Nie tak to miało wyglądać. FC Barcelona ryzykuje. Jedna statystyka jest wyjątkowo niepokojąca

Nie tak to miało wyglądać. Barcelona ryzykuje. Jedna statystyka jest wyjątkowo niepokojąca
Russell Hart/Pressfocus
Pozyskanie Pierre’a-Emericka Aubameyanga może, ale nie musi być świetnym ruchem transferowym Barcelony. W normalnych okolicznościach “Auba” raczej by na Camp Nou nie wylądował. Tyle że od dawna miał problemy nie tylko poza boiskiem, ale i na nim. Sportowo “Barca” podjęła więc spore ryzyko.
Nie tak miała się zakończyć kariera Pierre’a-Emericka Aubameyanga w Arsenalu. Gabończyk, który mniej niż półtora roku temu podpisywał nowy kontrakt, obwieszczając plany zostania legendą klubu, w mało przyjemnej atmosferze dołączył do Barcelony. Większość kibiców “The Gunners” z nostalgią jednak podchodzi do odejścia napastnika. Ten “stary”, dobry “Auba” dał im bowiem wiele, wiele radości, nawet jeśli od jakiegoś czasu był cieniem samego siebie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dwa etapy

O tym, że dni doświadczonego snajpera w Londynie są policzone, wiedzieliśmy właściwie od kilku tygodni. W grudniu Mikel Arteta uderzył pięścią w stół i odsunął od składu drużyny jej dotychczasowego kapitana. Aubameyang kilka razy narażał się Hiszpanowi łamaniem klubowych regulaminów. Potrafił wyjeżdżać bez słowa i/lub nie wracać do klubu w wyznaczonym terminie, spóźniał się, do tego nie sprawiał wrażenia nadzwyczaj zaangażowanego na boisku, mimo posiadania opaski z literką “C” na ramieniu. Tajemnicy nie stanowi także słabość Gabończyka do imprez. Jego relacje z menedżerem krok po kroku się psuły. I gdyby może “Auba” gwarantował odpowiednią jakość piłkarską, to jego ekscesy byłyby traktowane z większą wyrozumiałością. Ale 32-latek od dłuższego czasu zawodził także jako piłkarz.
Czteroletni okres gry Aubameyanga w Arsenalu można podzielić na dwa etapy. Pierwszy - do momentu parafowania nowej umowy we wrześniu 2020. Drugi - kilkanaście miesięcy od tego dnia aż do chwili jej rozwiązania i przenosin do Barcelony. Gabończyk z pierwszego etapu był najlepszym zawodnikiem w zespole, taśmowo strzelał bramki (29 goli w sezonie 2019/20, 31 sezon wcześniej) i często na własnych barkach dźwigał resztę drużyny, naznaczoną notorycznymi błędami w obronie. Co więcej, to on zapewnił Mikelowi Artecie pierwsze dwa trofea w samodzielnej pracy trenerskiej. Łącznie cztery bramki “Auby” w półfinale i finale FA Cup przeciwko Manchesterowi City oraz Chelsea plus trafienie z Liverpoolem w meczu o Tarczę Wspólnoty - bez jego kapitalnej dyspozycji “Kanonierzy” nie mieliby dwóch cennych “skalpów” w odstępie kilku tygodni. Nowy kontrakt podpisywał będąc na fali, klub i kibice słusznie szaleli z radości.
Na poziom prezentowany przed parafowaniem ekskluzywnej umowy o wartości 350 tys. funtów tygodniowo napastnik nigdy już jednak nie wrócił. W zeszłym sezonie grał w kratkę, mocno irytował, choć finalnie zdołał uzbierać 15 trafień we wszystkich rozgrywkach. Szybko popadał jednak w przeciętność. Bez wątpienia miały na to wpływ dwie sprawy osobiste: malaria, która zaszkodziła jego organizmowi, a także poważna choroba matki.
Z czasem było coraz gorzej. W obecnym sezonie Aubameyang piłkarsko głównie wyróżniał się komicznymi pudłami, które kosztowały Arsenal niemałą liczbę punktów. Na przykładzie wskaźnika expected goals (xG) łatwo zauważyć, jaki zjazd w barwach “Kanonierów” zanotował 32-letni snajper.
  • 2017/18: Premier League, 10 goli przy xG 9.0 (grał tylko wiosną)
  • 2018/19: 22 gole przy xG 20.1
  • 2019/20: 22 gole przy xG 15.8
  • 2020/21: 10 goli przy xG 10.6
  • 2021/22: 4 gole przy xG 5.8
Cztery gole w tym sezonie zdobył zwykle dobijając z bliskiej odległości piłkę do bramki. Marnował rzuty karne. Przebłysków miał niewiele. Dodatkowo nie wyglądał na kogoś, kto przejmuje się rolą kapitana - dużo gestykulował, frustrował się, dawał nikłe wsparcie kolegom w defensywie. Bardziej szkodził niż pomagał. Na ławkę rezerwowych trafił 6 grudnia. Wtedy też zagrał pięć minut w przegranym starciu z Evertonem, To były jego ostatnie chwile w trykocie meczowym “The Gunners”.
Gdy podpadniesz Mikelowi Artecie dyscyplinarnie, nie ma zmiłuj. Przekonali się o tym Matteo Guendouzi i Mesut Oezil, a teraz właśnie “Auba”. Dlatego trudno było oczekiwać, że Hiszpan przywróci Gabończyka do kadry meczowej. Z tego powodu lepiej dla Arsenalu, że po Aubameyanga zgłosiła się Barcelona, aniżeli miałby spędzić kilka miesięcy na trybunach, pobierając co tydzień ogromne pieniądze. Londyńczycy na odejściu 32-latka zaoszczędzą według różnych informacji kilkanaście milionów funtów. Stąd to rozstanie jest rozsądne ekonomicznie dla klubu. Tyle że ta historia i tak ma smutne zakończenie. Szczególnie, jak ogląda się poniższy filmik:

Korzyść z ryzykiem

Patrząc jednak szerzej, przeprowadzka byłego kapitana “Kanonierów” na Camp Nou to rozwiązanie korzystne dla wszystkich stron. Arsenal nie musi opłacać w całości ogromnego kontraktu piłkarza, który i tak jest poza pierwszą drużyną. Sam zawodnik może wrócić do gry i na nowo spróbować skierować nieco podupadłą karierę na właściwe tory. “Barca” zaś zyskuje kolejnego gracza do formacji ofensywnej, po Ferranie Torresie i Adamie Traore.
Mimo wszystko, sympatykom “Blaugrany” powinna się zapalić lampka ostrzegawcza. Gdyby Aubameyang był w optymalnej formie, to nawet mimo konfliktu z Artetą albo grałby dalej na Emirates, albo trafił do lepszego klubu niż Barcelona. Właściwej dyspozycji u Gabończyka nie widać jednak od dawna. Sportowo Katalończycy podjęli więc spore ryzyko. Pozaboiskowo - również, bo problemy dyscyplinarne doświadczonego snajpera to temat-rzeka, w dodatku “Auba” właśnie trafił do miejsca, w którym stacjonuje (bo już nie gra) jego kumpel, Ousmane Dembele. A ten krnąbrny duet, jeśli tylko “odpali wrotki” po godzinach pracy, może być nie do okiełznania.
Przyszłość Aubameyanga na Camp Nou stanowi zatem sporą niewiadomą. Pewnie trochę bramek dla “Barcy” gaboński as strzeli, ale czy na nowo zdoła wedrzeć się do grona czołowych napastników świata? To już wyzwanie znacznie trudniejsze i mniej prawdopodobne. Kariera tego wyborowego strzelca znalazła się ostatnio na zakręcie. “Auba” zrobił już krok we właściwą stronę, lecz nie można wykluczyć, że zaraz znów obierze zły kierunek. W końcu Gabończyk lubi zaskakiwać. Ostatnio - niestety głównie negatywnie.

Przeczytaj również