Wielkie oczekiwania, mało konkretów. Dlatego sprzedaż Frenkiego de Jonga nie jest złym pomysłem FC Barcelony

Wielkie oczekiwania, mało konkretów. Dlatego sprzedaż Frenkiego de Jonga nie jest złym pomysłem Barcelony
Christian Bertrand/Shutterstock
Frenkie de Jong przychodził do Barcelony jako jeden z najbardziej utalentowanych pomocników młodego pokolenia. Na Camp Nou nie udało mu się jednak wcielić w rolę zbawiciela drugiej linii “Blaugrany”. Dziś nikogo nie może dziwić, że włodarze ze stolicy Katalonii poważnie rozważają sprzedaż 25-latka.
- Zainteresowanie takich klubów, jak Manchester United zawsze ci schlebia, ale jestem już w najlepszej drużynie świata. Czuję się dobrze w Barcelonie, więc nie mam żadnych nowych newsów - odpowiedział ostatnio de Jong pytany przez dziennikarzy “Daily Mail” o przenosiny na Old Trafford.
Dalsza część tekstu pod wideo
Holender kilkukrotnie podkreślał już, że nie zamierza ruszać się z Camp Nou. Z drugiej strony jednak w mediach non stop pojawiają się doniesienia o możliwym transferze pomocnika Barcelony. Dyrekcja sportowa “Dumy Katalonii” z pewnością zdaje sobie sprawę, że Frenkiego można sprzedać za ogromne pieniądze. Być może tak duże, że warte będą zrezygnowania z gracza, który od trzech lat nie zaprezentował w lidze hiszpańskiej pełni potencjału.

Niewystarczający

Największy problem de Jonga polega na tym, że rozegrał on już w Barcelonie pełne trzy sezony, a tak naprawdę trudno wskazać momenty, kiedy faktycznie brał na siebie ciężar bycia liderem tej drużyny. Od zawodnika, za którego zapłacono ponad 80 mln euro trzeba wymagać nie tylko gry solidnej, ale także wybitnej, ponadprzeciętnej. Tymczasem w przypadku Frenkiego można wskazać kilka występów, które nawiązywały do jego dyspozycji z czasów reprezentowania Ajaksu Amsterdam oraz multum takich, kiedy był ciałem obcym niepasującym do barcelońskiego organizmu.
Frenkie de Jong zbyt często w Barcelonie jest piłkarzem, któremu teoretycznie nie wytknie się żadnych błędów, ale też jednocześnie nie znajdzie wielu pozytywów. Oczywiście, rozgrywający plasuje się w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o celność podań czy dystans przemierzony z piłką przy nodze, jednak te wszystkie statystyki nie mają większego znaczenia, gdy na koniec dnia Holender jest poprawny i nic więcej.
25-latkowi trzeba zawiesić poprzeczkę znacznie wyżej, bo mówimy o drugim najdroższym pomocniku w historii futbolu. Od kogoś takiego oczekuje się, że na przestrzeni trzech lat zostawi swój ślad w danym zespole, odciśnie na nim piętno, stanie się jego piłkarskim znakiem firmowym. A Frenkie blisko dobicia do poziomu wartego zapłaty za niego tak bajońskich sum był może przez trzy miesiące w ubiegłym sezonie. Wtedy Ronald Koeman przesunął go nieco wyżej na boisku, a pomocnik regularnie odwdzięczał się bramkami i asystami.
Poza tym krótkim epizodem liczby osiągane przez de Jonga są mizerne. W debiutanckim sezonie ligowym na Półwyspie Iberyjskim zanotował dwie bramki i dwie asysty, w ostatnich rozgrywkach poprawił ten dorobek o zaledwie jedno trafienie i jedno otwierające podanie. Od 2019 roku brał on udział przy zdobyciu przez Barcelonę jednej bramki w Lidze Mistrzów, gdy zaliczył asystę w starciu z Ferencvarosem. Posucha.

Daleko od ideału

- Frenkie gra w piłkę tak, jakby nosił na plecach 50 kilogramów ziemniaków. Każdy wie, ile może wnieść do Barcelony, ale tego nie widać - przyznał Ron Vlaar na antenie “RTL”, kiedy w grudniu “Barca” przegrała 0:3 z Bayernem Monachium.
Nie była to jedyna kompromitacja Katalończyków, w której uczestniczył de Jong. Brał on udział w innych pamiętnych klęskach pokroju 2:8 przeciwko Bawarczykom, 1:4 z PSG, 0:3 z Benfiką czy niedawnego blamażu z Eintrachtem Frankfurt. Barcelona już przed transferem reprezentanta Holandii zaliczała efektowne porażki na arenie europejskiej, jednak zakup takiego piłkarza miał pomóc jej w powrocie na okolice piłkarskiego Olimpu. Sęk w tym, że w najważniejszych meczach Frenkie nie wnosi do drużyny nic ekstra, a jedynie dostosowuje się do ogólnie panującego marazmu. Z przekonaniem graniczącym z pewnością można stwierdzić, że choćby Pedri w ostatnim sezonie zaliczył więcej spektakularnych występów niż Frenkie przez trzy lata. Jeden kosztował kilkanaście milionów i jest nastolatkiem, na drugiego rozbito bank, a aktualnie powinien on wkraczać w swój prime.
- Myślę, że Frenkie to bardzo utalentowany piłkarz, jednak jest zbyt chroniony. Kiedy nie gra dobrze, to mówi się, że nie występował na swojej pozycji. A tak naprawdę na żadnej pozycji nie grał dobrze - stwierdził Ruud Gullit w rozmowie z holenderską stacją “Zigo Sport”.
Legendarny pomocnik słusznie zauważył, że na przeciętność de Jonga często znajduje się szereg wymówek. A to cała drużyna nie funkcjonuje, więc on przecież sam niczego nie zrobi, a to trenerzy nie ustawiają go na odpowiedniej pozycji, przez co nie może zagrać odpowiednio, operując na boisku kilka metrów dalej. To wszystko brzmi absurdalnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że cechami wiodącymi każdego szanującego się pomocnika z topu powinny być wszechstronność i umiejętność gry na wysokim poziomie w niemal każdym sektorze.
Kościół wyznawców talentu de Jonga nierzadko upiera się, że powinien on być najgłębiej ustawionym pomocnikiem Barcelony, ponieważ taki system sprawdzał się w Ajaksie. Problem w tym, że od kilku lat Holender nie daje żadnych podstaw, aby upatrywać w nim następcy Sergio Busquetsa. Doświadczony 33-latek miewa zniżki formy, jednak pod względem kreowania gry nie ustępuje Frenkiemu, a w zakresie gry defensywnej po prostu miażdży swojego młodszego kolegę. Chociaż dla wielu może być to niespodzianka, Frenkie de Jong to jeden z najgorzej grających pomocników w obronie, patrząc na europejską czołówkę. To nie szkoleniowcy, nie taktyka i nie niesprzyjająca konstelacja gwiazd mają wpływ na fakt, że 25-latek unika wślizgów, przechwytów i skoków pressingowych, a w ofensywie wnosi po trzy gole w lidze na sezon.

Rosnąca frustracja

Xavi Hernandez na konferencjach prasowych często podkreślał, że Frenkie to fundamentalna postać w jego układance. Na boisku jednak już tak kolorowo nie było. W wielu spotkaniach de Jong jako pierwszy opuszczał boisko, bo nie wnosił wiele do poczynań drużyny. Apogeum nastąpiło przy okazji kwietniowego starcia z Rayo Vallecano, kiedy Holender zagrał tak tragicznie, że katalońskie media zgodnie wystawiły mu notę 3 w 10-stopniowej skali. 25-latek został zmieniony, będąc wyraźnie rozzłoszczony na decyzję szkoleniowca.
- Xavi ufa Frenkiemu, chwali go, kiedy tylko może, ale w zamian dostaje pokaz fochów, a nie regularność, której potrzeba na boisku - komentowali wówczas dziennikarze “Catalunya Radio”.
Sam Frenkie jakby nie dostrzega winy w tym, że nie jest liderem Barcelony. Kilka dni temu w rozmowie z holenderskimi mediami otwarcie przyznał, że bardziej pasuje mu styl gry w reprezentacji niż ten stosowany na Camp Nou. Pozostaje zadać sobie pytanie, czy Xavi powinien teraz wyrzucić do kosza wszystko, nad czym pracował przez ponad pół roku, aby grać innym systemem, w którym być może de Jong zacznie grać na miarę swoich możliwości?
Wydaje się, że znacznie lepszą opcją pozostaje rozbrat 25-latka z “Blaugraną”. Wicemistrzowie Hiszpanii nie mogą sobie pozwolić na dalszą wiarę w pomocnika, który kosztował ponad 80 mln euro, jest jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy w szatni, ale potrafi grać na swoim poziomie wyłącznie w określonych warunkach.

Diabelskie polowanie

Od kilku tygodni media informują o zainteresowaniu Manchesteru United usługami Frenkiego. “Czerwone Diabły” znajdują się w potrzebie po tym, jak zespół opuścił Paul Pogba. Nic dziwnego, że zespół zagiął parol na gracza Barcelony. De Jong najprawdopodobniej z miejsca stałby się wiodącą postacią drugiej linii na Old Trafford.
Szczególnie, że w Manchesterze rozgrywający natknąłby się na starego znajomego - Erika ten Haga. Skoro w Barcelonie rzekomo nikt nie potrafi znaleźć pomysłu na Frenkiego, to może powinien on znów trafić pod skrzydła szkoleniowca, u którego grał swój najlepszy futbol. Nie ulega wątpliwości, że de Jong z sezonu 2018/19 był wart zapłacenia za niego horrendalnych pieniędzy. Wtedy był prawdziwym filarem Ajaksu, który zawstydzał hegemonów z Realem Madryt i Juventusem na czele. W Barcelonie nawet nie otarł się o poziom prezentowany pod okiem ten Haga.
Włodarzom Katalończyków również powinno zależeć na sprzedaży pomocnika. Jest on zawodnikiem, który mimo słabszego okresu może wnieść do budżetu kilkadziesiąt milionów euro. A trudno nazwać Frenkiego kimś, kogo nie da się zastąpić. Choćby przymierzany do “Barcy” Bernardo Silva na papierze znacznie lepiej odnalazłby się w ekipie Xaviego. Przy czym różnica w zarobkach Holendra (19 mln euro rocznie) i Portugalczyka (około 10 mln euro rocznie) sprawiłaby, że Barcelonie zostałoby jeszcze kilka miedziaków na załatanie dziury budżetowej.
- Transfer do United byłby idealny dla de Jonga. Jest tam trener, który dokładnie wie, co on może zrobić na boisku, a czego nie. Drużyna potrzebuje jakości w drugiej linii. Frenkie byłby tam jedyny w swoim rodzaju. Gdybym był na jego miejscu, przeniósłbym się na Old Trafford – przyznał niedawno Rafael van der Vaart.
W najbliższym czasie prawdopodobnie nastąpi nowy etap negocjacji pomiędzy Manchesterem United i Barceloną. Anglicy potrzebują nowego pomocnika, a Barcelona musi zarobić, by móc sfinalizować inne transfery, zatem nie można wykluczyć, że obie strony dojdą do porozumienia. Teoretycznie w tym potencjalnym ruchu wszystko się zgadza. Erik ten Hag dostałby wymarzonego piłkarza, “Duma Katalonii” mogłaby wnieść powiew świeżości do linii pomocy, a Frenkie wreszcie przestałby być tłumaczony niewłaściwymi decyzjami trenera, złym ustawieniem i niesprzyjającą wilgotnością powietrza. Każdy powinien w tym przypadku wyjść na plus.

Przeczytaj również