Wybrali futbol, choć nie musieli. Pirlo, Pique czy Götze w piłkę chcieli grać, mimo zapewnionej przyszłości

Wybrali futbol, choć nie musieli. Bogaci z domu, którzy w piłkę chcieli grać, mimo zapewnionej przyszłości
lev radin/Shutterstock
Wszyscy kochamy historie z cyklu „od zera do milionera”. W piłce nożnej to lejtmotyw. Gracze tacy jak Diego Costa, Robinho czy Samuel Eto’o to tylko niektórzy z ogromnej liczby zawodników, którzy musieli zaciskać zęby i walczyć, aby poprzez sport wyjść z ubóstwa. Są jednak piłkarze, którzy nigdy nie musieli troszczyć się o swoją przyszłość. Oni prawdopodobnie byliby bogaci bez względu na to, czy kopaliby piłkę zawodowo, czy nie. Poznajcie kilku z nich.
Historie tych szczęściarzy rzadko przebijają się w mediach. W końcu są mniej ekscytujące, mniej dramatyczne, mniej disneyowskie. Tak czy inaczej, warto ten schemat przełamać. Zawsze miło jest wiedzieć, że w zdominowanym przez pieniądze sporcie znajdziemy utalentowanych graczy, którzy wybrali futbol tylko dlatego, że kochają tę grę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przedstawię Wam teraz kilku znanych piłkarzy pochodzących z zamożniejszych domów. I już na wstępie mam trzy uwagi. Pierwsza: skupiłem się na zawodnikach, którzy są aktywni lub byli aktywni jeszcze niedawno, więc zapomnijcie na przykład o Socratesie czy Gianluce Viallim. Druga: nie brałem pod uwagę dzieci klasowych piłkarzy, więc zapomnijcie o Franku Lampardzie. Trzecia: nie robiłem sobie jaj, więc zapomnijcie o ciekawostkach w stylu Al-Saadiego Kaddafiego.
OK, ciekawi, kogo los obdarzył smykałką do gry w piłkę i rodzicami przy kasie? Zapraszam!

Andrea Pirlo – „człowiek ze stali”

Dżentelmen co się zowie. Elegancki na boisku i poza nim. Koneser wina i właściciel własnej winnicy, inwestor, przy tym, bagatela – legenda włoskiego futbolu.
Pirlo-piłkarz przyznawał przy różnych okazjach, że nie gra dla pieniędzy. Trudno się mu dziwić, bo gdyby nie realizowałby się na boisku, sowite wynagrodzenie odbierałby być może za pracę dla swojego ojca. Luigi Pirlo, tata pomocnika, w 1982 roku założył w Brescii firmę działającą w branży stalowej. Przedsiębiorstwo odniosło sukces i z powodzeniem działa do dzisiaj. Andrea ma nawet udziały w rodzinnym biznesie.

Hugo Lloris – syn bankiera i prawniczki

Kiedy dziecko dostaje imię na cześć cenionego pisarza (Victora Hugo, autora „Nędzników” czy „Dzwonnika z Notre Dame”), bez większego ryzyka można obstawiać, że szczęśliwi rodzice są ludźmi na pewnym poziomie.
Obecny bramkarz Tottenhamu i reprezentacji Francji urodził się w Nicei. Jego ojciec Luc zajmował się bankowością inwestycyjną, matka Marie była odnoszącą sukcesy prawniczką. Mały Hugo jako dziecko codziennie brał lekcje tenisa i wydawało się, że prędzej niż na murawie zobaczymy go na trawiastej nawierzchni Wimbledonu. Na piłkę nożną postawił późno, w wieku 13 lat. Fanem tenisa pozostał jednak do dzisiaj.

Patrick Bamford – spokojnie, Harvard poczeka

Patrick jest dalszym krewnym Josepha Bamforda, założyciela JCB – ogromnego przedsiębiorstwa, produkującego m.in. sprzęt budowlany i rolniczy. Napastnik stanowi żywe zaprzeczenie powszechnego wyobrażenia o piłkarzach. Atakujący Leeds gra na skrzypcach, gitarze, saksofonie i fortepianie oraz lubi uczyć się języków. Uczęszczał do dobrej szkoły i szło mu w niej na tyle dobrze, że otrzymał propozycję stypendium na uniwersytecie Harvarda (dla niezorientowanych: czołowa uczelnia na świecie!). Anglik wybrał jednak „korki” u Diego Costy.
Cóż, studentem można zostać zawsze, kariera profesjonalnego piłkarza zaczyna się wcześnie i trwa krótko. Ciekawi, jak wygląda kopanie futbolówki w wykonaniu Bamforda? Zobaczmy próbkę jego umiejętności, bo – o ile nie jesteśmy kibicami Leeds – wyczyny Anglika mogły nam umknąć:

Mario Götze – kariera zero-jedynkowa

Tata piłkarza Borussi Dortmund to Jürgen Götze. Profesor Jürgen Götze. Obecnie naukowiec pracuje na wydziale elektrotechniki i informatyki Uniwersytetu Technicznego w Dortmundzie, ale na początku lat 90. zajmował stanowisko badawcze na wydziale informatyki prestiżowego amerykańskiego Uniwersytetu Yale.
Ojciec nie naciskał, żeby synowie poszli w jego ślady - a dodajmy, że jest ich trzech (Mario, Felix i Fabian). Każdy z nich próbował za to szczęścia w futbolu. Pierworodny Fabian nie zrobił kariery, najmłodszy Felix jest obecnie zawodnikiem Augsburga (i ma na koncie kilkanaście występów w Bundeslidze), za to Mario… Zanim dopadły go problemy ze zdrowiem, był jednym z najlepszych piłkarzy między Odrą a Renem.

Robin van Persie – artyzm miał we krwi

Holender złamał wiele serc, kiedy porzucił Arsenal FC, by dołączyć do odwiecznych rywali z Manchesteru. A kiedy w barwach „Czerwonych Diabłów” wywalczył upragnione mistrzostwo Anglii – pierwsze i jedyne w swojej karierze – spora część miasta nad Tamizą utonęła w kibicowskich łzach...



Biografia Robina Van Persiego mogła jednak wyglądać zupełnie inaczej. Jego ojciec, Bob, był cenionym rzeźbiarzem, natomiast matka Jose Ras zajmowała się między innymi malarstwem. Rodzice napastnika rozstali się, gdy ten był chłopcem. Wychowaniem syna zajął się ojciec. Młody Van Persie sprawiał w tym czasie sporo problemów wychowawczych. Rodzice zachęcali go do rozpoczęcia przygody ze sztuką, przyszła gwiazda Arsenalu i Manchesteru United wybrała jednak dla siebie inną ścieżkę kariery. I raczej nikt nie zaprzeczy, że była to trafna decyzja.

Gerard Pique – duma dziadka Amadora

Gerarda Pique albo się kocha, albo nienawidzi. Najtrudniej pozostać wobec niego obojętnym. Obrońca Barcelony jest człowiekiem wielu pasji i aktywności. Niewielu wie o jego biznesowej działalności, a przecież piłkarz jest właścicielem lub inwestorem w kilkunastu firmach. Wolne chwile to dla niego nie czas na Playstation, a na osobisty rozwój i edukację – na przykład na Harvardzie (szkoda, że bez Patricka Bamforda!).
W przypadku Pique kariera piłkarska wiąże się z ciekawą historią rodzinną. Otóż dziadek zawodnika, Amador Bernabeu, był przez wiele lat prominentnym działaczem „Blaugrany”. To on zaszczepił w małym Gerardzie miłość do klubu z Katalonii. Ojciec obrońcy, Joan, jest odnoszącym sukcesy prawnikiem i biznesmenem, a jego mama Montserrat, córka Amadora Bernabeu, jest dyrektorem oddziału udarowego w szpitalu w Barcelonie.

Kaká – z dala od faweli

Pomocnik przyszedł na świat jako Ricardo Izecson dos Santos Leite. Swój pseudonim zawdzięcza młodszemu bratu. Ten w dzieciństwie nazwał go "Kaká", ponieważ miał problem z wymówieniem imion starszego brata.
W przeciwieństwie do wielu piłkarzy, którzy pochodzą z Brazylii, Kaká nie wychował się w biedzie. Nie dorastał w faweli, a futbolu nie uczył się na ulicach i zapuszczonych podwórkach. Jego rodzice pracowali w zawodach, które co prawda nie czyniły z nich bogaczy, ale gwarantowały stabilny i godny zarobek. Ojciec zawodnika, Bosco Izecson Pereira Leite, był inżynierem, natomiast matka, Simone dos Santos, była nauczycielką w szkole.
Gdy przyszły zdobywca Złotej Piłki miał 18 lat, nabawił się problemów z kręgosłupem. Spowodował je pechowy skok do basenu. Po pewnym czasie dolegliwości ustąpiły i piłkarz mógł kontynuować swoją karierę. Gdyby sprawy potoczyły się nieco gorzej, Kaká być może nie spoglądałby na miliony dzieciaków z plakatów powieszonych na ścianach, ale też nie byłby skazany na nędzę i samotność.
Łukasz Jakubowski
Redakcja meczyki.pl
Łukasz Jakubowski21 Jul 2019 · 17:40
Źródło: własne

Przeczytaj również