To dlatego Artur Boruc został odsunięty od składu Legii Warszawa. "Nastąpiła eskalacja"

To dlatego Artur Boruc został odsunięty od składu Legii. "Nastąpiła eskalacja"
Mikolaj Barbanell / Shutterstock.com
Legia Warszawa wygrała pięć ostatnich meczów, uciekła ze strefy spadkowej i nie zamierza na tym poprzestać. Teraz stołeczni chcą wziąć rewanż na Rakowie Częstochowa. - Odbudowaliśmy się mentalnie - twierdzą przy Łazienkowskiej.
Sobotnim hitem Ekstraklasy będzie starcie Rakowa z Legią Warszawa. Wicemistrz Polski podejmie mistrza. To jednocześnie spotkanie lidera z 11. zespołem tabeli. Faworyt wydaje się być jeden. Rzecz jednak w tym, że w stolicy nastroje są bojowe. Mający serię pięciu zwycięstw z rzędu legioniści i tym razem też chcą zagrać o trzy punkty.
Dalsza część tekstu pod wideo
Co ciekawe, Raków i Legia to w 2022 r. najlepsze drużyny w lidze. Zdobyły po 16 punktów, z tym że "Wojskowi" w siedmiu spotkaniach, a częstochowianie w jednym mniej, a przy tym jeszcze nie przegrali. W każdym razie przy Limanowskiego zapowiada się ekscytujący mecz, prawdziwy hit 26. kolejki.

Legia odmieniona…

Osiem meczów, sześć wygranych, bramki 13:4. Tak wygląda Legia we wszystkich spotkaniach 2022 r. A jeszcze jesienią, tylko w Ekstraklasie, drużyna z Warszawy traciła średnio 1,66 gola na mecz, przez cały okres zdobyła raptem 19 goli i o punkt mniej niż w siedmiu kolejkach tego roku. Oczywiście pamiętać należy, że legioniści mierzyli się do tej pory z drużynami z ligowych dołów, a do ich stylu można mieć zastrzeżenia. Niemniej, cel, utrzymanie, jest już na wyciągnięcie ręki. Skąd ta metamorfoza? Trener Aleksandar Vuković zdiagnozował dwa problemy trawiące zespół. Po pierwsze, należało odbudować fizycznie piłkarzy. W dużej mierze temu zostało poświęcone zgrupowanie w Dubaju. I dziś widać, że to przynosi efekt - legioniści są wybiegani i potrafią grać w zmiennym tempie przy wysokiej intensywności. Do tego, jak głosi trenerskie porzekadło, drużynę buduje się od tyłu i to właśnie na uszczelnieniu gry obronnej skupił się w dużej mierze Vuković.
Ważnym czynnikiem okazała się też zmiana systemu gry. Legia długo grała trójką obrońców. W zimowych sparingach wychodziło to bardzo dobrze i to ustawienie było wyjściowym również w Ekstraklasie. Okazało się jednak, że tu zaczęły się schody i ten sposób grania jest czytelny dla przeciwników, a zawodnicy nie są w stanie w pełni pokazać swoich możliwości. Trenerzy długo zastanawiali się, czy nie wrócić do systemu z czwórką obrońców:
- Wahaliśmy się, bo po sparingach liczyliśmy, że drużyna w końcu odpali. Sytuacja w tabeli zrobiła się bardzo trudna i postanowiliśmy zaryzykować zmianę w ustawieniu, wypaliło - dowiadujemy się w sztabie.
Równocześnie usłyszeliśmy, że dla dobrej formy piłkarzy kluczowy był też aspekt psychologiczny. Jedna, dwie, potem trzy wygrane z rzędu były czymś, czego ten zespół potrzebował. Złapał pewność siebie, a to, zdaniem szkoleniowców, aspekt decydujący o wydajności indywidualnej i drużynowej. Piłkarze nabrali pewności siebie i po wyjściu ze strefy spadkowej złapali pozytywny luz.
- Chłopaki widzieli, że nie tylko wygrywamy te mecze, ale robimy to zasłużenie, bo jesteśmy lepsi, bo rywale nie są w stanie nam poważnie zagrozić, to było niezwykle istotne - mówią w Książenicach.
W Legii podkreślają jednak, że zespół jeszcze nie zrealizował żadnego z celów, a przed nim bardzo trudne mecze z czołówką tabeli. Wszyscy są świadomi, jak łatwo o potknięcie i stratę punktów. Vukoviciowi i jego ludziom udało się jednak skupić uwagę podopiecznych na każdym nadchodzącym meczu i to zaczęło procentować. Przynajmniej w rywalizacji ze słabszymi zespołami. Jak będzie z górą?
- Sami jesteśmy ciekawi, nie możemy doczekać się meczu w Częstochowie - słyszymy.

A Boruc odsunięty

Legioniści pod Jasną Górą kolejny raz wystąpią bez swojej największej gwiazdy - Artura Boruca. Legendarny bramkarz zagrał w tym roku jedynie w dwóch meczach. W spotkaniu przeciwko Warcie otrzymał czerwoną kartkę, a potem Komisja Ligi zawiesiła go na trzy kolejki. Przypomnijmy: Boruc przy próbie wznowienia gry uderzył Dawida Szymonowicza w głowę. Było to o tyle irracjonalne, że rywal nieszczególnie przeszkadzał mu w wybiciu piłki. 42-latkowi ewidentnie puściły nerwy. W efekcie nie tylko wyleciał z boiska, ale i sprokurował rzut karny. Po drodze do szatni zaatakował jeszcze operatora kamery. Potem odpalił media społecznościowe, w których powielał niewybredne opinie o arbitrze spotkania, a decyzję Komisji Ligi skwitował krótkim "paranoja".
Jeszcze jesienią Boruc miewał różnego rodzaju wyskoki, m. in. musiał się tłumaczyć z bezpardonowej krytyki sędziego w social mediach po porażce ze Śląskiem i rzucił piłką w Mateusza Wieteskę, gdy ten trafił do własnej bramki.
Jednocześnie, gdy tylko grał, a przez dłuższy czas nie mógł tego robić z powodu urazu pleców, był czołowym zawodnikiem, wielokrotnie ratował zespół przed utratą gola. Bez większej przesady można też stwierdzić, że wprowadził Legię do Ligi Europy. Jego boiskowe wyczyny powodowały, że w klubie przymykano oko na dość specyficzne podejście do treningów doświadczonego zawodnika.
- Artur ma swoje lata, doskonale zna swój organizm, ma też problemy z plecami, sam najlepiej wie, jakie obciążenia treningowe może na siebie nakładać - tłumaczył nam latem Czesław Michniewicz.
Równocześnie z upływem czasu i kolejnymi porażkami w wypowiedziach, jak i zachowaniu na boisku Boruca dało się odczuć, że nieco dystansuje się od drużyny.
- Czy odzywam się w szatni, w przerwach meczu? Staram się w jakiś sposób ingerować w to, co się dzieje. Ale często sam jestem na tyle wkur….., że nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa - mówił sam zawodnik w audycji "Leśnodorski i Żurnalista w trójkącie towarzyskim".
Nie sposób mieć wątpliwości co do intencji bramkarza - chciał dobrze, irytowała go bylejakość, marazm, próbował z tym walczyć, zmobilizować kolegów, ale przedsięwzięte przez niego środki okazały się nie tylko nieskuteczne, ale i niewłaściwe. W zespole jego zachowanie nie było przyjmowane najlepiej. Nie nadawali na jednych falach. Zawodnicy dali temu wyraz już przed rokiem podczas zgrupowania w Dubaju. Wtedy trener Michniewicz planował przekazać Borucowi kapitańską opaskę, sprawa wydawała się przesądzona. Tymczasem w głosowaniu wyraźnie wygrał dotychczasowy kapitan Artur Jędrzejczyk.
Na Łazienkowskiej słyszymy, że Boruc żyje nie do końca w drużynie, jest z nią, ale jakby nieco obok, ma swój świat i swoim zachowaniem nie pomaga. Dostrzegł to też trener Vuković, znany ze swej pryncypialności. Obaj panowie znają się od ponad 20 lat, grali razem, wspólnie zdobywali mistrzostwo w 2002 r., ale dla trenera najważniejsza jest zbiorowość, dobro drużyny. Gdy doszedł do wniosku, że "Król Artur” ma destrukcyjny wpływ na resztę, postanowił go odsunąć. Vuković przyglądał się Borucowi, dał mu szansę się wykazać, liderować, bardzo chwalił jego zaangażowanie podczas obozu w Dubaju. Ale bramkarz nie udźwignął oczekiwań i nastąpiła eskalacja.
Po odbyciu karencji Boruc nie wrócił do gry. Do Łęcznej nawet nie pojechał.
- Czarek Miszta zapracował na to, żeby być dzisiaj w bramce. Powodem absencji Boruca jest postawa Czarka Miszty - powiedział szkoleniowiec przed kamerą “Canal+”.
W sztabie usłyszeliśmy, że to logiczne następstwo tego, co się wydarzyło. - Patrzymy na drużynę i próbujemy działać tak, by to wszystko miało sens i wedle określonych zasad, które szanujemy. Zespół jest tu najważniejszy. Jednocześnie Czarek broni dobrze, zasłużył, by robić to dalej - słyszymy w Legii.
Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Boruc nie wywiązał się z roli lidera w newralgicznym momencie, gdy trzeba było wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za Legię. Fakty są takie, że od kiedy znów zaczął bronić Miszta, drużyna nie przegrała sześciu meczów z rzędu i straciła tylko dwie bramki, a młody bramkarz ustrzegł się błędów, które przydarzały mu się jesienią. Trenerzy twierdzą, że odrobił lekcje, wyciągnął wnioski, co przyniosło pozytywne efekty.
Mając to na uwadze, decyzja Vukovicia o odsunięciu Boruca wydaje się znajdować uzasadnienie. A już z pewnością bronić będzie się tak długo, jak Legia będzie wygrywać.

Przeczytaj również