"Wolałbym go w drużynie dziesięć razy bardziej od Neymara". "Morderca o twarzy mordercy" wraca irytować rywali

"Wolałbym go w drużynie dziesięć razy bardziej od Neymara". "Morderca o twarzy mordercy" wraca irytować rywali
Dokshin Vlad/shutterstock.com
AC Milan właśnie ogłosił podpisanie kontraktu z Mario Mandżukiciem. Wicemistrz świata z 2018 roku ostatnio był bez klubu, ale na papierze wydaje się dobrym uzupełnieniem czerwono-czarnej układanki. Nie oczekujmy od niego gola za golem. To inny typ napastnika. Zdaniem niektórych, swego czasu nawet jeden z najlepszych na świecie.
Napastników rozlicza się przede wszystkim ze zdobywanych bramek. Jeśli ten piłkarski frazes przyjmiemy za punkt wyjścia, to możemy dojść do wniosku, że Mario Mandżukić był przez większość kariery napastnikiem zwykłym, wręcz przeciętnym. Ani specjalnie dobrym, ani złym - ot, średniak, czasem mu coś wpadło, ale z reguły kończył mecz bez trafienia. W końcu przez cztery sezony w barwach “Starej Damy” nigdy nie przekroczył granicy 10 strzelonych goli w lidze.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jego najlepszy wynik w “Juve”, Atletico Madryt i Bayernie Monachium wynosi zaledwie 18 trafień. Nieźle, ale umówmy się, nietrudno znaleźć piłkarzy, go pod tym względem przebijają bez większych problemów. Ciro Immobile i Gonzalo Higuain potrafili w jednym sezonie dwukrotnie przebić to osiągnięcie.
Zresztą, pal licho 18 bramek. W sezonie 2017/18 ligi włoskiej w barwach “Bianconerich” do siatki rywali Chorwat trafiał zaledwie pięciokrotnie. Nie były to nawet gole zdobywane przeciwko czołowym rywalom - jego ofiarą padały Cagliari, Fiorentina, Crotone, Bologna i Sampdoria. Typowy ligowy dżemik.
Jakim więc cudem Mario Mandżukić stał się piłkarzem wręcz ubóstwianym przez kibiców “Starej Damy”, do tego stopnia, że doczekał się na Curva Nord dedykowanej mu oprawy “tra gli uomini i guerriero”, czyli “wojownik wśród mężczyzn”?

Morderca o twarzy mordercy

W 2018 roku Stefan Effenberg stwierdził, że Chorwat jest jednym z trzech najlepszych napastników na świecie i gdyby był młodszy, to kosztowałby 100 milionów euro. - Wolałbym go w swojej drużynie dziesięć razy bardziej od Neymara - dodał były niemiecki pomocnik.
Przesada? Tak, Effenberg zdecydowanie odleciał, ale był to tylko jeden z wielu przykładów uznania wobec Mandżukicia. Zlatko Dalić, były selekcjoner reprezentacji Chorwacji powiedział, że Mario reprezentuje sobą chorwacką duszę, ma naturę wojownika i gdyby miał wybrać idealny skład, to by wystawił jedenastu Mandżukiciów.
Powód tych pochwał jest dość prosty - Mandżukić nie wychodził na boisko po to, by rozegrać mecz. On wychodził na wojnę. Wybierał największego kozaka w drużynie przeciwników i szedł z nimi na starcie. Regularnie “tłukł” się chociażby z Sergio Ramosem, kończył mecze z rozwalonym łukiem brwiowym lub złamanym nosem.
We Włoszech zdarzało mu się szarpać Mattię Caldarę, zresztą obrońca Atalanty sam przyznał w jednym z wywiadów, że Chorwat był dla niego największym utrapieniem w karierze. Jak zagrał przeciwko Leonardo Bonucciemu, gdy ten odszedł do Milanu to niemalże maltretował Włocha przy każdej nadarzającej się okazji, a kiedy gracz “Juve” chciał z nim porozmawiać, to został z miejsca obcesowo odepchnięty, Mandżukić nawet na niego nie spojrzał.
Kostasa Manolasa wręcz nienawidził, zresztą z wzajemnością - za każdym razem sprzedawali sobie z wzajemnością łokcie, kopniaki, uderzali się po głowach, a kiedy któraś drużyna zdobywała bramkę, to od razu prowokowali rywala. Nie przepadał za Mandżukiciem także Daniele De Rossi, którego podczas jednego ze spotkań nagrała kamera, gdy krzyczał do Chorwata: - Zamknij się, pie***ony cyganie!.
Jakby tego było mało, wybierał też rywali, którzy mogli “siąść” psychicznie i cały mecz prowokował ich drobnymi gestami - ciągnąc za uszy, za koszulkę, wbijając łokieć, popychając, uderzając “z bara”. Byle tylko puściły im nerwy i zrobili coś głupiego, za co dostaną żółtą lub czerwoną kartkę. W dużym skrócie, jeśli nie grał w twojej drużynie, to był nieznośną wszą, kiedy grał z tobą, to go uwielbiałeś.
Zero przebaczenia, albo ostro, albo wcale. - To piłkarz, w którym trudno się zakochać, opowiadał w “Sky Italia” Zvonimir Boban, - Jednak jeszcze trudniej nie mieć dla niego szacunku. Zawsze czujesz jego obecność na boisku. Zawsze jest tam żeby ci pomóc - tłumaczył były chorwacki piłkarz.

Elastyczny twardziel

Luka Modrić wspominał, że Mario był dla reprezentacji Chorwacji kluczową postacią, ponieważ dawał jej ogromny charakter i chęć do walki. Jego podejście do meczu przekładało się na całą drużynę i motywowało pozostałych zawodników do tego, by dali z siebie jeszcze więcej. Tak samo było zresztą w Juventusie, w którym potrafił nakręcać pozostałych piłkarzy do walki.
Mandżukicia uwielbiano jednak nie tylko ze względu na charakter i chęć do bitki. To był jedynie dodatek do tego, co robił na boisku. Chorwat zasuwał przez cały mecz. Pozostawał nieustannie w ruchu, rozbijał i rozciągał defensywę rywali, tworzył miejsce dla pozostałych napastników i zajeżdżał fizycznie obrońców przeciwnika, przy każdej możliwej okazji nakładając na nich pressing, ścigając się po każdą piłkę.
Choć na pozór nie było tego widać, to świetny piłkarz drużynowy i bardzo elastyczny taktycznie, za co chwalił go często Max Allegri. - Jego połączenie fizycznych i technicznych cech sprawiało, że Mario był wyjątkowym graczem. Dawał mi pod względem taktyki niesamowite pole manewru - wspominał włoski trener.
To jak bardzo potrafi się poświęcić do drużyny i dopasować do okoliczności, Mandżukić udowodnił w sezonach 2016/17 i 2017/18 - według statystyk najgorszych we Włoszech, za to tych, podczas których kibice “Starej Damy” ostatecznie go pokochali.
Ze względu na problemy kadrowe Juventusu, Allegri zmienił ustawienie drużyny, a Chorwat w połowie sezonu został lewoskrzydłowym. Nie lewym napastnikiem, lewoskrzydłowym. I to takim, który w trakcie meczu potrafił mieć średnią pozycję na boisku niższą od lewego obrońcy.
Mandżukić dosłownie harował, akcja po akcji biegał od jednego do drugiego pola karnego, na wysokim tempie. Tak jak pozostali pomocnicy udzielał się w defensywie, często zresztą asekurując Alexa Sandro, który regularnie wypuszczał się z akcjami ofensywnymi. Być może to właśnie dzięki tej współpracy Brazylijczyk rozgrywał wówczas najlepszy sezon w barwach Juventusu. Był to nie tylko dowód na dużą elastycznosć taktyczną “Mandżu”, ale także zdolność do poświęcenia się dla dobra drużyny. Mario schował ego do kieszeni. Nie oburzał się, że na boisku zostanie sprowadzony do roli faceta od czarnej roboty, a bramki będą zdobywali inni, opierający się na jego trudnej pracy.
Trzeba jednak przyznać, że nie zawsze był w stanie się zaadaptować do wizji trenera. Z Bayernu odszedł, bo sam stwierdził, że jak ciężko by nie pracował, i tak by nie spełniał oczekiwań, jakie wobec napastnika miał Pep Guardiola. W Turynie Maurizio Sarri także nie widział dla niego miejsca w swoim systemie i Chorwat mógł szukać sobie nowego klubu.
Co ciekawe, kiedy Mandżukić trafiał do siatki w barwach ekipy z Turynu, to “Stara Dama” prawie zawsze wygrywała mecz. Przegrała tylko raz - po tym jak w finale Ligi Mistrzów strzelił Realowi Madryt przepiękną bramkę przewrotką. 41 meczów z bramką, 39 wygranych, 1 remis, 1 porażka. Może nie strzelał z ogromną regularnością, ale kiedy już to robił, to dawał punkty.

“Jestem wojownikiem, tak jak Ibrahimović, mój idol”

Teraz Mario Mandżukić wraca do Włoch i w Milanie dołączy do swojego szwedzkiego idola, Zlatana. Spotka tam także Simona Kjaera, z którym występował już wcześniej w Wolfsburgu. Transfer na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka po prostu ma sens. “Rossoneri” bardzo potrzebują rezerwowego napastnik. Kogoś, kto nie będzie siedział obrażony na ławce, a kiedy będzie musiał wejść na boisko, wypruje sobie żyły.
Także pod względem mentalności, tak jak wcześniej Ibrahimović, Chorwat może wnieść do Milanu dużo dobrego. Massimiliano Allegri wspominał, że Mandżukić jest doskonałym wzorem dla młodych piłkarzy. Ciężko pracuje, nie cieszy się z małych wygranych, motywuje innych do ostrzejszego trenowania. Dodajmy, że dorosły Mario, ponieważ jak sam wspomina w młodości było mu blisko do swojego imiennika, Balotellego. Popełniał kradzieże w pociągach, jeździł nocą samochodem bez włączonych świateł, zrezygnował z kadry U-21 Chorwacji, a kiedy trener zwrócił mu uwagę, by nie jadł pizzy - zamówił do ośrodka treningowego Dinama Zagrzeb dziesięć kolejnych i zjadł pięć z nich.
Biorąc pod uwagę, że Chorwat dołącza do Milanu za darmo, trudno mieć wobec tego pomysłu wielkie obiekcje. Choć nie ma też co specjalnie liczyć na to, że Mandżukić będzie w Milanie strzelał gola za golem. Witamy z powrotem, Mario.

Przeczytaj również