W lidze nie grają od pół roku, są o krok od finału pucharu z PSG. Sensacyjny czwartoligowiec podbija Francję

W lidze nie grają od pół roku, są o krok od finału pucharu z PSG. Sensacyjny czwartoligowiec podbija Francję
screen youtube: Savoie News
Czwartoligowiec, który od października rozegrał jeden ligowy mecz, doszedł do półfinału Pucharu Francji. Brzmi nieprawdopodobnie? Być może. Jakim cudem niewielki, niedawno założony klub zagra dziś z Monaco o udział w finale przeciwko PSG?
GFA Rumilly-Vallieres to zespół z 15-tysięcznego miasteczka położonego nieopodal granicy ze Szwajcarią, który pod obecną nazwą funkcjonuje od zaledwie dwóch lat. Powstał w 2018 roku w wyniku fuzji FCS Rumilly z Marcellaz-Albanais, Marigny-Saint-Marcel oraz ES Vallieres.
Dalsza część tekstu pod wideo
Choć więc zespół z malowniczej Górnej Sabaudii dopiero pisze własną historię, to już za chwilę może osiągnąć sukces, na który inni pracują latami. Takim bez wątpienia byłby awans czwartoligowca do finału krajowego pucharu i tym samym bilet na legendarne Stade de France.

Za dużo się nie nagrali

Koronawirus mocno wstrząsnął francuskim futbolem. Nawet w Ligue 1 rozgrywki 2019/2020 zostały przedwcześnie zakończone. Podobna sytuacja miała miejsce w niższych ligach, a pandemia pokrzyżowała wiele planów również i w obecnym sezonie. Rumilly-Vallieres jest beniaminkiem Championnat National 2, czwartego poziomu rozgrywkowego nad Sekwaną. Od października półfinalista Pucharu Francji rozegrał jednak tylko jedno spotkanie ligowe! Wielu uważa, że poniekąd właśnie we świeżości tkwi sekret drużyny, która w tym samym czasie zdołała przedrzeć się przez dziewięć rund Coupe de France.
- Podobnie mówiono o innej rewelacji, PF Canet, które rozegrało zaledwie dwa spotkania od początku sezonu, a i tak pokonało Marsylię. Można też się odnieść do zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, w której Lyon i PSG mimo zawieszenia ligi i braku gry dostały się do półfinałów, a paryżanie później awansowali do finału, więc można stwierdzić, że okazja skupienia się wyłącznie na jednym spotkaniu była ich siłą - mówi Michał Bojanowski, komentator Ligue 1 w “Canal+”.

Bankowiec, mleczarz i… zdobywca pucharu

Nie jest jednak tak, że przy braku spotkań ligowych podopieczni trenera Fatsaha Amghara mogli wylegiwać się całe dnie w ogrodach czy na balkonach i podziwiać widoki pięknych Alp. Wielu z nich oprócz kopania piłki ma bowiem również normalną pracę, a futbol traktuje często jako po prostu pasję. I tak środkowy obrońca Jean-Manuel Ribeiro pracuje w banku, a pomocnik Stephane Viglierchio w mleczarni. Właścicielem tej drugiej, produkującej znane regionalne specjały, sery Reblochon i Emmental, jest Luc Chabert, jeden z czterech działaczy dzielących się rolą prezydenta klubu.
Co ciekawe jednak, w drużynie znajduje się także piłkarz, który zna już smak zwycięstwa na Stade de France. Doświadczony 31-letni obrońca Dorian Leveque nie tylko ma bowiem za sobą ponad 50 występów w Ligue 1 i grę w Lidze Europy, ale wraz z Guingamp sięgnął także właśnie po puchar w 2014 roku.

Dopisało im szczęście

Większość piłkarzy to jednak gracze anonimowi również dla kibiców uważnie śledzących francuski futbol. Jak to więc możliwe, że taka ekipa awansowała do najlepszej czwórki Coupe de France? Być może po części sprzyjało jej zwyczajnie szczęście.
- Myślę, że miał ono największy wpływ na tak dalekie zajście Rumilly-Vallieres w Pucharze Francji. Czwartoligowiec do półfinału nie mierzył się bowiem z żadną drużyną z Ligue 1. Grał przeciwko drużynom z niższych lig, a dopiero w ćwierćfinale rywalizował z Tuluzą - zaznacza Bojanowski.
To właśnie starcie z ekipą występująca w Ligue 2 okazało się pierwszym poważnym testem dla zespołu ze wschodniej Francji. Testem zdanym wręcz celująco. Rumilly-Vallieres wygrali 2:0. “L’Equipe” określiło to spotkaniem mianem “największego osiągnięcia” w historii klubu.

Puchar niespodzianek

Podczas gdy Puchar Polski nazywany jest “Pucharem Tysiąca Drużyn”, tak we Francji Coupe de France ze spokojem mógłby być określany mianem “Pucharu Niespodzianek”. W rzadko których rozgrywkach pucharowych zdarza się bowiem aż tak wiele przygód piłkarskich kopciuszków dochodzących do najważniejszych faz.W ciągu ostatniej dekady we Francji aż dwie ekipy występujące wówczas w Championnat National, czyli na trzecim poziomie, dotarły do finału. W 2012 roku US Quevilly przegrało jednak z Lyonem, natomiast trzy lata temu Les Herbiers nie dało rady PSG. Z kolei w 2000 roku jeszcze większą niespodziankę sprawiło amatorskie Calais, które jednak musiało ostatecznie w finale uznać wyższość Nantes.
- Puchar Francji jest traktowany niezwykle prestiżowo. To szansa na zaistnienie w świadomości drużyn pokroju Canet, Rumilly-Vallieres czy też ekip z zamorskich kolonii francuskich. Potwierdzeniem ważności tych rozgrywek jest również fakt, że “L'Equipe” co roku poświęca kilka stron na przybliżenie każdej z drużyn, która doszła do dalszych etapów rozgrywek - opowiada Bojanowski.

Dostali, co chcieli

Cokolwiek stanie się dzisiaj wieczorem, piłkarze Rumilly-Vallieres już są zwycięzcami. O ich dokonaniach i wyczynach w Pucharze Francji usłyszano w wielu zakątkach na całym świecie. Oni sami zostali natomiast docenieni przez firmę Nike, która wykazała się miłym gestem i postanowiła podarować każdemu z zawodników czwartoligowca po parze butów.
Dzisiaj najwyższa pora, by nowe korki przyniosły im również dużo szczęścia na boisku. To będzie im bez wątpienia potrzebne. Ich rywal, Monaco, jest przecież zespołem wciąż walczącym w Ligue 1 o grę w Lidze Mistrzów. Trener alpejskiego klubu długo czekał jednak na to spotkanie: - Chcieliśmy PSG lub Monaco i nasze życzenie się spełniło - mówił tuż po losowaniu par półfinałowych, cytowany przez “France 24”.
Bo Puchar Francji to właśnie takie rozgrywki, w których każdy może spełnić marzenia. Rumilly-Vallieres jest kolejnym i najprawdopodobniej wcale nie ostatnim tego przykładem.
- Co roku mamy większe bądź mniejsze sensacje w Coupe de France i nie widzę opcji, żeby w kolejnych latach to się zmieniło. To jest właśnie piękno tych rozgrywek! - podsumowuje Bojanowski.

Przeczytaj również