Uratowana szansa na spełnienie marzeń. Cudowny czwartoligowiec zagra w wyśnionym meczu

Uratowana szansa na spełnienie marzeń. Cudowny czwartoligowiec zagra w wyśnionym meczu
youtube
Wznowienie rozgrywek w Niemczech przyniosło ulgę wielu klubom. Dla niektórych z nich to kwestia bytu, inne obawiały się rozwiązań dotyczących spadków i awansów. W czwartej lidze mamy jednak drużynę, która wyczekiwała odwieszenia sezonu ze zdecydowanie większą niecierpliwością od pozostałych. Dokończenie kampanii, a konkretnie Pucharu Niemiec, to dla 1. FC Saarbrücken szansa na historyczny sukces. Kopciuszek, pomimo obaw, które towarzyszyły wszystkim od dwóch miesięcy, może szykować się do starcia w półfinale z Bayerem Leverskusen.
W trakcie swojej niesamowitej przygody „Die Molschder” czterokrotnie zadali kłam przewidywaniom ekspertów. W każdej rundzie mierzyli się z wyżej notowanymi rywalami. Dwukrotnie trafili na przeciwników z drugiego poziomu rozgrywkowego, dwa razy też na przedstawicieli Bundesligi. Pomimo tego, za każdym razem udawało im się zaskoczyć wszystkich i wyjść ze starcia zwycięsko.
Dalsza część tekstu pod wideo
Każdemu meczowi towarzyszyły dramatyczne okoliczności. Popisy Saarbrücken wiązały się z niesamowitymi emocjami, a zwycięsko z konfrontacji zawsze wychodził „kopciuszek”. W pierwszej rundzie rewelacyjni piłkarze pokonali Jahn Regensburg 3:2, a Gillian Jurcher strzelił decydującą bramkę w 94. minucie gry. Kolejna faza przyniosła taki sam wynik, tym razem w starciu z Köln. Tobias Jänicke dał wygraną w ostatniej minucie regulaminowego czasu. W następnym spotkaniu z Karlsruhe oraz w ćwierćfinale przeciw Fortunie Düsseldorf rozstrzygały zaś rzuty karne.

Nagroda za lata cierpień

Klub z Saary istnieje już od 117 lat. Ostatni raz w Bundeslidze grał na początku lat 90. Od tamtej pory kopał nawet na piątym poziomie rozgrywkowym. Pomimo bogatej historii, okres bieżącego tysiąclecia był dla kibiców „De FC” wymagającą próbą. Teraz jednak dostali nagrodę za lata zmartwień. Ich ulubieńcy, jako pierwszy czwartoligowiec od początku istnienia rozgrywek, awansowali do półfinału Pucharu Niemiec.
Każdy kolejny triumf z wyżej notowanym rywalem dawał ich fanom coraz więcej powodów do radości. Okoliczności, w jakich jedenastka z Hermann-Neuberger-Stadion pokonywała oponentów, tylko dodawały niezwykłości jej osiągnięciom. Wszystkie mecze rozegrali u siebie, zatem ludzie mogli niemalże dotknąć tego fenomenalnego sukcesu. A chwile, jak te, które dały im miejsce w najlepszej czwórce, pamięta się do końca życia.
Od euforii po trafieniu Jänicke, po zmartwienie w 83. minucie, gdy gościom przyznano rzut karny. Od radości po tym, jak Daniel Batz zatrzymał strzał Rouwena Henningsa z jedenastu metrów, po rozpacz, gdy w niemal ostatniej akcji meczu wyrównał Mathias Jørgensen, znany lepiej jako Zanka (swoją drogą, po asyście bramkarza, który zawędrował w pole karne przy okazji rzutu rożnego). Przez pół godziny bezbramkowej dogrywki, aż po konkurs rzutów karnych, trwający, uwaga, DZIESIĘĆ kolejek. Tam dwa pudła ich ulubieńców i dwa strzały, które mogły dać Fortunie awans - oba bronione.
I wreszcie, kulminacja - do piłki podszedł ten, który dał ekipie z Düsseldorfu dogrywkę. Wziął rozbieg, uderzył, ale... Batz wyczuł jego intencje i sparował uderzenie. To był koniec. Dawid znowu pokonał Goliata. Saarbrücken uosabia to, za co kochamy futbol - jego nieprzewidywalność. Czwarty raz zadało kłam wszystkim oczekiwaniom, awansowało do półfinału, u boku trzech rywali z Bundesligi.

Absurdalne zwolnienie w cieniu sukcesu

Wydawałoby się, że taka postawa w pucharze jest dowodem rozsądnego zarządzania i zapowiedzią stabilizacji. Tymczasem władze klubu w trakcie sezonu posunęły się do decyzji, która u zainteresowanych wywołała ogromne zaskoczenie. W grudniu zwolniono szkoleniowca, Dirka Lottnera. Nie uratowało go to, że drużyna sensacyjnie pokonała w pucharze ekipy z Regensburga i Kolonii. Nie pomogła również utrzymywana od trzeciej serii gier pozycja lidera ligi i fakt, że w ciągu dwóch ostatnich miesięcy przed zwolnieniem drużyna przegrała zaledwie dwukrotnie, zwyciężając we wszystkich pozostałych meczach.
Zadecydowały wspomniane porażki - z wiceliderem, SV Elvesberg i trzecim w tabeli TSV Steinbach. Zdaniem władz stanowiły one dowód tego, że zespół nie zmierza w dobrą stronę i potrzebuje zmiany. W Niemczech decyzję komentowano jako „dziwną”, „kuriozalną”. Bo taka właśnie była. Na całe szczęście, zastępstwo okazało się trafione. Zatrudniono młodego, niespełna 39-letniego Lukasa Kwasnioka.
Pod jego wodzą drużyna utrzymała świetną dyspozycję. W lidze, do jej zawieszenia, zagrała czterokrotnie i uzbierała dziewięć oczek. Ma sześć punktów przewagi nad przewodzącym grupie pościgowej Elvesbergiem. W pucharze pokonała Karlsruhe i Fortunę. Pomimo tego, że Lottnera potraktowano niesprawiedliwie i praktycznie wszyscy dobrze o tym wiedzą, jego następca zdobył sobie sympatię. I nie ma co się dziwić, bo z nim u sterów „kopciuszek” załatwił sobie wejściówkę na bal, który niby powinien być dla niego niedostępny.

Historyczna szansa

Wybuch pandemii, który pociągnął za sobą zawieszenie rozgrywek, sprawił, że możliwość pojawienia się na nim stanęła pod znakiem zapytania. Pośród tych wszystkich drużyn, które zmagały się z powszechnymi obawami - finansowymi, kwestią spadku i awansu, która zresztą i ich dotyczyła, mieli do stracenia również szansę jedną na milion. Taką, która zapewne nigdy nie powtórzy się w ich amatorskiej karierze.
Teraz wiemy, że półfinałowe mecze Pucharu Niemiec zostaną rozegrane 9 i 10 czerwca. Jako klub bez profesjonalnego statusu mają w każdej rundzie (oczywiście poza finałem) gwarancję gry na swoim boisku. Tym razem kibice nie będą mogli ich wspierać. Można zaryzykować stwierdzenie, że chociaż żałują, są w stanie to przeboleć. Najważniejsze, że „siła wyższa” nie przekreśliła ich pięknego snu.
Snu, który dla sympatyków Saarbrücken znaczy tyle, że warte 10 euro wejściówki na starcie z Fortuną byli wstanie kupić za 120-krotnie wyższą cenę. Aż strach pomyśleć, ile u konika kosztowałby bilet na starcie z Bayerem Leverkusen, które obejrzymy za niecały miesiąc. Przeciwnik na papierze stanowi jeszcze większe wyzwanie, niż dotychczas pokonani rywale. Jak pokazali już jednak zawodnicy „Die Molschder”, nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. W 2012 roku w finale Coupe de France zagrało trzecioligowe Quevilly. W kolejnym sezonie, na Wembley, o wygraną w Pucharze Ligi Angielskiej walczyło Bradford City - czwartoligowiec, podobnie jak ekipa z Saary. Nikt nie wątpi, że niemiecki kopciuszek zrobi wszystko, aby pójść w ich ślady.
I to pomimo tego, że na Hermann-Neuberger-Stadion pojawi się drużyna jeszcze kilka miesięcy temu walcząca w Lidze Mistrzów. Przeciwnik, który w teorii powinien rozbić gospodarzy w drobny mak. Szykuje się „mission impossible”. Z tym, że zawodnicy Saarbrücken są już do takich przyzwyczajeni. Szalonych, ze zwrotami akcji, trzymającymi w napięciu do ostatnich sekund. I na pewno będą dążyć do tego, aby część piąta zakończyła się tak, jak cztery poprzednie.
Kacper Klasiński
***
Tak jak I Wy, czytelnicy, kibice, tak i Meczyki szykują się do wznowienia rozgrywek Bundesligi. Trzymajcie rękę na pulsie! Już od soboty będziecie mogli wspólnie z nami śledzić wszystkie najważniejsze mecze rozgrywane za naszą zachodnią granicą. Już teraz zapraszamy na zaplanowane relacje na żywo z najważniejszych spotkań Bundesligi, w tym oczywiście tych z udziałem Krzysztofa Piątka, Roberta Lewandowskiego i Łukasza Piszczka.

Przeczytaj również