gorsze warunku fizyczne dają Messiemu lepszy Drybling.
0
NIe tylko to ,że inni przy nim grają lepiej. Jego mental ,dowodzonie. Messi to typowy indywidualista. Messi jak przegrywa spuszcza głowę w dół ,Ronaldo motywuje itd. Z tym się nie możesz nie zgodzić nawet będąc tak zaślepionym przez miłość do klubu. Co do statystyk to Ronaldo króluje w lm ,Messi króluje na ogórków z La liga. Messi zdobywa więcej bramek z rzutów wolnych za to Ronaldo z przewrotki czy z rzutów rożnych. Messi ma 2 więcej trofea drużynowe gdzie przez całe życie grał w Barcelonie ,a Ronaldo w takim Sportingu w klubie ,którym ciężko zdobyć jakieś trofeum. Można porównywać statystyki ,trofea indywidualne ,drużynowe ,ale to nie ma sensu. +gorsze warunku fizyczne dają Messiemu lepszy Drybling. P.S Nie ma sensu dyskutować z kibicem Barcelony o Messim i Ronaldo ,bo ten ślepo będzie kierował się głosem serca.
Poczekaj. Messi strzela ogórkom z la liga? Czyli real, atletico, sevilla to ogórki bo im najwięcej nastrzelał :) PS. Nie wiem co wy macie z tym opuszczaniem głowy w dół, każdy piłkarz po przegranej patrzy w murawę.
Trup jestes totalnym kretynem nie nawidze czegos takiego ze moj ulubiony klub to jego pilkarz jest najlepszy podaj statystyke z ktorej bedzie wynikac ze najwiecej goli strzelal realowi ,atletico badz sevilli ronaldo 2 latta starszy ale gral w sportingu slabym klubie i utd druzynie z premier league 100 razy mocniejszej od la ligi przeczysz debilu logice jakby ronaldo teraz zakonczyl kariere a messi mialby 2 lata to i tak nie mialby niestety wiecej bramek od ronaldo swoja droga
Dokładnie o to tez mi chodzilo ze on moze zmobilizowac kogos zeby gral najlepiej jak moze ,,wezmie za fraki'' i zmobilizuje, a Messi jak przegrywaja to tylko moze spuscic glowe i odejsc na bok, ale za to jak wygrywaja to Messi jest nieziemski ale to w sumie druga sprawa
Nie umniejszam nic Pelemu (wielki piłkarz), ale tym artykułem tylko potwierdzasz, że połowa jego bramek nie ma znaczenia. Mecz towarzyski to mecz towarzyski. Żaden szanujący się piłkarz nie zagra w nim na 100% żeby nie doznać kontuzji i stracić rok gry w poważnych rozgrywkach. Mnie nie dziwią takie wysokie wyniki. Nawet w tych czasach giganci w przedsezonowych tournee przegrywają z ogórkami. Nikt o zdrowych myślach nie grał z Santosem na poważnie w meczu o pietruszke. Po drugie co to za porównanie średniej bramek ligii ogórkowej brazylijskiej z elitarną Ligą Mistrzów. Każdy z wielkich piłkarzy jak Maradona, Ronaldo, Rivaldo, Romario czy Ronaldinho byli w stanie pokazać swój geniusz i zdominować Europę. Pele strzelał w Brazylii i USA. Był wielki, ale nigdy nie będzie największy.
W czasach Pelego nie było żadnej "ligi ogórkowej brazylijskiej". Były rozgrywki stanowe i ogólnokrajowe, w których grali najlepsi piłkarze świata - ci sami, którzy w barwach Brazylii wygrali 3 z 4 MŚ w latach 1958-1970. Średni poziom może nie był wyższy niż w Europie, ale nazywanie tamtych klubów brazylijskich ogórkami to świadectwo, że dalej nie rozumiesz, o czym mowa. To samo świadectwo dajesz, pisząc o nieryzykowaniu kontuzji w meczu towarzyskim. W sporcie liczy się prestiż, a wyobraź sobie, że były czasy, gdy mecze towarzyskie należały do najbardziej prestiżowych. Dotyczyło to zarówno reprezentacji, jak i klubów. Jako że kluby z Ameryki Południowej - wtedy nie ustępujące europejskim - nie uczestniczyły w regularnych rozgrywkach z klubami europejskimi, nie licząc jedynie Pucharu Interkontynentalnego, to możliwość skonfrontowania na boisku topowych klubów Europy z wielkim Santosem sama w sobie czyniła te mecze bardzo głośnymi. Dziś wszystkie najważniejsze futbolowe konfrontacje są już wpisane w oficjalne rozgrywki. Wtedy częściej miały charakter spontaniczny i nazywały się meczem towarzyskim.
0
W czasach Pelego nie było żadnej "ligi ogórkowej brazylijskiej". Były rozgrywki stanowe i ogólnokrajowe, w których grali najlepsi piłkarze świata - ci sami, którzy w barwach Brazylii wygrali 3 z 4 MŚ w latach 1958-1970. Średni poziom może nie był wyższy niż w Europie, ale nazywanie tamtych klubów brazylijskich ogórkami to świadectwo, że dalej nie rozumiesz, o czym mowa. To samo świadectwo dajesz, pisząc o nieryzykowaniu kontuzji w meczu towarzyskim. W sporcie liczy się prestiż, a wyobraź sobie, że były czasy, gdy mecze towarzyskie należały do najbardziej prestiżowych. Dotyczyło to zarówno reprezentacji, jak i klubów. Jako że kluby z Ameryki Południowej - wtedy nie ustępujące tym ze Starego Kontynentu - nie uczestniczyły w regularnych rozgrywkach z klubami europejskimi, nie licząc jedynie Pucharu Interkontynentalnego, to możliwość skonfrontowania na boisku topowych klubów Europy z wielkim Santosem sama w sobie czyniła te mecze bardzo głośnymi. Dziś wszystkie najważniejsze futbolowe konfrontacje są już wpisane w oficjalne rozgrywki. Wtedy częściej miały charakter spontaniczny i nazywały się meczem towarzyskim.
Nie zgodzę się z tym co piszesz. Z tymi najlepszymi piłkarzami na brazylijskich boiskach to nie przesadzaj. Było ich 23 i pewnie grali w max 5-6 klubach. Żadna liga spoza europejskich nie była, nie jest i póki co nie wygląda żeby były lepsze od europejskich. Powiedz mi dlaczego przy liczeniu goli do Złotego Buta są współczynniki dla różnych lig? Bo ciężej w Anglii strzelić 25 bramek niż na Litwie 50. Brazylia też miałaby współczynnik max 1,5. A mecze towarzyskie nigdy nie miały wartości prestiżowej dla zespołów z Europy. To jest tylko sprawdzian formy przed sezonem, cykl przygotowawczy i nabijanie kasy. A co najważniejsze: jeżeli liczymy absurdalne bramki to Bojan Krkic strzelił dla Barcelony ponad 900 bramek. I to też jest fakt a nie bujda. I nie było to w meczach towarzyskich tylko ligowych. Co prawda w kategoriach poniżej seniorskich, ale wg Pelego gol to gol.
Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, ile masz lat. Nie zadałem go w złych intencjach. Po prostu to, co piszesz, moim zdaniem świadczy, że futbol zacząłeś oglądać w XXI wieku. Ja pamiętam futbol schyłku lat 80. i 90. (już wtedy klubowa przewaga Europy się zaznaczyła), a do tego interesuję się historią piłki nożnej. To, co piszesz, ma się nijak do czasów Pelego. Przenosisz stan obecny pół wieku wstecz. Twoje "nigdy" dotyczy czasów, które pamiętasz, a które cechuje już hegemonia europejskiego futbolu. Zaiste, od 2002 roku reprezentacja z Ameryki Południowej nie wygrała Mundialu, w KMŚ kluby latynoskie też są bez szans. Ale ja pamiętam czasy, gdy w jednym i drugim dorobek był 50/50. Widzisz, Europa z racji swojej przewagi finansowej w warunkach, w których futbol to kosmiczne pieniądze, musiała ten wyścig wygrać. Dziś wszyscy najlepsi latynosi grają w Europie, zatem i futbol tutaj rozwija się lepiej. Ale lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, czasy Pelego, tak nie wyglądały. Ważny był też czynnik w postaci II wojny światowej, kiedy Europa straciła kilka lat w tym wyścigu. A przecież przed wojną Urugwaj, Argentyna i Brazylia bynajmniej nie ustępowały Europie. Po wojnie zaś taki di Stefano przyjechał do Madrytu, ale podbijając Europę, wspominał, że w River Plate grają lepsi piłkarze od niego. Moreno, Labruna, Pedernera, którzy w latach 40. wynieśli ten klub na kosmiczny poziom, nie mieli żadnych powodów, żeby zmieniać Argentynę na Hiszpanię. Ale już taki Omar Sivori dobrze na tym wyszedł, bo był we Włoszech większą gwiazdą niż w swoim kraju. No nie wiem, co mogłoby do Ciebie przemówić. Zobacz sobie nagrania, co Pele robił z tymi wielkimi zawodnikami z Europy jego epoki. Poczytaj sobie chociażby wywiady z polskimi zawodnikami tych czasów, w których wspominają Pelego. Dla każdego, kto wtedy grał w piłkę, Pele to był niekwestionowany król. A mecze "towarzyskie"... kiedyś głównie z nich składał się futbol reprezentacyjny, ale też w piłce klubowej miały znaczenie, zwłaszcza jeśli były to wielkie konfrontacje niemożliwe do przeprowadzenia w ramach żadnych rozgrywek. I nikogo nie dziwiło, że to wielki prestiż, tak jak dziś nikogo nie dziwi, że wielkie walki bokserskie nie są wpisane w żadną ligę. Europejskie puchary raczkowały, zawodnicy nie byli tak obciążeni sezonem i nie grali o kosmiczne pieniądze. Prestiż pojedynku z wielkim Santosem i dla nich, i dla kibiców znaczył więcej od zwykłego ligowego pojedynku. Był popyt na takie konfrontacje, bo poza nimi w roku grano tylko jeden "pucharowy" mecz międzykontynentalny. Ludziom nie przeszkadzało, że nie był to mecz "o punkty", tak jak nie przeszkadzało im to przy wielkich pojedynkach "towarzyskich" w futbolu reprezentacyjnym. Skoro nie było rozgrywek, pojedynczy miał wykazać, kto jest lepszy. I stadiony były pełne, i prasa się o tych meczach rozpisywała, w przeciwieństwie do średnio ważnych spotkań ligowych. Takie czasy.
0
Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, ile masz lat. Nie zadałem go w złych intencjach. Po prostu to, co piszesz, moim zdaniem świadczy, że futbol zacząłeś oglądać w XXI wieku. Ja pamiętam futbol schyłku lat 80. i 90. (już wtedy klubowa przewaga Europy się zaznaczyła), a do tego interesuję się historią piłki nożnej. To, co piszesz, ma się nijak do czasów Pelego. Przenosisz stan obecny pół wieku wstecz. Twoje "nigdy" dotyczy czasów, które pamiętasz, a które cechuje już hegemonia europejskiego futbolu. Zaiste, od 2002 roku reprezentacja z Ameryki Południowej nie wygrała Mundialu, w KMŚ kluby latynoskie też są bez szans. Ale ja pamiętam czasy, gdy w jednym i drugim dorobek był 50/50. Widzisz, Europa z racji swojej przewagi finansowej w warunkach, w których futbol to kosmiczne pieniądze, musiała ten wyścig wygrać. Dziś wszyscy najlepsi latynosi grają w Europie, zatem i futbol tutaj rozwija się lepiej. Ale lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, czasy Pelego, tak nie wyglądały. Ważny był też czynnik w postaci II wojny światowej, kiedy Europa straciła kilka lat w tym wyścigu. A przecież przed wojną Urugwaj, Argentyna i Brazylia bynajmniej nie ustępowały Europie. Po wojnie zaś taki di Stefano przyjechał do Madrytu, ale podbijając Europę, wspominał, że w River Plate grają lepsi piłkarze od niego. Moreno, Labruna, Pedernera, którzy w latach 40. wynieśli ten klub na kosmiczny poziom, nie mieli żadnych powodów, żeby zmieniać Argentynę na Hiszpanię. Ale już taki Omar Sivori dobrze na tym wyszedł, bo był we Włoszech większą gwiazdą niż w swoim kraju. No nie wiem, co mogłoby do Ciebie przemówić. Zobacz sobie nagrania, co Pele robił z tymi wielkimi zawodnikami z Europy jego epoki. Poczytaj sobie chociażby wywiady z polskimi zawodnikami tych czasów, w których wspominają Pelego. Dla każdego, kto wtedy grał w piłkę, Pele to był niekwestionowany król. A mecze "towarzyskie"... kiedyś głównie z nich składał się futbol reprezentacyjny, ale też w piłce klubowej miały znaczenie, zwłaszcza jeśli były to wielkie konfrontacje niemożliwe do przeprowadzenia w ramach żadnych rozgrywek. I nikogo nie dziwiło, że to wielki prestiż, tak jak dziś nikogo nie dziwi, że wielkie walki bokserskie nie są wpisane w żadną ligę. Europejskie puchary raczkowały, zawodnicy nie byli tak obciążeni sezonem i nie grali o kosmiczne pieniądze. Prestiż pojedynku z wielkim Santosem i dla nich, i dla kibiców znaczył więcej od zwykłego ligowego pojedynku. Był popyt na takie konfrontacje, bo poza nimi w roku grano tylko jeden "pucharowy" mecz międzykontynentalny. Ludziom nie przeszkadzało, że nie był to mecz "o punkty";, tak jak nie przeszkadzało im to przy wielkich pojedynkach "towarzyskich"; w futbolu reprezentacyjnym. Skoro nie było rozgrywek, pojedynczy mecz miał wykazać, kto jest lepszy. I stadiony były pełne, i prasa się o tych meczach rozpisywała, w przeciwieństwie do średnio ważnych spotkań ligowych. Takie czasy.
nie wiem kto mu niby umniejsza, bo teraz to Ty umniejszasz innym pismakom którzy rzekomo mu umniejszają, po prostu sobie gadacie a ludzie kochający piłkę nożną żyjący nią, a nie wami pismakami doskonale znają wartość Pele'go jego problem pojawia się gdy ktoś chciałby uznać go za najlepszego piłkarza wszech czasów, ludzie mają własnych idolii, ja oglądając 3/4 lata ligę Brazylijską z przyczyn akurat zarobkowych w latach 2011/15 świetnie się bawiłem ale nijak ma się ona do Europy z tego względu jest mało osób które postawi Brazylijczyka jako top topów wszechczasów ale każdy kto w jakikolwiek zagłębiał się w lata 50/80 wie jakim był magikiem jednakże gdyby Ronaldo, Ronaldinho, Neymar nie zagrali nigdy w europejskich ligach również nie mieliby takiego poparcia. Ale czy to umniejszanie ? ..to fakt.
Oglądałeś ligę brazylijską w latach 2011-15 i masz doskonałe pojęcie o rozgrywkach brazylijskich w latach 50. i 60.? ;) Wiesz, kto się trochę interesuje historią futbolu, ten dobrze wie, że naówczas nie było żadnej przepaści między klubami europejskimi i latynoamerykańskimi. Poniekąd właśnie dlatego, że topowi gracze z Ameryki Południowej prawie w komplecie grali na swoim kontynencie. Również dlatego, że Europa wciąż odrabiała straty sportowe po hekatombie II wojny światowej. Ale oczywiście głównie dlatego, że w futbolu nie było jeszcze tak ogromnych pieniędzy, toteż Ameryka Południowa jeszcze nie była skazana na klęskę w tym wyścigu. Wiesz, aż do końca XX wieku dorobek reprezentacji i klubów z obu kontynentów w Mistrzostwach Świata/Pucharze Interkontynentalnym to było 50/50. A w roku 2011 było już po ptokach.
0
Oglądałeś ligę brazylijską w latach 2011-15 i masz doskonałe pojęcie o rozgrywkach brazylijskich w latach 50. i 60.? ;) Wiesz, kto się trochę interesuje historią futbolu, ten dobrze wie, że naówczas nie było żadnej przepaści między klubami europejskimi i latynoamerykańskimi. Poniekąd właśnie dlatego, że topowi gracze z Ameryki Południowej prawie w komplecie grali na swoim kontynencie. Również dlatego, że Europa wciąż odrabiała straty sportowe po hekatombie II wojny światowej. Ale oczywiście głównie dlatego, że w futbolu nie było jeszcze tak ogromnych pieniędzy, toteż Ameryka Południowa jeszcze nie była skazana na klęskę w tym wyścigu. Wiesz, aż do końca XX wieku dorobek reprezentacji i klubów z obu kontynentów w Mistrzostwach Świata/Pucharze Interkontynentalnym to było 50/50. A w roku 2011 było przepaść była już oczywista. Tyle że to nie czasy Pelego...
świetna merytoryczna wiadomość, muszę przyznać że nie.. jeśli chodzi o Historię Piłki nożnej to od lat 60 zagłębiłem się głównie w naszą reprezentację jak i reprezentację Hiszpanii nie mam więc dużej wiedzy z Ameryki Południowej tamtej ery. Porównania dokonałem obecnymi realiami ale też spojrzeniem czysto intuicyjnym aczkolwiek, swoje zdanie podtrzymuję nie wdając się w dłuższe dywagacje. Dzięki pozdrawiam.
Aleś się nagimnastykował z tym argumentem ;) A co w czasach Pelego robili profesjonalni brydżyści? Pewnie też warto przeanalizować ;) Jasne, że sport poszedł do przodu - tylko co z tego? Za 10 lat osiągnięcia CR7 i Messiego też będą unieważniane tym stwierdzeniem?
Autor artykułu zapomina o jednej ważnej rzeczy, te towarzyskie były ważne dla Santosu nie dla Europejczyków, coś jak teraz taki Bayern przed sezonem jedzie do Chin, Chińczycy też wypełniają stadion by zobaczyć gwiazdy, ale nikt nie liczy z tych spotkań goli takiemu lewemu do oficjalnych statystyk. Pele to legenda, nikt nie umniejsza jego geniuszu, jednak gdy ktoś próbuje go nazwać najlepszym piłkarzem wszechczasów na podstawie goli w towarzyskich to przesada. Moim zdaniem nie powinno się nawet szukać czegoś takiego jak najlepszy piłkarz, jest tyle różnych pozycji i epok czy stylów gry, że nie da się tego ustalić.
Ktoś Pelemu czegoś odmawia? Bynajmniej... jeździ i lansuje się do dziś z łatką legendarnego i spoko bo jest historią tego sportu ale już tylko historią i tyle w temacie. Każde pokolenie ma swoich bohaterów i jeden redaktorek nie zmieni tego naturalnego trendu. A kłócenie się czy lepszy jest jeden, drugi czy piątyjest dobre dla 16 latków.
0
Ktoś Pelemu czegoś odmawia? Bynajmniej... jeździ i lansuje się do dziś z łatką legendarnego i spoko bo jest historią tego sportu ale już tylko historią i tyle w temacie. Każde pokolenie ma swoich bohaterów i jeden redaktorek nie zmieni tego naturalnego trendu. A kłócenie się czy lepszy jest jeden, drugi czy piąty jest dobre dla 16 latków.
Osobiście nie przepadam za messim i wole cr7 i oczywiscie pele Jak i diego to legendy ale trzeba nie mieć mózgu żeby uważać że Messi nie jest najlepszy w historii...przecież to co on odpierdalał to przechodziło ludzkie pojecie nie zaleznie czy sie go lubi czy nie on jest poza skala
Wartość? Te spotkania nie miały żadnej wartości. Zwykły sparing dla europejskich klubów. Grane pewnie na 50% intensywności żeby nie doznać kontuzji i nie tracić sezonu na poważne rozgrywki. Chwyt marketingowy żeby zarobić kasę.
Przez wiele lat wątpiłem w talent Pelego bo widzialem tylko te najslynniejsze jego akcje, ktore nie robily na mnie wrazenia. Ale jakis czas temu trafilem na fajne kompilacje ktore pokazywaly znacznie wiecej jego gry i musze stwierdzic ze jego swoboda poruszania sie z pilka zrobila na mnie ogromne wrazenie. Facet wił sie na tym boisku jak wąż, nie do zatrzymania
Miał niewiarygodny balans, nie tracił równowagi w żadnej pozycji. Do tego szybkość reakcji z innej epoki i imponująca pomysłowość w kiwaniu rywali. O kontroli piłki nie wspominając. Dla mnie drybler wszechczasów.
No właśnie ta pomyslowosc odroznia go od Messiego czy Maradony, ktorzy bazowali na predyspozycjach fizycznych, wygrywaja szybkoscia i zwinnoscia, ale pomyslu w ich grze tak szczegolnie nie ma
Zgadzam się. Największym atutem Maradony i Messiego było/jest przyspieszenie, niskie zawieszenie, "szybka nóżka" i oczywiście doskonała kontrola piłki. Nie widzę u nich kreatywności Pelego. Pozdrawiam.
maradona wcale nie był gorszym dryblerem niz pele, na samych kompilacjach mozna zobaczyc ze pele czesto korzystal z tego samego zwodu, balans ciałem, maradona również, ale jeżeli przeanalizujemy więcej ich zagrań dostrzeżemy, że maradona mógł być nawet lepszym dryblerem niz pele i posiadal szerszy asortyment trickow
Analdestroyer (łech, nie miałeś lepszego pomysłu na nick?) - zatem albo ja widziałem za mało kompilacji z Maradoną, albo Ty - za mało kompilacji z Pele.
Generalnie dobrze prawisz panie Kubocz, ale jest jeden problem:
"upoważnia mnie, by podjąć próbę obrony jego dorobku"
Niestety chcesz pan, aby pana głos został usłyszany? Najmij się pan w redakcji poważnego portalu, bo meczyki to parodia strony piłkarskiej i z poziomu redaktora tego bekowego serwisu pański głos znaczy mniej niż sprzątaczki w Przeglądzie Sportowym. Taka prawda.
Przecież on nie grał w Europie a po drugie w czasach gdzie jak ktoś wychodził trzeźwy na mecz to już było coś. Kto się tym podnieca jak teraz gra taka maszyna jak Lewy czy Ronaldo?
Najlepszy jest i tak Messi. Strzelił ręką, opluł przeciwnika no i w karierze dostał tylko 2 czerwone kartki, nie to co ten brutal Ronaldo. A co do artykułu to jakby policzyć gole z orlików to ja też mam sporo trafień. A jakby dodać gole w PES i FIFIE to już w ogóle.
Reakcja czytelników - w większości młodzieży niepamiętającej w ogóle futbolu XX wieku - potwierdza tezę autora, że jego szanse na zmianę ich poglądów są niewielkie. Szkoda. Legendy umierają, gdy umiera pamięć. Dla mnie Pele jest największym piłkarzem w historii, bo jak żaden inny zdominował swoją epokę i jak żaden inny napastnik był genialny w każdym elemencie. Jak nikt łączył niebywały talent techniczny z fantastycznymi warunkami fizycznymi. Był też najbardziej zachwycającym dryblerem, jakiego widziałem.
Pele Maradona Cruijff Rivelino to prawdziwi artysci fudbolu. Ktoś wspomniał o Messim. Owszem bardzo dobry zawodnik ale przy wymienionych to tylko wyrobnik. Co oni dali swoim reprezentacją kazdy wie. Messi dał swojej wielkie zero. Siedzi w Barcelonie ktora jest lepsza o dwie klasy od wiekszosci druzyn ligi hiszpanskiej nabija rekordy. Typowa nadmuchana banka medialna, ktora juz pękła. Ciągnie Barcelone juz tylko w dół. Teraz ma nowy rekord na 60 strzałów z rzutów wolnych 1 gol. Ze świecą szukać takiego artyste nawet w polskiej lidze
Zero to ty jesteś, ladnie odleciałeś gościu. Dzięki Niemu Argentyna grała w finale MŚ i prawie go wygrała. Dzięki niemu była za każdym razem w finale Copa America, a to ze druzyna grala chujowo i niestety zgrania i mentalności nie miała jak np Portugalia na dzień dzisiejszy to swoja drogą. W takim razie postawmy Messiego zamiast Ronaldo w obecnej Portugalii i zobaczymy o co chodzi. Ladnie Cie pojebało;)