Za słaby na Ligę Mistrzów, za słaby na Real Madryt. To już nie jego poziom. Spektakularny zjazd legendy

Za słaby na Ligę Mistrzów, za słaby na Real Madryt. To już nie jego poziom. Spektakularny zjazd legendy
Joaquin Corchero Arcos / Cordon Press / Pressfocus
Wielu piłkarzy Realu Madryt zagrało z Chelsea co najwyżej przeciętnie. Ale to, co na boisku robił Marcelo, wołało o pomstę do nieba. Jeśli ktoś się zastanawiał, czemu Zinedine Zidane rzadko stawia na Brazylijczyka, dostał odpowiedź jak na tacy. Niegdyś fantastyczny piłkarz jest dziś cieniem klasowego zawodnika. I przykro się na to patrzy.
Gdyby nie kontuzja Ferlanda Mendy’ego, Marcelo pewnie nie zagrałby wczoraj ani minuty. Zresztą - być może i tak usiadłby na ławce, ale w ligowym meczu z Betisem Zinedine Zidane musiał zauważyć, że ustawienie Nacho w roli stricte lewego obrońcy przy ustawieniu 4-3-3 nie jest najlepszym rozwiązaniem. Pewnie dlatego zaryzykował, decydując się na wahadła, z brazylijskim weteranem na lewej flance. I cóż - “Zizou” ma czego żałować.
Dalsza część tekstu pod wideo

Najsłabszy

Można nabijać się z Timo Wernera, który dołożył kolejne komiczne pudło do własnego dorobku. Można krytykować całą defensywę Realu za zachowanie przy golu Christiana Pulisica. Można zwrócić uwagę na gorszy niż zwykle środek pola “Królewskich”. Można zauważyć, że zmiany przeprowadzone przez obu menedżerów właściwie nic nie przyniosły.
Ale trzeba także pochylić się nad tym, co na murawie Estadio Alfredo Di Stefano wyprawiał Marcelo. 32-letni Brazylijczyk był bez wątpienia najsłabszym graczem na boisku. Miał problemy z rywalami od pierwszej minuty. Nie nadążał, spóźniał się, popełniał błędy w ustawieniu, dał się zdominować przeciwnikom. Gubił się także z przodu, gdzie nie trzymał własnej pozycji, co ułatwiało piłkarzom Chelsea ofensywne wypady. Pomyłki próbował naprawiać rozpaczliwymi interwencjami, ale nawet wślizgi nie zawsze mu wychodziły.
Fatalny występ Marcelo jest też świetnie widoczny po zerknięciu w statystyki. Były reprezentant “Canarinhos” zanotował - biorąc pod uwagę oba zespoły - najwięcej strat piłki, bo aż 12. Wygrał zaledwie 38% stoczonych pojedynków - dokładnie pięć z 13. W tym aspekcie gorsi od niego w szeregach Realu byli jedynie Luka Modrić i Vinicius Junior. Marcelo wykręcił także niski współczynnik “działań” (“actions”) na boisku, bo tylko 54%. Nie zawsze liczby oddają to, co jest widoczne przez widza, ale w tym wypadku kiepska postawa 32-latka znajduje odzwierciedlenie statystyczne.
Umówmy się - wychowanek Fluminense nigdy nie był tytanem w grze defensywnej. Własne braki nadrabiał jednak kapitalną wydolnością oraz popisami w ataku. Tymczasem przeciwko Chelsea nawet w ofensywie nie potrafił stworzyć przewagi, przeprowadzić ciekawej akcji, wejść w odważny drybling, dodać gazu. Z wspomnianych 13 pojedynków sześć miało miejsce w fazie ataku. Marcelo wygrał jeden. Tylko raz zdecydował się na drybling. Właściwie można go pochwalić wyłącznie za jedno zagranie - celną, dopieszczoną wrzutkę, po której Casemiro i Eder Militao mogli zgrać futbolówkę do Karima Benzemy, a ten zdobył przepięknego gola wyrównującego.
Tym jednym podaniem Brazylijczyk nie zamazał jednak ogólnego obrazu własnej gry. Prędzej zapamiętamy jego występ z faulu na żółtą kartkę w drugiej połowie. To przewinienie jest właściwie doskonałym podsumowaniem postawy doświadczonego obrońcy. Spóźniony nie potrafił nadążyć za przeciwnikiem, w związku z czym ratował się ostrym wślizgiem od tyłu, dosłownie w ostatnim możliwym momencie.

Nie ten poziom

Marcelo rozegrał w tym sezonie łącznie 1177 minut we wszystkich rozgrywkach. To bardzo, bardzo mało. Ale jeśli ktokolwiek zastanawiał się, dlaczego Zinedine Zidane rzadko obdarza jednego z liderów zespołu zaufaniem, po meczu z Chelsea nie ma już chyba żadnych wątpliwości. Dla niegdyś fantastycznego piłkarza dziś Real Madryt to po prostu zbyt wysokie progi. Nie mówiąc o półfinale Ligi Mistrzów.
Kiedy zaczął się zjazd Marcelo? To minimum trzeci sezon, gdy forma tego piłkarza pozostawia, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. Warto przypomnieć, że wychowanek Fluminense trafił do naszego grona największych przegranych…. 2019 roku. Pisaliśmy wówczas tak:
- Marcelo zaliczył najbardziej spektakularną wycieczkę o kilka poziomów w dół. Brazylijczyk długimi momentami sprawiał wrażenie sabotującego grę defensywną drużyny, a i w ataku przestał być gwarantem regularności. Dziś nikt nie wymienia go w gronie najlepszych bocznych, nowoczesnych obrońców, no chyba, że z przyzwyczajenia. Piłkarz, któremu zaraz stuknie trzynasty rok w barwach Realu, stał się cieniem samego siebie.
Minęło właściwie półtora roku, a każde powyższe zdanie nadal jest aktualne. Marcelo miał wprawdzie przebłyski. Na początku 2020 r., zanim nastąpiła przerwa w rozgrywkach spowodowana wybuchem pandemii koronawirusa, potrafił grać regularnie i na niezłym poziomie. Zwracaliśmy na to uwagę w tekście opublikowanym z okazji jego 32. urodzin:
- Marcelo wziął się do roboty. Skupił na utrzymaniu odpowiedniej wagi, dbał o samodyscyplinę, zaangażowanie, nie narzekał, nie grymasił, nie dawał do zrozumienia, że rzadsze występy to cios dla takiej legendy klubu. “Zizou” chwalił go za profesjonalizm.
Wydaje się jednak, że na więcej Brazylijczyka zwyczajnie nie stać. Nie jest w stanie osiągnąć oczekiwanego pułapu formy. Nie umie nawiązać do formy z dawnych lat. Przypomina piłkarza u schyłku kariery.
Skąd taki upadek legendarnego zawodnika? 32-latek całe piłkarskie życie bazował na niesamowitej wydolności, która pozwalała mu harować na lewej stronie boiska od linii końcowej do linii końcowej. Pudrować własne niedoskonałości. Zaczarować kibiców grą w ofensywie, zamiast zwracać ich uwagę na niedociągnięcia z tyłu. Ale to już minęło. Wieloletnie obciążenie organizmu wynikające z rozgrywania kilkudziesięciu meczów na sezon, do tego kontuzje, problemy z sylwetką - i to wystarczyło, by tuż przed ukończeniem 33 lat Marcelo nie był w stanie reprezentować Realu na choćby niezłym poziomie.

Co dalej?

No właśnie - co dalej? Kontrakt Marcelo wygasa po zakończeniu następnego sezonu. W zeszłym roku piłkarz deklarował, że chętnie wypełni umowę. W takiej dyspozycji można jednak podważyć nawet jego rolę zmiennika Ferlanda Mendy’ego. Tylko czy Realowi opłaca się szukać innej “dwójki” na lewą stronę defensywy, jeśli w gabinetach klubu celem numer jeden jest przeprowadzenie wielkiego transferu, najlepiej Kyliana Mbappe? Być może Marcelo faktycznie odejdzie z klubu dopiero po wygaśnięciu kontraktu. Bo, umówmy się, tego lata “Królewscy” i tak by na nim żadnych poważnych pieniędzy nie zarobili.
Kto mógłby być zainteresowany 58-krotnym reprezentantem “Canarinhos”, niezależnie od tego, czy byłby dostępny w najbliższym okienku transferowym, czy dopiero w przyszłym roku? Media swego czasu przymierzały go m.in. do Interu i Juventusu. Może zmiana otoczenia pomogłaby Marcelo w poprawie formy. Ale należy się poważnie zastanowić, czy to także nie za wysokie progi dla legendy Realu. I czy jedyną opcją nagle nie okaże się powrót do ojczyzny. Lub wyjazd do MLS. Halo, David Beckham?

Czy Real Madryt powinien pozbyć się Marcelo w najbliższym okienku transferowym?

  • TAK71.75%
  • NIE28.25%

Przeczytaj również