Zawiesili im ligę, więc organizują nielegalne mecze za wszelką cenę. Nawet kosztem własnego zdrowia

Zawiesili im ligę, więc organizują nielegalne mecze za wszelką cenę. Nawet kosztem własnego zdrowia
Xinhua / PressFocus
Koronawirus mocno wstrząsnął futbolowym światem. Podczas gdy spora jego część zdołała już dostosować się do pandemicznych warunków, w Zimbabwe liga od kilkunastu miesięcy pozostaje zawieszona. Tamtejsi piłkarze, by przetrwać, muszą rozgrywać nielegalne spotkania organizowane na własną rękę. To naprawdę pokręcona historia. Przekonajcie się sami.
Wybuch pandemii koronawirusa okazał się ogromnym ciosem dla wielu aspektów życia, w tym również sportu. W minionym roku rozgrywki na całym świecie musiały być przerwane, a piłkarski kalendarz został mocno przebudowany. Teraz jednak powoli wszystko wraca do normy, a na stadionach w kolejnych krajach, m.in. Polsce, zaczynają znów pojawiać się kibice.
Dalsza część tekstu pod wideo
W biedniejszych państwach sytuacja wciąż jest jednak trudna. W Zimbabwe wszelkie aktywności sportowe pozostają zawieszone przez rząd. W minionym roku grająca systemem wiosna-jesień Premier Soccer League w ogóle nie wystartowała. Póki co, nie stało się to również w obecnym sezonie. Zawodnicy postanowili więc, że zaczną organizować i rozgrywać… nielegalne mecze.

Szansa dla piłkarzy

Tzw. “money games”, czyli mecze dla pieniędzy, rozgrywane są w tym afrykańskim kraju od lat. Zwykle dochodziło do nich między sezonami, gdy zawodnicy potrzebowali nieco dorobić do swoich i tak niezbyt wygórowanych pensji. Piłkarze w Zimbabwe średnio zarabiają bowiem pięć tysięcy tamtejszych dolarów, co oficjalnie stanowi mniej więcej 180 złotych, ale na czarnym rynku może odpowiadać jedynie 60.
System finansowania tych spotkań jest dość prosty. Na nagrodę pieniężną, wynoszącą w przeliczeniu około 1500 złotych, składają się “sponsorzy” zarówno jednej, jak i drugiej drużyny biorącej udział w meczu. Zwycięski zespół zgarnia całą tę kwotę, która następnie dzielona jest między członków tej ekipy. W przypadku remisu każda ze stron zgarnia po 370 złotych, a reszta wraca do sponsorów.
- Chciałbym w przyszłości zostać licencjonowanym agentem piłkarskim, więc wspieram te mecze, by dać szansę rozwoju tym wielu młodym zawodnikom, żeby w przyszłości trafili oni pod moje skrzydła - mówi, zachowując anonimowość, w rozmowie z “Al-Dżazirą” jeden z takich sponsorów.

Brak wypłat od miesięcy

Sytuacja zawodników w Zimbabwe jest naprawdę nie do pozazdroszczenia. Tamtejsze kluby opierają finansowanie głównie na dniu meczowym. Na spotkaniach największych ekip, takich jak CAPS United, Dynamos FC czy Highlanders FC, przed pandemią potrafiło pojawić się nawet 25 tysięcy widzów. A choć najtańsze bilety można było dostać nawet za jednego dolara, odpływ tych pieniędzy okazał się sporym problemem dla zimbabweńskich klubów. Wiele z nich wpadło w ogromne tarapaty finansowe. Stały się niewypłacalne i nie są w stanie pokryć zobowiązań wobec zawodników.
- Od kiedy nastał lockdown, w moim klubie zapadła zupełna cisza. Od marca zeszłego roku nie został mi wypłacony choćby cent - wspomina w rozmowie z “Al Dżazirą” Malvern Chiket, gracz drugoligowego Eiffel Flats.

Bardzo trudna sytuacja piłkarzy

Zimbabwe Football Association (ZIFA), tamtejszy związek piłkarski, potępił uczestnictwo zawodników w tego typu nielegalnych spotkaniach. Problem w tym, że zdaniem niektórych, sam robi niezbyt dużo, by wesprzeć zawodników w tym niezwykle trudnym dla nich czasie.
- Piłkarze znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Żyją z futbolu, ale teraz pozostaje on w zawieszeniu. Dla wielu z nich piłka nożna to całe życie, lecz koniec końców nikt nie chce podjąć się żadnej inicjatywy, która doprowadziłaby ich do powrotu na boisko - mówi w rozmowie z “Africanews” Moses Chasweka, zimbabweński społecznik działający jako lokalny trener.
“Money games” sprawiają, że wielu z nich może podtrzymać formę, a przy tym zarobić jakiekolwiek pieniądze. Choć często rozgrywa się je w mocno spartańskich warunkach, zawodnicy są gotowi narazić się na kontuzje, bo wiedzą, że w innym przypadku mogą wpaść w jeszcze większe kłopoty.

Na początek puchar

Na razie przyszłość zimbabweńskiego futbolu nie rysuje się więc w różowych barwach. Liga pierwotnie miała powrócić już w marcu, ale styczniowy wzrost zakażeń koronawirusem ponownie oddalił te plany. Na początku maja przedstawiciele rozgrywek poinformowali, że nowy sezon powinien rozpocząć się 17 lipca.
- To będą normalne rozgrywki, ale zostaliśmy zmuszeni przesunąć je właśnie na lipiec. Sezon się jednak nie zmieni, dojdzie do spadków i awansów - powiedział tuż po ogłoszeniu decyzji Farai Jere, szef ligi, w rozmowie z “ZwNews.com”.
Wielkim testem przed wznowieniem ligowego futbolu w Zimbabwe ma być rozegranie tamtejszego pucharu. Pierwsze spotkania zaplanowano już na najbliższy weekend. Zapewne nie doprowadzi on wszystkich piłkarzy do rezygnacji z “money games”, ale przybliży ich do tak wyczekiwanego powrotu normalności.
Pisząc ten tekst korzystałem z następujących artykułów:

Przeczytaj również