"Uczyłem się imion i nazwisk kolegów z Transfermarkt". Z Holandii do kadry? Sousa ma komfort na środku obrony

"Uczyłem się imion i nazwisk kolegów z Transfermarkt". Z Holandii do kadry? Sousa ma komfort na środku obrony
Dziurek / shutterstock.com
Lubimy spoglądać, jak idzie naszym rodakom poza granicami kraju, a tym samym poza Ekstraklasą. Bardzo dobry czas ma za sobą Paweł Bochniewicz, który przeniósł się do holenderskiego Heerenveen i gra tam od dechy do dechy. Co więcej - walczy z klubem o puchary. Zobaczmy, co u niego!
Polak nie mógł mieć lepszego początku w klubie. Już w pierwszej kolejce Heerenveen zachowało z nim w składzie czyste konto, wygrało 2:0 z Willem II Tilburg, a Bochniewicz strzelił gola głową i przywitał się z publicznością i nowymi kolegami najlepiej jak mógł.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Odbyłem tak naprawdę jeden trening, a wyszedłem w pierwszym składzie. Umówmy się, dla drużyny byłem anonimowy. Ja jeszcze przed pierwszym treningiem i meczem uczyłem się twarzy i imion kolegów siedząc godzinami na Transfermarkt. A po zdobyciu bramki w debiucie było już mi dużo łatwiej w szatni, zostałem fajnie przyjęty - opowiada nam Paweł.
Heerenveen to ciekawie prowadzony klub. Ambitny, ale nie na tyle bogaty i mocny kadrowo, by faktycznie dobić się do holenderskiej czołówki. Niedawno mądrze zaczęli gospodarować pieniędzmi. Pozbyli się piłkarzy spoza Unii Europejskiej, którzy generowali koszty, dostawali wysokie pensje. Sprzedali Ejuke, ale zatrzymali Joeya Veermana, co było kluczowe dla zachowania stabilnego składu.
Eredivisie to ciekawe wyzwanie dla Bochniewicza, bo trudno nazwać ją wymarzoną ligą dla obrońców. O tym lepiej opowiada nam sam piłkarz: - Mamy ofensywny styl. Młody, holenderski trener stawiający na atak, trochę przeciwieństwo Marcina Brosza, mało mamy skupiania się na taktyce, ustawieniu w defensywie, a bardziej stawiamy na operowanie piłką w ofensywie. Ćwiczymy bardziej taktykę, kiedy my mamy piłkę niż kiedy jej nie mamy.
- Tu broni się dużo trudniej niż w Polsce. Raz - ze względu na indywidualnie umiejętności zawodników. Dwa - dlatego, że tu każdy bardziej myśli o atakowaniu niż bronieniu. Końcówki meczów to często rywalizacja box to box. Jest więcej pojedynków, gry 1 na 1 z napastnikiem - kontynuuje Bochniewicz.
Heerenveen miało kryzys, straciło masę ’’oczek” nie wygrywając meczu przez ponad dwa miesiące. Trener Jansen zmienił system z 4-3-3 na 4-4-2, wymienił połowę składu i ruszyło. Całe szczęście roszady nie dotyczyły Pawła Bochniewicza, o tym nie było mowy. Heerenveen wiosną ponownie wygląda dobrze i zaczęło wygrywać, czego najlepszym przykładem rozbicie Feyenoordu 3:0.
Bochniewicz po powrocie do Polski budował formę, stał się czołowym piłkarzem Górnika Zabrze, jego kapitanem, wyróżniającym się ligowcem, aż trafił do reprezentacji Polski. Minęło zaledwie pół roku, a już możemy nazywać go solidnym ligowcem w Holandii.
- Rozwinąłem się jako piłkarz w tym krótkim czasie. Moje atuty wychodzą na wierz, gramy piłką od tyłu, a ja dobrze się w tym odnajduję. Jak grasz z lepszymi to stajesz się lepszy, tak to odczuwam. Wiesz, do Ekstraklasy nie raz przychodził piłkarz z dobrym CV, ale otoczony słabszymi kolegami nie mógł wiele zrobić i był krytykowany. Zwłaszcza jak to napastnik, który powinien żyć z podań w pole karne, a w polskiej lidze musiał brać się samemu za wypracowywanie sytuacji.
Bochniewicz spędził kilka lat we Włoszech, w Udinese się nie przebił, szans próbował także w hiszpańskiej Granadzie. Dużo nie pograł, ale swoje widział.
Co ciekawe, jeszcze przed transferem do Zabrza przyjechała delegacja z Holandii - ludzie z klubu, dyrektor sportowy i sam trener Johnny Jansen. Obejrzeli jego mecz w barwach Górnika, pośmiali się, że mu nie wyszedł, ale nadal go chcą i odbyli już poważną rozmowę na temat przyszłości. To dało Bochniewiczowi jasny znak, że nie idzie do klubu jako anonim, a piłkarz chciany. Taki, na którego trener od razu postawi i w niego wierzy. Teraz Eredivisie wydaje się być dobrym krokiem, ale nie ostatnim.
- Trener i w ogóle ludzie w Heerenveen wiedzą, że traktuję ten klub jako przystanek. Chciałbym wypłynąć w Holandii, rozwijać się z każdym rokiem i zrobić krok dalej. Nie mówię, że tak będzie na pewno, może zostanę tu na lata. Ale klub też ma taką politykę, żeby budować zawodnika i sprzedawać, więc czemu ja nie miałbym być takim zawodnikiem nawet w najbliższym okienku?
Bochniewicz zwraca uwagę na różnicę jakości piłkarskiej w najwyższej lidze. Oczywiście tym największym zdarzają się wypadki przy pracy, zresztą Heerenveen jest niezłe w psuciu krwi czołówce - zremisowali z PSV Eindhoven, wygrali 3:0 z Feyenoordem czy 1:0 z Vitesse. Jednak reprezentant Polski zauważa wielką różnicę między czubem a dołem tabeli.
- Jesteśmy przyzwyczajeni, że w Polsce każdy może wygrać z każdym. Stal przyjedzie na Legię, Legia pojedzie do Bielska-Białej i mamy dwie niespodzianki. W Holandii jest przepaść między Ajaxem, PSV a Emmen czy ADO Den Haag. Gra się zupełnie inaczej. Cała czwórka jest piekielnie mocna: właśnie Ajax i PSV, a do tego Feyenoord, AZ Alkmaar i w tym roku jeszcze Vitesse. Sama tabela o tym mówi. Lider zdobył 50 punktów, a ostatnia drużyna zaledwie 6. A mamy luty. Na początku sezonu przegraliśmy z Ajaxem aż 1:5, ale ogólnie największe wrażenie piłkarsko zrobiło na mnie AZ Alkmaar.
Po tym jak Jerzy Brzęczek zrezygnował z powoływania Michała Pazdana czy Artura Jędrzejczyka oraz regularnie pomijał choćby Pawła Dawidowicza czy Thiago Cionka, nasz rozmówca stał się ich naturalnym zastępcą w kadrze. Jednak hierarchia była jasna - w podstawie Bednarek z Glikiem, rezerwowym Sebastian Walukiewicz, a tym czwartym niech będzie Bochniewicz. Czy transfer do Holandii bardzo pomoże mu utrzymać miejsce w drużynie narodowej, a może i podbić swoją pozycję?
- Trafiłem do reprezentacji z Ekstraklasy i rywalizowałem ze stoperami grającymi regularnie w Serie A czy Premier League. Umówmy się, gdybym został w Górniku, to ta różnica poziomu rozgrywek byłaby znacząca, stawiałaby mnie w gorszym świetne. Dlatego bliżej mi do kadry jako podstawowemu zawodnikowi Heerenveen. Selekcjoner Paulo Sousa na pewno inaczej będzie przyglądał się stoperowi z Eredivisie niż dobrze grającemu w Ekstraklasie.
Paweł Bochniewicz może mieć i ma dużą nadzieję na EURO 2021. A na nim, kto wie. Piłka nożna lubi pisać różne scenariusze. Jednak na ten moment można być pewnym, że swoją rolę w klubie polski stoper odgrywa obiecująco. I oby dalej to tak ’’żarło”.

Przeczytaj również