Trzej nafciarscy „muszkieterowie” Brzęczka. Czy reprezentacji naprawdę potrzebni są jego podopieczni z Wisły Płock?

Trzej nafciarscy „muszkieterowie” Brzęczka. Czy reprezentacji naprawdę potrzebni są jego podopieczni z Wisły Płock?
Marcin Kadziolka/Shutterstock
Świeży start reprezentacji zawsze nasuwa pewne pytania, a najbardziej jak zwykle rzucają się w oczy decyzje personalne. Odpowiedzmy więc sobie na pytanie: czy selekcjoner powinien decydować o powołaniach na podstawie swojej znajomości z zawodnikami?
Nominacja Jerzego Brzęczka na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski, mówiąc krotko, była zaskoczeniem. Szkoleniowiec Wisły Płock ma już za sobą pierwsze dwa spotkania w nowej roli, a my możemy wyciągnąć z nich pierwsze wnioski. Mnie osobiście zaintrygowała jedna sprawa, związana z jego doborem kadry.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsze decyzje, od razu nowe twarze

Kadra skompletowana przez 47-letniego trenera zawierała kilka zaskakujących nazwisk, jak to z reguły bywa w przypadku pierwszej selekcji nowego bossa narodowej drużyny.
Pojawiły się nowe twarze, czyli Arkadiusz Reca, Adam Dźwigała, Damian Szymański, Rafał Pietrzak i Krzysztof Piątek. Wrócił również Mateusz Klich, który fenomenalnie rozpoczął sezon w Leeds, pod wodzą Marcelo Bielsy.
To jednak pierwszej trójce chciałbym się najbliżej przyjrzeć. W końcu to piłkarze, którzy jeszcze w zeszłym sezonie grali w Płocku pod batutą Brzęczka. Zawdzięczają mu wiele, bo dzięki niemu pojawili się na zgrupowaniu.
Nie, nie chodzi mi tylko o to, że nasz selekcjoner powołuje swoich „ziomków”, ale bardziej o to, że dzięki jego dobrej pracy weszli na poziom zawodników wyróżniających się w naszej Ekstraklasie. A to, że do reprezentacji trafiają zawodnicy, których zna trener, jest absolutnie naturalne.
Wystarczy chociażby spojrzeć na kadencję Adama Nawałki. Michał Pazdan i Krzysztof Mączyński zostali włączenie do drużyny narodowej właśnie przez szkoleniowca, który pracował z nimi w Górniku Zabrze (nawet jeśli ten pierwszy miał epizod u Leo Benhakkera).
Stanowili niesamowicie ważne ogniwa zespołu i zaliczyli świetne Euro we Francji. Pazdan, w duecie z Kamilem Glikiem, dowodził defensywą naszych „Orłów”. Drugi dyrygował grą w środku pola, sadzając na ławce Piotra Zielińskiego.
Obaj pasowali do koncepcji trenera, która bardzo dobrze funkcjonowała aż do ostatniego mundialu. Nie można było czepiać się tego, że na nich stawiał, tym bardziej że w przypadku słabej dyspozycji obaj siadali na ławce. Teraz swoich żołnierzy do zespołu wprowadza Brzęczek, pytanie tylko, ile mogą zaoferować drużynie?

„Stworzony” przez Brzęczka

Na pierwszy ogień weźmy Arka Recę. Ten chłopak na początku zeszłego sezonu grał przecież w ataku! To świeżo upieczony szkoleniowiec naszej drużyny narodowej postanowił zrobić z niego lewego defensora. I tak, z przeciętnego ekstraklasowego napastnika, urodzony w Chojnicach zawodnik stał się wyróżniającym lewym obrońcą ligi.
Reca został dostrzeżony przez włoską Atalantę. Do Bergamo przeniósł się za 4 miliony euro, ale póki co ma spore kłopoty z grą. Wszystko przez problemy lingwistyczne. Nie można się z nim porozumieć ani po włosku, ani po angielsku.
Zarówno dla dobra siebie, jak i reprezentacji, powinien popracować nad zdolnościami językowymi. Bez nich bowiem nie ma co liczyć na regularne występy, a ich brak z pewnością odbije się na jego dyspozycji, również w kadrze. A może być dla niej bardzo istotny.
W końcu lewa strona defensywy to newralgiczny punkt naszej drużyny narodowej. Od lat nie możemy znaleźć zawodnika, który gwarantowałby stabilizację na tej pozycji. Wydawało się, że takim będzie Maciej Rybus, ale trudności z przebiciem się w Lyonie spowodowały, że znane od wielu lat problemy powróciły.
Zdobycie tytułu mistrza Rosji z moskiewskim Lokomotiwem pozwala liczyć na to, że były piłkarz Legii jeszcze da nam powody do radości, ale póki co Jerzy Brzęczek nie miał okazji na sprawdzenie go w meczu z powodu kontuzji. Naturalnie, sprawiła ona, że można było spróbować innych rozwiązań.

Recy łatwo nie będzie

Nowy nabytek Atalanty rozpoczął od pierwszej minuty w starciu z Włochami. Od razu został rzucony na głęboką wodę. 23-latek nie miał łatwo w pojedynkach z Federico Bernardeschim. Skrzydłowy Juventusu kilkukrotnie zakręcił naszym defensorem.
Miał najwięcej udanych dryblingów ze wszystkich uczestników spotkania, chociaż nie było to zbyt trudne, biorąc pod uwagę to, jak bardzo bezproduktywne w ofensywie były oba zespoły. Bez dwóch zdań przerasta byłego piłkarza „Nafciarzy” swoimi umiejętnościami, ale chyba każdy zdaje sobie z tego sprawę.
Nie można jednak skreślać zawodnika Atalanty. Jeśli zacznie regularnie grać w nowym klubie, to może tylko stać się lepszy. Do tego dochodzi jego pracowitość i waleczność, a także wynikająca z doświadczenia na pozycji napastnika tendencja do podłączania się do akcji zaczepnych. W spotkaniu z Włochami, z uwagi na klasę rywala, jak i sytuację w meczu, nie miał dobrej okazji na pokazanie tego atutu.
W konfrontacji z drużyną z Zielonej Wyspy mógł już więcej „pohasać” i ewidentnie było to widać. Reca dobrze współpracował z Kubą Błaszczykowskim, pokazując kilka niezłych dośrodkowań. W swoich poczynaniach był momentami chaotyczny, jakby czasami panikował. Nie ustrzegł się też błędów, chociażby przy rajdzie Cyrusa Christiego z początku drugiej połowy. Czy zagrał dobrze? Były przebłyski, ale jego grę określiłbym raczej mianem przeciętnej.
Reca ma jeszcze jedną przydatną umiejętność, która będzie mogła zaprocentować. Potrafi naprawdę daleko cisnąć piłkę z autu. Przydatność takiego rozwiązania udowodnili nam Islandczycy podczas europejskiego czempionatu z 2016 roku.
Podobną umiejętność posiada Łukasz Piszczek, który z reprezentacją już się pożegnał. Teraz pojawił się idealny kandydat na zapełnienie luki, która powstała w tym aspekcie. W starciu z Irlandią się to potwierdziło. Po wrzucie piłkarza Atalanty zza linii bocznej, dobrą szansę na zdobycie gola głową miał Arek Milik.
Obecność Recy w kadrze w końcu sprawia, że możemy liczyć na konkurencję o grę na lewej obronie. Poza kontuzjowanym Rybusem na liście chętnych do gry jest również zawodnik Wisły Kraków Rafał Pietrzak, który w obu meczach naszego zespołu wszedł na murawę z ławki.
W orbicie zainteresowań Brzęczka z pewnością będzie znajdował się jeszcze Paweł Olkowski, który chociaż najlepiej czuje się po prawej stronie boiska, to w reprezentacji grywał już na pozycji okupowanej w obu meczach przez wychowanka Chojniczanki.
Zawodnik Boltonu naprawdę fenomenalnie rozpoczął kampanię na zapleczu Premier League i kibice „Kłusaków” nie ukrywają zachwytu jego postawą i nie boją się nawet porównywać go do gwiazd światowego fubolu.
Dwa występy Arka Recy w narodowych barwach nie dały zbytnich podstaw do pozostawienia go w wyjściowym składzie. W żadnym z nich się nie wyróżnił, a konkurenta do miejsca w jedenastce ma jednak mocnego. Ja, póki co, postawiłbym na klubowego kolegę Grzegorza Krychowiaka.

Skąd wziął się Szymański?

Drugi ze znajomych następcy Adama Nawałki z Wisły Płock, czyli Damian Szymański, lekko ponad dwa lata temu grał w pierwszej lidze, w GKS-ie Bełchatów. Stamtąd trafił do Jagiellonii Białystok, ale tam był jedynie rezerwowym. Po zaledwie roku spędzonym na Podlasiu trafił pod skrzydła Brzęczka za marne 25 tysięcy euro. Kilka dni temu zadebiutował w reprezentacji.
To tylko pokazuje, jak wiele może stać się w karierze piłkarza przez dwa lata. Dzisiaj wychowanek zespołu z Bełchatowa ma 23 lata i jest kluczowym ogniwem swojego klubu. Na powołanie do drużyny narodowej zasłużył dzięki swojej ciężkiej pracy, ale wydaje się, że… byli lepsi.
Po prostu nawet nie spodziewałem się włączenia go do 23-osobowego grona, które pojechało na zgrupowanie. Być może jest idealnym wykonawcą do filozofii Brzęczka, tak jak Mączyński dla Nawałki na Euro 2016.
Tutaj pewnie będzie podobnie, ale nie ukrywam, że naprawdę zdziwiło mnie to, że w konfrontacji z Włochami Szymański wybiegł na murawę. W końcu obok niego na ławce siedział chociażby Karol Linetty, który bez dwóch zdań jest piłkarzem lepszym i nie zmieni tego nawet przeciętny występ przeciwko Irlandczykom. Ale znowu, może po prostu nasz selekcjoner potrzebował w tamtym momencie akurat tego konkretnego, znanego sobie zawodnika.
Również w drugim spotkaniu zgrupowania Szymański wystąpił jako zmiennik. Był jednak niewidoczny. Zaliczył jedną, nieudaną próbę dośrodkowania, a także niecelny strzał głową. Można było odnieść wrażenie, że na boisku było go… mało. Trudno jest cokolwiek powiedzieć o jego dyspozycji, bo nie dostał zbyt wiele czasu – łącznie raptem 36 minut.

Dźwigała - gość, któremu pisano zdecydowanie większą karierę

No i jest jeszcze ostatni z trójki płockich muszkieterów, czyli Adam Dźwigała. 22-letni zawodnik reprezentował nasz kraj na trzech poziomach juniorskich. Ma spore doświadczenie, jeśli chodzi o grę w naszej lidze – rozegrał w niej równo sto spotkań, ale dopiero pierwszy raz pojawił się na zgrupowaniu dorosłej kadry. Jeśli spojrzy się na jego CV, to od razu można się domyślić, skąd taki stan rzeczy.
Jaga, Lechia Gdańsk, w której spotkał się z Brzęczkiem, Górnik z Zabrza, a także ten z Łęcznej oraz płocka Wisła. Kluby, które reprezentował Dźwigała nie powalają, zwłaszcza, że częściej walczył z nimi o utrzymanie niż o awans do europejskich pucharów.
Z drugiej strony, obrońca był uważany za spory talent. W Jagiellonii debiutował mając niespełna siedemnaście lat. W Ekstraklasie na boisku pojawił się pierwszy raz zaledwie dwa miesiące później - oczekiwania były więc spore.
Sęk w tym, że od tamtego czasu minęło już prawie sześć lat, a postępy poczynione przez syna obecnego szkoleniowca drużyny z Płocka były minimalne. Poprzednia kampania w jego wykonaniu pozwalała jednak na pewien optymizm.
Dźwigała był pewnym punktem czwartej drużyny sezonu 2017/18, zwłaszcza w rundzie wiosennej. Początkowo miał problemy z wdarciem się do podstawowego składu, ale kiedy dostał szansę gry na pozycji stopera, to nie opuścił już do końca sezonu ani minuty.
Można stwierdzić, że jest jednym z najsolidniejszych środkowych obrońców w naszej rodzimej lidze i nikt raczej nie powinien oponować. Nadszedł więc chyba najwyższy czas na zaistnienie w drużynie narodowej i zrobienie kroku do przodu.
Nie mówię tu tylko o samej grze, ale i okazji do zapracowania na transfer. Grając z lepszymi stajesz się lepszym – to jedna z najczęściej powtarzanych futbolowych maksym, ale jakże prawdziwa. Póki co, nie ma co liczyć na to, że defensor Wisły będzie kluczowym ogniwem bloku obronnego zespołu Brzęczka.
Wygląda na to, że w podstawowym składzie grać będą Glik z Bednarkiem. Trzeci w kolejce do gry powinien być Marcin Kamiński, który pewnie będzie podstawowym zawodnikiem Fortuny Düsseldorf. Dźwigała to opcja czwarta, uzupełnienie, taki zadaniowiec, którego selekcjoner bardzo dobrze zna i któremu ufa.
Nie możemy też zapomnieć, że na zgrupowaniu nie pojawili się chociażby Thiago Cionek i Bartosz Salamon, którzy grają regularnie w Serie A. Należy teraz zadać sobie pytanie, czy powołanie dla piłkarza „Nafciarzy” nie miało jedynie być okazją, aby ten zapoznał się z kadrowymi realiami oraz ewentualną nagrodą za dobrą postawę? Nie było mu jednak dane zagrać nawet minuty.

Czy coś z tego będzie?

Nie można raczej zakładać, że trójka byłych podopiecznych Jerzego Brzęczka z Wisły Płock będzie grać pierwsze skrzypce w naszej kadrze. Każdemu z tych zawodników trudno będzie zagościć na stałe w wyjściowej jedenastce.
Podobnie będzie również z Rafałem Pietrzakiem, który z naszym selekcjonerem zna się jeszcze z czasów gry w GKS-ie Katowice. Największe szanse na regularną grę w narodowych barwach ma Arek Reca, ale i jemu będzie trudno konkurować z Maciejem Rybusem.
To nie znaczy jednak, że nafciarski tercet nie jest potrzebny w kadrze. Każdy piłkarz, który znajduje się na liście powołań jest na nią wpisywany z jakiegoś konkretnego powodu. Trener naszej narodowej drużyny kilkukrotnie już zaznaczał, że nie ma czasu na eksperymenty.
Postawił na znany sobie oraz zawodnikom system. Z pewnością chciałby mieć też kilku wykonawców, z którymi miał już okazję pracować i wie, jak są w stanie wpisać się w jego założenia.
Dlatego, nawet jeśli włączenie ich do kadry było zaskoczeniem, to nie można go po prostu krytykować. Wielu z nas śmiało się początkowo z powołań dla Pazdana czy Mączyńskiego, a potem musiało przyznać rację trenerowi Nawałce. Teraz więc bądźmy cierpliwi i czekajmy na efekty pracy nowego selekcjonera. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wątpliwości z pewnością ubędzie.
Jeśli coś się nie uda, to na sto procent odezwą się głosy zwątpienia, ale tak po prostu jest w sporcie. Jest zbyt wcześnie, aby jednoznacznie określić, czego spodziewać się po naszych „Orłach”, więc po prostu zachowajmy spokój i obserwujmy ich zmagania pod batutą nowego dyrygenta.
Póki co, nie ma zwycięstw. Nie przydarzyła się jednak też żadna porażka. Punkt zdobyty we Włoszech nie jest powodem do wstydu, a starcie z Irlandią było tylko meczem towarzyskim. Trzeba z nich wyciągnąć odpowiednie wnioski, a o ich poprawności, jak i o stosowności doboru kadry przekonamy się 11 października w konfrontacji z Portugalią.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również