Transferowe plany Lecha Poznań. Gdzie poszuka wzmocnień? "Ma tam jednego z najsłabszych jesienią piłkarzy"

Transferowe plany Lecha. Gdzie poszuka wzmocnień? "Ma tam jednego z najsłabszych jesienią piłkarzy"
Paweł Jaskółka/Press Focus
"Wspaniały to był rok, nie zapomnę go nigdy" - mógł na koniec roku powiedzieć Piotr Rutkowski, właściciel Lecha Poznań. Ale na szczęście - dla kibiców - nie tylko on może tak pomyśleć na zakończenie 2022 roku. 12 miesięcy, w których przypadało stulecie klubu, okazało się niezwykle udane. W Lechu nie powinni jednak spocząć na laurach, lecz nie ma pewności, czy tak właśnie nie będzie. Z drugiej strony... "Kolejorz" kupił czas.
Rok 2022? Mistrzostwo Polski odzyskane po siedmiu latach, finał Pucharu Polski po pięciu latach, awans na wiosnę do europejskich pucharów po sześciu latach oraz powstanie nowoczesnej akademii. To tylko kilka fajnych momentów dla kibiców "Kolejorza", a wszystko podsumował jeden z najlepszych meczów Lecha w całym XXI wieku, czyli domowe starcie z Villarrealem i dokonanie niemal niemożliwego, czyli zatrzymanie na dłużej Mikaela Ishaka. Sporo tych plusów jak na zarząd, który przez większość kibiców uważany był za skompromitowany. Podobnie było z Tomaszem Rząsą, który ostatecznie także może uznać miniony rok za udany, a jeszcze niedawno mógł na kilku ulicach w Poznaniu poczytać, co sądzą o nim kibice.
Dalsza część tekstu pod wideo
Oczywiście - jak w Lechu - nie mogło być idealnie. Była ogromna porażka - finał Pucharu Polski - przy scenerii nie do wymyślenia, gdzie wydawało się, że w jest już "po zawodach" - zarówno w pucharach jak i lidze.
Odejście Macieja Skorży. Coś, czego nikt nie przewidział, a było to ciosem, po którym Lech nie mógł się podnieść przez 2 miesiące.
Dogrywka w meczu z Vikingurem i porażki u siebie ze Śląskiem Wrocław czy Stalą Mielec oraz odpadnięcie z Ligi Mistrzów i Pucharu Polski najwcześniej od lat - to były momenty zwątpienia. Pojawiło się nawet "wypie**alać", co można uznać, że rok bez tego zwrotu na poznańskich trybunach jest rokiem straconym, więc można odhaczyć.
Ostatecznie jednak rok 2022 wyszedł przy Bułgarskiej na duży plus i większość fanów oraz sympatyków zapamięta go na długo. Ósme mistrzostwo w historii znowu wywalczone w nerwowy sposób pozostanie w pamięci. Ale w piłce jak w życiu. Nie ma próżni. Trzeba iść dalej. No i właśnie, co w 2023 roku zrobi Lech?

Czy wreszcie będą "chcieli więcej"?

To pytanie, które zadawane jest po każdym dobrym momencie Lecha Poznań. Tak było latem 2022 roku i tak jest teraz. Latem wiadomo. Wydawało się, że nawet - cytując klasyka - "tacy ludzie jak wy nie są w stanie tego spier****ć". No i się zepsuło. Mam tu na myśli początek sezonu i najwcześniejsze odpadnięcie mistrza Polski w historii rywalizacji o Ligę Mistrzów.
Oczywiście, główny wpływ miało na to odejście Macieja Skorży i krótki czas pracy Johna van den Broma, ale... latem zarząd Lecha nie pomógł drużynie, która zmagała się z licznymi kontuzjami, a w ofensywie brakowało jej ognia.
Ostatecznie jakość zespołu, doświadczenie trenera i pomoc wracających po kontuzji zawodników pociągnęły drużynę do góry, a Holender jest jednym z niewielu szkoleniowców, którzy się odkręcili z kryzysu i dzisiaj nie ma mowy, żeby w ogóle rozmyślać o jego przyszłości w sposób negatywny.
Latem jednak zabrakło mi "pójścia po więcej". Oczywiście, był chaos opisany wyżej, ale sam Piotr Rutkowski przyznawał, że letnie okienko transferowe zostało zawalone. Najbardziej podobał mi się zwrot z wywiadu prezesa dla Meczyków na koniec sierpnia 2022 roku.
"Tak, znowu po mistrzostwie jest źle, ale... okoliczności są inne".
No i były inne, ale błędy popełnione na rynku transferowym ostatecznie nie położyły drużyny w najważniejszym momencie. Piotr Rutkowski na łamach "Viaplay" przed meczem z Villarreal powiedział, że dzisiaj okaże się, czy kadra jest wystarczająca. Prezes dostał mocny dowód, że skład jest silny.
Bo jest, ale na ten moment i bez kontuzji, mając na myśli głównie polskie podwórko. Znowu Lech stoi w momencie, że może się solidnie uzbroić na kolejny rok i następne rozgrywki. W końcu tak zrobił zimą 2021, kiedy do klubu dołączyli Jesper Karlstroem, Bartosz Salamon i Antonio Milić. Poprzednia zima? Velde, Kownacki i Kędziora. Też nieźle.
Dlatego można było liczyć - zgodnie z tym, co dało się usłyszeć w klubie - że zimą "Kolejorz" pójdzie po więcej. W końcu w budżecie zostały środki z lata.

Znowu rozczarowanie?

Zima jednak ma być spokojna. Czy znowu odezwała się w klubie komórka minimalizmu, z którą nie ma problemu John van den Brom? To zagrożenie, ale można usłyszeć, że w Lechu w zbliżającej się rundzie chcą sprawdzać.
Budujące są ruchy na bramce. Bo w końcu Lech przestanie wmawiać, że latem dokonał dobrej decyzji. Ściągnięcie do klubu Artura Rudki to jedna z największych pomyłek w historii klubu. I podobać się może, że Lech rezygnuje z tego bramkarza, co zresztą zapowiadaliśmy już jakiś czas temu. Sam zawodnik zdał sobie sprawę, że jest "po zawodach". Działacze Lecha też przejrzeli na oczy, ale czy da się dobitniej pokazać, że ktoś się nie nadaje do klubu, jeśli w pół roku wyrzucił swoją drużynę z dwóch rozgrywek? Chyba nie.
Przychodzi Dominik Holec. Solidny bramkarz, który dobrze się spisywal, grając na wypożyczeniu w Rakowie w 2021 roku. Słowak przychodzi do Lecha jako "dwójka", co jest nowością, bo zawsze nowy golkiper przychodził jako "jedynka". Jednak Filip Bednarek pokazał poprzednią rundą, że zasługuje na zaufanie i takie ma dostać, no chyba że Holec okaże się mega kozakiem, co nie jest wykluczone albo coś stanie się Polakowi.
Dodatkowo Słowak dobrze gra nogami, co w Lechu jest ważne, a sam piłkarz będzie mógł w klubie zostać za darmo (kończy mu się latem kontrakt), jeśli się spisze, a klub będzie tego chciał.
To bardzo dobry ruch i dobrze, że "Kolejorz" o tym pomyślał. Odrzucenie Artura Rudki będzie klub kosztować, bo został on wypożyczony z Metalista Charków na rok, a w umowie nie było klauzuli o skróceniu wypożyczenia. Zatem Lech musi mu poszukać klubu albo zapłacić i spróbować dogadać się z Metalistem, żeby Artur wrócił do tego klubu. Z naszych informacji wynika, że Ukraińcy mogą przyjąć Rudkę z powrotem, ale dopiero... latem. Najgorsze rozwiązanie jest takie, że Ukrainiec zostanie jeszcze pół roku w klubie i będzie grał w drugoligowych rezerwach. Jest ten wariant możliwy.
Jednak Lech na bramce na 2023 rok wydaje się zabezpieczony, a i nie podejdzie z ryzykiem do dwumeczu Ligi Europy z Bodo/Glimt, bo aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Bednarek nie był zdrowy. Oprócz niego jest w kadrze również Krzysztof Bąkowski, który pewnie w tym roku dostąpi zaszczytu debiutu w pierwszym zespole. Do tego dojdzie Holec, a latem w odwodzie będzie Bartosz Mrozek, którego Lech pewnie odkupi od Stali Mielec, bo taką ma klauzulę, jeśli najpierw to mielczanie wykupią wychowanka Lecha.
Patrzmy jednak wyżej. Na dzisiaj wydaje się, że Lech potrzebuje kogoś do środka pola, bo brakuje tam zawodnika kreatywnego, tym bardziej, jeśli dla van den Broma Afonso Sousa jest "dziesiątką", a nie "ósemką". Wygląda na to, że "Kolejorz" powinien pomyśleć o lewej obronie, bo ma tam kontuzjowanego Barry'ego Douglasa i jednego z najsłabszych piłkarzy jesienią w drużynie, czyli Pedro Rebocho.
Pojawił się również problem na skrzydle, bo jest tam zbyt wielu zawodników, nierobiących różnicy i przewagi, a w taktyce van den Broma skrzydłowi pełnią bardzo ważną funkcję.
Lech myśli o zrobieniu tego samego ruchu, co rok temu. Latem z klubu zapewne odejdą Michał Skóraś i Giorgi Citaiszwili, dlatego "Kolejorz" ma w planach sprowadzenie zimą piłkarza, który dostanie pół roku na aklimatyzację, a i pomoże w walce na dwóch frontach, a latem docelowo zastąpi wychowanka klubu.

Czy to nie za mało?

To właściwe pytanie, bo działacze Lecha Poznań oprócz tych dwóch ruchów - czyli bramkarz i ewentualnie skrzydłowy - nie zamierzają być zbyt aktywni zimą na rynku transferowym. W klubie uznali, że mają solidną kadrę (podpisano w tym roku sporo nowych kontraktów z piłkarzami), z której teraz nikt nie odejdzie, a dodatkowo dojdzie Bartosz Salamon. Dodatkowo nie ma obecnie żadnych palących kontuzji czy sytuacji, że trzeba pilnie reagować.
Paradoksalnie... można zrozumieć Lecha. Cel klubu na ten rok to stabilizacja. Kadra Lecha jest obecnie mocna jak na polską ligę i na wiosenne rozgrywki wystarczy, by osiągnąć założone cele - awans z Bodo i miejsce na podium na koniec ligi.
Zbliżająca runda będzie zatem swoistym "sprawdzam" dla wielu piłkarzy. Czy Rebocho zasłuży na przedłużenie kontraktu? Czy Douglas dostanie szansę od klubu na kolejny rok? Czy Ba Loua wejdzie na odpowiedni poziom? Czy Velde znowu nie pokłóci się z Ekstraklasą? Czy Lubomir Satka jednak zostanie w klubie?
Odpowiedzi na te pytania sprawią, co wydarzy się latem, ale już teraz można zakładać, że nie licząc Mrozka i przy braku aktywności zimą, latem "Kolejorz" będzie musiał dokonać z 4-5 ruchów (z czego pewnie z dwóch Polaków, mając na myśli limit obcokrajowców), z naciskiem na skrzydła, lewą obronę, środek pomocy czy środek obrony. I to jest możliwe, bo jak się słyszy, to te mityczne, niewykorzystane latem pieniądze nadal są i wtedy - po sezonie - będzie można podjąć decyzję, co robić na rynku transferowym.
Sportowo? Główny cel to trójka na koniec ligi oraz historyczne przejście wiosną pierwszego rywala w Europie i napisanie (kolejnej) ciekawej historii. To wszystko jest możliwe, dlatego rok 2023 może i skończy się dla Lecha bez trofeum, ale może być pozytywną bazą pod 2024 i zapowiedzią walki o trofea w kolejnym roku, mając za sobą kolejne fajne przygody w Europie. Możliwe? Możliwe.
Następna runda to także chwila prawdy dla Johna van den Broma. Nikt go już nie zwalnia, a trener ma spokój i może teraz spokojnie popracować. Co z tego będzie? Zobaczymy latem.

Przeczytaj również