Wisła Kraków się kompromituje, a prezes klubu prowokuje swoim wpisem. "Konkurs uważam za otwarty"

Wisła Kraków się kompromituje, a prezes klubu prowokuje swoim wpisem. "Konkurs uważam za otwarty"
Krzysztof Porębski / PressFocus
Przed sezonem byli głównym faworytem do wygrania Fortuna 1. Ligi, tymczasem po 15 kolejkach zajmują odległe dziewiąte miejsce. Piłkarze Wisły Kraków rozczarowują, ale coraz więcej wskazuje na to, że to nie oni są głównym problemem. W klubie przyszedł czas na zmiany. Przede wszystkim na stołku trenerskim.
W czasach kryzysu najłatwiej zrzucić winę na trenera. Takie podejście często mi się nie podoba, dlatego też długo broniłem Radosława Sobolewskiego. Gdy większość kibiców domagała się zwolnienia 46-letniego szkoleniowca już po poprzednim sezonie, zakończonym dla “Białej Gwiazdy” wpadką w barażach o awans do Ekstraklasy, nie byłem przekonany, że pożegnanie to dobry pomysł.
Dalsza część tekstu pod wideo

Druga szansa

To bowiem właśnie “Sobol” w trakcie tamtych rozgrywek zastąpił Jerzego Brzęczka i tchnął w drużynę nowe życie. Wisła najpierw zaczęła lepiej grać, a potem, przede wszystkim już na wiosnę, regularnie punktować. W efekcie przesunęła się ze środka tabeli do jej czołówki i do samego końca była w grze o awans. Niestety dla Sobolewskiego i całej Wisły - nie było w tej historii happy endu.
Drużyna z Reymonta zawiodła wtedy w kluczowych meczach. Nie udźwignęła presji, gdy szybki powrót do Ekstraklasy miała już tylko w swoich rękach. Za taki stan rzeczy kibice obwiniali przede wszystkim Sobolewskiego, bo pewne błędy powtarzały się niepokojąco często. Fatalne bronienie przy stałych fragmentach gry, złe zarządzanie meczem i przeprowadzanie zmian, które często w negatywny sposób odmieniały obraz spotkania, notoryczne porażki w meczach z bezpośrednimi rywalami w walce o awans.
Po fatalnie rozegranym meczu barażowym, który “Biała Gwiazda” boleśnie przegrała u siebie z Puszczą Niepołomice, nad Sobolewskim zawisły czarne chmury. Ostatecznie nie przyniosły one jednak deszczu, bo Wisła, u steru ze współwłaścicielem i prezesem Jarosławem Królewskim, dała trenerowi kolejną szansę. Przekaz był jasny: to z “Sobolem” wchodzimy w nowy sezon.

Wielkie rozczarowanie

Dziś, niemal pół roku później, wiemy już chyba, że to był błąd. Po 15 kolejkach, a to spory materiał do analizy, sytuacja nie wygląda dobrze. I to delikatnie ujmując.
Wisła, która przed startem sezonu była wskazywana przez bukmacherów jako główny faworyt do wygrania rozgrywek, jest dziś na odległym dziewiątym miejscu. Wygrała tylko pięć (!) z 15 ligowych spotkań. Wykręciła zawstydzającą średnią 1,46 punktu na mecz.
I jasne, trzeba pamiętać, że przed sezonem straciła swoją gwiazdą, Luisa Fernandeza, ale kadra na starcie rozgrywek i tak wyglądała naprawdę solidnie. Zostali David Junca czy Miki Villar, którzy wiosną zaliczyli mocne wejście do zespołu. Za pół miliona złotych z Podbeskidzia przyszedł Goku Roman, jeden z najlepszych zawodników w poprzednim sezonie Fortuna 1. Ligi. Można było też wierzyć w sprowadzonych piłkarzy z Hiszpanii, bo przecież dyrektor sportowy Kiko Ramirez w przeszłości udowodnił już, że zna ten rynek świetnie i zazwyczaj albo trafia w środek tarczy, albo chociaż dość blisko niego.
Optymizm jednak gasł z tygodnia na tydzień i ciągle gaśnie. Wisła stała się dla rywali do bólu schematyczna. Wystarczy oddać podopiecznym Radosław Sobolewskiego piłkę, ustawić się mądrze i ciasno w defensywie, a wtedy “Biała Gwiazda” jest całkowicie bezradna. Jeśli nie może wyjść z szybkim atakiem, męczy się niemiłosiernie. Owszem, czasami brakuje tej mitycznej już skuteczności, o której ciągle mówi Sobolewski, ale wielokrotnie drużyna nie ma po prostu pomysłu na rozpracowanie defensywy rywala i stwarzanie sytuacji.

Od ściany do ściany

Jeśli Wisła w pierwszej połowie ustawi sobie mecz, a przeciwnik chcąc gonić wynik zaczyna grać odważniej, oglądamy najlepszą wersję drużyny Sobolewskiego. Rzućmy okiem na wszystkie ligowe zwycięstwa “Białej Gwiazdy” w tym sezonie.
  • 3:2 vs Polonia (prowadzenie 1:0 do przerwy),
  • 5:1 vs Arka (prowadzenie 2:1 do przerwy),
  • 4:1 vs Motor (prowadzenie 2:0 do przerwy),
  • 6:2 vs Znicz (prowadzenie 3:1 do przerwy),
  • 4:1 vs Resovia (prowadzenie 1:0 do przerwy),
Tylko w Warszawie ekipa z Reymonta lekko zagotowała się w końcówce i straciła kontrolę. Pozostałe zwycięstwa - pewne, wysokie, imponujące. Jeśli Wisła nieźle wchodzi w mecz, potem zazwyczaj wygląda świetnie. Problem zaczyna się wtedy, gdy czas leci nieubłaganie, wynik jest na styku, presja rośnie, a rywal, często zadowolony choćby z remisu, nieszczególnie kwapi się do ataków.
Potwierdza to fakt, że Wisła nie wygrała w tym sezonie żadnego ligowego meczu, gdy po pierwszej połowie remisowała lub przegrywała. Ekipa Sobolewskiego musi dość szybko opanować spotkanie, bo wraz z upływem czasu jest coraz bardziej bezradna.
“Biała Gwiazda” idzie więc od ściany do ściany. Albo wygrywa wysoko, albo nie wygrywa w ogóle. Od euforii i nadziei na lepsze jutro, do kolejnego rozczarowania. I tak praktycznie tydzień w tydzień. To dość znamienne, że Wisła jest jednocześnie zespołem, w którego meczach pada najwięcej goli (45) i drużyną, która najczęściej remisowała bezbramkowo (cztery razy).
Wisła Kraków
własne
Niemal w połowie listopada, po 15 kolejkach, Wisła ogląda więc plecy aż ośmiu drużyn. W tym m.in.
  • Odry Opole, która w poprzednim sezonie zajęła ostatnie bezpieczne miejsce nad strefą spadkową,
  • Lechii Gdańsk, która praktycznie nie grała sparingów przed startem sezonu, przeszła kadrową rewolucję i budowała zespół właściwie już w trakcie rozgrywek,
  • Górnika Łęczna, w którym jednym z bardziej wyróżniających się graczy jest oddany przez Wisłę bez żalu na wypożyczenie Piotr Starzyński,
  • Arkę Gdynię, w której od dawna trwają zawirowania właścicielskie,
  • Motoru Lublin, czyli beniaminka.
No i jeszcze GKS-u Tychy, Miedzi Legnica, Wisły Płock. Czyli w skrócie - praktycznie połowy ligi.

Droga donikąd?

Pocieszeniem dla kibiców Wisły, choć raczej marnym, może być póki co Puchar Polski, bo tam Wisła dotarła już do 1/8 finału i ma spore szanse na kolejny awans. Zmierzy się bowiem ze Stalą Rzeszów. Trzeba też podkreślić, że straty w lidze nie są duże. To siedem punktów do lidera, pięć do drugiej lokaty, też dającej bezpośredni awans, i tylko dwa oczka do strefy barażowej.
Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że Wisła nie idzie obecnie w żadnym kierunku. W jej grze nie ma pomysłu, błysku, elementu zaskoczenia. Coraz mocniej dostaje się Sobolewskiemu, który przez lata, jako piłkarz, zapracował na miano legendy Wisły, i choć z pewnością już zawsze nią będzie, aktualnie sam robi sobie krzywdę i podkopuje swój pomnik. Frustracja kibiców rośnie bowiem z dnia na dzień.
“Sobol” sam nie chce się poddać. I uważa, że jego siłą jest dokładnie to, co wiele osób uważa za jego minus.
- Jeżeli ktoś chce mi zabrać rzecz, na której znam się najlepiej, czyli taktykę, to czasami boli. Ale niestety. Będę pracował i myślę, że przełamię to z chłopakami - mówił po niedawnym meczu z Zagłębiem Sosnowiec.
Póki co cierpliwość zachowuje też Jarosław Królewski. Albo żeby było precyzyjniej - wygląda na człowieka wyjątkowo zadowolonego z obecnego stanu rzeczy.
- Spośród 17 meczów w tej kampanii przegraliśmy 3. W tym dwa, w których graliśmy w osłabieniu. O naszej pozycji w lidze decydują mecze, w których nie byliśmy w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, mimo zdecydowanej przewagi. Cel na koniec piłkarskiego roku jest powszechnie znany. Pracujemy dalej. Pozdrawiam. PS. Konkurs na najlepsze inwektywy w komentarzach uważam za otwarty - napisał Królewski na Twitterze/X.
Na pożegnanie z Sobolewski chyba się zatem nie zanosi. W tym roku Wisła zagra jeszcze cztery ligowe mecze i kto wie, być może one okażą się kluczowe dla przyszłości obecnego szkoleniowca. Zimą będzie bowiem zdecydowanie więcej czasu na analizę, wnioski i ewentualne decyzje. Pytanie tylko, czy wtedy na ratowanie sytuacji nie będzie już za późno.

Przeczytaj również