Z tymi piłkarzami Real Madryt znów odjedzie reszcie świata. Tak tworzy się trzecia wersja Galacticos

Z tymi piłkarzami Real Madryt znów odjedzie reszcie świata. Tak tworzy się trzecia wersja Galacticos
własne
Poszukiwanie najlepszych graczy na świecie i płacenie za nich ogromnych sum mają w Madrycie wpisane w DNA. Real jest wielki, co zmusza go do posiadania gwiazd, a prezydent Florentino Perez potrafi dopiąć swego. Obecna słabość “Królewskich” to kwestia sezonu czy dwóch. W czeluściach gabinetów pisze się bowiem kolejny scenariusz budowy ekipy marzeń.
Słowo “Galacticos” przywołuje obraz wspaniałych dni Realu: wielkie nazwiska, trofea, same sukcesy. Oczywiście nie zawsze była to rzeczywistość zgodna z wyobrażeniem. W latach 2000-2007 Real wydał 276 milionów euro. Dziś może nie jest to suma rzucająca na kolana, ale na początku XXI wieku nikt wówczas nie operował większymi kwotami.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dwójka lepsza od jedynki

Florentino Perez co roku wyciągał z rękawa nową zabawkę: Luisa Figo za 60 milionów, Zinedine’a Zidane’a (73,5 mln), Ronaldo (45 mln) i Davida Beckhama (37,5 mln). Dołączyli oni go graczy sprzed nowej ery, wśród których najbardziej wyróżniali się Raul, Fernando Hierro, Guti, Roberto Carlos, Iker Casillas. Armia, z którą aż chciało się iść na wojnę. Jednak w ciągu siedmiu lat Real zgarnął tylko mistrzostwo Hiszpanii (trzykrotnie), Superpuchar Hiszpanii i raz Ligę Mistrzów. Bez wstydu, ale i bez oszałamiającego wyczynu. Spodziewano się gamechangera, a wyszedł zaledwie solidny projekt. Na pewno mocno przepłacony.
Kluby rzadko uczą się na błędach, ale Real odrobił pracę domową. Kiedy Perez wrócił na stanowisko w 2009 roku, rozpoczął drugą erę Galacticos, wydając tym razem prawie 500 milionów euro, m.in. na Kakę (67 mln), Karima Benzemę (30 mln), Cristiano Ronaldo (94 mln), Garetha Bale’a (100 mln) i jeszcze kilku innych graczy. Ten zespół osiągnął znacznie więcej niż głośniejszy, lecz nieco słabszy poprzednik. To okres, którego synonimem na zawsze będzie słowo “La Decima”. Dziesiąte klubowe mistrzostwo Europy. Do tego jeszcze trzy kolejne triumfy w Lidze Mistrzów oraz nieco uboższy urobek na krajowym podwórku (tylko 2x La Liga i 2x Copa del Rey). Dość imponująca kolekcja, lecz nie zapominajmy - za znacznie większe nakłady.
Teraz Real Madryt wydaje się być zdeterminowany, by zapoczątkować nową erę Galacticos. Tę epokę miał otworzyć transfer Edena Hazarda za 100 (według niektórych źródeł - 160) milionów euro, co sprawiło, że belgijski atakujący został największym transferem od czasu przybycia na Bernabeu Jamesa Rodrigueza. Real przechodził przecież przez okres ograniczeń na rynku transferowym i ofensywy katarskich szejków oraz magnatów, a teraz walczy ze skutkami finansowymi po przejściu pandemii. Ale to wszystko minie, a “Królewscy” będą gotowi na nowe. Trzy nazwiska znakomitych piłkarzy od dawna przewijają się przez media i wygląda na to, że “Los Blancos” widzą ich w swym gwiazdozbiorze.

Eduardo Camavinga

Gdyby nie ten przeklęty wirus, prawdopodobnie Eduardo Camavinga byłby już po kilku/kilkunastu występach w barwach Realu. Młody pomocnik Rennes to naturalny i idealny zmiennik dla Casemiro, który w poprzednich sezonach grał wprawdzie jak z nut, ale jednocześnie eksploatowano go do granic możliwości. A Camavinga, dzięki swojej sile, wytrzymałości oraz wrodzonemu talentowi, nie uszedł uwadze działaczom z Madrytu, którzy widzą w nim doskonały materiał na “szóstkę” lub “ósemkę”. Według “L’Equipe” Francuz odnowi kontrakt z Bretończykami, ale tylko po to, by podbić nieco cenę transferu do stolicy Hiszpanii.
18-latek rozegrał już ponad 40 meczów w Ligue 1 i wyróżnia się na tle innych zawodników Renes. W dodatku ma za sobą debiut i premierową bramkę w reprezentacji “Les Bleus”. Mimo swojej bardzo szczupłej postury, z łatwością rozbija ataki przeciwników, a według portalu “whoscored.com” w zeszłym sezonie zaliczył najwięcej wygranych pojedynków w lidze francuskiej (105). Imponuje również, gdy ma piłkę przy stopie. Trudno go od niej oddzielić. Właściwe podejście, ścisła kontrola i ogromna mobilność pozwalają mu raz po raz robić małe zwody, które wyprowadzają rywali w pole. To wręcz modelowa postać dla uwielbiającego grać piłką Realu.

Erling Braut Haaland

O Norwegu napisano już właściwie wszystko. Udowodnił, że to, co robił w Salzburgu, nie było przypadkiem i w barwach Borussii wszedł na kolejny poziom. Dziś cena 20 milionów euro, jakie Dortmund zapłacił za niego Austriakom, wydaje się raczej kwotą wyłącznie za jego buty. Dla BVB Erling stał się produktem bezcennym. Ktokolwiek zdecyduje się na sięgnięcie po supersnajpera, będzie musiał mocno nadszarpnąć swój budżet. Hiszpańska prasa dowiedziała się, że 20-letni Haaland ma w swoim kontrakcie klauzulę, która pozwala mu wyjazd za 75 milionów euro latem 2021 roku. Istnieje jednak ustne porozumienie między niemieckim klubem a agentem piłkarza Mino Raiolą, które mówi o możliwym przesunięciu sprawy transferu Norwega na kolejne lato. Wtedy miałby być dostępny za “rozsądną cenę”.
Real, będący w dobrych stosunkach z BVB, nawet nie rozpoczął negocjacji, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że przy Concha Espina mają nazwisko Norwega na liście życzeń.
Fiasko misji “Haaland” oznaczałoby kolejny rok gry Karimem Benzemą, który, owszem, daje po 15-20 goli na sezon plus kilka asyst, ale ofensywa “Królewskich” od jakiegoś czasu potrzebuje czegoś ekstra. Trudno też oczekiwać fajerwerków po Luce Joviciu, z którym wspólnego języka nie może znaleźć Zinedine Zidane. Serb wygląda, jakby przyjechał na Bernabeu wbrew opinii francuskiego szkoleniowca, a liczne pozaboiskowe wpadki nie przysparzają napastnikowi sympatyków. Cierpliwość fanów i sztabu szkoleniowego Realu bardzo szybko się wyczerpuje. A na jej końcu stoi norweski piłkarz o blond włosach, szelmowskim uśmiechu i wyjątkowym darem do strzelania goli.

Kylian Mbappe

Mbappe to niezmiennie cel transferowy numer jeden “Los Blancos”. Klejnot w koronie. Francuski napastnik może zostać ściągnięty do Madrytu za rok lub za dwa lata, gdy jego kontrakt z PSG wygaśnie i będzie on dostępny za darmo. Francuzi nadal nie wywieszają jednak białej flagi i naciskają na piłkarza, aby ten prolongował umowę. Efekt jest mizerny. Kylian odrzucił wszystkie trzy oferty w ciągu 20 miesięcy, mimo że ostatnia dawała mu pensję podobną do wynagrodzenia Neymara - 36 milionów rocznie (teraz pobiera 14 mln). Ta różnica była jedną z przyczyn złości 21-latka. Teraz wydaje się, że to nie pieniądze stanowią problem. Chce odnieść sukces na najwyższym poziomie i zostać najlepszym graczem na świecie. Złota Piłka i triumf w Lidze Mistrzów to rzeczy, które świecą najjaśniejszym światłem, gdy jesteś ubrany na biało.
Powszechnie wiadomo o miłości, jaką Mbappe darzy Real i Zidane’a. “Zizou” widzi w nim brakujący element układanki, mentalność “cracka”, której na razie nie udało się zaszczepić w Edenie Hazardzie, największym transferowym rozczarowaniu ostatnich sezonów. Kylian dawałby “Los Blancos” mnóstwo opcji w ataku. Może bowiem grać jako typowa “9”, ale również jako skrzydłowy i odwrócony skrzydłowy, a w czasie meczu chętnie zamienia się rolami z kolegami. Jego obecność na boisku daje natychmiastowy “boost” dla drużyny, która ma go w składzie.
Aktualnie w stolicy Hiszpanii mamy do czynienia z zespołem przejściowym. Z grupą osób powoli żegnających się z klubem (Isco, Marcelo, Mariano), z piłkarską karierą w ogóle (Modrić, Ramos) oraz formującym się nowym narybkiem, który potrzebuje więcej czasu na dołączenie do elity (Rodrygo, Vinicius, Militao, Odegaard, Łunin). Dokonywanie hurtowych i drogich zakupów nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, ale tym razem wydaje się, że koniecznym. Wiara w młodych zawodników musi wiązać się z oceną ich jakości. Trio Camavinga-Haaland-Mbappe spełnia wszystkie wymagania. Już przejście jednego z nich powinno być wielkim świętem na Santiago Bernabeu. Skompletowanie całego pakietu będzie oznaczać początek nowej, prawdopodobnie wyjątkowo owocnej ery “Królewskich”.

Przeczytaj również