5 powodów, dla których City wygra derby Manchesteru. "Dotychczasowe atuty mogą być bolączką United"

5 powodów, dla których City wygra derby Manchesteru. "Dotychczasowe atuty mogą być bolączką United"
Li Ying/Xinhua/PressFocus
Niedzielne derby Manchesteru trafiają się w momencie dobrej formy obu drużyn. I choć ostatnie kolejki to spory progres United, faworytem nadal będzie City. Dlaczego to właśnie zespół Pepa Guardioli wygra bezpośrednią konfrontację?
Choć od kilku dobrych lat Manchester City niemal dominuje rozgrywki Premier League, a lokalny rywal jest dla niego jedynie tłem, to starcia derbowe wcale nie przebiegały w minionych latach aż tak jednostronnie, jak mogłoby się wydawać. Owszem, poprzednie rozgrywki to ligowy dublet dla “The Citizens”, ale jeśli weźmiemy pod uwagę dziesięć ostatnich spotkań, stoczonych na różnych frontach, to bilans nie będzie aż tak przytłaczający. Pięć wygranych City, cztery po stronie United i jeden remis. W tym znalazło się siedem meczów Premier League oraz trzy potyczki Pucharu Ligi.
Dalsza część tekstu pod wideo
“Czerwone Diabły” dawno nie przystępowały do derbów w tak dobrych nastrojach. W lidze wygrały cztery razy z rzędu, a ewentualny sukces w niedzielę pozwoli im zbliżyć się do City na dwa punkty w tabeli. Dodatkowo zespół Erika ten Haga ma jeszcze zaległe spotkanie do rozegrania. Mimo świetnej dyspozycji “Czerwonych Diabłów” przed przerwą na mecze reprezentacji, to jednak podopieczni Pepa Guardioli powinni sięgnąć po trzecią, derbową wygraną z rzędu. Przemawia za tym ich jakość piłkarska, ale nie tylko. Oto pięć powodów, dla których to mistrzowie Anglii dołożą do kolekcji następne zwycięstwo nad lokalnym przeciwnikiem.

1. Rozpędzony Haaland

City nie musi bazować na pojedynczych piłkarzach, ale obok formy Erlinga Haalanda nie da się przejść obojętnie i nie docenić jego wpływu na wyniki zespołu. Norweg do Premier League wkroczył w sposób spektakularny. Potrzebował siedmiu meczów, aby strzelić 11 bramek i zanotować jedną asystę. Te statystyki nie są dziełem przypadku, gry ze słabymi rywalami czy szczęściem nowicjusza. Pep Guardiola, który ostatnio raczej nie stawiał na klasyczną “dziewiątkję”, doskonale wie, jak wykorzystać potencjał nowej gwiazdy. Z kolei dla samego Haalanda każdy mecz jest jak urodziny. Prezenty w postaci dobrych piłek są na porządku dziennym, bo i partnerów do gry ma z najwyższej półki.
Co ważne, norweski piłkarz jest niezwykle regularny i brał udział przy minimum jednym golu w każdym starciu ligowym w tym sezonie. Na listę strzelców nie wpisał się tylko w batalii z Bournemouth, ale akurat wtedy asystował przy golu Ilkaya Guendogana.
Za dobrym występem Haalanda przemawia też niezbyt udana przerwa na mecze kadry. Dwa mecze, dwie porażki i jeden gol. Sam Haaland swoje zrobił, ale reprezentacja Norwegii to nie Manchester City. Napastnik wraca więc do klubu podrażniony i z pewnością głodny zwycięstw. O motywację w niedzielę nie ma co się martwić, a to zwiastuje sporo problemów dla “Czerwonych Diabłów”.

2. Najlepsza ofensywa

Sam Haaland to tylko jedna strona medalu, bowiem ekipa City w ataku może kąsać niemal z każdej strony. Tylko w tym sezonie Premier League gole dla “The Citizens” zdobywało już ośmiu zawodników (asystowało siedmiu), a patrząc na wszystkie rozgrywki, na listy strzelców wpisało się już dziesięciu graczy z Etihad Stadium. To wprost wynika ze sposobu gry, a także liczby wypracowanych sytuacji bramkowych. Piłkarze City są przy tym niezwykle skuteczni. Jak wynika z oficjalnych statystyk Premier League, w dotychczasowych siedmiu meczach ligowych:
  • Oddali 118 strzałów
  • 44 strzały celne (37% skuteczności)
  • Zdobyli 23 gole
Jeśli dodamy do tego skuteczność podań na poziomie 91%, przy średniej 725 podań na mecz, to widzimy, że City to maszyna, która potrafi przejechać się po rywalu. I praktycznie nie przepuszcza szans na zdobycie bramek. Czy defensywa United może powstrzymać taką nawałnicę? Tu pojawiają się spore wątpliwości.

3. United nadal w budowie

Dobre wyniki klubu z Old Trafford nie powinny przykryć tego, że ta drużyna nadal jest na etapie budowy. To ma prawo przekładać się na sinusoidę formy zespołu, a “Obywatele” będą chcieli bezwzględnie wykorzystać każde zawahanie piłkarzy Erika ten Haga. Podobne problemy nowo budowanych drużyn znamy już przecież z przeszłości. Finisz ubiegłego sezonu przegrał Arsenal, który dopiero teraz zaczyna tak naprawdę stabilizować grę na topowym poziomie pod rządami Mikela Artety. Sporo wpadek notował Tottenham na początku przygody z klubem Antonio Conte. Nawet Pep Guardiola w City potrzebował czasu, aby stworzyć zespół dominujący w Premier League.
Pod tym względem United nie powinni być wyjątkiem, tym bardziej, że ostatnie wyniki budowane są na atutach, które równie szybko mogą stać się dla “Czerwonych Diabłów” bolączką. Świetna forma Marcusa Rashforda? Talent Anglika już nie raz miał eksplodować, ale tak naprawdę Rashford nigdy nie był na dłuższą metę prawdziwym liderem. Ponadto borykał się ostatnio z urazem i nie wiadomo, czy w niedzielę w ogóle zagra.
Antony? Dobrze się wprowadził, zna Erika ten Haga. To jednak za mało, aby z całą pewnością stwierdzić, że będzie on dla United “game changerem” w dłuższej perspektywie. Brazylijczyk potrafi bowiem stawiać walory estetyczne ponad efektami, co w derbach Manchesteru będzie niezwykle ryzykowne. Defensywa? Chyba udało się tu wreszcie znaleźć właściwe zestawienie, ale już obsada bramki to wciąż bolączka, a i ewentualni zmiennicy wśród obrońców budzą niepewność. I tak można wymieniać długo.

4. Przerzucenie presji

Paradoksalnie to Manchester City może wyjść na niedzielny mecz z chłodniejszą głową. “The Citizens” spokojnie budują swoją pozycję w lidze, korzystając z kryzysów Liverpoolu czy Chelsea. Jednocześnie opinia publiczna sporo miejsca poświęca np. klubom z północnego Londynu, które zaczęły sezon wyjątkowo dobrze. Dla Guardioli to wprost idealna sytuacja. Hiszpan często starał się przerzucić blask reflektorów na rywali, zdejmując rolę faworyta z barków własnego zespołu. Tylko realnie patrząc, mało kiedy było to odzwierciedleniem rzeczywistości.
Tym razem jest nieco inaczej. Oczywiście, Manchester City to wyraźny faworyt np. wśród bukmacherów, jednak coraz więcej osób broni teorii, że jesteśmy świadkami renesansu United, który ma na dobre przypieczętować mecz derbowy. Ciężar poniekąd spada więc na barki “Czerwonych Diabłów”. To od gości oczekuje się potwierdzenia formy, utrzymania serii zwycięstw i wskoczenia do ścisłej czołówki. To może związać nogi niektórym piłkarzom. A ten sezon pokazał, że problemy z utrzymaniem ciśnienia ma m.in. David de Gea, będący na cenzurowanym we właściwie każdym spotkaniu.

5. Twierdza Etihad

Manchester City wygrał ostatnie dziewięć, a licząc towarzyskie spotkanie z Club America nawet dziesięć meczów na swoim stadionie. Co istotne, nie zawsze wszystko układało się po myśli zespołu Pepa Guardioli, ale ani razu nie zawiodła jego reakcja na wydarzenia boiskowe. “The Citizens” pierwsi tracili bramki w meczach z Borussią Dortmund (z 0:1 na 2:1), Crystal Palace (z 0:2 na 4:2) czy w minionym sezonie z Aston Villą (z 0:2 na 3:2).
Ciekawa jest też statystyka goli w meczach ligowych u siebie. Ostatnie siedem takich starć to minimum trzy bramki zdobyte przez podopiecznych Guardioli. Taka skuteczność może być dla United zabójcza. Z drugiej strony grając przeciwko City, które ma średnio ponad 70% posiadania piłki, trudno liczyć na neutralizację ataków. I choć statystyki nie grają, to te dobitnie pokazują, jakim potencjałem dysponuje Manchester City. Można stwierdzić, że obecnie mecz przeciwko “Obywatelom” na ich terenie to najtrudniejsze wyzwanie w piłce klubowej.

Przeczytaj również