Zwolnienia za wygląd i datę urodzin, zakaz transmisji, seksizm. Absurdy właściciela klubu z piekła rodem

Zwolnienia za wygląd i datę urodzin, zakaz transmisji, seksizm. Absurdy właściciela klubu z piekła rodem
LiveMediaSrl/shutterstock.com
Podpadliście kilka razy włoskiej skarbówce? Siedzieliście w więzieniu? Wierzycie w numerologię? Albo w to, że konkretny kolor może przynosić pecha? Że jeśli zaprosicie kandydata do pracy w swoim klubie na mecz i drużyna przegra, to nie należy go zatrudniać? A może ściągnęlibyście do niego piłkarza (wbrew woli trenera) tylko po to, aby pożegnać go po zaledwie jednym treningu? Jeśli na każde z tych pytań odpowiedzieliście „nie”, to na pewno nie nazywacie się Massimo Cellino. Dziś przyjrzymy się historii włoskiego futbolowego ekscentryka i jego dziwacznym fanaberiom.
Niewiele mamy w futbolu tak absurdalnych postaci jak pan Cellino. Włoch od lat zadziwia swoim „niestandardowym” zachowaniem i decyzjami, które sprawiają, że po prostu rozkłada się ręce w geście bezradności. Biznesmen rządzi właśnie trzecim klubem w swojej karierze. W ciągu niemal 30 lat wielokrotnie dał upust swoim niezliczonym szaleństwom. A prawdziwą kopalnią dziwnych incydentów był jego okres spędzony w Anglii, gdzie pociągał za sznurki w Leeds United.
Dalsza część tekstu pod wideo

„Nie chcą mnie tutaj”

Kim właściwie jest nasz bohater? Jak sam mówi, nie do końca wie, ile ma pieniędzy. Na pewno to jednak ogromna suma, bo najczęściej nazywa się go miliarderem. Majątek zdobył dzięki firmie rolniczej ojca, którą przejął. Parafrazując klasykę polskiej komedii w reżyserii Olafa Lubaszenki: „Jest synem Króla Kukurydzy. To wysoko postawiona poprzeczka”. I jeśli się zastanawiacie - tak, Cellino seniora naprawdę tak nazywano.
Massimo przez 22 lata piastował stanowisko prezydenta drużyny Cagliari. Pełnił też rolę wiceprzewodniczącego Serie A, ale jego dobre imię zostało zszargane. Popadł w konflikt z prawem, a właściwie skarbówką. Najpierw w 1996 roku uniknął zapłaty ekwiwalentu 7,5 miliona funtów Ministerstwu Rolnictwa, a pięć lat później wpadł na fałszowaniu zeznań podatkowych klubu. A jakby tego było mało, w 2013 roku aresztowano go wraz z dwoma innymi osobami w związku z przekrętami przy okazji budowy nowego stadionu, które chcieli ukryć. Rok później szykował się już do zostawienia „Rossoblu”.
Postanowił zainwestować w Anglii. Najpierw próbował wykupić West Ham, ale władze ligi nie dopuściły do takiego obrotu spraw w związku z jego przeszłością. W Championship miał jednak większe szanse. Chociaż... nie obeszło się bez problemów. Każdy potencjalny inwestor musi przejść wstępne „prześwietlenie”. Jak łatwo się domyślić, podczas kontroli zapaliło się co najmniej kilka czerwonych lampek. I chociaż Cellino w styczniu 2014 roku dogadał się z poprzednimi właścicielami „Pawi”, to musiał poczekać.
Ostatecznie, po dopięciu wszelkich formalności i pozytywnym rozpatrzeniu odwołania włoskiego biznesmena, przejęcie klubu z Elland Road stało się faktem. Nowy prezes miał ogromny żal do władz ligi. Stwierdził nawet, że robią „problemy” i „gdyby wiedział, że go tu nie chcą, to w ogóle nie próbowałby przejąć drużyny”. I prawdę mówiąc, wiele osób, które miały z nim styczność w Leeds, pewnie wolałoby, gdyby tak się stało.

„Burzliwy” początek

Cellino, jeszcze gdy rządził w Cagliari, nazywano „Il mangia-allenatori”, czyli „pożeracz menedżerów”. W ciągu 22 lat jego panowania drużyna aż 36 razy zmieniała trenera. Jaka była jego pierwsza decyzja po przejęciu nowego zespołu? Oczywiście postanowił pożegnać szkoleniowca, Briana McDermotta. I to zaledwie kilka godzin po tym, jak napastnik drużyny, Ross McCormack, powiedział w telewizji, że jeśli menedżer straci posadę, to on sam również odejdzie. I zgodnie ze swoimi słowami, szybko poinformował, że chce zmienić klub.
Problem w tym, że... właściciel działał bezprawnie. Miało to miejsce jeszcze przed rozpatrzeniem odwołania i jego poprzednicy następnego dnia poinformowali, że szkoleniowiec utrzymuje swoją posadę. Ku uciesze kibiców, którzy po ogłoszeniu szokującej informacji oblężyli siedzibę klubu, a potem ścigali taksówkę z Cellino na fotelu pasażera. Trzeba przyznać, że Włoch rozpoczął z wysokiego „C”.
Jakby tego było mało, porozumienie z GFH Capital, od którego Włoch kupił drużynę, zakładało, że będzie inwestował w nią od momentu dojścia do porozumienia z nimi. Nawet jeśli nie dostanie jeszcze pozwolenia od władz ligi. Ci pierwsi zaprzestali zatem zasilania klubowego budżetu. Ich następca za to nie kwapił się do wyłożenia pieniędzy ze swojej kieszeni. W rezultacie sztab i piłkarze nie dostali wypłat. W końcu jeden z kibiców zdobył kontakt do biznesmena, zadzwonił do niego i... jakoś sprawę udało się rozwiązać.
Kiedy ekscentrycznemu obywatelowi Italii przyznano władzę, dopiął swego i zwolnił McDermotta, chociaż dopiero po zakończeniu sezonu. W jego miejsce zatrudnił Davida Hockadaya, trenera, który został zwolniony z... piątoligowego Forest Green Rovers. Sam zainteresowany nie dowierzał, ale ekscentryczny przełożony mówił poważnie. Anglik w rozmowie z „Daily Mail” opowiadał, że właściciel „potrzebował kogoś, kto nie będzie miał wymagań”.

Rewia absurdów

To, co działo się po zatrudnieniu nowego menedżera, brzmi już po prostu groteskowo. Obóz przygotowawczy przed startem następnego sezonu? Tygodniowy wyjazd do Włoch, trzy sparingi, w tym jeden z zespołem widmo z Rumunii, który się nie pojawił. Piłkarze, zamiast zimnych kąpieli, musieli wchodzić do rzeki.
Pewnego dnia Cellino poinformował Hockadaya, że ma dla niego nowego zawodnika, przesyłając krótki filmik z jego popisami. Na trenerze nie zrobił wrażenia, ale gracz i tak pojawił się na treningu. Następnego ranka piłkarz już się nie pojawił, bo... szef się rozmyślił. A jeśli ktoś już mu się spodobał na tyle, aby zostać w klubie? Po każdej sesji treningowej musiał składać meldunki.
Nowi pracownicy musieli spełniać nietypowe wymagania. Po pierwsze, nie mogli nosić fioletowych ubrań, bo zdaniem ich pracodawcy przynosił on pecha. Czasami zapraszano ich na rozmowy wstępne podczas meczów do loży prezesa. Jeśli drużyna wówczas przegrywała, to nie mogli liczyć na angaż. Ich obecność była rzekomo złym omenem. A zatrudniony już podwładny musiał uważać co mówi, bo w klubie działała... siatka szpiegowska.
Czego jeszcze obawiał się pan Massimo? Liczby “17”, we Włoszech uważanej za pechową. Jeszcze w czasach Cagliari wszystkie siedzenia na stadionie, na których widniał ten numer, kazał zmienić na 16B. A w Leeds? Bramkarza, Paddy’ego Kenny’ego, pożegnał, bo jego urodziny przypadały 17 maja. Fani mieli dość absurdalnych decyzji, coraz bardziej narastała ich frustracja.
Eskalacja nastąpiła w 2015 roku. Zwolnienie Nigela Redfearna spowodowało, że kibice otwarcie zaczęli wyrażać niezadowolenie. Jak zareagował Cellino? Postanowił podnieść ceny biletów o pięć funtów. Dla niepoznaki, ta dodatkowa cena gwarantowała.... kupon na placek i napój. Stąd też nazwano ją prześmiewczo „podatkiem plackowym”. Ale absurdalne zachowania nie dotyczyły tylko piłkarzy, trenerów i kibiców.
Włoch poszedł również na wojenną ścieżkę z telewizją Sky, która posiadała prawa do transmisji Championship. Nie był w stanie pogodzić się z tym, że spotkania są przesuwane ze względu na transmisje w telewizji. Co więc zrobił? Starał się zablokować wstęp personelu odpowiadającego za realizację oraz jego sprzętu na stadion.

Skandalista

Zdarzało się oczywiście, że właściciel Leeds zdobywał choć trochę sympatii kibiców. Jeszcze zanim popadł z nimi w konflikt, podczas wyjazdowego meczu z Brentford, dopingował swoich zawodników z trybun wraz z nimi... chociaż tylko w drugiej połowie spotkania. Do przerwy, zależnie od źródła, siedział bowiem w sektorze gospodarzy lub, co jeszcze ciekawsze, w loży dyrektorskiej, z której go wyrzucono.
Pojedyncze przypadki zachowań imponujących fanom nie mogły jednak przyćmić jego absurdalnych, idiotycznych czy po prostu niegodnych stanowiska zachowań. Przytoczone wcześniej przypadki były po prostu dziwne, ale jak nazwać stwierdzenie, że kobieta nie może pracować w sztabie drużyny U21, bo „będzie sypiać z zawodnikami”? Zresztą pan Cellino poza seksizmem stąpał również po bardzo cienkim lodzie, jeśli chodzi o rasizm. Tym razem w Brescii, gdzie powiedział na konferencji, że jego własny zawodnik, Mario Balotelli, „jest czarny, ale chce się wybielić”.
Jak łatwo się domyślić, nie potrafi trzymać języka za zębami. W Anglii miał pewnego dnia przekazać swojemu współpracownikowi, że jednego gościa trzeba zwolnić, bo „wygląda dziwnie”. We Włoszech, jako jeden z niewielu przedstawicieli klubów, otwarcie powiedział, że dyskusja o wznowieniu obecnego sezonu to „absurd”, a ważniejsza sprawa to ratowanie zdrowia i życia. Potem okazało się, że 63-latek sam zaraził się koronawirusem.
Wszyscy, którzy mieli z nim styczność zaznaczają, że kocha futbol i ma na jego temat naprawdę dużą wiedzę. Problem w tym, że pan Cellino kieruje się kuriozalnymi pobudkami, a jego impulsywność sprawia, że prędzej czy później pali wszystkie mosty. W tym również te łączące go z kibicami. „Pożeracz menedżerów” w trakcie 39 miesięcy na Wyspach zwolnił sześciu trenerów. Najkrócej wytrzymał Darko Milanič, który na Elland Road spędził... 32 dni. Jedynie Garry Monk zdołał przepracować cały sezon. W Brescii zaś przez dwa i pół roku jego panowania przewinęło się aż dziewięciu szkoleniowców.
Dlatego też mało kto postrzega biznesmena jako człowieka, który jest w stanie rozsądnie zarządzać klubem. To postać niesamowicie interesująca, taka, obok której nie można przejść obojętnie. Ale jeśli usłyszelibyście, że chce wykupić waszą ukochaną drużynę, to zapewne od razu zaczęlibyście zastanawiać się, co tym razem wymyśli. I chociaż nie można mu odmówić, że dodaje wiele kolorytu na scenie „pięknej gry”, to raczej tego nie do końca pożądanego.
To piłkarski rockman. Nie tylko dlatego, że gra w zespole (a to akurat prawda!). On po prostu nie da rady wysiedzieć w spokoju. A przez to nie mogą zaznać go również pracownicy, piłkarze i fani klubu, którym akurat zarządza. Gdyby ktoś kiedyś zapragnął zorganizować reality show o właścicielach z piekła rodem, to możecie być pewni, kto zagości w pierwszym odcinku.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również