Wszyscy się wzmacniają, Arsenal zapadł w letni sen. Bez transferów "Kanonierów" czekają męczarnie

Wszyscy się wzmacniają, Arsenal zapadł w letni sen. Bez transferów "Kanonierów" czekają męczarnie
charnsitr / shutterstock.com
Chelsea szaleje na rynku transferowym, Liverpool oczekuje na decyzję Thiago, Tottenham finalizuje zakup Matta Doherty’ego, a Manchester City pozyskał już Ferrana Torresa oraz Nathana Ake i przygotowuje się na powitanie Leo Messiego. Prawie wszystkie ekipy z angielskiej czołówki uczestniczą w kosztownym wyścigu zbrojeń. W letni sen zapadli natomiast włodarze Arsenalu. A bez wielkich transferów, nawet Mikel Arteta niczego nie zdziała.
To miało być przełomowe okienko dla klubu z północnej części Londynu. Szykowano hitowe wzmocnienia w defensywie, na celowniku znajdowali się też Houssem Aouar i Thomas Partey, a w mediach przewijały się nazwiska połowy czołowych graczy w Europie. I chociaż do końca okienka pozostało kilka tygodni, kibice z The Emirates nie mogą na razie patrzeć w przyszłość z optymizmem. Miały być gruszki na wierzbie, a wyszedł zgniły kompot. Pozostała wiara w sprawczą moc szkoleniowca.
Dalsza część tekstu pod wideo

Trener-cudotwórca

Przyszłość “Kanonierów” rysuje się w ciemnych barwach. W wizerunku przypominającym negatyw, jedynym promykiem nadziei jest osoba Mikela Artety. Hiszpan, mimo braku doświadczenia, sprawuje się znakomicie. Jego powrót zainicjował małe odrodzenie dotychczas gnuśnych i miałkich londyńczyków, którzy pod wodzą Unaia Emery’ego zawodzili raz za razem. Na przestrzeni kilku miesięcy były asystent Pepa Guardioli zrobił więcej, niż poprzednik przez całą kadencję.
Siła Artety tkwi w analitycznym umyśle. To człowiek, który przez lata spijał z ust taktycznego maniaka i swojego mentora. Podobnie jak Pep, obecny trener Arsenalu stawia na kolektyw, grę kombinacyjną, metodyczną. Nie jest to jeszcze tiki-taka, ale zalążki futbolu opartego na ataku pozycyjnym, posiadaniu piłki, dominacji rywala. Filozofia nowego menedżera od razu trafiła na żyzny grunt.
- Mikel rozumie zawodników, zna ideę tego klubu. Ma jasną strategię tego, jak powinniśmy grać i wszyscy jesteśmy podekscytowani nowym projektem - mówił w styczniu Bukayo Saka cytowany przez “Bleacher Report”. - Trener jest niesamowity. Początkowe wyniki nie były zadowalające, ale budujemy coś większego. Każdy zobaczy, że poczyniliśmy progres, długa droga przed nami, jednak robimy, co możemy. Wszyscy słuchamy i wierzymy w to, co przekazuje nam Mikel - dodawał Kieran Tierney na łamach “Daily Mail”.
To nie były puste słowa, ale realna ocena rzeczywistości. Każdy, kto regularnie śledził poczynania Arsenalu, musiał zauważyć postęp, nową kulturę gry. Zdarzały się wpadki, ósma pozycja w tabeli nie jest satysfakcjonująca, aczkolwiek Arteta robił, co mógł. Rzeźbił w składzie, pomimo niewystarczającego materiału ludzkiego. Wydawało się, że kadrowe luki zostaną załatane w trakcie letniego okienka. O ile Hiszpan wykonuje swoją pracę minimum poprawnie, tak włodarze nie zasłużyli na wyższą ocenę, niż niedostateczna.

Sztuczne oszczędności

Finansowe potęgi prężą muskuły, a na Wyspy wciąż trafiają kolejne gwiazdy. Ostatnie dni pokazały, że straty związane z pandemią nie wpłynęły drastycznie na transferową karuzelę. Portal “Goal” wyliczył, że Arsenal straci ok. 230 milionów funtów z przyczyn powiązanych z koronawirusem. Oszczędności zaczęto szukać w najbardziej kuriozalny sposób.
Kilkanaście dni temu pojawił się komunikat o zwolnieniu 55 (!) szeregowych pracowników klubu. Według brytyjskich dzienników koszt ich utrzymania wynosił rocznie ok. trzy miliony funtów. Emirates przymusowo musiał opuścić m.in. Francis Cagigao, który przez lata pracował jako skaut. To on osobiście odpowiadał za transfery nieznanych wcześniej Cesca Fabregasa, Hectora Bellerina i Gabriela Martinellego.
- W ostatnich latach zainwestowaliśmy w dodatkowy personel, aby rozwijać klub, ale redukcje dochodów sprawiają, że musimy też zredukować nasze koszty. Naszym celem była ochrona pracowników tak długo, jak to tylko możliwe. Przyjrzeliśmy się każdemu aspektowi, zanim podjęto ostateczną decyzję - napisano w komunikacie na oficjalnej stronie. Słowa nieco kłócą się z działaniami. Pracę stracił np. Pat Rice, który spędził w Północnym Londynie ponad 50 lat. Najpierw jako piłkarz, później asystent Arsene’a Wengera, a następnie skaut.
Tylnymi drzwiami wyrzucono ważne postacie, które za kulisami pracowały na sukces “The Gunners”. Oszczędność w wysokości trzech milionów funtów zakrawa o śmieszność. Dość powiedzieć, że Mesut Oezil inkasuje 300 tys. tygodniowo, a ostatni raz na murawie pojawił się w marcu. Po wznowieniu rozgrywek zagrał w Premier League tyle samo minut, co nasi czytelnicy. A to nie jedyny przykład przepłaconego “Kanoniera”.
Oczywiście, Willian to solidny skrzydłowy i gwarant pewnego poziomu. Problem w tym, że Brazylijczyk ma już na karku 32 lata. Niedługo zacznie tracić warunki motoryczne. Czy warto było oferować tak wysoką gażę zawodnikowi, którego “data ważności” powoli wygasa? Zwłaszcza, że akurat na skrzydłach “Kanonierzy” nie mają problemów. Niedługo nową umowę parafuje Pierre-Emerick Aubameyang, a po drugiej stronie pewniakiem do gry pozostaje Nicolas Pepe. Braki są w każdym innym sektorze boiska.

Stracona szansa

Kilka tygodni temu pisaliśmy o koniecznej rewolucji w składzie “The Gunners”. Chyba nawet największy pesymista wspierający Arsenal, nie przypuszczałby jak tragiczne będzie to okienko. Z całym szacunkiem, ale zespół z aspiracjami nie może cieszyć się z pozyskania Williana i Gabriela Magalhãesa. Chyba, że londyńskie władze liczą na nagły wystrzał wracającego z wypożyczenia Mohameda Elneny’ego. Arteta udowodnił ogromną jakość, jednak porządny trener to nie wszystko.
- Mamy klarowny plan, aby rywalizować z innymi czołowymi zespołami. Nie wiemy, jak będzie wyglądał rynek. Musimy być cierpliwi i zobaczymy, co przyniesie przyszłość - mówił trener jeszcze przed zakończeniem sezonu. Hiszpan nie przewidział apatii zarządu, który nie robi dosłownie nic. Na Santiago Bernabeu wrócił Dani Ceballos, a zakupu nowego pomocnika ani widu, ani słychu.
Nie ma co liczyć na kolejny strzał w dziesiątkę pokroju Gabriela Martinellego, ponieważ bez skrupułów wyrzucono najlepszych skautów. Nie da się znosić złotych jajek, nie mając kury. Włodarze nie są jednocześnie chętni do wydania większej sumy na jakiegokolwiek zawodnika. Ktoś powie, że z pustego to i Salomon nie naleje. Sęk w tym, że Salomon nie wydawałby pół miliona tygodniowo na pensje graczy po trzydziestce.
***
Dziś Arsenal zmierzy się z Liverpoolem w spotkaniu inaugurującym nowy sezon. W pojedynczym meczu “Kanonierzy” mają szansę sprawić niespodziankę, jak przy okazji wygrywania FA Cup, ale na dłuższą metę to nie wystarczy. Przykład “The Reds” idealnie pokazuje sens długoterminowych inwestycji. Na Anfield zatrudniono klasowego trenera, który zbudował drużynę na własną modłę. W ciągu ledwie kilku lat ekipa z Merseyside ponownie stała się europejskim potentatem.
Z kolei Arteta otrzymał kontrakt i brak jakiegokolwiek finansowego wsparcia. Hiszpan i tak wyciągał maksimum z zawodników pokroju Davida Luiza czy Granita Xhaki. Usprawnił taktykę, wprowadził młodzież, dołożył nawet puchar do gabloty. I teraz przyszedł moment, aby wykorzystać tendencję zwyżkową. Zainwestować, pomóc trenerowi rozwinąć dobrze prosperujący projekt. Niestety, sternicy Arsenalu robią wszystko na opak. Zamiast wzmocnić “Kanonierów”, oferują Mikelowi Artecie ślepe naboje.

Przeczytaj również