Wielki trener z wyjątkowym darem. Antonio Conte to mistrz dziwnych, ale skutecznych wyborów

Wielki trener z wyjątkowym darem. Antonio Conte to mistrz dziwnych, ale skutecznych wyborów
LiveMediaSrl/shutterstock.com
Antonio Conte to ścisły top wśród trenerów. Włoch może pochwalić się aż czterema mistrzostwami kraju, zdobytymi w ojczyźnie oraz w Anglii. Na całym świecie kojarzony jest ze swojego taktycznego kunsztu i przywiązania do gry trójką z tyłu. Ma jednak jeszcze jedną cechę, którą często się pomija. Potrafi wyciągać ze średniaków więcej, niż ktokolwiek inny. Menedżer Interu to istny król „wyrobników” i piłkarzy niechcianych.
Jeśli dostalibyście zadanie stworzenia portretu Antonio Conte, to każdy chyba odpowiedziałby tak samo. 3-5-2 lub 3-4-3, rozsądny futbol, bez przesadnych fajerwerków. Do tego można dodać, że w ostatnich klubach zawsze efekty jego pracy widoczne były niemal od razu. Niewielu jest trenerów, którzy potrafią swoją wizję wcielać w różnych środowiskach z podobnym skutkiem.
Dalsza część tekstu pod wideo
50-latek to jednak szkoleniowiec nietuzinkowy. Jak to często bywa w przypadku najlepszych fachowców na świecie – uparty wręcz, jeśli chodzi o własną wizję. Włoch nie lubi rezygnować ze swoich pomysłów i często w ich realizacji idzie „pod prąd”, znajdując własne, nieoczywiste rozwiązania.
Wielu może podrapać się po głowie, widząc część piłkarzy, których ściąga do Interu, z którym walczy o Scudetto. Jego wybory są jednak idealnym uosobieniem tego, jak dobrze rozumie futbol i jak wciela w życie konkretny plan. Plan, który sam zna najlepiej.

Nieoczywiste wybory

Prawdziwy pokaz klasy Conte stanowiło jego wejście do Premier League w roli sternika Chelsea. Na Wyspach zaczął grając czwórką z tyłu. Start był niezły, ale w czwartej kolejce przyszedł remis ze Swansea. Potem porażka z Liverpoolem. Kolejny mecz przyniósł przegraną 0:3 z Arsenalem. „The Blues” jeszcze przed przerwą dostali trzy bramki, ale to właśnie ten mecz położył podwaliny pod mistrzostwo ekipy ze Stamford Bridge.
W 55. minucie spotkania menedżer gości dokonał roszady taktycznej, która zmieniła losy sezonu. Z boiska zdjął Cesca Fabregasa, wprowadzając Marcosa Alonso. Po wprowadzeniu w życie taktyki 3-4-3, sytuacja na murawie się ustabilizowała. I to było kluczowe.
Od tamtej pory Chelsea wychodziła już w nowym ustawieniu. Tym, z którym najczęściej kojarzono jej trenera. Rozwiązanie, uważane na Wyspach jeszcze kilka lat wcześniej za ekstrawaganckie, stało się wizytówką nowych mistrzów kraju. Kolejne 13 spotkań zakończyli zwycięstwami, zachowując w nich aż 10 czystych kont.
Wprowadzenie takiej zmiany wymagało jednak również odpowiednich roszad personalnych. I tutaj pojawił się kunszt menedżera, który w kadrze odnalazł odpowiednie ogniwa. Zakurzonego niemal Victora Mosesa, który poprzednie lata spędzał na wypożyczeniach w Stoke i West Hamie, uczynił prawym wahadłowym, chociaż dotychczas Nigeryjczyka ustawiano na skrzydle.
Przesunięcie go niżej było autorskim pomysłem Conte. Podobnie z Cesarem Azpilicuetą, który występował na bokach obrony. Włoch widział go jako jednego z trzech stoperów. W końcu znalazło się również miejsce dla Marcosa Alonso, którego na Wyspach kojarzono jedynie z przygód w Boltonie i Sunderlandzie.
To oznaczało odstawienie od składu Branislava Ivanovicia, Oscara czy Fabregasa, którzy w poprzednich latach byli niemal pewniakami w londyńskiej drużynie. Pomysł trenera, jak każda rewolucja, wymagał jednak ofiar. Świetny niegdyś piłkarz Juventusu zrezygnował z dobrze znanych, oklepanych rozwiązań i zaproponował własne, które okazały się skuteczne, dając ostatecznie mistrzostwo kraju. I wcale nie był to pierwszy raz, gdy zaskakiwał swoimi decyzjami personalnymi!

„Gracze drugiego planu” w Juventusie

Podczas rozbitego na dwie raty pobytu w Turynie, obecny menedżer Interu przejawiał afekcję do „wyrobników”. Oczywiście, w każdym klubie tacy się znajdują. W Realu Madryt mamy Nacho czy Lucasa Vazqueza, w Liverpoolu chociażby Jamesa Milnera. W przypadku Conte wybory jednak nie były naturalne, a czasami wydawały się wręcz dziwne. On miał po prostu swoich „wojowników”, którym ufał i dawał szansę w środowisku, w teorii zbyt wymagającym dla nich.
Do Juventusu ściągnął chociażby swoich znajomych z Atalanty – Simone Padoina i Federico Peluso. Czy któryś z nich miał umiejętności na klub tej klasy? Wątpliwe. Trener wiedział jednak, czego mógł od nich oczekiwać. A oczekiwał uzupełniania luk. Najczęściej tego typu zawodników ustawiał na wahadle, chociaż drugi z graczy prowadzonych niegdyś przez niego w Bergamo, wcześniej grywał raczej jako stoper.
Dlaczego akurat na flankach odnajdują się zawodnicy „nietypowi” u Conte? Wydaje się, że odpowiedź jest prosta. Wahadło to bardzo specyficzna pozycja. Aby na niej grać, nie trzeba być wybitnym w jakimś konkretnym aspekcie (no, może pod względem szybkości i wybiegania). Tu potrzeba raczej wszechstronności, umiejętności zaangażowania się zarówno w grę w ataku, jak i w obronie. I właśnie stąd pojawiały się szanse dla zawodników o profilu Mosesa w Anglii czy wspomnianych tutaj piłkarzy z Turynu.
Nie tylko oni jednak reprezentowali grupę graczy na papierze „zbyt słabych” na „Starą Damę”, którym zaufał włoski menedżer. W środku pola czy też na skrzydle ustawiał często Emmanuele Giaccheriniego. W sezonie 2011/12 kluczowe ogniwo zespołu stanowił Simone Pepe. I kto wie, jak potoczyłaby się dalej historia wybieganego skrzydłowego, gdyby nie urazy. Dzięki pomysłom szkoleniowca osiągali oni wyżyny, które wcześniej były nieosiągalne.

„Przeciętniacy” zamknięci w ramach taktycznych

W swojej koncepcji Conte wymaga od piłkarzy przede wszystkim odpowiedzialnego wypełniania instrukcji. Dlatego też w początkowej fazie jego pracy na Stamford Bridge, w odstawkę poszedł Fabregas. Swoją drogą, Hiszpan przyznał później, że przekonanie szkoleniowca do siebie to jeden z najbardziej satysfakcjonujących momentów w jego karierze.
Włoch po prostu uwielbia wszechstronnych „pracusiów”. Piłkarzy o profilu Kwadwo Asamoaha, którego ściągał do Turynu, a z którym spotkał się ponownie w Mediolanie. Gdy przedstawi im odpowiednie wytyczne, ci zrealizują je bez mrugnięcia okiem. Po to też do Interu zostali ściągnięci Moses i Young. Jeśli więc dziwicie się, co oni właściwie robią na San Siro – to odpowiedź jest wręcz banalna: wypełniają jasno określone zadania.
Na podobnej zasadzie do łask wrócił też Antonio Candreva, który oczywiście gra... na wahadle. Wszystko kręci się wokół konceptu urodzonego w Lecce menedżera i tego, że po prostu potrzebuje odpowiednich piłkarzy, właściwych charakterów, w konkretnych rolach. Nie boi się również wyciągania graczy odrzuconych, jak Alexis Sanchez. Jeśli masz odpowiednie walory, to znajdzie się dla ciebie miejsce.
Cechą wielkich trenerów jest umiejętność lepienia z dostępnych materiałów. Czasem trzeba radzić sobie przy pomocy półśrodków czy opcji „ekonomicznych”. Mało kto robi to tak, jak Conte. I dlatego można zaliczyć go do grona najlepszych na świecie. Wyobraźcie sobie tylko: Inter zdobywający mistrzostwo z 34-letnim Youngiem i niedawno zesłanym do Turcji Mosesem na wahadłach. To wcale nie jest niemożliwe!
Do tego dochodzi jeszcze Liga Europy, do której ekipa Antonio „spadła” z Champions League. Pierwsza przeszkoda - Łudogorec Razgrad - czeka już na rywali. Przejście Bułgarów wydaje się formalnością, ale wszystko zależy od podejścia Włochów do rozgrywek.
Wszak „puchar pocieszenia” nie jest czymś, co może satysfakcjonować klub i trenera o tak ogromnych ambicjach. Chociaż… dodatkowe trofeum w gablotce zawsze kusi. A Inter, nawet w trybie ekonomicznym, będzie w stanie powalczyć o końcowy triumf. Dziś wieczorem przekonamy się, jakie są zamiary “Nerazzurrich”.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również