To on jest dziś najlepszym portugalskim menedżerem. Jose Mourinho ustąpił miejsca Tańczącemu z "Wilkami"

To on jest dziś najlepszym portugalskim menedżerem. Jose Mourinho ustąpił miejsca Tańczącemu z "Wilkami"
Matt Wilkinson / PressFocus
Czy Jose Mourinho stracił status numeru jeden na trenerskim tronie w Portugalii? Patrząc na ostatnie sezony, można dojść do wniosku, że w Premier League przewyższył go jego rodak, Nuno Espirito Santo. Menedżer Wolverhampton z każdym kolejnym miesiącem umacnia swoją pozycję w gronie czołowych szkoleniowców nie tyle na samych Wyspach, co w całej Europie.
Wolves to bez wątpienia jeden z najciekawszych zespołów ostatnich lat. Dwa lata temu ekipa z Molineux jako beniaminek szturmem podbiła angielską ekstraklasę i nic nie wskazuje na to, aby zamierzała zmniejszyć tempo. Mimo ostatniej porażki z Manchesterem City 1:3, Nuno Espirito Santo może z optymizmem spoglądać w przyszłość. Przeciwko "Obywatelom" jego podopieczni miewali dobre momenty i z lepszą skutecznością powinni powalczyć o punkty. Wcześniej, w pierwszej kolejce, odprawili z kwitkiem 2:0 Sheffield United, rewelację ubiegłych rozgrywek. “Szabelki” nie były wystarczająco naostrzone, aby przestraszyć dzielną watahę “Wilków”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Urodzony trener

Espirito Santo wreszcie znajduje się na świeczniku. Portugalczyk od zawsze był związany ze światem piłki, aczkolwiek w trakcie kariery nie zdołał dokonać niczego wielkiego. Jako bramkarz przez prawie dwie dekady nie powąchał murawy. Zawsze stanowił jedynie alternatywę dla pierwszych golkiperów. Co prawda dołożył do gabloty mistrzostwo Portugalii czy Ligę Mistrzów, ale na te sukcesy zapracowali generalnie jego koledzy. On tylko przyglądał im się z wysokości ławki rezerwowych.
Nie oznacza to jednak, że zmarnował czas na wygrzewanie krzesełka. Jako wieczny zmiennik z bliska przyglądał się pracy trenerów. Czuł, że to jest jego prawdziwe przeznaczenie. Nie rozgrzewanie pierwszego golkipera, a samodzielne prowadzenie drużyny. W Deportivo la Coruna fascynowały go zachowania Javiera Iruret. W Porto spijał z ust każde słowo Jose Mourinho, gdy ten prowadził “Smoki” na europejski szczyt.
- Wszyscy w szatni czuliśmy, że Nuno to urodzony lider. To normalne, że ktoś taki został menedżerem i to bardzo dobrym. Miał się od kogo uczyć, przez lata kształtował swój styl. Jest bardzo inteligentny - chwalił go na łamach “BBC” Derlei, napastnik, z którym spotkał się w Porto. - Chociaż nie grał, bardzo nam pomógł w zdobyciu Ligi Mistrzów. Liderzy nie zawsze muszą być na boisku. Gdy potrzeba było powiedzieć tylko kilka słów, aby nas zmotywować, on to robił. Jeszcze jako piłkarz - kontynuował Brazylijczyk. Bruno Alves nazywał go “kapitanem bez opaski”.
W Portugalii zapracował sobie na przydomek “O Substituto”, czyli po prostu zmiennik. Przez lata uznawano go za, potocznie mówiąc, “Atmosfericia”, dobrego ducha szatni, ale miernego piłkarza. Jednak Nuno był kimś więcej niż specem od trzymania drużyny w ryzach. To przede wszystkim doskonały strateg. Wydaje się, że tylko czekał na zawieszenie butów na kołku. A gdy to zrobił, ruszył z bloków startowych i rozpoczął wędrówkę do celu - ugruntowania własnej pozycji na rynku trenerskim w Europie.

Impreza, która zmieniła Portugalię

Jaka jest największa zaleta Espirito Santo? Szósty zmysł do skutecznego oceniania przydatności podopiecznych. Portugalczyk potrafi dostrzec potencjał tam, gdzie nikt inny nie widział czegoś szczególnego. Co ciekawe, najlepszy przykład nie tyczy się wcale ukształtowania jakiegoś znakomitego piłkarza, ale nawiązania współpracy z topowym, wszechpotężnym agentem, Jorge Mendesem.
W 1996 r. obaj panowie przypadkowo spotkali się w nocnym klubie, gdzie Mendes dorabiał jako DJ. W trakcie dnia pracował zaś w sklepie z grami wideo. Raczej nic nie zwiastowało, aby stał się finansowym magnatem. Tymczasem Nuno wyczuł u niego niespotykaną zdolność do robienia interesów. Wybitną biznesową smykałkę. I następnie chciał wykorzystać te umiejętności w świecie piłki. To właśnie notorycznie rezerwowy bramkarz został pierwszym klientem człowieka, który teraz pociąga za sznurki w największych klubach i odpowiada za hitowe transfery na Starym Kontynencie. Co oczywiste, obaj panowie nadal żyją w przyjacielskich stosunkach i lubią wrócić do starych, dobrych czasów. Wszak wszystko zaczęło się od rozmowy przy kilku głębszych.
Znajomości międzyludzkie to podstawa pracy portugalskiego tandemu. W ciągu kilku lat Mendes założył dobrze prosperującą agencję piłkarską, wypracowując jednocześnie sieć kontaktów. To on odpowiadał za to, że Rio Ave postawiło na niedoświadczonego Espirito Santo w roli trenera. Taki mały rewanż za otworzenie drogi do sukcesu i wyciągnięcie zza dyskotekowej konsolety. Dziś obaj zyskują na kolejnych transferach rodaków do Premier League. Ruben Neves, Diogo Jota, Joao Moutinho, Rui Patricio i niedługo także Nelson Semedo to jedynie wycinek portugalskiej kolonii “Wilków”. Ale nawet takie nazwiska niewiele by zdziałały bez odpowiedniego mentora.
Nuno już w rodzimej lidze dał się poznać jako szkoleniowiec, który doskonale pracuje z młodymi zawodnikami i umie nimi odpowiednio pokierować. Sam odczuł na własnej skórze gorycz godzenia się z wiecznym koczowaniem na ławce. Teraz dba o to, aby każdy z jego podopiecznych czuł się ważnym elementem kolektywu. Nikogo nie odstawia na boczny tor.
- Poprzednicy Nuno nie przykładali większej uwagi do graczy drugiego garnituru. Na treningach często im się nie przyglądali. Teraz jest inaczej, trener stara się dotrzeć do każdego z nas - mówił Matt Doherty. Irlandczyk to żywy dowód na słuszność metod Espirito Santo. Na Molineux przychodził za kwotę zaledwie 90 tys. euro. Do Tottenhamu odchodził jako jeden z najlepszych brytyjskich wahadłowych. Za kilkanaście mln euro.

Wilcze zapędy

Gdy “Wilki” po awansie przegrały z Leicester w drugiej kolejce, Nuno zwołał specjalną kolację, aby uspokoić zawodników. Regularnie zabiera też swoich piłkarzy na paintballa. Wszystko w celu podtrzymania relacji, zacieśniania więzi. Jednocześnie wyróżnia się aparycją. Antyczne powiedzenie mówi, że broda nie czyni filozofem, lecz szkoleniowiec naprawdę wyglądem przypomina zamyślonego mędrca, wyrachowanego stoika. Architekt sukcesów Wolverhampton znajduje idealny balans między byciem dobrym przyjacielem drużyny, a wymagającym nauczycielem
- W szatni w ogóle nie musiał podnosić głosu. Wystarczyło, że na nas spojrzał i wiedzieliśmy, co mamy robić - stwierdził Ukra, były zawodnik Rio Ave.
Efekty pracy Nuno z ekipą Wolves są piorunujące. W dwóch ostatnich sezonach “Wilki” zajęły siódmą lokatę w lidze i nieźle pokazały się na arenie europejskiej. Teraz znów będą chciały namieszać w górnych rejonach tabeli. Portugalskie transfery, na których oparta jest kadra, to jedno, ale nie zapominajmy o wpływie Nuno na poszczególnych zawodników. Adama Traore przychodził do klubu z łatką egoistycznego jeźdźca bez głowy. Poprzedni sezon zakończył z dorobkiem dwunastu asyst. Na Raulu Jimenezie postawiono krzyżyk w Atletico i Benfice. Aktualnie to jeden z najlepszych napastników na Wyspach. Nikt tak nie szlifuje diamentów, jak Espirito Santo.
- Uważam, że Nuno powinien otrzymywać więcej pochwał za to, co robi. Według mnie nie każdy go należycie docenia. Myślę, że będzie szczęśliwy z moich słów, bo uważam, że jest znacznie lepszym trenerem, niż był piłkarzem. A nie myślę, że był słabym zawodnikiem. Po prostu jako szkoleniowiec jest jeszcze lepszy - mówił o nim Jose Mourinho.
"Wilki" może i przegrały z City, ale udowodniły, że mogą po raz kolejny awansować do europejskich pucharów. Już bez Diogo Joty, lecz nadal z nadzwyczaj solidną kadrą zbudowaną od podstaw przez duet Espirito Santo-Mendes. Wolves to projekt zasługujący na ogromne uznanie. Wieczny rezerwowy i początkujący DJ stworzyli drużynę na miarę czołówki Premier League.

Przeczytaj również