Zamiast powołania na mecz, wybrał powołanie do służby Bogu. Z boiska prosto na ambonę

Zamiast powołania na mecz, wybrał powołanie do służby Bogu. Z boiska prosto na ambonę
Youtube
Po zakończeniu kariery piłkarze potrafią parać się najróżniejszych zawodów. Wielu pozostaje w swojej profesji, zdobywając trenerskie szlify, lecz niektórzy postanawiają całkowicie zmienić branżę. Tim Wiese zadebiutował jako wrestler, Daniel Agger zaczął tatuować innych, a Jose Pinto uwierzył w swoje "nieziemskie" umiejętności wokalne. To jednak nic w porównaniu z historią zawodnika, który przedwcześnie skończył grać, aby… przyjąć święcenia kapłańskie.
To w stu procentach realna historia. Chase Hilgenbrinck, a ściślej mówiąc ks. Hilgenbrinck, w kwiecie piłkarskiego wieku zdecydował się kompletnie zmienić zawód. W wieku 26 lat, zamiast przyjąć kolejne powołanie na mecz w MLS, sam poczuł powołanie do służby Bogu. Zawiesił buty na kołku i krzyż na swojej szyi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Obiecujący zawodnik

Ufność, którą w Nim pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą - 1. List św. Jana 5, 14
Chase wkroczył na boską ścieżkę już w czasie dzieciństwa. Jego rodzice co niedzielę uczęszczali ze swoją pociechą na eucharystię do Kościoła Świętej Trójcy w rodzinnym stanie Illinois. W pewnym momencie chłopak rozpoczął nawet służbę w roli ministranta, jednak w międzyczasie poczuł gorliwą chęć odniesienia sukcesu w świecie sportu.
Hilgenbrinck był lewonożny, szybki, dynamiczny, a w dodatku naturalnie uzdolniony technicznie. Mimo, że grał jako środkowy lub boczny defensor, preferował podłączać się do akcji ofensywnych, rozgrywać futbolówkę, dyktować tempo gry. Nim trafił do drużyny uniwersyteckiej, zaliczył kilka występów w drużynie narodowej do lat 17, gdzie stworzył duet stoperów wraz z… Oguchi Onyewu. Tym samym, który dla dorosłej reprezentacji Stanów Zjednoczonych rozegrał prawie 70 spotkań, w międzyczasie broniąc barw takich klubów, jak Newcastle, Malaga czy nawet AC Milan.
Kolejnym przystankiem w prężnie rozwijającej się karierze Chase'a była gra w college'u dla Clemson University. Tam nastolatek trafił na chilijskiego trenera, który przekonał go do przenosin do Ameryki Południowej.
- Powiedział mi, że pasuje do ich stylu gry, szybkiej, kombinacyjnej, gdzie obrońcy też uczestniczą w akcjach ofensywnych. Po ukończeniu edukacji od razu podpisałem kontrakt z Huachipato - wspominał sam zainteresowany.
Zanim zadebiutował, trafił na wypożyczenie do drugoligowego Ñublense. Pozyskanie Amerykanina odmieniło grę całej drużyny, która szybko awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej. Hilgenbrinck obficie maczał palce w sukcesie, o czym świadczy fakt, że trafił do najlepszej jedenastki sezonu. Zresztą w trakcie kolejnej kampanii wybrano go MVP ligi.

Amerykański sen

A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś mi służy, uczci go mój Ojciec - J 12,26
Hilgenbrinck został jedną z największych gwiazd rozgrywek w Chile, ale sam nie czuł należytego spełnienia. Był z dala od rodziny, przyjaciół. Dwie godziny treningu, kolejnych kilkanaście w samotności. Multum czasu na przemyślenia i refleksje. Poza boiskiem Chase największą część swojego życia spędzał na modlitwie i pomocy innym, co przynosiło ukojenie. Gdy otrzymał nagrodę finansową dla zawodnika miesiąca, wszystko przeznaczył na pomoc dzieciakom z pobliskiej szkoły i remont kościoła.
- Czułem, że Bóg wzywa mnie do służby. Pewnego razu spędzałem popołudnie w pustej kaplicy i nagle usłyszałem wewnętrzny głos "Bądź moim kapłanem". Zacząłem zastanawiać się nad sensem swojego życia. Dobrze, jestem dobrym zawodnikiem, ale co potem, co będę robił za kilkanaście lat. Rozterki trwały wiele miesięcy - wyznał na łamach ESPN.
Wybór nie miał prawa należeć do najłatwiejszych, ponieważ w międzyczasie otrzymał ofertę z klubu MLS, Colorado Rapids. Co prawda ekipa z Denver nie mogła ostatecznie podpisać z nim kontraktu z powodu limitu płac, ale wtedy do akcji wkroczyło New England Revolution, które również występowało w amerykańskiej pierwszej lidze. Hilgenbrinck prezentował w Chile zbyt wysoki poziom, aby jego talent przeszedł bez echa. Wielka kariera stała otworem. Tak jak drzwi do Domu Bożego.
- Miałem kochającą dziewczynę, znajdowałem się w świetnej formie i dalej nie czułem pełni szczęścia, osobistego spełnienia. Z drugiej strony wiedziałem, że nie będę mógł się nigdy ożenić, nie pocznę potomstwa. To wszystko nieustannie przebiega przez głowę. Stopniowo, przez modlitwę poznawałem właściwą odpowiedź - wyjawił 38-latek.
W koszulce "The Revs" rozegrał cztery spotkania na poziomie MLS. Prezentował się bardzo dobrze, jednak w pewnym momencie wiedział, że nadszedł czas, aby powiedzieć "pas" i podążyć za głosem serca. - Opóźnione posłuszeństwo jest nieposłuszeństwem. Nie mogłem powiedzieć Bogu, żeby na mnie zaczekał, bo muszę jeszcze dokończyć sezon. Zdecydowałem - wspominał z uśmiechem w rozmowie z "Washington Post". Ostatni mecz rozegrał 13 lipca przeciwko meksykańskiemu Santos Laguna. Po ostatnim gwizdku zamienił piłkarski trykot na albę i koloratkę.

Chase - człowiek, który został księdzem

Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny - List do Rzymian 6,22
Już następnego dnia Hilgenbrinck wstąpił do Seminarium św. Marii w Emmitsburgu. Przez sześć lat zgłębiał tajniki teologii, łaciny, greki i filozofii, aby w 2014 r. ostatecznie spełnić swoje najskrytsze marzenie i zostać kapłanem. Dokładnie sześć lat temu doszło do ceremonii zaprzysiężenia byłego obrońcy New England Revolution na obrońcę wiary katolickiej.
- Zawodowy futbol był moją ogromną pasją, lecz teraz czuję się pobłogosławiony na nową drogę. Od teraz moja misja polega na wypełnianiu woli Bożej - dodał.
Warto jednak dodać, że Hilgenbrinck nie zapomniał w pełni o swojej miłości do piłki. W przerwie, między modlitwą, a odprawianiem mszy, pełni funkcję szkoleniowca pobliskich drużyn młodzieżowych.
Gdy wstąpił do seminarium, zorganizowano nawet specjalny Puchar Rektora, w którym udział wzięło kilka pobliskich diecezji. Nikogo raczej nie zdziwi informacja, że drużyna, w której występował były defensor, w cuglach wygrała wszystkie mecze. Hilgenbrinck skutecznie bronił dostępu do bramki, a piłki za linię obrony dystrybuował z równie wielką precyzją, co ciało Chrystusa w czasie liturgii. Amerykanin na tle rywali wyglądał, jak prawdziwy zawodowiec, profesjonalista w ciele kapłana. Ciekawe dlaczego…
I chociaż z naszej perspektywy jego decyzja może wydawać się niezrozumiała, Amerykanin czuje, że postąpił właściwie. Wreszcie może żyć w zgodzie z samym sobą, swoimi przekonaniami, bez zbędnej troski o swoją przyszłość.
- Wielkość nie polega na tym kim jesteś. Wielkość polega na tym kim się stajesz - skwitował Hilgenbrinck zapytany o swój żywot. I niech to posłuży za najlepsze podsumowanie losów gwiazdy ligi chilijskiej, nadziei amerykańskiego futbolu, a obecnie proboszcza w kościele św. Jana. Amen.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również