Trzeba było ze sceny zejść niepokonanym. Spóźniony koniec kariery Buffona

Trzeba było ze sceny zejść niepokonanym. Spóźniony koniec kariery Buffona
CosminIftode/Shutterstock
Kariera jednego z najlepszych bramkarzy w historii futbolu powoli dobiega końca. Wiele wskazuje na to, że po sezonie buty na kołku zawiesi Gianluigi Buffon – legenda reprezentacji Włoch oraz Juventusu. Człowiek, który w pogoni za marzeniami kompletnie nie myślał o odpowiednim momencie, by powiedzieć futbolowi „Do widzenia”.
Każdy piłkarz pragnie odejść w glorii, jako niekwestionowany zwycięzca. Moment zakończenia kariery powinien zbiegać się z kolejnym, już ostatnim odniesionym sukcesem, który będzie zwieńczeniem przygody.
Dalsza część tekstu pod wideo
W 2015 roku Xavi Hernandez po 17 sezonach spędzonych w Barcelonie opuścił Camp Nou z podniesionym czołem, zdobywając tryplet. Finał w Berlinie był ostatnim koncertem „Blaugrany” pod batutą Xaviego. Hiszpański pomocnik odszedł na piłkarską „emeryturę” jako niepokonany.
W wygranym przez Barcelonę spotkaniu brał udział również Gigi Buffon. Włoch, w przeciwieństwie do Hernandeza, ani myślał o zakończeniu kariery. Nie mógł odejść bez Ligi Mistrzów. Nie mógł odejść jako pokonany. Mimo wieku postanowił walczyć dalej. Jak się okazało niepotrzebnie.

Depresja

Kariera Buffona jest jedną z najowocniejszych w historii. Dziesiątki pucharów, medali, indywidualnych nagród. Brakuje tylko jednego, jedynego trofeum – Ligi Mistrzów.
Włoski bramkarz trzy razy miał okazję grać w finale najważniejszych europejskich rozgrywek klubowych. I trzy razy poniósł porażkę. Najgorsza w skutkach była klęska z 2003 roku, kiedy Juventus uległ Milanowi w karnych 2:3, a bohaterem spotkania został Dida – golkiper przeciwnej drużyny.
Po porażce na rzecz rywala z krajowego „podwórka” Buffon popadł w depresję. Miał niekontrolowane ataki paniki, potrafił bez powodu trząść się ze strachu. Kariera Gianluigiego wisiała na włosku i dopiero pomoc psychologa pozwoliła na wyleczenie choroby.
- Ktoś popada w depresję, bo nie może znaleźć właściwej kobiety, ktoś inny, bo nie wygra Ligi Mistrzów. Pamiętam jak ludzie mówili mi: Ale to nie może dotyczyć kogoś takiego jak Gigi Buffon! Dla ludzi stajesz się idolem, ale nikt nie zapyta nawet: Jak się masz? – tłumaczył bramkarz.

Wierność ponad wszystko

Mimo zwycięstwa w walce z depresją Buffon, jak i cały Juventus musieli poradzić sobie z kolejnym problemem. W sezonie 2005/06 Stara Dama wygrała ligę włoską, jednak na skutek afery „Calciopoli” klub utracił mistrzostwo oraz został zdegradowany do Serie B.
Na skutki nie trzeba było długo czekać. Stolicę Piemontu opuścili Ibrahimović, Cannavaro, Zambrotta, Emerson, Thuram czy Vieira. Pozostali najwierniejsi, a wśród nich Buffon.
- Mogłem odejść, a byłem pierwszym, który powiedział, że zostanie. Moja biało-czarna podróż, od zawodowego obowiązku po prawdziwe przywiązanie do klubu, dobiegła końca. Juventus pomógł mi zostać mistrzem świata i musiałem się wszystkim odwdzięczyć. Dokonałem właściwego wyboru – wyznał Buffon.

Wszystkie drogi prowadzą do Berlinu

Od czasu afery „calciopoli” minęła ponad dekada. W tym czasie Buffon zdobył prawie wszystko, co było do wygrania.
Największym sukcesem Gigiego niewątpliwie jest mundial wygrany w 2006 roku. Włoch na przestrzeni całego turnieju puścił tylko 2 bramki. Jedną w zwycięskim finale rozgrywanym na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Miejscu, które już na zawsze zapisało się w pamięci Buffona.
Na tym samym stadionie, 9 lat później Barcelona odebrała mu szansę na zwieńczenie kariery w idealnym momencie (Włoch stał przed szansą zdobycia trypletu z „Juve”). Berlin mógł zostać miejscem wiecznej chwały Buffona. Stał się jego swoistym „Waterloo”.

Słowa rzucane na wiatr

Po porażce z „Blaugraną” wychowanek Parmy przyznał, że planuje grać jeszcze przez 2 lata. Jednak w 2017 roku Juventus po raz kolejny przegrał w finale Ligi Mistrzów. Tym razem Włosi musieli uznać wyższość Realu Madryt.
- Cały czas mam rok kontraktu, więc mam jeszcze jedną szansę na wygranie Ligi Mistrzów – przyznał po meczu bramkarz, który ani myślał o zawieszeniu butów na kołku.
Kilka miesięcy po finale w Cardiff, Buffon doznał kolejnej porażki. Tym razem z kadrą Włoch, która odpadła w barażach ze Szwecją o miejsce na Mistrzostwach Świata. Po meczu zapłakany golkiper przeprosił za to, że zawiódł i obwieścił, że to był jego ostatni mecz w barwach narodowych.
Minęło jednak kilka miesięcy i Buffon znalazł się w kadrze na mecze towarzyskie oraz zagrał 90 minut w starciu z Argentyną, zakończonym porażką 0:2. Słowa wypowiedziane po meczu ze Szwecją okazały się „pustą” obietnicą.

Ostatnie tango w Madrycie

Ostatnia szansa na sukces z kadrą bezpowrotnie uciekła. Buffonowi pozostała walka o wymarzoną Ligę Mistrzów, o skwitowanie kariery najważniejszym trofeum. Na drodze jednak znów stanął Real Madryt.
W bieżącym sezonie „Bianconeri” nie radzili sobie w starciach z topowymi drużynami. Tylko 1 pkt zdobyty w dwóch meczach fazy grupowej z Barceloną oraz awans z Tottenhamem po niesamowitych męczarniach nie napawały optymizmem przed ćwierćfinałowym dwumeczem przeciwko „Królewskim”.
Pierwsze spotkanie rozgrywane w Turynie potwierdziło obawy kibiców „Starej Damy”. Juventus przegrał 0:3 i wszystko wskazywało na to, że w rewanżu na Bernabeu „Gigi” zakończy jeden ze smutniejszych rozdziałów swojej autobiografii pt. „Liga Mistrzów”.
Niespodzianki nie było i Real awansował, ale takiego przebiegu meczu nikt się nie spodziewał. „Juve” odrobiło straty, a nadzieję na wyeliminowanie jednego z najgroźniejszych kandydatów do zdobycia upragnionego trofeum z minuty na minutę rosły. Prysły w ostatniej.
Po faulu Benatii, który wzbudza wielkie kontrowersje, sędzia podyktował rzut karny. Decyzja Michaela Olivera rozwścieczyła Buffona, który nie przebierając w słowach postanowił pokazać Anglikowi swoją dezaprobatę. Za swoją „wiązankę” kapitan Juventusu został wyrzucony z boiska. Nie tak „Gigi” wyobrażał sobie pożegnanie z Ligą Mistrzów.

Następca czeka

Podczas swojej wieloletniej kariery w Juventusie, Buffon posłał wielu bramkarzy na ławkę. Większość z nich to golkiperzy o wątpliwej jakości, którzy do dnia dzisiejszego dalej siedzą na ławce (Marco Storari w Milanie) lub grają w dużo słabszym zespole (Antonio Mirante w Bolonii) niż „Stara Dama”.
Jednak w 2017 sytuacja uległa zmianie. Do stolicy Piemontu przybył Wojciech Szczęsny. Jeden z najlepszych bramkarzy Serie A w sezonie 16/17. Wydawało się, że jest to dobry moment na odejście Buffona. Klub zdobył krajowy dublet, następca został kupiony. Wszystko było przygotowane na odejście, które ostatecznie nie miało miejsca.
Buffon został na kolejny sezon, który pokazuje, że lata świetności bezpowrotnie przeminęły. To już nie jest 2006 rok, kiedy Gigi stawał na podium Złotej Piłki, czy 2009 rok, kiedy został uznany przez IFFHS (Międzynarodową Federację Historyków i Statystyków Futbolu) za najlepszego bramkarza dekady.
W obecnym sezonie Szczęsny zachował czyste konto w 13 z 17 rozegranych meczów. Buffon rozegrał 10 spotkań więcej niż Polak, jednak tylko 14 razy zagrał na „zero z tyłu”. Piłkarz sprowadzony z Arsenalu nie potrzebował ani chwili na aklimatyzację i już w pierwszym sezonie w nowych barwach zaczyna przerastać legendę.
Wydaje się, że nadszedł moment rozbratu Buffona z piłką nożną. Upragniona Liga Mistrzów co roku umyka z rąk włoskiego bramkarza. Rezerwowy golkiper natarczywie „puka” do pierwszego składu. To czas na zakończenie (prawie) idealnej kariery. To czas na zejście ze sceny, dopóki jeszcze jest się „frontmanem”. 
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również