Wygrani i przegrani meczu z Holandią. "W kadrze znów nie dojechał. Przeciętnie, szaro, nijako"

Wygrani i przegrani meczu z Holandią. "W kadrze znów nie dojechał. Przeciętnie, szaro, nijako"
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Niewiele jest po porażce z Holandią powodów do optymizmu. Stąd nie dziwi, że więcej po tym meczu przegranych niż wygranych wśród reprezentantów Polski.
Zero punktów, zero strzelonych goli, dwa stracone, mnóstwo pytań i wątpliwości plus niepokój przed niedzielnym wyjazdem do Cardiff. Do tego obawa przed tym, jak będą wyglądały w wykonaniu Polaków zbliżające się mistrzostwa świata. Krajobraz po zasłużonej porażce z Holandią jest daleki od ideału. Niewielu piłkarzy można uznać za wygranych tego spotkania. Wskazujemy trzy nazwiska.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wygrani

Piotr Zieliński

Bez dwóch zdań najlepszy piłkarz reprezentacji Polski na Narodowym. Zieliński udowodnił, że równie dobrze mógłby tego dnia zakładać trykot rywali - dostosował się poziomem do ich gry. Szkoda, że mało kto z “Biało-czerwonych” poszedł w jego ślady. To była wersja “Ziela”, którą chcemy oglądać z orzełkiem na piersi. Pomocnik Napoli tworzył największe zagrożenie w ofensywie, napędzał (nieliczne) akcje Polaków, to on kapitalnie wypuścił Przemysława Frankowskiego, po którego podaniu fatalnie pomylił się Milik. Błyszczał inteligencją, kontrolą piłki, techniką, opanowaniem, przeglądem pola. Krótko mówiąc: dał z siebie to, co ma najlepsze. Takich liderów potrzebujemy. Warto dodać, że Zieliński naturalniej się czuje i pewniej wygląda, mając pole gry przed sobą, atakując z głębi, a nie jako “dziesiątka” ustawiona tuż za plecami jedynego napastnika. Wtedy reprezentacja bardziej korzysta z jego walorów, tak jak to było w drugiej połowie. I wydaje się, że tą drogą powinien iść selekcjoner. Zieliński na kierownicy, nie schowany wyżej (choć i tak zirytowany marazmem sam cofał się po piłkę).

Nicola Zalewski

Piłkarz Romy nie zagrał wybitnego spotkania, szczególnie w drugiej połowie zaczęło mu brakować sił (co nie dziwi, patrząc na ostatnie perypetie zdrowotne i niewielki czas gry we wrześniu). Był jednak “jakiś”. Nie bał się rywali, chętnie wchodził w pojedynki jeden na jeden, przyspieszał grę. Nie brakowało mu odwagi, starał się przesuwać akcje w kierunku bramki Holendrów, sprawiał problemy Denzelowi Dumfriesowi. Duży kontrast względem grającego po drugiej stronie dość nerwowego Przemysława Frankowskiego. Nicola udowodnił, że jeśli tylko będzie zdrowy, musi być reprezentacyjnym pewniakiem, czy to na wahadle, czy w roli skrzydłowego. W obu rolach bije konkurencje na głowę, nawet biorąc pod uwagę potrzebną mu jeszcze naukę gry w defensywie.

Jakub Kiwior

Najmniejsze doświadczenie reprezentacyjne pośród trójki stoperów. Najmłodszy i najmniej ograny w najwyższych ligach. A jednak to właśnie Kuba Kiwior stanowił najpewniejszy punkt trzyosobowego bloku defensywnego przeciwko Holandii. Z przekąsem można uznać, że przy tak grającym duecie Glik-Bednarek nie było to trudne, ale też oddajmy piłkarzowi Spezii co należne. Spisał się dość solidnie, nie panikował, przy golach bezpośrednio nie zawinił. Mógł się podobać z futbolówką przy nodze, zaliczył kilka ważnych interwencji. To jest przyszłość reprezentacyjnej obrony.

Przegrani

Przegranych, co naturalne, jest więcej. Oto oni.

Karol Linetty

U Michniewicza Karol Linetty zagrał już w czerwcu z Belgią, także na Narodowym. Wypadł słabo, do drużyny wniósł niewiele, w pomeczowych ocenach zapracował u nas na miano boiskowego “ducha”. Tyle że wtedy był po słabym sezonie w Torino, poza rytmem meczowym i jego kiepska dyspozycja nie dziwiła. A teraz trudno znaleźć jakieś słowa na obronę środkowego pomocnika, który znów sprawiał wrażenie nieobecnego. Dał się zdominować, niewiele pokazywał w rozegraniu piłki, nie tworzył zgranego tandemu z Grzegorzem Krychowiakiem. Zagrał bardzo przeciętnie, szaro, nijako. Szkoda, bo we Włoszech świetnie wszedł w obecne rozgrywki i wreszcie jest istotnym ogniwem Torino. A tutaj, w kadrze, znów nie dojechał. I nie dał selekcjonerowi powodów, by brać go pod uwagę do pierwszego składu na MŚ.

Jan Bednarek & Kamil Glik

Wieloletni liderzy formacji obronnej spisali się wyjątkowo kiepsko. Byli na ogół spóźnieni, źle ustawieni, łatwo się dawali zaskakiwać rywalom. Drugi gol absolutnie idzie na ich konto, przy pierwszym też popełnili błąd. Do tego dochodzi bezradność w rozgrywaniu piłki. Na dwa miesiące przed mundialem wyglądało to niepokojąco. Z drugiej strony, czy aby nie nazbyt wiele wymagamy od rezerwowego obrońcy przeciętnych klubów Premier League oraz stopera średniaka Serie B? Nigdy nie można odmówić Bednarkowi i Glikowi ofiarności, ambicji, zaangażowania, poświęcenia dla kadry, lecz pod kątem sportowym mamy prawo stawiać znaki zapytania. Szczególnie, że mundial za pasem, a doskonałe wejście do drużyny Kiwiora jest zachętą, by próbować innych rozwiązań. Nawet jeśli etatowy duet stoperów przyłożył rękę do awansu na MŚ znakomitym występem przeciwko Szwecji.

Arkadiusz Milik

Nie może się Milik wstrzelić w barwach narodowych. Klubowy sezon rozpoczął doskonale, odżył w Juventusie, wykonuje tam - jako jeden z niewielu - rzetelną robotę, ale jak w kadrze nie szło, tak nie idzie. Zawodnik “Juve” wszedł na boisko po przerwie i miał jedną okazję bramkową. Stuprocentową, po akcji Zielińskiego i Frankowskiego. W najważniejszym momencie jednak zawiódł, uderzył nieczysto. Zdarza się to oczywiście najlepszym “dziewiątkom” świata, ale napastników rozlicza się z takich właśnie sytuacji. A tutaj zabrakło skuteczności. A walka o miejsce w reprezentacyjnym ataku nie ustaje - na kolejną szansę czeka zwykle niezawodzący Karol Świderski.

Przemysław Frankowski

Frankowski stanął przed niepowtarzalną okazją, by udowodnić, że może być naprawdę ważnym i pożytecznym ogniwem reprezentacji. Pierwszym zmiennikiem na wahadła przy niedyspozycji Casha czy Zalewskiego. I choć pewnie faktycznie tym pierwszym zmiennikiem będzie, to przeciwko Holandii nie dał wielu argumentów, by bezpiecznie na niego stawiać. Wszedł w mecz nerwowo, był zagubiony w defensywie, gubił krycie. Z przodu brakowało mu luzu, którym emanował Nicola Zalewski. Dopiero w drugiej połowie “Franek” dwukrotnie pokazał się ze świetnej strony - najpierw gdy uruchomił Sebastiana Szymańskiego, a następnie wystawiając “patelnię” Milikowi. I oby to był optymistyczny prognostyk przed jego kolejnymi występami z orzełkiem na piersi.

Czesław Michniewicz

Bezbarwnie, nijako i znacznie poniżej potencjału - tak wyglądała reprezentacja Polski w starciu z “Oranje”. “Biało-czerwoni” grali, jakby niekoniecznie mieli plan na to spotkanie. Albo nie wiedzieli, jak go zrealizować. Oba warianty nie są korzystne dla selekcjonera. Przypomniały się najsłabsze mecze z lat kadry Waldemara Fornalika czy Jerzego Brzęczka. Oczywiście, Czesław Michniewicz non stop zmaga się z urazami podopiecznych, zmiany wymuszają na nim kontuzje, ale mając do dyspozycji piłkarzy pokroju Lewandowskiego, Zielińskiego, Szymańskiego czy Zalewskiego ta drużyna nie może wyglądać tak bezjajecznie, jak w czwartek na Narodowym. Sporo roboty przed trenerem. Mecz w Cardiff zapowiada się nerwowo.

Przeczytaj również