Włosi znów mogą dokonać czegoś wielkiego. O krok od epokowego sukcesu. "Historia dzieje się na naszych oczach"

Włosi znów mogą dokonać czegoś wielkiego. O krok od epokowego sukcesu. "Historia dzieje się na naszych oczach"
ph.FAB / shutterstock.com
Dwa miesiące temu reprezentacja Włoch wróciła na piłkarski szczyt, wygrywając mistrzostwo Europy. Triumf na Starym Kontynencie był tylko pięknym przystankiem w drodze po jeszcze bardziej historyczne osiągnięcie. Italia stoi przed szansą, aby zostać drużyną z największą liczbą kolejnych spotkań bez porażki. Niezwyciężeni są o jeden krok od wieczności.
10 września 2018 roku - właśnie wtedy “Squadra Azzurra” przegrała swoje ostatnie starcie. W ciągu trzech lat podopieczni Roberto Manciniego rozegrali 35 meczów, wiele z nich przeciwko rywalom z najwyższej możliwej półki, ale ani razu nie zaznali gorzkiego smaku porażki. Wystarczy jeszcze jedno spotkanie, w którym Włosi wrócą z tarczą, a nie na niej, aby na zawsze zapisać się w futbolowych annałach. Dotychczasowy rekord należy do niesamowitych Brazylijczyków i zjawiskowych Hiszpanów. Italia ma chrapkę, aby pogodzić obie legendarne drużyny. Samo wyrównanie rekordu nikogo nie zadowoli.
Dalsza część tekstu pod wideo

Włoskie piękno

Historia drogi przebytej przez Roberto Manciniego i jego ekipę to materiał na wielosezonowy serial obfitujący w mnóstwo zwrotów akcji. Selekcjoner objął drużynę rozbitą, zniszczoną i pozbawioną nadziei. Przypomnijmy, że obecnych mistrzów Europy zabrakło na ostatnim mundialu. Symbolem dna, którego sięgnęli Włosi, były zakończone klęską baraże z reprezentacją Szwecji. Cisza towarzysząca kibicom opuszczającym San Siro po blamażu z “Trzema Koronami” okazała się tylko bolesnym preludium przed najgłośniejszym “Fratelli d’Italia” wykrzyczanym trzy lata później na Wembley. Rzetelny opis całego procesu przebudowy kadry pod wodzą Manciniego nie zmieściłby się na setkach stron książki, a co dopiero paru słowach w artykule. Wystarczy podkreślić, że 56-latek z drużyny naznaczonej piętnem porażki uczynił włoskich “Invincibles”. Sprawił, że ekipa nastawiona na styl defensywny, nudny i bezproduktywny, wyrzuciła do śmietnika hasła o “catenaccio”, podbijając Europę witalną siłą ofensywy.
- Aby stać się dobrym zespołem, trzeba wypracować idealną równowagę między atakiem a umiejętnością gry w defensywie. Przejąłem reprezentację w bardzo trudnym momencie. Ale udało się wprowadzić do drużyny wielu młodych, utalentowanych graczy. Wspólnie uznaliśmy, że mamy warunki, aby spróbować innego stylu gry, bardziej ofensywnego niż w przyszłości. To był właściwy czas, aby dać naszym fanom atrakcyjną do oglądania kadrę narodową, aby sprawić im radość - mówił Roberto Mancini w wywiadzie dla “fifa.com” jeszcze przed wygranymi mistrzostwami Europy.
Włosi od wielu miesięcy są drużyną, która pozostaje nierozwiązaną zagadką dla rywali. Nikt nie może przeciwstawić się układance Manciniego, bowiem ta zdaje się być przygotowana na każdą ewentualność. W trakcie EURO “Azzurrich” nie zaskoczył ani morderczy pressing Belgów, ani Hiszpania nastawiona na zdominowanie rywala, czy tym bardziej nieco słabsze drużyny skupione na szybkich kontratakach. Uniwersalność i nieprzewidywalność zespołu z Półwyspu Apenińskiego sprawia, że dziś można myśleć nie tylko o meczu nr 36 czy 37 bez porażki. Ten rekord może zostać wyśrubowany, bowiem trudno wytypować rywala, który w starciu z Włochami uchodziłby za faworyta. Najtrudniejsze chwile nastąpiły na początku przygody trenera z kadrą, kiedy eksperymenty zakończyły się porażkami z Francją i Portugalią oraz remisem w pamiętnym debiucie Jerzego Brzęczka. W bólu zrodziła się ekipa gotowa, aby wygrywać z każdym możliwym rywalem. Jedynym problemem, z którym musi poradzić sobie Mancini, jest utrzymanie wysokiego poziomu koncentracji, czego zabrakło w ostatnim meczu z Bułgarią, zakończonym sensacyjnym remisem. Pod względem piłkarskiej jakości Włosi są jednak gotowi, aby niejako wymazać z historii reprezentacje, które przecież do niedawna uchodziły za idealne. Jak na tle aktualnych mistrzów Europy prezentują się dotychczasowi rekordziści?
***
Bilans reprezentacji Italii w ostatnich 35 spotkaniach: 29 zwycięstw, 6 remisów, 88 bramek strzelonych, 12 straconych, 23 czyste konta, mistrzostwo Europy.

W rytmie samby

W latach 1993-1996 Brazylia ustanowiła rekord 35 spotkań bez porażki. Może to być o tyle zaskakujące, że ten okres wcale nie jest kojarzony z teoretycznie najlepszą generacją piłkarzy z Kraju Kawy. W trakcie niezwyciężonego marszu “Canarinhos” zdobyli nawet mistrzostwo świata, jednak nie dokonali tego w takim stylu, jakiego oczekiwaliby wymagający kibice. Funkcję selekcjonera sprawował wówczas Carlos Alberto Parreira, który przejął schedę po znienawidzonym w kraju Paulo Roberto Falcao. W 1991 r. Brazylia doznała jednego z największych upokorzeń w historii, kiedy podczas Copa America przegrała z Argentyną. Wszyscy fani od Manaus po Porto Alegre domagali się zmiany trenera i Falcao faktycznie zapłacił za tę klęskę stanowiskiem. Jego następca szybko obudził wyciszone na moment głosy krytyki. Parreira od początku narzucił styl, który daleko odbiegał od brazylijskiego. Joga bonito z plaż Copacabany zastąpiono dyscypliną, porządkiem i taktycznym ordungiem.
- Ludzie protestowali, mówiąc że tak nie powinna grać Brazylia. Ale wiedzieliśmy, że budujemy solidny i konkurencyjny zespół. Nie chcieliśmy się bawić. Chcieliśmy zostać mistrzami świata - stwierdził Mario Zagallo, prawa ręka ówczesnego selekcjonera Brazylii.
Parreira był tak wielkim przeciwnikiem brazylijskiej filozofii postrzegania świata i futbolu, że początkowo nie chciał nawet powoływać Romario. Ten dał się poznać jako bawidamek, lekkoduch i człowiek, który prędzej wychyli dziesięć szklanek Cachaci, niż zrobi dziesięć pompek. Aby nieco pohamować zapędy filigranowego napastnika, w trakcie zgrupowań musiał mieszkać w jednym pokoju z Dungą, uosobieniem spokoju i ogłady. Żeby pokazać kto tu rządzi, Parreira nie zabrał na mundial 1994 r. Rivaldo czy Roberto Carlosa. To mogło się odbić czkawką, bo w drodze po tytuł Brazylijczycy niemiłosiernie się męczyli. W półfinale pokonali Szwecję jednym golem, a decydujący mecz rozstrzygnął się dopiero po serii rzutów karnych. Włosi już wtedy mogli pokrzyżować szyki “Canarinhos”. Kto wie, jak potoczyłaby się historia, gdyby Roberto Baggio wykorzystał jedenastkę w finale. Jednak złoto powędrowało do stolicy samby, a napędzeni triumfem Brazylijczycy nie dali się pokonać przez kolejne dwa lata. O sile tamtej drużyny stanowili Romario, Bebeto, Taffarel, kapitan Dunga, a także wchodzący na szczyt Ronaldo Nazario. Wówczas Brazylia nie musiała grać pięknie. Wystarczyła jej skuteczność.
- Sekret futbolu polega na tym, aby przejąć kontrolę nad spotkaniem i boiskowymi wydarzeniami. Oczywiście, że Brazylia mogłaby grać bardziej widowiskowo, ale są chwile, kiedy nie czas na spektakl - komentował wtedy Johan Cruyff.
***
Rekordowy bilans reprezentacji Brazylii w latach 1993-1996: 28 zwycięstw, 7 remisów, 85 bramek strzelonych, 17 straconych, 24 czyste konta, mistrzostwo świata

La Furia Roja

Dorobek Brazylii udało się wyrównać u schyłku ery Luisa Aragonesa i na początku kadencji Vicente Del Bosque. Wtedy rodziła się wielka hiszpańska potęga, której kres wcale nie nastąpił w 2009 roku przy okazji porażki ze Stanami Zjednoczonymi. Podczas Pucharu Konfederacji “Jankesi” nieoczekiwanie powstrzymali Hiszpanów przed pobiciem rekordu Brazylijczyków, ale “La Roja” zbytnio nie przejęła się tym, że passa 35 meczów bez porażki dobiegła końca.
W kolejnych trzech latach tak naprawdę nastąpił prawdziwy peak ekipy z Półwyspu Iberyjskiego, która wygrała mundial i obroniła tytuł mistrzów Europy. Wtedy to zażarci rywale z Barcelony i Realu Madryt co kilka miesięcy zakopywali topór wojenny, aby wspólnie pokazać innym reprezentacjom miejsce w szeregu. Gdy podopieczni Del Bosque wychodzili na murawę, rywale nie zastanawiali się, czy wygrają, bo to należało do sfery marzeń. Można było jedynie spekulować, czy Hiszpania w ogóle pozwoli przeciwnikom wyjść z własnej połowy. O sile obecnej kadry Włoch najlepiej świadczy fakt, że mogą dokonać czegoś, co nie udało się drużynie z Xavim, Andresem Iniestą, Ikerem Casillasem, Xabim Alonso czy Sergio Ramosem.
***
Rekordowy bilans reprezentacji Hiszpanii w latach 2007-2009: 32 zwycięstwa, 3 remisy, 70 strzelonych bramek, 11 straconych 25 czystych kont, mistrzostwo Europy

Historia na naszych oczach

Wielka Brazylia, hiszpański dream-team, a poza tym jeszcze “Mechaniczna Pomarańcza” z Holandii czy niesamowite pokolenia drużyn z Niemiec. Historia futbolu reprezentacyjnego zna mnóstwo fenomenalnych kolektywów, które szły jak burza, ale zawsze na ich drodze pojawiały się drobne przeszkody, pojedyncze wpadki. Właśnie dlatego wyczyn włoskiej kadry jest tak istotny. Zespół Roberto Manciniego ma ogromne szanse, aby zostać samodzielnym rekordzistą - niepokonanym, nieskalanym piętnem przegranej.
Najbliżsi rywale “Azzurrich” to Szwajcarzy, z którymi Włosi po prostu lubią grać. Ostatni raz z "Helwetami" przegrali w 1993 r.. W trakcie niedawno rozegranego EURO rozbili ich wynikiem 3:0. Lecz to nie historyczne kroniki, a obecna wielkość mistrzów Europy pozwala wierzyć, że ich passa przebije Brazylię i Hiszpanię. Misja spod znaku Fratelli d’Italia nie dobiegła końca na Wembley. Tam napisano jeden z pięknych rozdziałów większej opowieści. I chociaż zwykle mecze eliminacyjne zwykle nie kumulują wielkich emocji, warto bacznie przyglądać się poczynaniom podopiecznych Manciniego. Mecz bez porażki nr 36? 37? 38? Tylko talent Włochów pozwoli odpowiedzieć, jak daleko jeszcze zajdą. Jedno jest pewne - historia dzieje się na naszych oczach.

Przeczytaj również