Żadnych wzmocnień, wyprzedaż liderów i sezon przetrwania. Miało być TOP6, będzie walka o utrzymanie?

Żadnych wzmocnień, wyprzedaż liderów i sezon przetrwania. Miało być TOP6, będzie walka o utrzymanie?
Matt Wilkinson / Press Focus
We wszystkich ligach zaliczanych do TOP5 tylko jeden zespół nie dokonał transferu w trakcie letniego okienka transferowego. Leicester City wyróżnia się nie tylko w skali Premier League, ale całej Europy w sposób, który nie należy do najbardziej chlubnych. Kłopoty dawnych mistrzów Anglii są na tyle duże, że przyszłość "Lisów" stoi pod dużym znakiem zapytania.
Premier League jest najbardziej majętną ligą w całej Europie. Prawa telewizyjne do transmitowania tych rozgrywek osiągają kwoty niebotyczne, które znacząco wpływają na transfery. Szaleństwo zakupowe ogarnia praktycznie wszystkie zespoły w stawce. Dość powiedzieć, że już teraz dwanaście drużyn dokonało wzmocnień za łączną kwotę przekraczającą 50 milionów euro.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jeśli spojrzymy na bilans całej ligi, to wynosi on ponad 1,1 miliarda funtów. To o około 600 milionów funtów więcej niż w Serie A, 800 milionów funtów więcej niż w Bundeslidze, która ma rzecz jasna 18, a nie 20 przedstawicieli, oraz 900 milionów funtów więcej niż w Ligue 1 i La Liga. Jakkolwiek na to nie spojrzeć - przepaść. Mogłaby być ona jeszcze większa, gdyby uwzględnić wszystkie prowizje dla agentów oraz pensje, które w Premier League stoją na najwyższym poziomie. Mogłaby być ona większa również wtedy, gdyby nie Leicester City.
W trakcie letniego okienka "Lisy" nie dokonały jeszcze żadnego wzmocnienia. To ewenement nie tylko w skali Wysp, ale i całego Starego Kontynentu. Nie ma on jednak nic wspólnego z unikalną myślą i projektem, który oparty będzie tylko na wychowankach prosto z klubowej akademii. Wstrzemięźliwość Leicester City jest wymuszona - to efekt wewnętrznych kłopotów drużyny z King Power Stadium. Co więcej, niewiele wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości sytuacja zmieniła się na lepsze.

Wielkich wzmocnień nie będzie

- Oczywiście, obecna sytuacja finansowa w klubie jest daleka od idealnej. Z pewnością nie sprzyja ona perspektywie robienia interesów - powiedział Brendan Rodgers na konferencji prasowej. - Musimy jednak trochę popracować na rynku, jeśli chcemy osiągać wyniki zbliżone do poprzednich. Jeśli nie, oczekiwania będą zupełnie inne. Szczerze mówiąc, odświeżenie składu nie odbędzie się w takich warunkach, których oczekiwałem - dodawał.
Ta dość spokojna i wyważona wypowiedź szkoleniowca Leicester City jest zapowiedzią wydarzeń, na które muszą przygotować się kibice. Zanim dojdzie do zamknięcia transferowego okienka, "Lisy" pewnie dokonają dwóch, trzech transferów. Wątpliwe jednak, aby na King Power Stadium trafili zawodnicy konkurencyjni względem innych zespołów w stawce. Leicester City na takich piłkarzy po prostu nie stać.
Przez lata właściciele "The Foxes" byli uważani za jednych z najlepszych na Wyspach. Dość rozważnie podchodzili do okienek transferowych, starając się zachowywać optymalny bilans między wydatkami, a przychodami. Jednocześnie była to jedynie fasada ich działań, bo Leicester City z roku na rok systematycznie rosło, co w ciągu 2022 roku postawiło drużynę w sytuacji kryzysowej. Składa się na to kilka czynników:
  • wybudowanie ośrodka treningowego w Seagrave - 100 milionów funtów,
  • wzrost płac zawodników - z 49 milionów funtów do 68,7 miliona funtów,
  • wzrost ogólnych płac w klubie - obecnie na poziomie 158,7 miliona funtów,
  • rozbudowa King Power Stadium, której koszty nie są znane.
"The Athletic" zaznacza, że w latach 2019-2020 stosunek płac do przychodów w Leicester City wynosił aż 105%. Obecnie liczby te stopniały do 85%, ponieważ udało się zwiększyć przychody, co jednak ma związek przede wszystkim z dodatkowymi funduszami pozyskanymi z tytułu transmisji Premier League. Na King Power Stadium nikt zatem nie otwiera szampana, bo sytuacja może się ponownie wymknąć z pod kontroli. W lodówkach zamiast Bollingera stoi raczej niepozorne Igristoje.
Pocieszeniem w obecnej sytuacji Leicester City jest fakt, że klubowi nie grozi naruszenie zasad Financial Fair Play (FFP). Chociaż straty w ciągu ostatnich trzech sezonów przekroczyły dozwolony limit o 15 milionów funtów (ustalono go na poziomie 105 mln funtów), to "Lisy" w poprzednich latach konsekwentnie wypracowywały zysk, dzięki czemu nie ma zagrożenia dotyczącego dalszego funkcjonowania. Wpływ na to miał również COVID-19, w wyniku którego doszło do fuzji dwóch sezonów i związanych z nimi wydatków.
Pandemia ma paradoksalnie korzystny wpływ na Leicester. Premier League pozwala bowiem na odliczanie strat bezpośrednio z powodu COVID-19. W tym wypadku włodarze wykazali stratę na poziomie 50 milionów funtów, a jeśli dołożymy do tego koszty związane z funkcjonowaniem akademii, drużyny kobiet i programami społecznymi, okaże się, że ze wspomnianych 120 milionów funtów tylko 10 milionów funtów podlega regulacjom związanym z FFP. Szaleństw jednak nie będzie.

Bez transferów nie ma transferów

Obecnie włodarze Leicester City skupiają się na uszczupleniu listy płac zespołu mężczyzn. Z King Power Stadium pożegnał się już Kasper Schmeichel, czyli jedna z największych legend w historii. Znamienny jest fakt, że za 35-letniego Duńczyka zainkasowano zaledwie jeden milion euro. Znacznie ważniejsze było odciążenie się od tygodniówki, która wynosiła około 6,7 mln funtów netto rocznie i była najwyższą w drużynie.
Odejście podstawowego bramkarza, który w ostatnim sezonie znacznie obniżył loty, wydaje się jednak jedynie kroplą w morzu transferów w następnych tygodniach. Coraz bliżej opuszczenia King Power Stadium są Youri Tielemans oraz James Maddison. O pierwszego z nich nadal pyta Arsenal, natomiast drugi znalazł się na celowniku Tottenhamu i Newcastle United. W wypadku Belga na transfer naciskają sami włodarze "Lisów", bowiem pomocnikowi w 2023 roku kończy się kontrakt i obecne okienko jest ostatnią okazją, aby zarobić na 25-latku. Taka sama sytuacja dotyczy jeszcze innych dziewięciu (!) zawodników, lecz za nich... nie ma żadnych ofert.
Ostatnim piłkarzem, którego łączy się z rychłą sprzedażą, jest Wesley Fofana. Obrońca znalazł się na celowniku Chelsea. Póki co "The Blues" usłyszeli zaporowe żądania, ale podejście włodarzy może skruszeć, co zapowiadałoby odejście czwartego kluczowego zawodnika (więcej TUTAJ). Z taką sytuacją Leicester City nie mierzyło się nawet bezpośrednio po swoim mistrzowskim sezonie, a przecież wtedy udało się powetować kilka strat na rynku transferowym.
Teraz Brendan Rodgers będzie musiał radzić sobie w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zamiast walki o puchary szykuje się sezon nie tyle przejściowy, co naznaczony stresem związanym z rywalizacją o utrzymanie się w Premier League. Większość konkurencji nie śpi, a kadra "Lisów" już w tym momencie nie wygląda zniewalająco. Jest wypełniona niepotrzebnymi zawodnikami, których ciężko sprzedać, co automatycznie rzutuje na możliwości transferowe.
- Jeśli chcemy kogoś pozyskać, musimy kogoś sprzedać. Nie ma innego wyjścia - zapowiedział Brendan Rodgers.

Walka o przetrwanie?

Miejsce Kaspera Schmeichela prawdopodobnie zajmie Danny Ward, którego ostatnim pełnym sezonem były rozgrywki 2016/17. W kolejnych pięciu latach Walijczyk uzbierał łącznie 19 występów. Jego zmiennikiem będzie natomiast Daniel Iversen, który jest tyleż utalentowany, co zagadkowy. Na poziomie Premier League jeszcze nie występował, ale należy mu oddać, że w Championship zbierał bardzo dobre recenzje.
To tylko jedna pozycja, a przecież problemów jest znacznie więcej. Już w poprzednim sezonie można było dostrzec stagnację. "Lisy" ostatecznie doczłapały na ósmej pozycji, lecz przewaga nad 12. Crystal Palace wynosiła tylko cztery punkty. Tyle samo, co strata Leicester do West Hamu United, które powalczy w europejskich pucharach. Wpływ na dorobek podopiecznych Brendana Rodgersa miała niewątpliwie postawa obrony - zaledwie sześć zespołów straciło więcej bramek. Dwa z nich - Norwich City i Watford - z hukiem spadły z ligi.
Na ten moment wątpliwe jest, aby Leicester City podzieliło ich losy, lecz stawianie na ekipę z King Power Stadium w kontekście walki z najlepszymi, jawi się jako zakłamywanie rzeczywistości. "Lisy" nie są konkurencyjne w skali Premier League, "Lisy" zostały popchnięte w objęcia średniactwa, które łatwo może zakończyć się wizytą w dolnych rejonach tabeli.
Obrona, którą dysponuje Brendan Rodgers, nie zostanie magicznie uzdrowiona w związku z odejściem Kaspera Schmeichela. Środek pola może zostać sponiewierany, bo nie ma nikogo, kto byłby w stanie zastąpić i Tielemansa, i Maddisona. Siła ataku stanowi podobny problem, gdyż opieranie jej na sfatygowanym Vardym oraz błyskotliwym, ale i dość nieregularnym Barnesie nie jest przepisem na sukces, lecz drogą, która zaprzecza rozwojowi. To droga donikąd.

Przeczytaj również