Ten transfer zmieni Liverpool. Ma wszystko, czego oczekuje Klopp. "Jest jedyny w swoim rodzaju"

Ten transfer zmieni Liverpool. Ma wszystko, czego oczekuje Klopp. "Jest jedyny w swoim rodzaju"
Pedro Fiuza/Pressfocus
Pod wodzą Juergena Kloppa przeszedł zupełną przemianę. Dotyczy to także większej odpowiedzialności, bowiem "The Reds" powoli wycofują się z dokonywania transferów w pośpiechu. Czasy, gdy Fernando Torresa zastępował Andy Carroll, wydają się być melodią przeszłości, bowiem teraz, w sytuacji gdy klub z Anfield może stracić Sadio Mane, przygotowano się zawczasu. Liverpool sięgnął po Darwina Nuneza, napastnika, który może zmienić oblicze angielskiego hegemona.
W ostatnich latach atak Liverpoolu przechodził stopniową metamorfozę. Podstawową trójką dla Juergena Kloppa długo byli Sadio Mane, Roberto Firmino oraz Mohamed Salah. Z upływem czasu zaczęło się to zmieniać, bowiem miejsce Brazylijczyka niejako zajął Diogo Jota, który po transferze z Wolverhampton udzielał lepszych odpowiedzi na pytania, które najbardziej frapowały niemieckiego szkoleniowca.
W minionym sezonie do tej talii asów dorzucono kolejnego świetnego piłkarza - w styczniu na Anfield przyszedł Luis Diaz, który ponownie wywrócił hierarchię. O ile bowiem wspomniany Egipcjanin jest postacią nie do ruszenia, o tyle pozostali zawodnicy musieli konkurować z Kolumbijczykiem, który - podobnie jak Jota - oferował coś, czego pozostali gracze "The Reds" nie mieli.
Skrzydłowy ściągnięty z Porto nie tylko miał bezpośredni wkład w zdobycze bramkowe swojego nowego klubu, ale też napędzał całą ofensywę swoim nieszablonowym podejściem. Niekiedy irracjonalne rajdy Diaza okazywały się strzałem w dziesiątkę. Skrzydłowy błyskawicznie wyrobił również znak firmowy, którym okazały się rozmaite warianty no-look passów. Tyleż bezczelne i niejako nadużywane, co efektowne i zapewniające Kolumbijczykowi miejsce w sercach fanów angielskiego hegemona.
Teraz sytuacja kadrowa "The Reds" ponownie się zmieni. Klub nie przechodzi rewolucji w linii ataku, lecz stopniową ewolucję. Jednym z jej ostatnich etapów będzie odejście Sadio Mane, który coraz mocniej zbliża się do Bayernu Monachium. Liverpool nie chciał jednak w popłochu przygotowywać się na odejście cenionego Senegalczyka. Następcę zawodnika, który na Anfield spędził sześć lat, ściągnął z odpowiednim wyprzedzeniem.
Darwin Nunez nie jest jednak następcą w skali 1:1. To piłkarz oferujący coś nowego, a nie powielający stare schematy. Tak jak Diogo Jota i Luis Diaz wprowadzili swoją świeżość, tak sam uczynić ma Urugwajczyk. Dzięki niemu Liverpool może być jeszcze lepszy, ale na ten moment pewne jest, że Liverpool po prostu będzie inny. Wielomilionowy nakład finansowy przeznaczony na transfer napastnika Benfiki nie pozostawia złudzeń - "The Reds" przejdą kolejną transformację.

Ekskluzywny łowca głów

W sezonie 2021/22 Darwin Nunez był jednym z najlepszych strzelców w całej Europie. W klasyfikacji Złotego Buta zajął dopiero 18. miejsce, lecz spośród zawodników, którzy nie występują w pięciu najsilniejszych ligach Europy jedynie dwóch piłkarzy mogło się pochwalić lepszym wynikiem. Urugwajczyk w barwach Benfiki zdobył 26 bramek w lidze, Marko Livaja dla drugoligowej Tuluzy strzelił 28 goli, natomiast Ohi Omoijuanfo zanotował niesamowity wynik 33 trafień jako gracz Crveny Zvezdy i Molde.
Jednakże ani 28-letni Chorwat, ani jego rówieśnik z Norwegii nie przyciągnęli na rynku transferowym takiego zainteresowania, które od kilku miesięcy generował Darwin Nunez. Jest to kwestia zrozumiała nie tylko ze względu na wiek Urugwajczyka. W końcu napastnik rodem z Ameryki Południowej najlepsze lata, przynajmniej w teorii, ma jeszcze przed sobą. Mówimy przecież o 22-letnim graczu, którego margines rozwoju jest ogromny.
Pokazały to starcia w europejskich pucharach, które dla zawodnika Benfiki stanowiły najlepsze możliwe okno wystawowe. W Lidze Mistrzów nowy nabytek Liverpoolu zdobył aż sześć bramek. Nie ma w tym cienia przypadku, bowiem średnia wartość gola spodziewanego (xG) wynosiła w jego wypadku 0,96. To wynik doskonały na tle wszystkich zawodników, którzy rywalizowali w najważniejszych rozgrywkach międzyklubowych.
Nie ma również przypadku w tym, że Urugwajczyk ma na swoim rozkładzie wielkie marki. Gole strzelał FC Barcelonie, Ajaksowi, Bayernowi Monachium oraz Liverpoolowi. O sposobie jego gry najlepiej świadczy starcie z "Dumą Katalonii", w którym ośmieszył obrońców hiszpańskiego giganta.
Darwin Nunez nie jest bowiem typową dziewiątką, przykutą do pola karnego przeciwnika. Takich zawodników się właściwie już nie produkuje, bo zwyczajnie nie mają oni zastosowania we współczesnej piłce na najwyższym poziomie. Urugwajczyk korzysta zatem z półprzestrzeni na lewej stronie boiska. Pozwala mu ona na ściganie się z obrońcami, którzy często nie są przystosowani na wyzwanie, jakie stawia im pojedynek z 22-latkiem.

Jedyny w swoim rodzaju

Rosły napastnik imponuje nie tylko siłą fizyczną, ale i szybkością. To kombinacja w zasadzie zabójcza, bo pozwalająca na rywalizację z większością defensorów. Jednocześnie gra Nuneza jest w tym wymiarze nieco schematyczna, bo trzymanie się lewej flanki tylko po to, aby niedługo później ściąć z piłką na swoją lepszą nogę, jest ruchem powtarzającym się i czytelnym. To z jednej strony oczywisty mankament, a z drugiej Nunez zdobył 34 bramki we wszystkich rozgrywkach, więc powstrzymanie go nie należy do najprostszych zadań.
Urugwajczyk już teraz zyskał miano zawodnika jedynego w swoim rodzaju. Opinię tę zawdzięcza nie tylko niebywałej konsekwencji pod bramką rywala, ale również wszechstronności. Nunez nie tylko nie jest typową "dziewiątką", ale także doskonale radzi sobie w różnych rozwiązaniach taktycznych. Lata w Portugalii nauczyły go operowania w systemie z dwoma napastnikami, a także szerszego ustawienia, bowiem 22-latek bywał wystawiony na skrzydle.
To świetna informacja dla Liverpoolu i samego Juergena Kloppa. Przed Urugwajczykiem staje teraz najtrudniejsze wyzwanie w dotychczasowej karierze, ale jednocześnie jego uniwersalność znacznie ułatwia adaptację. Niemiecki szkoleniowiec otrzymał kolejnego zawodnika, który poszerza wachlarz jego możliwości, ale też uzupełnia schemat, który funkcjonuje od miesięcy.
"The Reds" nie są drużyną, która przez 90 minut trzyma się jednej taktyki i ustawienia. Największe roszady zachodzą przede wszystkim w linii ataku, gdzie Mane, Salah i Diaz regularnie wymieniali się pozycjami. Nunez w tej układance nie powinien mieć problemów z odnalezieniem się, co i tak nie stanowi jego najważniejszej wartości. Urugwajczyk nie przybył na Anfield, aby scementować ofensywę. On przybył, aby odmienić oblicze Liverpoolu.

Piłkarz, który zmieni Liverpool

Do tej pory Liverpool Juergena Kloppa nie dysponował napastnikiem o charakterystyce Nuneza. Jasne, w drużynie niemieckiego szkoleniowca ważną rolę odgrywał Divock Origi, lecz porównywanie belgijskiego napastnika do nowej gwiazdy "The Reds" jest bezcelowe. Pierwszy z nich wybitnie sprawdzał się w roli jokera, drugi jest przygotowywany do regularnej gry w pierwszym składzie.
Sposób gry Urugwajczyka jest zatem unikatowy w skali całego Anfield. Liverpool właściwie nie operował długimi piłkami bezpośrednio za linię obrony, nie tylko dlatego, że nie są one sexy w języku piłkarskim, ale przede wszystkim dlatego, że każdy z ofensywnych zawodników nie grzeszy siłą fizyczną połączoną z odpowiednią szybkością. Salah, Mane i Diaz świetnie radzą sobie w pojedynkach, które oparte są na szybkości lub zaskoczeniu kogoś dryblingiem. Nie mają jednak większych szans, gdy trzeba łokciami zrobić sobie miejsce w polu karnym. Nunez wręcz przeciwnie.
Gra Liverpoolu będzie zatem jeszcze bardziej bezpośrednia. Nunez umożliwia bowiem nie tylko zagrywanie mu długich piłek za linię obrony, ale też skuteczną walkę w powietrzu. Mierzący 187 centymetrów napastnik jawi się jako idealny adresat podań od Any'ego Robertsona, a przede wszystkim Trenta Alexandra-Arnolda. Chociaż do tej pory Urugwajczyk robił ze swojej gry głową dość skromny użytek - w minionym sezonie strzelił w ten sposób pięć goli - to nigdy wcześniej nie przyszło mu wykorzystywać dośrodkowań od piłkarzy o renomie Szkota oraz Anglika.
Wreszcie przyjście Nuneza wymusza zmianę taktyczną. Przy założeniu, ze z Anfield pożegna się Mane, co jest właściwie przesądzone, najbardziej prawdopodobne będzie przejście na system 4-2-1-3. Za plecami Urugwajczyka operować może Roberto Firmino lub Fabio Carvalho, natomiast w bocznych sektorach boiska ustawieni zostaną Mohamed Salah i Luis Diaz. W odwodzie będzie zaś jeszcze Diogo Jota, który jest na tyle uniwersalnym zawodnikiem, że z powodzeniem może zastąpić jeden z elementów.
Potencjalna zmiana taktyki rozwiązuje również jeden z problemów, z którym musiał zmagać się Juergen Klopp. Na Darwina Nuneza postawiono kosztem nowego, klasowego pomocnika. Wobec tego "The Reds" raczej nie pozwolą sobie na grę typowymi przedstawicielami środka pola, gdyż, ponownie, Niemiec nie zawsze może mieć w tej formacji odpowiednią jakość. Fabinho jest zawodnikiem klasowym, lecz reszta zawodników bardziej czerpie z samego faktu współpracy z byłym szkoleniowcem BVB, niż sama z siebie prezentuje międzynarodowy poziom.
Granie z Nunezem jako najbardziej wysuniętym zawodnikiem pozwala zatem na ograniczenie środkowych pomocników, gdzie w razie konieczności można jeszcze przesunąć Trenta Alexandra-Arnolda, który i tak nie jest przywiązany do swojej strony defensywy. Tak, oglądanie Liverpoolu i płynnych przesunięć między poszczególnymi formacjami zapowiada się na jeszcze bardziej elektryzujące niż w przeszłości.

Przedstawienie musi trwać

Nie można jednak zakłamywać rzeczywistości i stwierdzić już teraz, że Darwin Nunez jest idealnym nabytkiem Liverpoolu. Z transferem Urugwajczyka wiąże się mnóstwo wątpliwości, które dotyczą przede wszystkim jego wciąż nikłego doświadczenia. 22-latek ma za sobą tylko jeden kosmiczny sezon. Do tego swoje szlify zbierał w Portugalii, a próbkę dziesięciu meczów w Lidze Mistrzów wielu ekspertów uważa za zwyczajnie niewystarczającą do wyciągnięcia konkretnych wniosków.
Swoje robi też cena, która niewątpliwie pchnęła Liverpool w stronę Realu Madryt i Manchesteru City. Nunez stanowi bowiem swoistą odpowiedź na transakcje związane z przybyciem Aureliena Tchouameniego oraz Erlinga Haalanda. Jednocześnie próżno nie dostrzec tego, że cena za Urugwajczyka bywa po prostu demonizowana. Owszem, "The Reds" wydali na niego 75 milionów euro, ale to dopiero 13. największy transfer w historii Premier League. Więcej Arsenal płacił za Nicolasa Pepe, Manchester United za Angela Di Marię i Harry'ego Maguire'a, natomiast Chelsea za Kepę.
Do kwoty transferu 22-latka dolicza się bowiem, nieco z rozpędu, kolejnych 25 milionów euro, które będą przysługiwały Benfice w formie bonusów. W gruncie rzeczy, jeśli dojdzie do wypłaty rzeczonej kwoty, Darwina Nuneza nie będzie można uznać za wpadkę transferową. Dodatkowa płatność jest bowiem ściśle skorelowana z wynikami indywidualnymi Urugwajczyka oraz jego wkładem w sukcesy Liverpoolu. Wobec tego fani "The Reds" z pewnością trzymają kciuki, aby ich nowa gwiazda prędko przemieściła się z 13. pozycji na miejsce czwarte.
Odejście Sadio Mane będzie niewątpliwie bolesnym doświadczeniem dla całej społeczności związanej z Anfield, mówimy w końcu o zawodniku, który spędził tutaj sześć wspaniałych lat. Mówimy o zawodniku, który w najtrudniejszych momentach często brał grę na siebie, chociaż popularnością nie dorównywał Mohamedowi Salahowi. Przedstawienie musi jednak trwać, a zarząd angielskiego hegemona zrobił wiele, aby ten koncert zachował swoją płynność, kształt i świeżość.
Gdy w Genesis dochodziło do historycznej zmiany - Peter Gabriel postawił na karierę solową, natomiast głównym wokalistą został Phil Collins - wiele osób wieszczyło upadek legendarnego zespołu. Tak się jednak nie stało - Brytyjczycy przeszli zupełną transformację, stali się właściwie nową grupą. Chociaż niektórzy nie chcą tego przyznać, nie stali się przez to gorsi. Byli po prostu inni. Podobną ścieżką może podążyć Liverpool, który Mane zamienia na Nuneza.

Przeczytaj również