To on przekonał Milika do transferu do Ligue 1. Gość od Football Managera i PlayStation ma odbudować Marsylię

To on przekonał Milika do transferu do Ligue 1. Gość od Football Managera i PlayStation ma odbudować Marsylię
screen youtube
Pablo Longoria futbolem żyje przez całą dobę. Do Marsylii przychodził jako dyrektor sportowy i jeden z najbardziej perspektywicznych ludzi w branży, którego kariera już wtedy przebiegała w ekspresowym tempie. Teraz 34-latek, jako świeżo upieczony prezydent klubu ze Stade Velodrome, ma przywrócić mu tak bardzo wytęskniony blask.
“El Chico del Play”, czyli “Chłopak z PlayStation”. Taki przydomek przyległ kiedyś do Hiszpana. On sam faktycznie jest zafascynowany nowymi technologiami. Zresztą to poniekąd właśnie dzięki nim trafił zeszłego lata do Francji. Jacques-Henri Eyraud, ówczesny sternik “OM”, znalazł go za pomocą LinkedIna. Pewnie sam nie spodziewał się, że kilkoma kliknięciami właściwie zadecydował o wyborze przyszłego następcy.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Jeżeli możemy mówić o „laptopowych” trenerach, to Pablo też jest „laptopowy”, co ja oczywiście rozumiem jako zaletę, świeże i nowoczesne patrzenie na świat. Karierę zaczął w młodym wieku, bo wyróżniał się wiedzą, co z resztą widać po nim do dziś - mówi nam Marcin Śliwicki, były redaktor naczelny “VCF.pl”.
Przygoda Hiszpana w świecie futbolu toczy się w niesamowitym tempie. Od setek godzin spędzonych na grze w Football Managera, przez pierwsze realne stanowiska w Newcastle czy Recreativo Huelva, aż po objęcie jednego z najbardziej utytułowanych francuskich klubów. W karierze zawodowej 34-latka zawsze działo się sporo. Na Stade Velodrome nuda również mu raczej nie grozi.

Miał być duet idealny, jest gaszenie pożaru

Longoria trafił do Francji latem zeszłego roku, by wspomóc jako dyrektor sportowy projekt, który firmować swoim nazwiskiem miał Andre Villas-Boas. Wydawało się, że ich współpraca musi przynieść efekty. Szczególnie, że jak sam wspominał, Portugalczyka chciał uczynić pierwszym trenerem przeszło dekadę temu, gdy pracował jeszcze w Recreativo.
Zamiast sukcesów Marsylia pogrążyła się jednak w kolejnym kryzysie. W Ligue 1 jest dopiero siódma, w grupie Ligi Mistrzów zajęła ostatnie miejsce, przegrała w finale Pucharu Ligi. Villas-Boas nie chciał już dłużej ciągnąć tego wózka. Na początku lutego zrezygnował.
Wiadome jednak było, że nie będzie to jedyna zmiana w klubie. Jego władze pod koniec lutego uznały, że dotychczasowy prezydent Jacques-Henri Eyraud powinien być zastąpiony przez kogoś takiego jak Longoria, który będzie w stanie ugasić panujący wokół “OM” pożar.
- Eyraud i kibice nigdy nie pałali do siebie miłością, ale fatalne wyniki sportowe oraz skandaliczne decyzje prezydenta, jak choćby ta ostatnia dotyczącą rozwiązania dotychczasowych grup kibicowskich i próbie stworzenia własnej grupy, która by była posłuszna prezydentowi, doprowadziły do prawdziwej wojny. Kibiców zaczęli bronić nawet politycy, na czele z merem Marsylii, którzy zazwyczaj nie włączają się w tego typu konflikty - wyjaśnia nam Michał Bojanowski, komentator Ligue 1 w “Canal+”.
- Eyraud zrobił o jeden krok za daleko, a jego zastąpienie Longorią jest naturalnym i najmniej kłopotliwym posunięciem, bo przez te sześć miesięcy nie na narobił sobie jeszcze wrogów, a pokazał, że jest bardzo kompetentną osobą na dotychczasowym stanowisku - dodaje ekspert.

Przyzwyczajony do zadań specjalnych

Praca w Marsylii stanowiłaby wyzwanie dla najbardziej wytrwanych graczy na tym rynku. Longoria wydaje się jednak przyzwyczajony do działania w niezbyt sprzyjających warunkach. Pokazał to w latach 2018-2019 jako dyrektor sportowy innego pogrążonego w chaosie klubu, Valencii.
- Jego czas spędzony na Mestalla był okresem sukcesów i stabilizacji na dobrym poziomie sportowo-organizacyjnym. Trio, który stworzył z Marcelino i Mateu Alemanym, będzie pewnie jeszcze długo wspominane na Mestalla z rozrzewnieniem - mówi Śliwicki.
Wytrzymać w Valencii półtora roku, czyli tyle, ile Longoria, jest naprawdę sporym osiągnięciem. Szczególnie, że było to tak naprawdę ostatnie pasmo sukcesów “Nietoperzy”. Nic więc dziwnego, że wielu kibiców żałuje, że tak szybko rozstał się z klubem.
- Myślę, że wielu traktuje to jako straconą szansą na przywrócenie “Nietoperzy” do europejskiej elity. Jego chemia z Alemanym i Marcelino była naprawdę wyjątkowa, a władze klubu otrzymały nagrodę w postaci awansu do Ligi Mistrzów i zdobycia Pucharu Króla po wygranym finale nad Barceloną. Oprócz tego nie zapominajmy, że pozostawił też on po sobie ważną spuściznę w postaci młodych zawodników, takich jak Uros Racic, Manu Vallejo czy Yunus Musah - opowiada nam hiszpański dziennikarz Conrado Valle z “Diario AS”.

Milik na pomoc

Teraz podobne cele postawił sobie zapewne już jako prezydent Marsylii. W ich realizacji ma mu pomóc nie tylko nowy trener Jorge Sampaoli, ale też Arkadiusz Milik. Polski napastnik do stolicy Prowansji trafił bowiem głównie za sprawą determinacji nowego sternika francuskiego klubu.
- Ten transfer jest majstersztykiem i cała zasługa spada na Longorię. To on non stop dzwonił do naszego reprezentanta i przekonywał go, że Marsylia to idealne miejsce na odbudowę. Wydawało się, że Polak jest poza zasięgiem finansowym OM, ale ostatecznie udało się dopiąć umowy - opowiada Bojanowski.
Sprowadzenie reprezentanta Polski jest chyba dotąd największym osiągnięciem 34-latka za czasów jego pracy w Marsylii. Na te większe wciąż przyjdzie jednak czas. O tym są zresztą przekonani kibice jego byłych pracodawców.
- Longoria ma za sobą pracę w różnym piłkarskim środowisku, gdzie zawsze dawał radę. Uważam, że jest to człowiek o podejściu, które powinno się sprawdzić nawet w zwariowanej Marsylii. Przede wszystkim posiada ogromną wiedzę o środowisku piłkarskim i doskonale analizuje potrzeby klubu, w którym pracuje - wychwala go Karol Kotlarz, inny były redaktor “VCF.pl”.

Minimalizacja ryzyka

Konflikty z kibicami. Permanentny kryzys sportowy przerywany większym czy mniejszym sukcesem raz na kilka lat. Marsylia, by wrócić na właściwe tory, potrzebuje odpowiedniego sternika. Choć Longoria wydaje się taką osobą, to zadanie, którego się właśnie podjął, jest niczym prawdziwa misja kamikadze.
- OM i stabilizacja to antonimy. Za dużo jest problemów finansowych i wokół samej drużyny, żeby miała nastąpić szybka zmiana. Niemniej wybór Longorii to minimalizowanie ryzyka i na ten moment jedyne słuszne posunięcie - uważa Bojanowski.
Szczególnie, że biorąc pod uwagę doświadczenie z pracy w Valencii, Longoria jest doskonale przygotowany na pracę w dość utrudnionych warunkach. Jeśli więc właściciel OM, Frank McCourt nie okaże się francusko-amerykańskim wcieleniem Petera Lima, Hiszpan ma wszystko, by wyprowadzić Marsylię na właściwe tory.
- Longoria, mimo młodego wieku, to dobrze wykształcony i przygotowany fachowiec, z wieloma kontaktami oraz jasnymi koncepcjami dotyczącymi projektów zarówno tych średnio-, jak i długodystansowych. Jeśli podjął to wyzwanie, to dlatego, że widzi, że jest do tego zdolny i ma plan - podsumowuje Conrado Valle.
Pytanie tylko, jak dużo czasu dostanie na jego realizację.

Przeczytaj również