„Wilki” wracają do elity. Czy to najlepsza drużyna w historii Championship?

„Wilki” wracają do elity. Czy to najlepsza drużyna w historii Championship?
Ian Francis/Shutterstock
Spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej zawsze boli. Jedni wykorzystują relegację jako okazję do spokojnej odbudowy na zapleczu przed ponownym uderzeniem w elitę, inni spadają z kretesem i pogrążają się w coraz to głębszym marazmie. Taki los spotkał 6 lat temu ekipę Wolverhampton Wanderers, która zaliczyła dwie seryjne degradacje – z Premier League do League One.
Kiedy „Wilki”, oparte na takich nazwiskach jak Ward, Fletcher, Henry, Jarvis i Doyle, po długiej okupacji dwudziestej lokaty wreszcie „uwolnili” się od męki w Premier League, nic nie zwiastowało ich powrotu. Faktycznie, jakość ówczesnej kadry nie dawała podstaw do jakiegokolwiek optymizmu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przez te 6 lat podziękowano więc wszystkim architektom wątpliwego „sukcesu”, pozostawiając na Molineux jedynie Doherty'ego, Ikeme i Battha, którzy Premier League widzieli co najwyżej z wysokości ławki rezerwowych.
Dziś zupełnie nowe, odświeżone i oparte na projekcie rodem z Półwyspu Iberyjskiego „Wilki” powracają do elity, bynajmniej nie z łatką chłopców do bicia.

Nie od razu Wolverhampton zbudowano

Już przed poprzednim sezonem prawa właścicielskie Wolverhamptonu trafiły w ręce chińskiego konsorcjum Fosun, co rozpoczęło okres rewolucji w środkowo-zachodniej Anglii. „Wilkom” bowiem dotąd nie udało się na poważnie zaznaczyć swojej obecności w Championship, kończąc najwyżej na 7. miejscu.
Pierwsze zmiany jednak nie były takie radykalne, a raczej tak skuteczne, jak Chińczycy do spółki z kibicami się spodziewali. Dokonano wówczas kilku większych (w pierwszoligowych realiach) transakcji, z Helderem Costą i Ivanem Cavaleiro w rolach głównych.
To jednak wystarczyło jedynie na finisz na miejscu 15. (o jedno niżej, niż sezon wcześniej) i porywającą kampanię w FA Cup, przedwcześnie zakończoną przez Chelsea.
Progres nie był więc nawet marginalny. Mimo wydanych pieniędzy, nie było go w ogóle. Władze klubu wówczas zasiadły do stołu, celem omówienia dalszych kroków. Po przeanalizowaniu wyników 30 maja 2017 roku wręczono Paulowi Lambertowi dokumenty rozwodowe, a z nowym pierścionkiem zwrócono się do portugalskiego „Ducha Świętego” – Nuno Espirito Santo.

Wolverhampton, takie miasto na portugalskim wybrzeżu

Starszym koneserom europejskiego futbolu nie trzeba przedstawiać Nuno. Dawny bramkarz, między innymi Porto, Deportivo i Méridy, od 2012 kształtował swoje nazwisko jako menedżer, najpierw działając cuda w Rio Ave, potem zaliczając udaną kadencję w Valencii. Prawdziwą trampoliną dla kariery młodego szkoleniowca miał się jednak stać niepozorny projekt na angielskim zapleczu.
Na czym polega to przedsięwzięcie? Chińscy właściciele nawiązali bowiem ścisłą współpracę z przodującym rekinem piłkarskiego półświatka, Jorge Mendesem. Portugalski agent, mający w swojej „stajni” prawdziwą śmietankę latynoskiej piłki z Cristiano Ronaldo na czele, przyjął rolę klubowego doradcy do spraw transferowych. W praktyce oznaczało to, że na Molineux zaczęli trafiać piłkarze, którzy nigdy by na Championship nie spojrzeli.
Diogo Jota i Ruben Neves – kiedy w lecie 2017 pojawiło się zielone światło do pozyskania tych piłkarzy, pół piłkarskiej Europy stanęło w szranki. Mimo zainteresowania Liverpoolu, Chelsea i Juventusu, obaj trafili do Wolverhampton.
Bardziej niż oczywista stała się tu znacząca ingerencja Mendesa, jednak cele postawione przed tymi chłopakami były jasne i klarowne – gra w elicie nikogo nie zadowala, celem jest elita elity.
Trzeba jednak pamiętać, że Jorge Mendes jest nie tylko pasjonatem piłki kopanej, ale także chłodnym, kalkulującym biznesmenem. Sukcesy Wolves to i dla jego interesów istny triumf, bowiem wartości jego podopiecznych wzrosły kilkakrotnie, wedle pierwotnych zamierzeń.
„Wilki” staną przed olbrzymim naporem chętnych na rozkupienie ich kadry i dopiero odparcie tej ofensywy będzie wymagało geniuszu w kwestiach zarządzania.
Cały ten zabieg jednak ma olbrzymie znaczenie dla rozwoju samego Championship i wnosi też nowe poglądy na prowadzenie karier młodzieży, bowiem zrobienie kroku wstecz zawsze było rozpatrywane z przymrużeniem oka.
Młodzi zawodnicy przeważnie preferowali skoczyć na głęboką wodę (w tym wypadku Premier League), co odpłacało im się mieszanymi skutkami. Neves, Jota, Cavaleiro i pozostali pokazali, że ugruntowanie pozycji na zapleczu i wypracowanie drogi do elity może nieść za sobą znacznie większe korzyści.

„Nuno had a dream, to build a football team”

Latem 2017 narodziła się brytyjsko-portugalska mieszkanka, zlepek odmiennych osobowości i piłkarskich kultur, z którego Nuno Espirito Santo nakazano ulepić dominującą siłę. W środowiskach eksperckich nad całym tym przedsięwzięciem postawiono zdecydowany krzyżyk.

Skoro jeden sezon zweryfikował tych niedoświadczonych w Anglii (a co dopiero w Championship) małolatów, to dlaczego w drugim miałoby być inaczej?
Tu jednak materiał ludzki spadł na drugi plan. Nuno w swojej głowie rozrysował taktyczny plan i już od pierwszych sesji treningowych począł go wdrażać. Pozornie nie było to nic przełomowego – postawił na wariant z trójką defensorów, doskonale już na Wyspach znany. On jednak opracował swój własny koncept tego ustawienia, którym zdominował każdy aspekt gry.
Na ustawieniu powyżej jest wariant ofensywny drużyny „Wilków”. Kiedy rola napastnika przypada Leo Bonatiniemu, odgrywa on przeważnie rolę fałszywej dziewiątki, cofając się do rozgrywania, co pozwala Jocie i Cavaleiro na grę w parze napastników.
Najwyżej na boisku przeważnie znajduje się jednak Matt Doherty, rzadziej Barry Douglas, czyli para wahadłowych. Wbiegają oni w miejsce, jakie swoim centralnym ruchem tworzą skrzydłowi i stamtąd posyłają niskie, przeszywające dośrodkowania na wbiegający tercet ofensywny.
Irlandczyk tworzy średnio jedną szansę w każdym meczu, a bijący dodatkowo stałe fragmenty gry były zawodnik Lecha Poznań – prawie dwie.
Kluczowe w tym rozegraniu jest zabezpieczenie środka pola, co zostaje na barkach dwóch zawodników. Zarówno Ruben Neves jak i Romain Saiss wywiązują się ze swoich zadań bezbłędnie, często schodząc do boków w celu asekuracji atakującego wahadłowego.
Warto również zwrócić uwagę na grę kapitana - Connora Coady'ego, który bardzo rzadko wychodzi dalej niż 30 metrów od własnej bramki, a mimo to bierze udział w każdej akcji ofensywnej. To od niego zaczynają się zarówno obrona, jak i atak.
Trójkąt, jaki tworzy z Nevesem i Saissem to podstawowe źródło kreatywności w ekipie „Wilków”, bowiem to z niego „wylatują” piłki kierowane na skrzydła, skąd droga do bramki jest już kwestią jednego podania.

A jednak – w Championship można grać w piłkę!

Wolverhampton doskonale czuje się przy piłce i jeszcze lepiej wie jak panować nad frustracją daremnie pressujących rywali. Spowalniają oni grę, wymieniając piłkę między sobą, przerzucając ją ze strony na stronę, ku uciesze wtórujących „Olé” kibiców.
Kiedy tracą futbolówkę, opozycja rusza z natychmiastowym kontratakiem, przez co niekontrolowanie się otwierają i najczęściej narażają na kolejne wilcze ugryzienia.
Ta filozofia znajduje idealne odzwierciedlenie w statystyce, że w przypadku kiedy jako pierwsi trafią do siatki, podopieczni Nuno nie przegrywają. Mało tego, na 31 takich przypadków 28 razy zgarnęli komplet punktów. Wolves grają więc bez kompleksów, narzucają swój własny styl i konsekwentnie się go trzymają.
Przekonał się o tym między innymi Pep Guardiola. To nie Jürgen Klopp jako pierwszy rozpracował maszynę Hiszpana, lecz właśnie Nuno Espirito Santo. Wówczas na Etihad, czyli stadion który w trwających rozgrywkach oglądał już wyniki sześcio- i siedmiobramkowe, przyjechali gracze Wolverhampton i z czystym kontem odpadli dopiero po rzutach karnych. Przy odrobinie szczęścia i słabszej dyspozycji Claudio Bravo – to „Wilki” grałyby dalej w pucharze Carabao.

Czas na Premier League

Sezon co prawda jeszcze trwa, jednak „Wilki” są już 100% pewne tego, że następny rozpoczną z logo Premier League na rękawach koszulek. Championship zostało przezeń rozpracowane na czynniki pierwsze i wielu uważa, że opuszczają ligę jako najsilniejsza drużyna w jej historii. Na potwierdzenie tej tezy mogą zwieńczyć swój sukces zdobywając ponad 100 ligowych punktów.
Przede wszystkim jednak wchodzą do Premier League ze statusem drużyny, która celuje znacznie wyżej niż utrzymanie. Już tegoroczna kadra jakością wybijała się ponad przeciętność, a w przypadku zastrzyku gotówki związanego z awansem, Wolverhampton może uformować się w prawdziwego potentata.
Jeżeli więc odeprą transferową ofensywę na swoje szeregi, odpowiednio się wzmocnią (najprawdopodobniej ponownie palce tu zamoczy Mendes), utrzymają w kadrze dowódczej Nuno Espirito Santo – Premier League potencjalnie zasili najmocniejszy beniaminek od dekad.
A to ten sam klub, który w 2012 był pośmiewiskiem, z którym ogrywało się rezerwy. Czasami więc warto zrobić dwa kroki w tył, by potem ruszyć całą naprzód.
Rafał Hydzik
Źródło: własne

Przeczytaj również