W Legii Warszawa prawie nic nie trybi. To nie ten poziom. "Nie wydaje się, że Legia uratuje rundę jesienną"

W Legii prawie nic nie trybi. To nie ten poziom. "Nie wydaje się, że Legia uratuje rundę jesienną"
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Czas na twarde lądowanie. Wydawało się, że Legia w Ekstraklasie a ta w Europie to dwie zupełnie inne drużyny. Ale dziś wydarzyło się coś, co skłania nas do wniosku, że to już nieaktualne. Legia jest drużyną bez formy, bez pomysłu na ofensywę i trudno będzie to szybko odmienić.
Godzina meczu na zero z tyłu? To było założenie Czesława Michniewicza, o to chodziło. Spodziewaliśmy się, że jeśli Legia przetrwa pierwszą połowę i rywale z Włoch po przerwie nie zaczną szaleńczo atakować, to wszystko może ułożyć się dobrze. Będzie możliwość poprowadzenia tego spotkania podobnie jak tych ze Spartakiem i Leicester.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pierwsza część spotkania wskazywała na to, że można myśleć o remisie, a może i o sensacyjnej wygranej. Na ławce czekali Mahir Emreli i Lirim Kastrati, piłkarze skrojeni pod grę w Lidze Europy. Dynamiczni, nieco podrażnieni tym, że nie wychodzą w podstawie na mecz, w którym mogą pokazać się zagranicznym skautom.
Legioniści skupiali się na przeszkodzeniu Napoli w graniu ich piłki. Założenie numer jeden to po prostu nie stracić bramki. Niepokoiły nas głupie straty, złe wyprowadzenie piłki, jak w przypadku Mateusza Wieteski czy Artura Jędrzejczyka. Zresztą przez długie minuty Legię w tym meczu utrzymywał bramkarz.
Cezary Miszta świetnie się dziś promował. Zachwycał kolejnymi interwencjami, oczywiście czasem to były strzały w niego, czasem bronił bardziej podwórkowo niż pokazując piękną technikę przy robinsonadach. Ale był skuteczny, nic nie chciało wpaść. Chłopak pracował na swój wielki wieczór w Neapolu, podobny do tego w Warszawie, gdy pokonane do Anglii wracało Leicester.
Ale z Napoli było tak do otwarcia wyniku… Luciano Spalletti podkręcił tempo dwukrotnie. Najpierw, gdy wprowadził na murawę duet Victor Osimhen i Fabian Ruiz, a kwadrans później Andreę Petagnę oraz Matteo Politano. Pierwszy z tej czwórki przetestował Misztę i zweryfikował, czy faktycznie to tak doskonały występ młodego bramkarza Legii.
Ten był bliski wtopy. Dał się przelobować, gdy stał na czwartym metrze od bramki. Wyglądało to fatalnie, no babol i nie ma na to usprawiedliwień. Misztę uratował jedynie sędzia liniowy i jego podniesiona chorągiewka, ale niesmak pozostał.
Zresztą brak Artura Boruca dało się odczuć także po chwili, gdy ten sam Osimhen strzelił gola na 2:0, a Miszta odkrył bliższy słupek. Potem jeszcze gol w końcówce i legioniści niestety wracają do Polski z bagażem trzech bramek, a przed starciem ligowym z Piastem Gliwice na pewno im to mentalnie nie pomoże.
We wczorajszym meczu Bayernu w Lidze Mistrzów, to Benfica zagroziła parokrotnie bramce Manuela Neuera, ale jak przyszło co do czego, to mistrzowie Niemiec strzelili cztery gole w kwadrans. Ostatnie 30 minut meczu jest w europejskich pucharach kluczowe i niestety tym razem Legia była ofiarą, a nie wyrachowaną drużyną.
Szkoda, bo dwie pierwsze bramki Napoli padły po tym, jak akcje ofensywne miała Legia. Najpierw Emreli trafił w słupek, potem swojej okazji nie wykorzystał Kastrati. Ale oglądając całe to widowisko nie można narzekać, bo wynik 0:3 po prostu oddaje to, co działo się w ciągu 90 minut.
Czesław Michniewicz wraz z zespołem wraca ze spuszczoną głową. Nie wydaje nam się, by Legia wypracowała sposób na ratunek rundy jesiennej. W końcu jutro jest już piątek. Jedna noc odpoczynku i w głowie znów mecz. W niedzielę dodatkową presją będzie to, że piłkarze zdają już sobie doskonale sprawę, że z Piastem Gliwice zagrają o posadę swojego trenera.
Na ten projekt patrzy się z zaniepokojeniem. Bo co trener, to to samo. Legia na początku sezonu jest po prostu fatalna. Prawie że nic nie trybi. Zazwyczaj w ostatnich latach bywało tak mimo braku ’’rozpraszania się” europejskimi pucharami. Teraz przynajmniej marka klubu na arenie międzynarodowej rośnie w siłę.
Po Neapolu pozostanie jednak kac. I przykre zdanie sobie sprawy, że to nie nasz poziom. Nie znaczy to jednak, że warto olać już ugrane 6 punktów i się poddać. Pytanie tylko, czy starczy siły w głowach i nogach piłkarzy Legii, by na koniec tygodnia ograć ekipę Waldemara Fornalika.

Przeczytaj również