To jemu Messi przekaże sztafetę? Szturm na Europę, show w Katarze. "Generacyjny talent"

To jemu Messi przekaże sztafetę? Szturm na Europę, show w Katarze. "Generacyjny talent"
ANP/SIPA USA/PressFocus
W młodym wieku Enzo Fernandez wzbudził zainteresowanie kilku potężnych ludzi w Europie, wygrał bilet na reprezentowanie Argentyny na mistrzostwach świata, a w drugim meczu na mundialu przepięknym golem utrzymał swój zespół w turnieju. Wszystko w nieco ponad rok.
W starciu Argentyny z Meksykiem działo się niewiele, prócz dwóch pięknych goli dla “Albicelestes”. Najpierw Messi, później on. Przed końcem spotkania przejął piłkę od kapitana, ułożył sobie ją na prawej nodze i technicznym strzałem pokonał dobrze dysponowanego Guillermo Ochoę. To było prawdziwe “golazo” 21-letniego Enzo Fernandeza. Nawiasem mówiąc pomocnik Benfiki stał się najmłodszym strzelcem dla Argentyny na mundialu od czasów swojego idola. Leo w taki sam sposób przedstawił się szerszej publiczności na mistrzostwach świata w 2006 roku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kolejny produkt “baby futbol”

Odkrywanie Enzo Fernandeza, nowego fenomenu argentyńskiego futbolu, przypomina zgłębianie się w historię latynoskiej piłki. Za każdym razem, gdy do niej wracasz, dowiadujesz się czegoś nowego. Podobnie jest z urodzonym w 2001 roku pomocnikiem, który ustawia się na scenie międzynarodowej jako jeden z najciekawszych, perspektywicznych graczy. Niewielu śledzi ligę portugalską, ale gdy co jakiś czas masz możliwość obejrzenia meczu Benfiki z Enzo w roli głównej, uświadamiasz sobie, że ten młody zawodnik rozwija się w niesamowitym tempie.
Często zdarza się też, że w kraju, w którym piłka nożna przebija się przez codzienność, wybiera się dla syna imię piłkarskiego idola. Diego to chyba najbardziej reprezentatywny przypadek, ale nie jedyny. Inny znaczący przykład to Enzo, bardzo powszechne imię, które zwłaszcza w Argentynie i Urugwaju odnosi się do Francescoli, najbardziej znanym urugwajskim graczu z lat 80. i 90. Ojciec Raul nie miał żadnych wątpliwości. Nazywając syna chciał oddać hołd “El Principe”, czyli “Księciu”.
Na całym świecie, gdy tylko dziecko jest w stanie wstać, próbuje kopać piłkę. W przeciwieństwie jednak do pozostałych części globu, w Ameryce Południowej “baby futbol” to niemalże biznes. To starannie przemyślany proces, w którym dzięki dostosowanym zasadom i dynamice maluchy zaczynają podchodzić do piłki nożnej profesjonalnie, jeszcze zanim pójdą do pierwszej szkoły. Tak zaczęła się historia miłości Enzo Fernandeza do futbolu. W wieku czterech lat trafił do lokalnego Clubu Recova, ale dzięki błyskawicznie odkrytym talentom prawie od razu zasilił szeregi akademii River Plate.
Kariera młodego piłkarza bynajmniej nie przebiegała bez trudności i odważnych wyborów. Zwłaszcza, że konkurencja już w najmłodszych klasach bywa ogromna. Gdy Enzo skończył 14 lat, pojawił się pierwszy punkt zwrotny. Fernandez z powodu warunków fizycznych grał bardzo mało. Drobna sylwetka nie pasowała do wizji trenerów, którzy w środku pola chcieli widzieć ciężką pracę. Zatem, pod wpływem rad ojca, mały Enzo stał się większym Enzo. Zaczął uczęszczać na siłownię, ale na szczęście rozwój masy mięśniowej nie miał wpływu na jego szybkość i dynamikę. Wrócił do gry. Elegancja ruchów i jakość podań nie pozostały niezauważone pod okiem trenera drużyny rezerw River Plate.

Enzo “muzykant”

Gdy ktoś na boisku zaczyna górować nad rówieśnikami, musi otrzymać ksywkę. “Apodo” w krajach hiszpańskojęzycznych to jak naznaczenie. Tradycja, której należy się trzymać i pielęgnować. W Ameryce Południowej pseudonimy towarzyszą człowiekowi przez całe życie. Dzięki piłkarskiej inteligencji i spokojowi w swoich zagraniach Enzo zyskał pseudonim “Musico”, kojarząc prowadzoną przez siebie drużynę z orkiestrą.
Marcelo Gallardo, trenerowi pierwszej ekipy River Plate, wystarczył tylko 45-minutowy występ Fernandeza dla rezerw, by być przekonanym do powołania wtedy 18-letniego gracza na mecz ligowy przeciwko Patronato. Kolejne 12 miesięcy charakteryzowało się naprzemiennym występowaniem Enzo w drugiej drużynie i w ekipie do lat 20, gdzie w młodzieżowych rozgrywkach Copa Libertadores błyszczała jego gwiazda.
Gallardo, wiedząc, że młody talent może zniknąć w składzie walczącym o ugruntowanie pozycji w lidze i czołowych zawodach kontynentalnych, postanowił go wypożyczyć. Tak, by proces rozwoju nie został zastopowany. Enzo przeszedł do klubu Defensa y Justicia, prowadzonego przez słynnego przed laty argentyńskiego napastnika Hernana Crespo. To za jego kadencji nastolatek zadebiutował w dorosłym Libertadores i pokazał się jako kluczowy zawodnik, cierpliwie tkający akcje, które często prowadziły do goli. Finały Copa i Recopa Sudamericana wygrane z Lanus oraz Palmeiras były tylko wstępem do długo oczekiwanej eksplozji formy “Musico”.
Jasnym stało się, że Fernandez rychło wróci pod skrzydła Gallardo. Po dziesięciu miesiącach rozłąki z River piłkarz był głodny gry na najwyższym poziomie. Mecz z Velezem (14 sierpnia ub. r.) na Monumental stanowił następny punkt zwrotny sezonu, a może nawet i kariery Enzo. W 50. minucie odblokował wyrównane spotkanie golem z rzutu karnego, a w ostatnich sekundach zapisał sobie na koncie asystę przy bramce Briana Romero. “Millonarios” wygrali ligę, pierwsze mistrzostwo w erze Gallardo, a błyskotliwy pomocnik był prawdziwą “latarnią” tej drużyny. Czy już wtedy wybiła godzina na zrobienie kolejnego kroku?

Sprintem do kadry

Lato 2022 roku. Transferowy rynek piłkarski w pełnym rozkwicie. Plotki o odejściu Enzo stają się uporczywe i z każdym dniem rozstanie wydaje się coraz bardziej prawdopodobne. Celuje w niego zwłaszcza Benfica. Kwota 12 milionów euro jest śmieszna, biorąc pod uwagę realny potencjał chłopaka. River nie miało jednak żadnych argumentów w ostatni rok obowiązującego kontraktu Fernandeza. To była ostatnia szansa na otrzymanie pieniędzy za ten generacyjny talent.
“Rozbieg” w Lizbonie trwał kilka meczów towarzyskich. Reszta to już historia najnowsza. Pierwszy oficjalny występ zbiegł się z debiutem w eliminacjach do Ligi Mistrzów przeciwko Midtjylland. Bramka. Kolejny to ligowy debiut. Gol. Rewanż z Duńczykami. Również trafienie. W dosłownym szalonym szturmie Fernandeza na Europę na uwagę zasługuje naturalność, z jaką radzi sobie w każdej fazie gry. Po drodze do fazy grupowej Champions League Benfica z nowym środkowym pomocnikiem zajechała do Łodzi, by skarcić Dynamo Kijów. Enzo znów dał recital, czego naocznym świadkiem był niżej podpisany.
Mimo relatywnie młodego wieku Argentyńczyk dojrzał na tyle, że przekonał Lionela Scaloniego, by włączyć go do grupy gotowej na walkę o mistrzostwo świata. Spójna paczka, w której równowaga, zwłaszcza w środku pola, została ustalona już dawno i w której nowe elementy mogłyby wywołać pewne niezadowolenie w starej gwardii. Tymczasem wejście Enzo Fernandezo było tak naturalne, tak oczywiste, że nikt nie śmiał podnieść jakichkolwiek wątpliwości. Gol przeciwko Meksykowi przyniósł kolejne potwierdzenie. Teraz muzyka rozbrzmiała na dobre.

Przeczytaj również