Wygrani i przegrani zamieszania z Superligą. Wielka kariera wisi na włosku, UEFA śmieje się w twarz kibicom

Wygrani i przegrani zamieszania z Superligą. Wielka kariera wisi na włosku, UEFA śmieje się w twarz kibicom
Jorge Sanz / Pacific Press / Sipa / PressFocus
Dwa dni. Niespełna 48 godzin. Tyle minęło od ogłoszenia startu Superligi do odejścia z tego projektu połowy uczestników i spektakularnego upadku zapowiadanej rewolucji. Kto na tym zamieszaniu stracił najwięcej? Czyja wielka kariera stoi dziś pod sporym znakiem zapytania? Gdzie wystrzeliły korki od szampana? Dlaczego UEFA śmieje się w twarz kibicom? Oto najwięksi wygrani i przegrani całego zamieszania.
Zanim przejdziemy do “wyliczanki”, sprawdźcie, jak Superliga upadała krok po kroku. TUTAJ znajdziecie zbiór kluczowych informacji z jednego z najważniejszych dni w historii futbolu. W TYM MIEJSCU z kolei widnieją wszystkie newsy i artykuły związane z całym projektem Superligi.
Dalsza część tekstu pod wideo
***

WYGRANI

UEFA
Po fiasku rewolucji można znaleźć sporo komentarzy wyrażających radość z faktu, że wygrał futbol, a przegrały pieniądze i atak na tradycyjne wartości. W jakimś stopniu jest to prawda, bo dawno środowisko piłkarskie nie było tak zjednoczone jak przez ostatnie dni. Ale to nie piłka nożna jako taka zyskała w tym sporze najwięcej. Definitywnym zwycięzcą całego zamieszania jest UEFA. Ta sama UEFA, która przez lata zapracowała na opinię skorumpowanej organizacji myślącej tylko o kasie. Ta sama UEFA, która dopiero co była zewsząd krytykowana za pomysł rewolucji w rozgrywkach Ligi Mistrzów.
Europejska federacja udowodniła, że czasem da się zjeść ciastko i nadal mieć ciastko. Nie dość, że cichaczem ogłosiła wejście w życie nowego formatu Champions League (o którym więcej przeczytasz TUTAJ), to jeszcze skutecznie weszła w rolę rzekomego obrońcy “romantycznego futbolu”. Niektórzy chyba na chwilę zapomnieli, że UEFA jak najbardziej uosabia to, przeciwko czemu nagle zaczęła walczyć. Nagła metamorfoza? Dajmy spokój. To by było zbyt łatwe. Tu nadal chodzi o wielkie pieniądze.
A reforma LM? Przecież ona także oznacza, że federacja będzie rozdawała za darmo miejsca w elicie najlepszym klubom. Czyli zupełnie tak, jak zakładał projekt Superligi. Przykładowo: jeśli Manchester United zajmie siódme miejsce w Premier League, tuż za Evertonem i West Hamem, to “Czerwone Diabły” i tak zagrają w Champions League. A kluby z Liverpoolu i Londynu trafią do Ligi Europy. Duch rywalizacji i piękno sportu? No właśnie. Chyba, że UEFA zostanie zmuszona do wycofania się z tego pomysłu. “Times” informuje, że zaraz ma ruszyć intensywna akcja przedstawicieli lig i klubów, by nie przyznawano miejsc w Lidze Mistrzów za zasługi.
Trzeba swoją drogą wspomnieć, że jeszcze bardziej obrzydliwe od hipokryzji UEFY były słowa Gianniego Infantino, szefa FIFA, który przeciwstawił się Superlidze, jednocześnie… dziękując Katarowi za poprawę sytuacji z prawami człowieka. Gdy w grę wchodzą gigantyczne pieniądze, życie ludzkie najwyraźniej schodzi na drugi plan.
Bayern Monachium
Fantastycznie rozegrały tę sprawę władze Bayernu. Choć pierwotnie monachijczycy mieli być w gronie założycielskim Superligi, to w finalnej dwunastce jednak się nie znaleźli. Najwyraźniej uznali, że warto poczekać na rozwój sytuacji. Postawili się w roli obrońców Ligi Mistrzów razem z Borussią Dortmund. Karl-Heinz Rummenigge objął przy okazji stanowisko szefa ECA, zastępując Andreę Agnellego. Bawarczycy uniknęli wściekłości własnych kibiców, nie nagrabili sobie w UEFA, a w dodatku na dalszy plan zeszły problemy klubu związane z rezygnacją Hansiego Flicka. Bayern może triumfować. W tym miejscu warto jednak zaznaczyć, że mistrzowie Niemiec faktycznie mogą być wzorem dla gigantów-założycieli Superligi, często zadłużonych na nieprawdopodobne sumy. Bayern to bowiem to najlepiej zarządzany klub na świecie, który nawet w pandemicznym roku 2020 wypracował zysk liczony w milionach euro.
Mniejsze kluby
Kibice zapałali też większą niż zwykle sympatią do innych, mniejszych drużyn. Czternaście klubów Premier League zjednoczyło się przeciwko “Big Six”. Były okolicznościowe koszulki, były podniosłe komunikaty, były prztyczki w nos gigantów w social mediach. Wolverhampton ogłosiło się mistrzem Anglii za ostatnie dwa lata. W Hiszpanii pomysłowością wyróżnił się Real Betis, na którego oficjalnej stronie internetowej pojawiła się aktualna tabela ligowa bez uwzględnienia w niej Realu Madryt, Barcelony i Atletico. Włoskie źródła informowały, że część klubów Serie A domagała się usunięcia Juventusu, Interu i Milanu z rozgrywek. W sieci szaleli ludzie od mediów Spartaka Moskwa, znani z humorystycznego podejścia do prowadzenia profili społecznościowych klubu ze stolicy Rosji.
I o to chodzi w futbolu. O zabawę. Nawet jeśli spora część komunikatów czy działań poszczególnych mniejszych ekip była typowo pod publiczkę lub dla własnych korzyści.

PRZEGRANI

Florentino Perez
Florentino Perez, jako wytrawny i doświadczony gracz, mocno zaryzykował. Nie pierwszy raz w karierze. Tym razem trafił jednak kulą w płot, bo dał twarz projektowi Superligi. Chciał zyskać splendor i jeszcze większe uznanie. W pięknych słowach wypowiadał się o rewolucji. Nie szczędził superlatyw. Zanotował arcyciekawy występ w “El Chiringuito”, po którym media społecznościowe zalała fala pozytywnych komentarzy na temat jego “wielkości”. Zapewniał, że nie boi się ani Aleksandra Ceferina i jego gróźb, ani upadku Superligi. Zdołał porozmawiać z “L’Equipe”. Miał kontynuować ofensywę w hiszpańskim radiu “Cadena SER”. Ale nie pojawił się w studiu, bo właśnie przegrywał ważną, osobistą rozgrywkę. W momencie, w którym powinien zachwalać własny pomysł w audycji “El Larguero”, angielskie kluby ogłaszały rezygnację z udziału w Superlidze.
Perez miał ostatnio świetną passę. Real wrócił na właściwe tory sportowe. Florentino właśnie został wybrany prezesem klubu na kolejną kadencję. Media trąbiły o wielkim planie Hiszpana - otwarciu z pompą Santiago Bernabeu oraz ściągnięciu Kyliana Mbappe i Erlinga Haalanda. A tu nagle, w kilkadziesiąt godzin, 74-latek stał się wrogiem numer jeden dla szefostwa UEFA i kibiców na całym świecie. Pojawiły się nawet informacje, że są naciski, by zrezygnował z przewodzenia Realowi i usunął się w cień. Do tego pewnie nie dojdzie, a Perez będzie ratował reputację transferami za grube miliony euro. Ale w ostatnich latach wielkiej kariery na jego wizerunku pojawia się ogromna rysa. Tej porażki mu się nie zapomni.
Andrea Agnelli
Florentino Perez ma jedną przewagę nad Andreą Agnellim, choć obaj niemal w równym stopniu narazili się na gniew fanów przy próbie futbolowego przewrotu. Hiszpan zbliża się do emerytury. Swoje już osiągnął, właściwie nic nie musi. A Agnelli? Ma 45 lat. Jest prezydentem wielkiej marki. Był szefem organizacji zrzeszającej kilkaset europejskich drużyn. Mógł liczyć na świetlaną przyszłość na szczytach piłki nożnej, lecz okazał się “zdrajcą”. Aleksander Ceferin podkreślał, że Włoch popierał nowy format Ligi Mistrzów, omawiał go z klubami, po czym “wbił nóż w plecy” i razem z Perezem chciał dokonać rewolucji, oszukując wszystkich wokół.
Reputacja szefa “Juve” legła zatem w gruzach. Wyszedł na kombinatora, oszusta, osobę niegodną zaufania. Przy okazji ośmieszył się, bo dopiero co udzielił wywiadu, w którym zapewniał o “pakcie krwi” twórców Superligi. Rozmowa została jednak opublikowana dopiero dziś rano, w momencie, gdy angielscy reprezentanci opuścili już ten tonący okręt. Cóż, Agnelli plany wdrapania się na samą górę kontynentalnych struktur piłkarskich musi raczej odłożyć na bok. Powinien zająć się ratowaniem posady w Turynie. Niektóre źródła, m.in. “beIN Sports”, donosiły, że szef Juventusu podał się już do dymisji. Ten jednak zdementował te pogłoski. Wygląda na to, że zamierza walczyć. Zobaczymy, na ile starczy mu sił, chęci i pewności siebie. Bo na dziś Agnelli to postać zupełnie skompromitowana. A jego wielka kariera właśnie wisi na włosku.
Ed Woodward
Agnelli na razie odchodzić ze stanowiska nie zamierza. Z kolei Ed Woodward, dyrektor generalny Manchesteru United, błyskawicznie podjął decyzję o własnej dymisji. To on stał za dołączeniem “Czerwonych Diabłów” do Superligi. Był gorącym zwolennikiem rewolucji. Skończyło się na tym, że owszem, do rewolucji dojdzie, ale w jego życiu zawodowym. Z końcem tego roku Woodward pożegna się ze stanowiskiem. W strukturach MU spędził 16 lat. Media informowały, że podjął taką decyzję po rozmowie z przedstawicielami drużyny - Luke’em Shawem i Bruno Fernandesem, którzy ostro przeciwstawili się pomysłowi w imieniu całego zespołu. Zdruzgotany ponoć Woodward zobaczył, że zagrał va bank, ma przeciwko sobie piłkarzy i pracowników klubu, a Superliga nie wypali, więc złożył dymisję na ręce Joela Glazera. Cóż, przynajmniej miał odwagę przyznać się do błędu i odejść.
Właściciele klubów
Zbiorczo - przegrali wszyscy właściciele klubów. To przecież oni, we własnej osobie, szykowali rewolucję. Nie trenerzy, nie piłkarze, którzy o niczym nie wiedzieli. Grupa bogaczy myślała, że bezboleśnie może wywrócić świat futbolu do góry nogami. Cały projekt został jednak ogłoszony w tak amatorski i nieprzemyślany sposób, że musiał spalić na panewce. A całe zamieszanie dodało odwagi przeciwnikom szefów poszczególnych klubów. Gary Neville wprost powiedział, że po tym wszystkim w Manchesterze nie ma miejsca dla rządzącej United rodziny Glazerów. Jamie Carragher przyznał, że także nie wyobraża sobie dalszego władania Liverpoolem przez Johna W. Henry’ego i jego współpracowników. Z kolei Ian Wright, legenda Arsenalu, dobitnie zasugerował, co powinien zrobić Stan Kroenke, właściciel “Kanonierów”.
Dymisji we władzach swoich ukochanych ekip domagają się też fani Tottenhamu i Chelsea. Niewątpliwie - coś pękło. Coś się zmieniło. Ale ile taki stan rzeczy potrwa i jakie przyniesie realne zmiany, tego na dziś nie jesteśmy w stanie stwierdzić.

Przeczytaj również