Wieczny rezerwowy uratował karierę i czeka na wielki transfer. Odrzucił go Simeone, dziś jest warty miliony

Wieczny rezerwowy uratował karierę i czeka na wielki transfer. Odrzucił go Simeone, dziś jest warty miliony
Fabrizio Andrea Bertani/shutterstock.com
Raul Jimenez to zawodnik, który wymyka się nowoczesnym standardom. W piłce od lat panuje kult młodości. Najzdolniejsi nastolatkowie potrafią regularnie grać w topowych klubach. A Meksykanin wypłynął na szerokie wody dopiero w wieku 27 lat. Wcześniej mało kto w ogóle dostrzegał w nim potencjał na bycie gwiazdą. Dziś jest rozchwytywany przez ekipy ze ścisłej czołówki i warty grube miliony.
Kilka tygodni temu wydawało się, że straty finansowe związane z pandemią nieco ostudzą transferowe zapędy wielkich klubów. Czas pokazał, że te jednak nie zamierzają zaciskać pasa. Gdy na rynku pojawia się okazja, trzeba ją wykorzystać. A jednym z najciekawszych “kąsków” bez wątpienia można nazwać Raula Jimeneza. W mediach coraz częściej pojawiają się informacje o żądaniach Wolverhampton, które oczekuje minimum 70-80 mln euro. Potencjalnych kupców nie brakuje.
Dalsza część tekstu pod wideo

Przyspawany do ławki

Obserwując rosnące zainteresowanie 29-latkiem, działacze Atletico Madryt muszą sobie pluć w brodę. Jimenez raczej nie jest kojarzony z grą w La Liga, jednak faktycznie spędził na Estadio Vicente Calderon jeden sezon. W 2014 r. “Rojiblancos” zainwestowali 10 mln euro, bo napastnik wyróżniał się w barwach rodzimego klubu CF America. A rok wcześniej walnie przyczynił się do zdobycia krajowego mistrzostwa, zaś na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie w 2012 r. zdobył złoto wraz z reprezentacją. Medalu z najcenniejszego kruszcu pozbawił samego Neymara.
Stolicę Hiszpanii opuścił wówczas Diego Costa, ale Jimenez nie miał szans na regularną grę. Pierwszymi wyborami Diego Simeone pozostawali Antoine Griezmann i Mario Mandzukic. Żelaznym rezerwowym był Angel Correa, a w środku sezonu 2014/15 do Madrytu powrócił wielki wychowanek, Fernando Torres. Na konferencjach prasowych “Cholo” oczywiście bronił Meksykanina, mówiąc utarte frazesy, że nadejdzie jego czas, każdy dostanie minuty i trzeba zachować spokój. Słowa niestety nie poprzedzały czynów. W La Liga Raul tylko cztery razy wystąpił w pierwszym składzie. Na arenie europejskiej otrzymał 24 minuty.
Nie znajdował się w planach Atletico, więc nikt nie utrudniał mu odejścia do Benfiki Lizbona. Problem w tym, że zamiana rozgrywek na mniej wymagające niewiele zmieniła. W Madrycie grzał ławkę kosztem Griezmanna i Torresa, a w Lizbonie posadzili go Kostas Mitroglou i nieśmiertelny Jonas. W żadnym z trzech sezonów spędzonych w Portugalii nie dobił do bariery tysiąca minut rozegranych w lidze. Miał 27 lat i powoli rozbrzmiewał ostatni dzwonek na odbicie się od dna. Na ratunek przybył Jorge Mendes.

Przywódca watahy

Dwa lata temu słynny agent miał ręce pełne roboty. Po awansie do Premier League Wolverhampton całkowicie przebudowało kadrę, a na Molineux powstała prawdziwa portugalska kolonia. Trenerem został Nuno Espirito Santo, trykot “Wilków” przywdziali m.in. João Moutinho, Diogo Jota i Rui Patrício. Okazję wykorzystał także Raul Jimenez.
- Marzeniem każdego piłkarza jest grać w topowych ligach świata. Chcesz rywalizować z najlepszymi. Epizod w Atletico pomógł mi dotrzeć tu, gdzie jestem. Nauczyłem się cierpliwości, teraz wiem, że muszę ciężko pracować, żeby dostać szansę - mówił dla “Sky Sports”. - Przez cztery lata, rok w Hiszpanii i trzy w Benfice, prosiłem o więcej, chciałem częściej grać, jednak występowali inni. Dostałem ofertę z Chin, ale wiedziałem, że to będzie praktycznie koniec mojej kariery. Byłem gotowy na Premier League - dodał.
“Wilki” spokojnie podeszły do tematu transferu. Najpierw wypożyczono Jimeneza z opcją wykupu za 38 mln euro. Nikt nie chciał w ciemno płacić za napastnika, który przez lata był jedynie rezerwowym. Ledwie kilka miesięcy wystarczyło, aby snajper zademonstrował klasę światową. Dziś jest wart dwa razy więcej.
Debiutancki sezon na Wyspach zakończył z dorobkiem siedemnastu trafień i ośmiu asyst. W Premier League wystąpił we wszystkich kolejkach, w znacznej większości od pierwszej minuty. Dał się poznać jako zawodnik urodzony do gry w spotkaniach z najtrudniejszymi rywalami. Statystyk nie nabijał na outsiderach pokroju Cardiff czy Huddersfield. Kolekcjonował trafienia przeciwko Chelsea, Tottenhamowi, Manchesterowi United. “Wilki” bez wahania uruchomiły klauzulę wykupu.

Meksykańska fala

W tym roku zaprezentował się z jeszcze lepszej strony. We wszystkich rozgrywkach strzelił 26 goli i dołożył do tego 10 asyst. Znakomita współpraca z Diogo Jotą i Adamą Traore po raz kolejny zaprowadziła Wolves w górne rejony tabeli. W Premier League Jimenez wypracował partnerom aż 48 sytuacji, stąd pokaźna liczba asyst. To jednocześnie napastnik i rozgrywający. Na własnej skórze przekonało się o tym większość czołowych zespołów.
- Dzięki Nuno wiem, że jestem ważną częścią składu. Koledzy z drużyny również okazują mi zaufanie. Czekałem na to wiele lat i wreszcie jestem szczęśliwy - mówił.
29-latek odnalazł na Molineux ziemię obiecaną, ale przyszedł czas na pójście o krok dalej. Mimo solidnej postawy w lidze, “Wilki” prawdopodobnie nie wystąpią w europejskich pucharach. Szansę na awans zaprzepaścili na ostatniej prostej zmagań. Mogą jeszcze osiągnąć sukces w Lidze Europy. Podopieczni Nuno Espirito Santo już dziś rozegrają rewanżowe spotkanie 1/8 finału przeciwko ekipie Olympiakosu Pireus. W pierwszym meczu w Grecji padł rezultat 1:1. Ale nawet jeśli Wolves zajdą daleko, choćby na sam szczyt, to Jimenez powinien poważnie rozważyć spływające oferty.
Najciekawszym kierunkiem zdaje się być Juventus. Jego uniwersalność i przegląd pola mogłyby stanowić idealne uzupełnienie turyńskiej układanki. Cristiano Ronaldo uwielbia przecież grać z kreatywnymi “dziewiątkami”. Plotki o zainteresowaniu Manchesteru United raczej trzeba brać z przymrużeniem oka. Nie jest tajemnicą, że "Czerwone Diabły" zagięły parol na Jadona Sancho i raczej nie będą szukać kolejnych wzmocnień w ataku.
Dwa lata temu nikt nie uwierzyłby, że wieczny rezerwowy może zanotować tak błyskawiczny rozwój. W wieku 27 lat przegrywał rywalizację z emerytowanym Jonasem, a teraz rozchwytują go najwięksi. Jak widać, nigdy nie jest za późno na zrobienie kariery. Raul Jimenez wierzył we własny talent do samego końca - zgodnie z dewizą Juventusu, być może przyszłego pracodawcy, która brzmi Fino alla fine.

Przeczytaj również