Brutalna weryfikacja planów Legii Warszawa. Nowy trener szybciej niż zakładano?

Brutalna weryfikacja planów Legii Warszawa. Nowy trener szybciej niż zakładano?
Marta Badowska / PressFocus
Legia Warszawa przeżywa największy kryzys od lat. Mistrz Polski znajduje się w strefie spadkowej. W klubie trwa wielka narada, co dalej. Mało prawdopodobne, że Marek Gołębiewski będzie prowadził zespół przed dłuższy czas - jak jeszcze chwilę temu zapowiadał klub.
W niedzielę Legia przegrała po raz dziewiąty w sezonie i ma najwięcej porażek na koncie ze wszystkich osiemnastu zespołów. Nie da się dać jednej magicznej odpowiedzi, dlaczego Legia tak katastrofalnie prezentuje się w PKO Ekstraklasie. Na ostatnie dziesięć spotkań potrafiła wygrać 1:0 z bardzo mocnym Leicester City i bardzo słabym Świtem Skolwin, co podkreśla szaleństwo kryzysu, w jakim znalazł się klub.
Dalsza część tekstu pod wideo

Słowa trenera jak wyrok

Piłkarze wywoływani do odpowiedzi wyglądają, jakby potrzebowali sesji u psychoterapeuty, a trener, który dopiero zaczął pracować z pierwszym zespołem rozkłada ręce i wywołuje zarząd do tablicy. Wystarczyły dwa tygodnie, by z Marka Gołębiewskiego uleciał nie tylko cały optymizm, ale wkradł się też element desperacji:
- Jaki jest mój pomysł na wyjście z tego kryzysu, jaka jest, na szybko, pierwsza myśl? Na szybko się nie da, bo - jak widzieliśmy - nie zrobiliśmy nawet pół kroku do przodu. Potrzeba szeregu działań podjętych przez klub, zarząd, aby Legia wyszła z dołka. Od dwóch tygodni staraliśmy się pomóc drużynie - i widać, że jest jak jest. Co znaczy szereg działań podjętych przez zarząd? To już musi pan pytać zarząd o to, jakie dokładnie działania podjął. Zrobiłem wszystko, co może zrobić trener - te słowa Gołębiewskiego po meczu ze Stalą Mielec odebrano w klubie jako dziwne i enigmatyczne.
Było jeszcze o padace, grobowej atmosferze czy delikatnej ucieczce w słabe wyniki badań krwi. Z ust trenera, który miał tchnąć nowego ducha w rozbitą szatnię, te stwierdzenia brzmią jak wywieszenie białej flagi, a uderzenie w zarząd to podpisanie na siebie wyroku. Trudno wierzyć, że Gołębiewski zostanie u sterów na dłużej, co sprawia, że słowa Radosława Kucharskiego o jego pracy do końca sezonu brzmią dziś nieprawdopodobnie.

Brutalna weryfikacja planu B

Po zwolnieniu Czesława Michniewicza dyrektor sportowy zaprosił dziennikarzy do Legia Training Center, gdzie z optymizmem przedstawiał następcę. Mocno bronił się przed określaniem jego misji jako tymczasowej, co już kłóciło się z logiką, ale można zrozumieć to chęcią dania mu wsparcia na start w szatni i w mediach. Po czterech meczach - trzech przegranych i dziewięciu straconych golach - ten plan B na ratowanie sezonu został jednak brutalnie zweryfikowany i wygląda na totalnie chybiony.
Już w trakcie jego prezentacji był ryzykowny z oczywistych względów - braku doświadczenia Gołębiewskiego - który mimo wszystko przyjął ofertę, czemu trudno się dziwić, bo kogo nie skusiłaby taka okazja. Nie jest to zarzut do trenera, bo on dopiero zbiera doświadczenie i nie przyspieszy pewnych spraw. Natomiast wygląda to tak, że wsadzono go do bolidu Formuły 1 tuż po zdaniu prawa jazdy, przekonując na siłę, że sobie poradzi. I to już trudno zrozumieć.
Legia prawdopodobnie chciała kupić sobie czas, licząc na dość naiwny zabieg znany w lidze od lat - efekt nowej miotły. Ten się nie zmaterializował i klub jest dziś w punkcie wyjścia lub gorzej, bo dwa ligowe kroki wstecz. Trąci to wszystko brakiem przygotowania na trudne czasy, bo wraz z kolejnymi porażkami zwolnienie Michniewicza wisiało w powietrzu. Oczywiście można było wierzyć, że tak doświadczony trener odwróci kartę. Natomiast klub powinien przygotować się lepiej na moment, w którym podpisze jego dymisję.
Wczoraj Kucharski był na meczu Raków – Pogoń, ale nikt nie był w stanie potwierdzić, czy wiązało się to bezpośrednio z rozmowami na temat przejęcia Marka Papszuna. Jeśli faktycznie w Warszawie liczą na ściągnięcie tego trenera - co pewnie realnie, ale niekoniecznie, może wydarzyć się dopiero po sezonie - to jednocześnie godzą się, aby przez kilka miesięcy igrać z losem. Pytanie, czy jednak w klubie nie dojdą do wniosku, że nie można dłużej wprowadzać kolejnych półśrodków. Czekać i negocjować, ryzykując przebicie oferty przez Michała Świerczewskiego. Sytuacja chaotyczna i nie do pozazdroszczenia.

Kryzys gorszy niż w Poznaniu

Problem Legii jest złożony i nie sprowadza się teraz do samego sztabu czy gabinetowych decyzji. Swoją odpowiedzialnosć muszą wziąć także piłkarze. Dziś nie działa już kompletnie nic - forma pojedynczych zawodników, funkcjonowanie jako zespół czy głowy, które plączą nogi.
Drużyna ma problem z kreowaniem klarownych sytuacji podbramkowych i skutecznością. Mimo, że Legia ma największe posiadanie piłki w lidze (56,8%), wymienia najwięcej podań w meczu (434,7 na mecz) i najczęściej dostarcza piłkę do tercji przeciwnika (58,07), niewiele z tego wynika. Zdobyła jedynie dwanaście bramek przy współczynniku goli oczekiwanych (xG) na poziomie szesnastu. To piąty najgorszy wynik w lidze. Zespół oddaje niemal trzynaście strzałów na spotkanie, ale tylko Śląsk ma gorszy współczynnik konwersji na bramkę.
Legia jest też w ścisłej czołówce innych statystyk: podania prostopadłe (2. miejsce - 9,25 na mecz), inteligentne* (2. miejsce - 6,32 na mecz), progresywne* (2. miejsce – 72 na mecz), głębokie* (4. miejsce - 7,48 na mecz). Na końcu jest jednak brutalna statystyka jakości wykończenia.
Z przodu jest źle, ale prawdziwa katastrofa to gra w defensywie, która już dała się pokonać 22 razy, gdzie rok temu przez cały sezon straciła tylko 24 bramki, z czego aż osiem z rzutów karnych. Legia na krótkim dystansie daje sobie wbić średnio o gola więcej (1,7 do 0,75 na mecz) niż w całym poprzednim sezonie. Jest szczególnie wrażliwa na strzały z dystansu (pięć goli do dwóch w poprzednich rozgrywkach), ale nie tylko. Dziś łatwo pokonać ją właściwie po każdym elemencie gry - strzale głową (trzy do dwóch) czy z rzutu wolnego (dwa do zera). W niedzielę nadziewała się na proste kontry nie potrafiąc szybko odbudować ustawienia. Była mało agresywna i wręcz przestraszona. Dziś na Łazienkowską niemal każdy przyjeżdża jak po swoje.
Diagnozując problem w stolicy często przywołuje się przykład Lecha z poprzedniego roku, gdzie “Kolejorza” także przygniotła faza gurupowa Ligi Europy i ciągnięcie gry na trzech frontach. Analogie są oczywiste, ale dzisiejszy kryzys warszawski wygląda na poważniejszy od zeszłorocznego poznańskiego. Choćby przez pryzmat ligowej tabeli i ówczesnej formy podopiecznych Dariusza Żurawia, którzy po dwunastu meczach zajmowali dziewiąte miejsce.
Lech przyjmując cztery gole od Benfiki w Lizbonie potrafił trzy dni później zaaplikować tyle samo bramek Podbeskidziu, a Legia dziś w Ekstraklasie nie jest w stanie przestraszyć nikogo. I przed nikim nie jest w stanie się obronić. To mocno alarmujące, dlatego dziś przez cały dzień toczone są rozmowy, co dalej. Jutro piłkarze mają wrócić do treningów. Pytanie, czy jeszcze pod wodzą Gołębiewskiego i jeśli tak, to na jak długo.
-----
*Inteligentne podanie – w terminologii WyScout to podanie, które przełamuje obronę przeciwnika i daje widoczną przewagę w ataku.
*Progresywne podanie – w terminologii WyScout to podanie, dzięki któremu drużyna znacząco zdobywa teren (30 metrów bliżej bramki ryeala jeśli odbywa się na własnej połowie, 15 metrów jeśli zaczyna się na własnej, a kończy na połowie przeciwnika, 10 metrów jeśli odbywa się na połowie przeciwnika)
*Głębokie podanie – w terminologii WeScout to podanie po ziemi w obrębie dwudziestu metrów od bramki przeciwnika.

Przeczytaj również